piątek, 18 października 2013

Żywa ziemia

      Czy wiecie, jaki biotop jest najliczniej zasiedlony prze organizmy żywe? Otóż nie, nie lasy tropikalne. Jest nim gleba, także w naszym klimacie. W jednej garstce żywej gleby, takiej malutkiej, damskiej garsteczce znajduje się kilka miliardów organizmów żywych (ok. miliard na gram). Na jednym hektarze łąki może żyć aż do 4 ton dżdżownic!

    Niestety, to środowisko dotychczas było prawie nieznane i lekceważone. W tej chwili zaś gleby umierają. We Francji już ok.80% ziem rolniczych jest martwych. Danych z Polski nie mam, ale nawet jeśli jest ciut lepiej, to niewiele.

    W żywej ziemi zachodzą nieustannie intensywne procesy. Zarówno skały, jak nieżywe organizmy i ich części są rozkładane do prostych związków mineralnych, te z kolei są źródłem pokarmu dla roślin. W procesie tym uczestniczy cały skomplikowany łańcuch wzajemnie od siebie zależnych drobnych zwierząt (owady, robaki, wieloszczety, skorupiaki, pierścienice i inne), bakterii, grzybów...
Każdy z tych organizmów żyje w określonej warstwie ziemi, na określonej głębokości. Inne, np. dżdżownice, przemieszczają się swobodnie w górę i w dół.

    Żywa ziemia jest pulchna, napowietrzona. Dobrze gromadzi wodę. Gromadzi też sole mineralne, więżąc je na dłuższy czas w tzw. gruzełkach. Gruzełki uformowane są z gliny związanej z prawie rozłożoną materią organiczną. Jest to jakby poślubienie tego, co mineralne, z tym, co organiczne, bo glina jest ostatecznym rezultatem rozkładu skał, a związki organiczne z nią związane pochodzą od żywych organizmów.

    Co się dzieje, kiedy ziemia jest martwa? Wszystkie te procesy ustają, materia rozkłada się do soli organicznych, które są wypłukiwane przez wodę. Ziemia traci swoją porowatość, staje się zlewna. Nie potrafi już magazynować wody i odprowadzać jej w głąb. Stąd zalane pola, gnijące zasiewy i powodzie przy lada większym deszczu. Nawet jeśli dodamy materię organiczną do takiej gleby, to nie będzie komu jej rozłożyć w związki dostępne dla roślin.

   Jeśli chcemy mieć zdrowe, bujne rośliny w ogrodzie, musimy w nim mieć żywą glebę. Możemy to zrobić, zapewniając naszym sprzymierzeńcom i darmowym robotnikom, czyli wszystkim tym organizmom, jak najlepsze warunki. Oraz źródło pożywienia. Stąd tak ważne jest ściółkowanie. Zwróćcie uwagę, że w naturze, poza pustyniami, nie ma "gołej" ziemi, zawsze jest pokryta roślinami lub naturalną ściółką.

     Ściółka jest ochronną kołderką przed palącym słońcem, jak przed zimnem i wiatrem, chroni też przed parowaniem wody, a jednocześnie służy za obficie zastawiony stół.

     Czym ściółkować? Podpatrując naturę, a naszym wzorem jest las liściasty, najbardziej przyczyniający się do żyzności gleby, widzimy, że wszystkim po trochu, aby było organiczne. Ostatnio jest moda na słomę. Owszem jest wygodna w użyciu, ale to nie jest jedyny materiał. Równie dobre jest siano, zeschłe liście czy jakiekolwiek ścięte rośliny. Jednak zarówno słoma, jak siano, są ubogie w związki azotowe. W lesie do ściółki trafiają też odchody zwierząt i ptaków ( a ile taki ptaszor potrafi "narobić", to wiedzą ci, którzy je hodowali), opadłe pióra, sierść, w końcu martwe zwierzęta. To ważne, żeby była równowaga między tym, co bogate w węgiel (słoma, siano, suche liście), a tym, co bogate w azot (gnój, zielone rośliny). Węgiel i azot są podstawą wszystkich organizmów żywych.

Ściółka pomaga też zwalczyć chwasty, zagłusza je po prostu. Trochę ich z pewnością wyrośnie, ale z pulchnej, żywej ziemi, łatwo jest je wyrwać.

   Jeśli ziemia w ogrodzie jest martwa, zatruta środkami chemicznymi, które zabijają wszystkich naszych malutkich sprzymierzeńców, bądź pochodzi z głębokich wykopów, to przywracanie jej do życia może potrwać nawet kilka lat. Jeśli ktoś ma dostęp do żywej ziemi - w ekologicznym ogrodzie przyjaciół, w naturze (tylko nie w lesie iglastym, te sztuczne monokultury wyjaławiają ziemię), to może przynieść kilka garści i rozsypać ją pod ściółką. Posłużą one za zaczyn, jak w cieście chlebowym.

   Trzeba też uważać, skąd pochodzi słoma. Niektórzy rolnicy używają wielkich ilości środków chwastobójczych i innych pestycydów. Ich resztki zostają zmagazynowane w  słomie. Używając jej, myślimy, że mamy ogród ekologiczny, a tymczasem... Lepiej zadowolić się tym, co mamy u siebie.

24 komentarze:

  1. Ściółka, oraz należy unikać orania/przekopywania, jak się okazuje to czyni więcej zła niż dobra!
    Ja znalazłam metodę na bardzo ekologiczne oczyszczenie mojej ziemi bez udziału ludzkiej ręki, hi hi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kury puściłaś do ogrodu? one wydrapią pazurami wszystko; pozdrawiam.

      Usuń
    2. Kury to jedno, ale do orki zaprzęgnę kogo innego ;)

      Usuń
    3. A kogo zaprzęgniesz do orki? Podziel się :)

      Usuń
  2. Pięknie napisałaś o glebie :) Twój wpis powinien być lekturą obowiązkową - jako skrót i bryk dla wszystkich uprawiających ziemię. Bo niestety, masz rację. Gleby są strasznie wyjałowione, wielu nie myśli, tylko eksploatuje sypiąc i lejąc różne środki chemiczne.
    Kasa, kasa, kasa ....

    OdpowiedzUsuń
  3. Kamphora, to podziel się, proszę (oczy kota ze Shreka).
    Lidia, może nie tyle, kasa, co lenistwo fizyczne i umysłowe. wiesz, ile wydają na nawozy, pestycydy, insektycydy? Na paliwo do tych wielkich traktorów? No, zgoda, traktor się przydaje w dużych gospodarstwach, nawet do uprawy bezorkowej (bo jednak trzeba wałować i talerzować), ale wystarczy mały. Kiedyś oglądałam wywiad z rolnikiem, który przez wiele lat uprawiał ziemię chemicznie, a potem przeszedł na biodynamikę. Twierdził, że wcześniej nigdy nie miał pieniędzy, bo cały dochód szedł na chemię. Teraz ma ciut mniejsze plony, ale pełno kasy, bo zamiast chemii stosuje kompost, pryska wywarem z rumianku, pokrzyw czy skrzypu, a to wszystko ma za darmo. więc nagle ma pełno kasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świnie. Wyczytałam, że one są najlepsze do "orki", przewrócą wierzchnią warstwę bez zbytecznej ingerencji, czyli w sam raz. Do tego ponawożą. Wszystko naturalnie, ekologicznie i biodynamicznie. Jeśli czytujesz po angielsku to poelcam z całego serca książki Johna Seymoura, szczególnie "The New Complete Book of Self-Sufficiency". Przeczytałam już wiele tego typu pozycji, jednak tę studiowałam z zapartym tchem i z właśnie oczami kota ze Shreka.

      Usuń
    2. Lenistwo, jak najbardziej i chęć bycia "nowoczesnym", bo przecież trzeba naprzód iść, a nie uprawiać jak za dawnych lat.
      Ciekawa koncepcja z tymi świniami, Kamphoro :) W sumie nigdy o niej nie słyszałam, bo i gdzie.

      Usuń
    3. Ale pewnie trzeba im ogrodzić, bo inaczej zaorają ekologicznie i somsiadom.:-)

      Usuń
    4. Tam, gdzie ona będzie mieszkać, wystarczy sypnąć trochę jakimiś jadalnymi korzeniami i dziki jej to same zrobią. W tym roku widziałam, jak pięknie skopały stary warzywnik w Barkowie w poszukiwaniu zapomnianych ziemniaków! Myślałam, że to ktoś glebogryzarką porobił hi hi hi

      Usuń
    5. Będę musiała mieć solidnie ogrodzone (siatką) żeby mi konie nie wylazły, więc świnie, owce i kozy będą mogły luzem łazić. Dziki właśnie ryją, a świnie pracują całkiem systematycznie.
      Poza tym świński nawóz to nie tylko dobry nawóz sam w sobie, ale również znakomity materiał do produkcji metanu czyli bio-gazu, na którym można świetnie gotować! :)

      Usuń
  4. A jeśli jest łąka przez kilkanaście lat nie uprawiana, ale koszona i służąca za pastwisko dla krów (klasa wg gminy III i IV), a ma być zamieniona na ogród i jest jej ok. 50 ar, to co zrobić? Przeorać pierwszy raz? użyć glebogryzarki? Docelowo mają być grządki wzniesione i "normalne", krzewy owocowe, kwiaty użytkowe. Co radzicie? Trochę boli mnie serce na myśl o oraniu, ale to jest nowe miejsce i nie ma na razie dostępu do kompostu czy obornika. To wszystko będzie, ale z czasem, dlatego myślałam o pługu lub glebogryzarce teraz i zaściółkowaniu na zimę. Nie wiem czy to dobry pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My zaoraliśmy ciągnikiem 1 raz bo to też była taka łąka jak u Ciebie, Bazylio. Potem raz przekopaliśmy, a potem raczej glebogryzarka taka mała ogrodowa, i od czasu do czasu, ale nie całość, tylko wybrane kawałki przekopujemy, no i co roku kompost i przepracowany, dwuletni obornik koński. Ogród żyje, i ma się coraz lepiej.:-)

      Usuń
    2. Mieliśmy identyczną sytuację, też za poradą rolników zaorałam to, ale oranie nic nie dało, bo było tu pełno perzu. A perz po zaoraniu rozrasta się w najlepsze, nawet mu to służy. Można oczywiście, zaorać i przykryć, nie wiem tylko, na ile to będzie skuteczne. Krzewy i drzewa można posadzić na łące, wystarczy zedrzeć darń w kole o średnicy ok.1 metra i posadzić tam drzewko. Następnie trawę trzeba regularnie kosić i używać jej do ściółkowania wokoło drzewek, ale nie dotykając pnia. Ziemia jest niezła, ale może być za słaba do hodowli warzyw i kwiatów tak od razu po zdarciu darni. Dobrze by było postarać się o trochę obornika, siana czy słomy (lepsze jest siano, bo na ogół bez resztek rozmaitych -idów, a jeśli jest zmoczone czy stare, można je mieć za bezcen) i budować wały permakulturowe, powoli i spokojnie. Nie musisz przecież od razu zagospodarowywać całej powierzchni. Jak założyć ogród na ugorze, napiszę w niedługo.

      Usuń
    3. O!!! To będzie coś dla mnie!!! "Co Kret może na ugorze";))))

      Usuń
  5. Dziękuję Agnieszko i Babulinko. Macie rację, chyba będę to przerabiać po kawałku, może obejdzie się bez ciężkiego sprzętu.
    Mam jeszcze pytanie Babulinko, czy superwidły (widziałam na filmie, a jakże:)), dadzą radę spulchnić ziemię pod zdartą darnią?
    Pozdrowienia!
    P.S. Aga, końskiego obornika zazdroszczę, podobno dobrze grzeje ziemię:)

    OdpowiedzUsuń
  6. To zależy od ziemi. One bardzo ładnie spisują się w ziemi lekkiej, gorzej w gliniastej. Do poruszania ziemi, a nawet lekkiego przekopywania z wyciąganiem korzeni chwastów dobre są widły amerykańskie - takie widły z 4 bardzo grubymi, płaskimi zębami. a do innych rzeczy, włącznie z grabieniem i spulchnianiem, narzędzie, które po francusku nazywa się "croc", czyli też jakby widły, tylko w połowie długości zagięte pod kątem prostym. A w ogóle to marzy mi się motyczka w formie liścia, jaką gdzieś tam widziałam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam za bardzo dostępu do obornika, czy można go czymś zastąpić? pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Częściowo można zastąpić zielonymi częściami roślin (trawa skoszona z trawnika) albo roślinami motylkowymi czy pokrzywami. Ale najlepiej zaopatrzyć się w jakiegoś zwierzaka hi hi hi... to nie musi być duże zwierzę, może być kura, królik, gołębie... A tak w ogóle, to na początku chodziłyśmy z córką po łąkach i zbierałyśmy krowie placki do wiaderka.

      Usuń
  8. A Wielkopolska nam niemiłosiernie stepowieje, wody spadają, albo są wylewy straszliwe, gleba jest lekka jak piach i wiatr ją nosi po świecie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, tak właśnie wygląda erozja martwych gleb... Cała nadzieja, że ludzie się nauczą inaczej...

      Usuń
  9. Dziękuję za piękny tekst :) Chyba się zmobilizuję i wejdę do gołębnika taty, w którym już od lat nie ma lokatorów, wybiorę obornik i dokarmię mój kawałeczek ziemi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Same odchody gołębie są bardzo mocne, mogą nawet spalić żywe organizmy. Najlepiej jest je pomieszać z dużą ilością słomy albo siana.

      Usuń
    2. Dzięki :) Już wcześniej mąż mi o tym mówił

      Usuń