sobota, 9 kwietnia 2016

Rzecz o kurach i kurnikach

          Fajnie jest mieć kury i własne jajka, dobrze jest jednak przy tym pamiętać o kilku rzeczach.

          Jedną z nich jest przestrzeń i to zarówno w kurniku, jak i na zewnątrz. W kurniku, bo zimą kury niechętnie wychodzą, a podczas pluchy lepiej ich nie wypuszczać, ponieważ zmokła kura = chora kura.  Czyli powinny tam mieć tyle miejsca, żeby się czuć swobodnie.
          Wybieg zewnętrzny jest nieodzowny, jeśli chcemy mieć szczęśliwe zwierzęta. Potrzebne im słońce, piach, zielenina i owady. Maleńki kawałek gołego placyku nie załatwia sprawy, żeby kura była szczęśliwa musi grzebać i dziobać w czymś innym, niż ziemia skażona jej własnymi odchodami. Na dodatek kury nie mają zębów, więc żeby trawić i rozcierać ziarna połykają codziennie sporo kamyków, takiego żwirku. Lepiej, żeby nie zarażały się wtórnie jakimiś pasożytami.

      Druga: kury są wszystkożerne. Oprócz ziarna potrzebne jest im wysokowartościowe białko i zielenina, tudzież nasiona inne, niż zboże. Na wolnym wybiegu same zdobywają owady, które nie tylko dostarczają im białka, ale również chityny nieodzownej do budowania skorupek. Jeśli wybieg jest niezbyt duży, to zarówno owady lub dżdżownice, jak i zieleninę należy im dostarczać codziennie w dużych ilościach. Niektórzy mają durne pomysły - takim jest zawieszanie gnijącego mięsa, żeby kury jadły wylęgające się tam robaki. Obrzydliwe i trupi jad nikomu nie wyjdzie na zdrowie. Lepiej już założyć hodowlę dżdżownic, zakładając kompost z kurzej ściółki.

       Trzecia: kuraki są zwierzętami haremowymi, czyli jeden kogut ma harem wielu kurek. Jeśli ktoś chce mieć tylko 2-3 kurki na jajka dla własnej rodziny, to lepiej nie mieć koguta. Potrafi on zamęczyć swoimi zalotami te kilka kurek, powyrywać im pióra z grzbietu itp. Kury bez koguta mogą się obejść, najsilniejsza wtedy rządzi innymi. Jajka też znoszą tak samo (a nawet więcej, nie będąc męczone). Na jednego koguta powinno przypadać co najmniej 7 kurek, 5 - jeśli kogut jest leciwy i spokojny.

      Najfajniej jest im, kiedy żyją na wolności. Tyle, że nie zawsze można z powodu drapieżników, psów, ruchliwych dróg i innych przeszkód. Można więc postawić kurnik w sadzie, jak w Bec Hallouin, kury dbają wtedy o zdrowe owoce, wyjadając robaki ze spadów, wygrzebując je z ziemi i nie pozwalając się rozwinąć.
    Można im zrobić wybieg w kształcie tunelu, który można przestawiać i zmieniać.
    Można też wykorzystać ich zdolność do ogałacania  i nawożenia gleby. Wtedy z kurnika mamy dwa wyjścia i dwa wybiegi. Każdy z nich służy przez jeden sezon. W tym czasie kury wygrzebują całe zielsko i użyźniają ziemię. W następnym roku kury przenoszą się na drugi wybieg, a na tym pierwszym sadzi się warzywa. Czyli co roku ogród i wybieg zamieniają się miejscami. Po zbiorze warzyw wysiewa się zboże ozime i cały cykl zaczyna się na nowo. Na rysunku widać też pryzmę kompostową, gdzie składamy resztki z warzywnika i ściółkę z kurnika, a jednocześnie od czasu do czasu wybieramy trochę dżdżownic dla kuraków.
     W kurniku dobrze jest przewidzieć oddzielne miejsce dla wysiadywania kurcząt, tak kwoczki są spokojne, inne kury nie dorzucają im jajek, a świeżo wyklute pisklęta są bezpieczne, bo wstyd powiedzieć - czasem własne ciotki są kanibalami! dotyczy to tylko świeżo wyklutych piskląt.

      U nas jest to zorganizowane nieco inaczej, bo trzeba było przystosować się do warunków. Przy wyjściu z kurnika jest mały wybieg, zaścielony słomą lub/i sianem, ok. 30 m.kw. Z niego jest wyjście na ogromny wybieg, porośnięty drzewami i krzewami - ok. 400 m.kw. Kiedy wyjeżdżamy, moje stadko musi zadowolić się małym wybiegiem, bo jastrzębie, mimo zabezpieczeń (rozciągnięte gęsto sznurki z flarami) potrafią je zaatakować na dużym.

     Jedzenie. Kury jedzą wszelkie ziarna, jedne mniej, inne bardziej chętnie. Najchętniej jedzą pszenicę, ale nie należy dawać jej samej, bo jest zbyt rozgrzewająca i może powodować choroby wątroby. Najlepiej mieszać różne ziarna i rozsypywać po wybiegu. Te, których kury nie zjedzą, wykiełkują, dając im karmę zieloną. Owies powinien być dodawany do każdej porcji, nie więcej jednak, niż 20%. Dobry jest też ostropest - chroni wątrobę. Dobry dodatek słonecznika ze względu na tłuszcz. Moje kury przepadają za gotowanymi ziemniakami i w ogóle gotowanymi warzywami zmieszanymi z osypką. Jeśli dodamy do nich maślanki lub białego sera to otrzymamy pełnowartościową karmę zimową. Można też gotować im strączkowe, zwłaszcza zimą. W ogóle można dawać resztki z obiadu, byle niezbyt słone - zbyt duża dawka soli (np. wędlin) może być letalna. Można dawać resztki mięsa lub ryb. Należy jednak uważać z chlebem i pieczywem w ogóle - może fermentować w żołądku i powodować choroby. Oczywiście trochę okruszków nie zaszkodzi. Moje uwielbiają jabłka, więc wszystkie ogryzki, obierki itp., a także owoce lekko podgniłe do nich idą. Kiedy tylko można, trzeba im dawać zieleninę i to jak najwięcej. Teraz, kiedy wyrywam chwasty i całe płaty darni, to zawożę je do kurnika, na mały wybieg. Kiedy tylko zobaczą mnie z taczką, to biegną z daleka i zażarcie grzebią w tym, co przyniosłam. Fakt, dorzucam im czasem kilka dżdżownic...
      No i oczywiście stały dostęp do czystej wody. Ja myję naczynie do pojenia po kilka razy dziennie, bo brudzą je strasznie! Nawet jeden dzień bez dostatecznej ilości wody może skutkować zatrzymaniem niesienia jajek!
      Przez jakiś czas stosowałam karmnik napełniany raz na kilka dni. Nie zdał egzaminu - wewnątrz kurnika przyciągał szczury i myszy, na zewnątrz wróble i inne ptaki. Kiedy szczur wydusił mi całe gniazdo podrośniętych już kurczaczków, wyrzuciłam to karmidło w kibini mater. Ziarno sypię na ziemię, w kilka kupek, bo inaczej te silne odganiają słabsze.
      No i żwirek, niezbędny kurom do trawienia. Dobrze mieć zapas na zimę i dawać im w oddzielnym naczyniu.