Dziś sprzątałam kurnik i układałam "kanapki" w foliaku ( kurzeniec + ścięta trawa wymieszana z liśćmi na wierzch). Fiołkami to nie pachniało... Po tym porządny, ciepły prysznic z ekologicznym, pachnącym mydełkiem. Ja jednak lubię mieć bieżącą wodę :)))
Lubię tez nasze kury, bajecznie kolorowego koguta Dominika III, dwie zielononóżki, trzy metyski czarnej maści i z różnokolorowymi łapkami. Nasze stado podstawowe. Jest jeszcze Dominik Junior, którego bym chętnie oddała w innym celu, niż do gara. Zapowiada się równie dekoracyjnie, jak tata. Kury trzymamy w zasadzie tylko dla jajek, czasem jakiś chudy rosół z nadprogramowego kogucika się trafi. Od lat też wysiadują same pisklęta, co dziś jest coraz rzadziej spotykane.
Sama wygoda taki wychów piskląt z matką, praktycznie wcale się nimi nie zajmuję, ot - dam trochę specjalnej karmy w pierwszych dniach życia (jajko na twardo, twarożek, kasza, siekany krwawnik i pokrzywy).
Istnieją dwie opcje naturalnego wychowu kur. Ewa, jak pisała, wypuszcza swoje do lasu i nie musi ich karmić. U nas las daleko, mieszkamy w łąkach, gdzie lisy i jastrzębie potrafią porwać nam kurę wręcz przed naszym nosem z podwórka. Mały kundelek Tiki potrafił je bronić, uwieszając się łap jastrzębia albo goniąc za lisem, ale nie zawsze mu się udawało. Potrafiłam w ciągu kilku dni stracić całe stado. Poza tym Piotruś Wielki nie cierpiał, a raczej cierpiał, że rozgrzebują mu grządki. A ja cierpiałam razem z kurami, kiedy widziałam je zamknięte na niewielkim wybiegu (50 m. kw.) Więc mój mąż postanowił upiec kilka pieczeni na jednym ogniu - ogrodził siatką zarośnięty drzewami i krzewami szmat ziemi za garażami, duży bardzo (ok. 12 m. na 25). W ten sposób chroni swoje ukochane buki czerwone czy inne kasztanowce przed krowami, co wdzierały się z sąsiedniej łąki, ma zamknięte (symbolicznie, bo symbolicznie, ale jednak) miejsce do składania swoich rozmaitych "materiałów" (deski, blacha itp.), a kury mają ogromny wybieg z drzewami, krzewami, trawą, piaszczystą plażą i masą zakątków. Mają tam nawet coś w rodzaju pryzmy kompostowej pod krzakiem, gdzie wyrzucamy różne resztki roślinne, a one z zapałem grzebią tam za robakami. Piotruś posunął się nawet do tego, że zrobił solidną kamienną podmurówkę (żeby lis się nie podkopał) i rozwiesiliśmy flary na kształt sieci pajęczych między drzewami, kiedy okazało się, że jastrzebi same drzewa nie powstrzymają.
Musze jednak swoje kurasie trochę dokarmiać ziarnem albo gotowanymi ziemniakami z osypką i dolomitem, latem mniej, zimą więcej. Zimą dostają też zieleninę - jakieś liście kapusty, obierki oraz siano.
Co z tego mam? Jaja od naprawdę szczęśliwych kur! I to prawie przez cały rok, bo kiedy stare robią zimową przerwę, to zaczynają nieść się te wyklute pod koniec lata. U mnie nawet kury 4 letnie niosą się bardzo przyzwoicie. Smak naszych jajek jest niezrównany, a i wartość pewnie też. Oraz pierwszorzędny nawóz do ogrodu, co też jest ważne.
W celu wybicia ewentualnych bakterii i pasożytów, po sprzątnięciu rozścielam na podłodze warstwę trocin sosnowo-świerkowych. Mamy przyjacielskie układy z tutejszym właścicielem tartaku, który pozwala nam wziąć czasem kilka worków. Trociny służą nam też za żwirek dla kotów. Ponieważ nie jest zdrowe dla kur wdychanie pyłu z trocin, przykrywam je warstwą słomy. Kurasie wyglądały na zadowolone z nowej wyściółki.
Ponieważ chwilowo nie mam zdjęć kur, a Dominik się pierzy i nie wygląda chwilowo zbyt ładnie, to daję zdjęcie Tikiego, ich "pasterza" i obrońcy.
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
Etykiety
borówka amerykańska
budki lęgowe
burak liściowy
cebula
chwasty
cieplarnie
ciepła grządka
cykoria sałatowa
czosnek
drób
drzewa
drzewa i krzewy owocowe
drzewa owocowe
dynie
dżdżownice
F1
fasola
filmy
funkcjonowanie roślin
gleba
GMO
gnojówki
gnój
grządki
grządki permakulturowe
grzyby
historia
humus
inicjatywy
inspekty
jabłonie
jagody goji
jarzebinogrusza
jesień
jesion
kalendarz biodynamiczny
kompost
konstrukcje
korzenie
kret
króliki
kuchnia
kury
las
leki
marchewka
mikoryza
mydlnica
narzędzia
nasiona
nasiona ekologiczne
naturalne środki myjące
nawożenie
ochrona naturalna
oczko wodne
odczyn gleby
ogród na stoku
orzechy piorące
owady pożyteczne
owce
pasternak
permakultura
pietruszka
pigwa
pismo Słowian
płoty
podlewanie
podlewanie butelkowe
podniesione grządki
pomidory
próchnica
przechowywanie
przycinanie drzew
ptaki
rabaty ozdobne.
ręczniki obrzędowe
sad
sadzenie
sadzenie drzew
samosiejki
sąsiedztwo roślin
seler
siew
słoma
słomiane grządki
Słowianie
sole mineralne
staw
staże
szkodniki
szparagi
szpinak
szpinak. grządki
ściółka
ściółkowanie
świdośliwa
trawnik
tworzenie
tyczki
uprawa
wały permakulturowe
warsztaty
warzywa
wegetarianizm
wiedza
wieża ziemniaczana
wiśnia syberyjska
woda
wzniesione grządki
zakładanie ogrodu
zasilanie
zbiory
zdrowa żywność
zdrowie
zielony nawóz
ziemniaki
ziemniaki w słomie
zima
zioła
zrębki
zwierzęta
żywopłot
żyzność
Słodki ten Wasz pies pastersko - obronny :) A jajka od szczęśliwych kur smakują zupełnie inaczej niż fermowe.
OdpowiedzUsuńTo jest pies zaczepno-obronny: najpierw zaczepia, a potem trzeba go bronić. :)))
OdpowiedzUsuńTaki mój Kruczek ma "pokrój", kiedy leży do góry kołami;)
OdpowiedzUsuńMój Tata nigdy nie był miłośnikiem drobiu, ale od roku mam stadko 15 kurek i kogucika - jest zachwycony nimi, a one go kochają jak psy swojego pana. A jakie jajka!!!! Cudo!!!! Moje dziecko je tylko takie;)
Alez się mizdrzy do obiektywu!
OdpowiedzUsuńA o kurzym traktorze słyszałaś? ;-)
Nie, powiedz....
OdpowiedzUsuńA Tiki jest tak wytresowany, że jak się powie "no,pokaż pokochaj kundelka, pokochaj...", to zaraz się fajta na grzbiet i jeszcze łapki błagalnie składa :)
Babulinko ! Czytajac Twojego bloga zatesknilam za taka prawdziwa wsia ...z piejacym kogutem rano ,gdakajacymi kurami i ryczacoM mucka "Kargulowo ";))))Pieknie to wszstko opisujesz ,chociaz to naprawde ciezka praca ...mialam 10 siecioletni epizod w swoim zyciu na wsi i taka prace ! ale bylam mloda i pelna zapalu i sil i chociaz urodzilam sie w duzym miescie i wychowalam ,to polubilam ta prace na wsi ....a jak mi bylo ciezko to przypominalam sobie Barbare z "Nocy i dni "i Serbinowo;) Pozdrawiam Cie serdecznie i bede codziennie wirtualnie odwiedzac :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Magdaleno. My mieszkamy na wsi, ale nie mamy gospodarstwa, to nasz sposób na spędzanie emerytury. Mamy tylko spory ogród (3 hektary), który w części zasadziliśmy lasem. Praca jest, ale bez przesady, bo ja robię tak, żeby jak najmniej się narobić. Stąd te różne sposoby uprawy alternatywnej, sprawdzone od lat. :)
OdpowiedzUsuńWiesz, opisujesz swoje poczynania w niezmiernie interesujący sposób i rzeczywiście można sobie wyobrażać, że niczego innego nie robisz, tylko harujesz. W kompleksy wpadam. Ja mam tylko 6 tys. metrów i gdybym chciała wszystko obrobić...Ale nie mam takich ambicji. Wokół domu jako tako, a dalej rezerwat przyrody. Są jeże, jaszczurki różnej maści, zaskrońce jak moje ramię, masa żab, ropuszek i ropuch, gościnnie zające, kuropatwy i łasice. Jeden lis przychodził bezczelnie w biały dzień i pił wodę z psiej miski, bo ogrodzenie mamy bardzo symboliczne. Ostatnio grzyby się pokazały (dokładnie jeden koźlak). I żywopłot mam wiązowy, puszczony trochę na żywioł. Piękny jest! I życie w nim tętni. W wycykanym ogródku mojej koleżanki może i ładniej, ale martwo jakoś. Tam chyba nawet dżdżownic nie ma, bo trawnik niszczą...
OdpowiedzUsuńTo u mnie mniej więcej tak samo wygląda, poza tym mam męża ogrodnika, sama wszystkiego nie robię. I powtarzam: wcale tak dużo tej roboty nie ma. Dżunglę mam wszędzie, taką miejscami trochę cywilizowaną, ale jednak...Mąż twierdzi, że nawet te moje warzywniki to jedna dżungla. Nie mam aspiracji, żeby było super porządnie, tylko żeby się wyżywić z nich. Zdrowo. Reszta jest wzorowana na naturze, ingerencja minimum, a wygląda nieźle. Grzyby też mam!
OdpowiedzUsuńHura! Nie muszę mieć kompleksów! Nazywam mój ogród dziczą lekko kontrolowaną. I bardzo ją lubię. Nie jest źródłem wiecznej harówki, a oazą spokoju dla nas i dla ptaków. Co urosło i daje radę (ziemia tu słaba), to i rośnie. Mamy mnóstwo samosiejek - one wiedzą, co robią. I tak powoli obszar się zagęszcza ponad miarę nawet, a nie było tu niczego praktycznie. Jakiś świerk, stara, dzika grusza (uwielbiam ją), trochę dzikiego bzu. I stare jabłonie z pysznymi jabłkami.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką gruszę. I stare jabłonie. I słabowatą ziemię...no, teraz już dużo się polepszyła.
UsuńWiesz, ja lubię rośliny PPZ - Posadzić - Podlać - Zapomnieć. A jest ich wcale niemało. Więc sadzę je w moim buszu, a one sobie same dają radę. Także wiele kwiatów ozdobnych takich jest - heliantusy czyli słoneczka, marcinki, żonkile, helenium, irysy i jeszcze trochę innych. Stare, dobre rośliny z wiejskich ogródków. Potem po ścieżce obok przejedzie się kosiarką (żaden trawnik, takie zielsko, jakie ty zastałam) i już wygląda, jakby nie wiem jakie rabaty tu były hi hi hi...
OdpowiedzUsuńOj, jakie my spryciule! Wszyscy się zachwycają moim "rajskim" ogrodem, a ja myk, myk, zielsko z frontu kosiareczką (głównie koniczyna) i dywanik taki mam, że hej! A jak miło boso po nim chodzić! Tu i tam upycham pelargonie w doniczkach (niektórych doniczek nie widać, tylko kwiaty), łan anemonów - jak fantastycznie się rozrastają! Konwalie, campanulle itp. Ot i tajemnica mojego raju.
OdpowiedzUsuńZapomniałam powiedzieć, że Tiki Kurzy Pasterz ma uroczy, uśmiechnięty pychol.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Przecież nie chodzi o to, żeby zabijać się robotą, tylko żeby było ładnie i przyjemnie, a jest, prawda? A Tiki to inna sprawa - chodzący problem, przynajmniej momentami. Otóż on czuje do mnie miłość wyłączną i bez granic. Mnie słucha na skinienie palcem, a innych ledwie toleruje. Jeszcze pół biedy z mężem i córką, ale do obcych potrafi być agresywny. Boi się po prostu. Taki mały, przestraszony, choć nie wiem dlaczego. Wychowałam go od szczeniaka razem z Luną. Ona - dostojna, łagodna, kochająca wszystkich i on - taki mały neuropatyk. Ale i tak go kocham...
UsuńPodobnie bylo z moimi kurami. Chcialem wychowac je na dziko ale za kazdym razem lisy i pewnie inne stwory byly szybsze niz kury. Teraz trzymam je w ogrodzeniu. Mimo to nadal probuje znalesc rozwiazanie. Kilka liliputow fruwa przez plot, moze te loty ochronia je od drapieznikow.
OdpowiedzUsuńNad tym myślałam nieraz i wymyśliłam tylko dwa rozwiązania: albo bardzo duża zagroda, gdzie były by prawie jak na wolności, albo podwórko, też dużo, gdzie oprócz kur są np.gęsi (świetni obrońcy) i taki piesek pasterski, jak nasz Tiki. Jeśli ma się dużo drobiu, to strata jednej kury przechodzi prawie nie zauważona, ale jeśli mało... Ja wolę je trzymać na ogrodzonym terenie także z innej przyczyny - nie muszę szukać jajek po krzakach :)
Usuń