wtorek, 17 listopada 2020

Przyjazna ciemność

        Ucichłam ostatnio. Hibernuję. Dużo śpię, zwinęłam się jakby do wnętrza. We wnętrzu dzieje się wiele, ale na zewnątrz cisza i spokój. Mam wrażenie, że siły wyciekają ze mnie, jak z dziurawego wiadra.

       Pomalutku i spokojnie kończyłam zagospodarowywanie zbiorów. Rośliny korzeniowe już w piwnicy, szpinak w zamrażarce, kapusta już ukiszona. Każdego dnia po trochu. Szpinak, posiany na początku września, ciągle daje nam jeszcze piękne liście. Zbieram je, a same rośliny zostają w ziemi. Mam nadzieję, że przeżyją do wiosny i będziemy mieć wczesne zbiory.

     Dzieją się też inne rzeczy, bardzo miłe. Pewna piękna dusza, czytelniczka tego bloga i aktywna ogrodniczka, poprosiła mnie o recenzję jej książki. Przeczytałam w swoim ślimaczym ostatnio tempie, zastanowiłam się, i jestem zachwycona. Jako biolog z wykształcenia i ogrodniczka ekologiczna z przekonania, łączy ona te dwie domeny i przepięknie przybliża wiele zagadnień. Cieszę się bardzo, ze są tacy wspaniali młodzi ludzie, którzy przejmują teraz pałeczkę w propagowaniu wiedzy o samodzielnym hodowaniu zdrowej żywności, pomagają ludziom stać się bardziej sprawcami swego zdrowia i życia. To jest piękne.

                                                                                    Oto co napisałam jako recenzję:

 " Pisząc swój blog o ogrodnictwie naturalnym, puszczałam na wiatr ziarna wiedzy i doświadczenia. Różny może być los takich ziarenek, ale niektóre miały szczęście trafić do ludzi takich, jak Klaudia. Przygarnęła je, posiała razem z innymi ziarenkami, zebranymi z innych miejsc i od innych ludzi i wydały one wspaniałe plony. Klaudia ma wyczucie tych tajemniczych więzów, jakie łączą człowieka oraz całą Przyrodę w jedną całość, ale oprócz tego ma wiedzę naukową, pozwalającą te połączenia zrozumieć i wytłumaczyć. Jej książka łączy w jedno te dwie ścieżki: magię i naukę. A to połączenie sprawia, że jest pożyteczna i ciekawa dla wszystkich, chcących uprawiać ziemię w sposób naturalny. Gorąco ją polecam zarówno początkującym, jak i doświadczonym ogrodnikom, którzy chcą uprawiać własną żywność, żywą i leczniczą, którym nieobojętne są losy Ziemi."

        Autorka to Klaudia Sidorowicz, a bliżej zapoznać się z jej książką można tutaj:   https://ogrodprobiotyczny.pl/

       Zamieszkała też u nas nowa domowniczka, blablador (jak nazywa to pani wetka), czyli coś co wygląda na labradora, ale nim nie jest. 

      Latem odeszła Luna, nasz psi Biały Anioł. Serce ciągle mnie boli, bo chociaż wszystkie psiaki są cudowne, to tak wyjątkowej osobowości już chyba nie spotkam. Cierpiałam długo, cierpiał też Tiki, jej równolatek (13 lat). Aż w końcu przyśniła mi się i przyniosła szczeniaka. Wtedy zaczęłam rozglądać się za innym psem. Rozpytywałam, bo z jednej strony moje serce wyrywało się do Podhalanów, a z drugiej strony nie chciałam kupować szczeniaka z hodowli. Natomiast do adopcji były psy już dorosłe i często o trudnym charakterze. Tiki ma kłopoty z akceptacją innych zwierząt, dorosłego psa nigdy by nie zaakceptował. 

     Postanowiłam więc zdać się na los i poczekać, co samo do mnie przyjdzie. No i przyszło, do mojej koleżanki ze wsi obok, pod postacią wałęsającej się parki wiejskich kundli. Takich, co to niby mają właściciela, ale głodne, brudne i zaniedbane włóczą się' szukając jedzenia. Dobra dusza z tej Moniki, zaczęła je dokarmiać i dopieszczać, a sunia odwdzięczyła się jej przyprowadzając trzy szczenięta czarne jak ona sama. Dostały ciepłe legowisko w budynku gospodarczym i michę, aż przyszedł czas pójść do ludzi. Pieski dość szybko znalazły właścicieli, a czarna sunia trafiła do mnie. Jest już po wizycie u weta, uwolniona od obcego życia wewnętrznego i zewnętrznego, obejrzana, zważona, zmierzona i czeka na drugie szczepienie. Pierwsze miała u Moniki. Ma dwa miesiące mniej więcej. No i mam takie półdiablę weneckie, rozrabiające i skaczące jak na sprężynach.



Na tym zdjęciu tylko tak smętnie wygląda, ale to wulkan energii, który ściąga z człowieka kołdrę w nocy, kradnie kapcie, ściąga z nóg skarpetki, zaczepia łapką, robi kompletne przemeblowanie i wszystko gryzie. Oraz sika jak lejek. Zjadła już karton, porwała mi koszulę nocną i zrobiła sobie legowisko z mojej ciepłej tuniki, świeżo wypranej. Niewiniątko takie.

    Teraz idę zwinąć się w moje norce i medytować o rzeczach tego świata. Lubię ten czas długich wieczorów i cichych dni, kiedy ciemność pomaga zajrzeć w głąb, do korzeni spraw i rzeczy.