wtorek, 8 października 2013

Kto, gdzie, dlaczego?

     To już 16 lat, jak znaleźliśmy nasze siedlisko pod lipą i jesionem. Przez ten czas dziecko dorosło, my się postarzeliśmy, a kawałek ugoru z kilkoma drzewami i zdewastowanym starym sadem przemienił się w bajkowy ogród.
     Czasem słyszę, jak nowi wiejscy osadnicy po kilku latach "tracą parę", zaczynają nudzić się i żałować. A nas to ciągle bawi! Zżyliśmy się z naszym kawałkiem ziemi, zmieniliśmy się wzajemnie. Nigdzie nie jest nam tak dobrze, jak tu.
     Ten blog będzie o naszym tutejszym życiu, o radosnej pracy. Trochę poprzeplatany wspominkami, trochę radami.
     Kim jesteśmy? Nasza rodzinka to ja, mój mąż, czyli Bombowy Facet i nasza córka, obecnie na studiach. Tudzież cała czereda cztero- i dwułapych współmieszkańców, którzy zmieniali się w czasie. Obecnie są to: dwa psy - Luna, najbardziej dobroduszny z owczarków podhalańskich i Tiki, czystej rasy kundel podlaski w typie szpica, czarno-żółto-biały, dość nerwowy; dwa koty - Kita, czarnulka urodzona u nas, teraz już 12 letnia i młody czarny Łobuziak z białymi bułkami pod nosem, pieszczoch Bombowego Faceta; stadko kur z kogutem "najpiękniejszym w całej wsi",gęś i trzy owce, już dość wiekowe. A w ogrodzie żyje swoim życiem liczny ludek, z którym mamy bardzo dobre układy sąsiedzkie. Wymienię tylko część: węże zaskrońce, jaszczurki, traszki w oczku wodnym, szpaki, sikorki, makolągwy, rudziki, derkacze nad stawem, wróble i masa innych, pierzastych i śpiewających, jeże, ropuchy, żaby, bobry, ryby i wydry w stawie, no i niestety - muchy i komary.
     Mieszkamy na skraju moczarów, na styku bagien biebrzańskich i Puszczy Augustowskiej. Stuletni prawie dom stoi na suchej, piaszczystej wydmie, na dawnej plaży ogromnej, polodowcowej rzeki. Dziś po rzece pozostała tylko pradolina z łąkami zalewowymi i niewielką rzeczułką pośrodku. Wpada do niej struga, która przepływa przez zachodni kraniec naszej ziemi. Jesteśmy dumnymi posiadaczami 3 ha mokradeł i suchszej, ale dość słabe ziemi wokoło domu. Hm...teraz już nie takiej słabej, a miejscami wręcz cudownie urodzajnej, ale to już inna historia.
     Dlaczego tutaj? Trudno powiedzieć, trudno wytłumaczyć to piknięcie w sercu na widok kawałka ziemi i starego domu. A tak w ogóle to na początku było marzenie, marzenie o własnym domu, własnym ogrodzie, szczęśliwych zwierzętach, warzywach i owocach wprost z grządki, takich świeżo zerwanych i opitych słońcem. O swobodzie, byciu u siebie, na uboczu. O pracy na swoim. Potem było długie szukanie, w różnych miejscach. W końcu trafiliśmy tutaj, dzięki dziwnym i znaczącym splotom okoliczności i... wpadliśmy na amen. Najważniejsze dla nas: był tu dom zdatny do zamieszkania od zaraz, na uboczu, ale w pobliżu wsi. Jest woda i las w pobliżu, ale sąsiedzi dopiero kilkaset metrów dalej. Był kawałek ziemi, nie za mały i nie za duży. A ponieważ nic nie jest doskonałe - są i były tez komary. Na szczęście nie każdego roku są ich takie chmary, żeby przeszkadzały żyć. Jest to mój rodzinny region, ojciec pochodził z niedalekiej wioski, ale tutaj, w tej wsi byliśmy obcy. Teraz już wrośliśmy w krajobraz. Jesteśmy "tutejsi".
    Dobrze nam tu. Co dzień odnawia się magia, co dzień żyjemy wśród roślin i zwierząt, oddychamy czystym powietrzem. Odbywamy podróż przez cztery pory roku.

5 komentarzy:

  1. Gorzka Jagoda! Niesamowicie mi miło, że trafiłam na Twój blog, zwłaszcza w obliczu faktu, że sama od ubiegłego lata mam dom- prawie wsi;) Mam Ogródek przy domu, ale to lato będzie pierwszym, w którym będę mu się przyglądać. Poznajemy się dopiero. A Twój blog będę sobie powolutku smakować - zaczynam tu, od początku. Zasubskrybowałam sobie i będę się delektować - muszę tak siłą rzeczy, bo czasu mam nie za wiele ;) Ale za to mam sześcioro dzieciaków i nigdy mi się nie nudzi;) Pozdrawiam serdecznie z Mazowsza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gorzka Jagoda! Niesamowicie mi miło, że trafiłam na Twój blog, zwłaszcza w obliczu faktu, że sama od ubiegłego lata mam dom- prawie wsi;) Mam Ogródek przy domu, ale to lato będzie pierwszym, w którym będę mu się przyglądać. Poznajemy się dopiero. A Twój blog będę sobie powolutku smakować - zaczynam tu, od początku. Zasubskrybowałam sobie i będę się delektować - muszę tak siłą rzeczy, bo czasu mam nie za wiele ;) Ale za to mam sześcioro dzieciaków i nigdy mi się nie nudzi;) Pozdrawiam serdecznie z Mazowsza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak pięknie piszesz...zazdroszczę znalezienia swego miejsca..ja niedawno wystartowałam,wyruszyłam w poszukiwaniu go...:):Po 30latach tkwienia w jednym miejscu zdecydowałam się na wyjazd...Syn dorosły ,już samodzielny a my z mężem na nowej drodze:):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przywitam sie ponownie, poniewaz tym razem wpadlam z dluzsza wizyta :)
    Wybieramy sie na wies, a poniewaz jest to proces dlugi i uslany wyboinami, dokarmiam marzenia czytajac o sukcesach innych :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ciekawe jak podobne mogą być marzenia ludzi. I jak różne od masowej propagandy rozwoju przemysłowego. Podświadomie wiemy co daje nam prawdziwe szczęście, ale strach jest silniejszy. Dawno, dawno temu, gdy moja córeczka myślała że jej miejsce do życia jest na moich kolanach, siadaliśmy razem przy stole i zapisywaliśmy nasze marzenia dotyczące naszego domku na wsi . Był to dość szczegółowy opis zawierający rozkład siedliska jego wyposażenie. Gatunki drzew, warzyw i kwiatów w ogrodzie . Rodzaj i liczbę inwentarza . Ja pisałem, ona rysowała . Dziś gdy przeczytałem ten opis pomyślałem że ktoś skradł nasz scenariusz.

    OdpowiedzUsuń