wtorek, 28 grudnia 2021

Dąbek pod opieką

        Od kiedy zaczęłam dobrze chodzić, penetruję zakątki ogrodu, w których dawno nie byłam. Wcześniej zachowywałam siły na to, co konieczne. Teraz odkrywam na nowo różne miejsca nieoczywiste. Spotykają mnie tam różne niespodzianki, jak małe pole trzcin na podmokłym miejscu, z czego jestem niesłychanie zadowolona. Trzciny służą do wielu rzeczy - krycia dachów, robienia namiotów i mat. Ale najprzyjemniejsze i najciekawsze odkrycie czekało mnie w leszczynowym bukiecie.


                        Tak wygląda leszczynowa gęstwina z zewnątrz.


      W rogu ogrodu posadziliśmy 6 krzaków leszczyny, dość daleko od siebie, ale na tyle blisko, żeby wiatr mógł je zapylać. Pośrodku tego kręgu mąż posadził mały dąbek, bo chciał mieć "bosquet" jak w Wersalu: duże drzewo pośrodku, otoczone kręgiem krzewów. Tyle, ze zapomniał o prędkości wzrostu. Leszczyny błyskawicznie się rozrosły do potężnych rozmiarów, połączyły się i utworzyły pośrodku altanę zupełnie zacienioną. Niech nie zwiodą Was zdjęcia, które zaraz zamieszczę - aparat ustawiony na tryb nocny wyłapał każdą cząsteczkę światła i ją spotęgował. W środku jest naprawdę ciemno.

    
    Aparat, ustawiony na tryb nocny, wychwycił najmniejszą cząsteczkę światła, ale tam jest naprawdę ciemno.


     Myślałam, że mały dąbek, o wiele wolniej rosnący, już dawno usechł w tym cieniu. Aż zawędrowałam tam tego lata. No i niespodzianka: dąbek nie tylko ma się świetnie, nie tylko urósł, ale miał ciemno zielone, bujne liście. Jak to możliwe? Podejrzewam, że leszczyny, jak dobre mamki, dokarmiają to maleństwo. Dzięki masie liści fotosyntezują cukry w obfitości i częścią z nich, za pośrednictwem grzybni, dzielą się z dębem. To zjawisko od pewnego czasu znane w przyrodzie.


                 To na pierwszym planie to dąbek, zielony i z dużymi liśćmi oraz pięknymi przyrostami.


     Jak daleko jesteśmy od obrazu lasu, jaki podawano mi w szkole! Tam była tylko bezwzględna walka o byt i śmierć słabym. Teraz wiemy coraz więcej o złożonym organizmie, jakim jest las. Wiemy, że drzewa dzielą się pokarmem, ale nie wszystkie ze wszystkimi. Mają swoich wybrańców i takich, którym nic nie dadzą. Pisałam już o przepięknej, bujnej, młodej czereśni rosnącej w pobliskim lesie pod wielkimi sosnami. Teraz mamy dąb odżywiany przez leszczyny. Prawdopodobnie drzewa w tym karmieniu preferują własne potomstwo, ale jak widać, międzygatunkowe pomoce też działają nieźle. Najpierw sądzono, ze odbywa się to przez korzenie, teraz wiemy, że pośredniczy w tym grzybnia.

     A grzybnia służy też do przekazywania wiadomości, jak leśny internet. Nie jest już herezją stwierdzenie, ze za jej pomocą starsze, doświadczone drzewa komunikują młodszym najlepszą porę do rozwinięcia liści czy nawet dobry rok do wydania owoców.

      A ile odkryć jeszcze przed nami?

       Na święta sprawiłam sobie prezent, książkę Suzanne Simard "W poszukiwaniu matki drzew. Dowody na inteligencję lasu". Delektuję się nią po kawałku, po trochu. Piękna magia drzew dzieje się wokół nas.

sobota, 18 grudnia 2021

Nikt tak już nie buduje

        Chatka Czarownicy to marzenie mego życia. Zawsze chciałam mieć "dom jak drzewiej", jak ze skansenu, jak wieki temu. Moje marzenie spotkało się z marzeniem Mistrza Jana, żeby coś takiego zbudować. Tak się zaczęło. Potem był trochę niespodziewany dopływ pewnej sumy pieniędzy i można było zacząć działać. 

       Zdążyliśmy dosłownie w ostatnim momencie, obecne ceny drewna budowlanego nie pozwoliły by nam na to. I tak łataliśmy i szliśmy na kompromisy - ja chciałam prawdziwą dawną chatę, krytą słomianą strzechą. Suma sumarum powstał budynek jak z XIX wieku. To nie jest dom, tylko pracownia wiedźmy. Nie ma tam elektryczności ani bieżącej wody. Cała chatka jest maleńka, jak z bajki. Można by było tam żyć tak, jak dawniej. Bez elektrosmogu i plastyku.

      Zaczęło się od wyrównania gruntu i postawienia czterech kam
ieni węgielnych. U nas teren polodowcowy, głazów dostatek, więc od zawsze tak stawiano domy. Grunt podmokły mocno pracuje, nasiąkając i schnąć, zamarzając zimą na kamień i odmarzając wiosną. Widziałam wiele budynków murowanych, których ściany popękały od dołu do góry na skutek tych ruchów gruntu. Natomiast drewniane budynki, z natury bardziej plastyczne, kołyszą się lekko na swoich kamieniach węgielnych.

     Na kamieniach założono podwaliny, cztery belki. Na nich budowano ściany, łącząc belki na "obce pióro" i na kołki. Zrąb chaty zazębia się na jaskółczy ogon. Pomału ściany rosły, Doszły komplikacje w postaci okien i drzwi, ale Mistrz Jan zna się na budownictwie, wszystko się poskładało jak klocki w układance. Między belkami jest uszczelnienie z lnu, podobnie we wszystkich szparach, jakie mogą się pokazać.




     Belki sufitowe połączyły ściany ze sobą. Nad nimi stanął dach. Na razie jest tylko pokryty papą, docelowo będzie prawdopodobnie "ubrany" w gont deskowy. Okazało się, że słoma nie jest najlepszym rozwiązaniem z powodu wysokich drzew wokoło - duża część dachu jest w cieniu, A słoma w cieniu to nie bardzo się sprawdza.



 


       Pod podłogą chaty jest żwir z wapnem, żadnego cementu czy sztucznych tworzyw. Między kamieniami węgielnymi ułożone są mniejsze kamienie, pospajane gliną z wapnem. Wygląda to trochę jak fundament, ale nim nie jest. Cementu użyto na fundament pod przyszły piec.

    Jan zrobił piękne drzwi płycinowe i "tymczasowe okna, które chyba zostaną na dłużej. Dorzuciliśmy też ganek, żeby już było bardzo po podlasku. Na końcu sufit. Bardzo piękny.




     Zostało nam jeszcze sporo detali do zrobienia: obudować ganek tak, żeby służył jako wiatrołap i sień, postawić piec (w tym roku zdun nie zdążył).



       Ale chata już jest, pachnąca drewnem i suszącymi się ziołami. Miałam niezwykłą frajdę, urządzając ją na przyjazd mojej córki. Sama uwielbiam tam być, zapalić świece, pomedytować, odpocząć. Jest w tym wnętrzu coś, co uspokaja duszę i napełnia ją ciszą i zadumą.