niedziela, 5 marca 2017

Bajka na wieczór - Promienie Duszy

    Lottia, czyli Płynąca Z Wiatrem oddalała lekkim, tanecznym krokiem się wśród falującego morza traw w dól łagodnej doliny. Wiatr rozwiewał jej jasną suknię i włosy, rozganiał stadka motyli, przynosił echa nuconej melodii i śmiechu. Kobieta z naszego świata i mężczyzna z tamtego świata patrzyli na nią z upodobaniem.
      - Lubię ją bardziej, niż myślałam, że kiedykolwiek kogoś polubię - powiedziała - Jest w niej coś takiego, co przyciąga wszystkich, lekkość i wdzięk, a zarazem powaga i pewność.
      - Ma wspaniałe promienie duszy, mało kto tyle przeszedł i tak potrafił przekuć to na najpiękniejsze światło. Kiedy się je widzi.... Czemu tak patrzysz?
     - Bo już któryś raz słyszę o promieniach duszy, ale pierwszy raz, że je się widzi.
     - Twoja dusza czuje i myśli, a te uczucia mają swoja barwę. One promieniują poza ciało.To jest światło, które widzi się wokół osoby, można ją poznać bardziej w ten sposób.
     - Acha, chyba wiem. W moim świecie nazywa się to aurą, niektórzy nawet twierdzą, że ją widzą, inni w ogóle nie wierzą, że istnieje. Kiedyś próbowałam nawet ją zobaczyć, tyle, że niezbyt mi się udało, widziałam zaledwie maleńką świecącą otoczkę, i to tylko czasami. Mogło to być zmęczenie wzroku albo coś podobnego.
     - Ależ można ją zobaczyć, zwłaszcza tobie powinno się udać.

       Chciałabym zobaczyć twoją aurę, pomyślała. Elarenie, Elarenie, nie wystarczy że jesteście piękni, sprawni, mądrzy i cholernie szlachetni, to jeszcze widzicie takie rzeczy, które dla nas są tylko legendą. Chciałabym, chciała. Wątpię jednak, czy mi się uda coś więcej, niż do tej pory.

     A jednak udało się! Nie od razu. Najpierw długo jej pokazywał, jak trzeba patrzeć. Jego zdaniem podchodziła do tego zupełnie nie tak, jak trzeba. Wysilała się i napinała, żeby coś zobaczyć, podczas gdy trzeba było rozluźnić się, wyciszyć i odpowiednio ustawić wzrok.

     - Widziałaś, jak czasem psy nie patrzą nam w oczy, ale lekko w bok, jakby patrzyły przez nas, gdzieś dalej. Właśnie w ten sposób trzeba patrzeć na promienie duszy. - tłumaczył. Miała ochotę mu odpowiedzieć, że wystarczy jej patrzenie w jego oczy, tyle, że nie wypadało.  Ćwiczyła więc posłusznie patrzenie mimochodem na wskroś, jak to nazywała. Długo nic to nie dawało, a potem nagle trach! i, podobnie jak to bywa z tymi obrazkami, gdzie widzi się tylko plątaninę kresek patrząc normalnie, a potem nagle wyłania się trójwymiarowy obraz, zobaczyła. Było to tak piękne, że aż ją zatchnęło. No i znów widziała normalnie. Ale następnym razem poszło już łatwo.

    - Elarenie, to jest cudowne! Wspaniałe! Niesamowite!
    - Powiesz mi, co widzisz?
    - To jakby zorza polarna wokoło ciebie. Kolorowe światło, które faluje, kolory przechodzą jedne w drugie. I iskry, czasem rozsiewają się roje świetlistych iskier. A te kolory! Czyste, delikatne - zieleń, złoto, róż, czerwień, taka delikatna czerwień. Są jeszcze inne światełka, inne kolory, ale te są najważniejsze.
   - Myślałem o pięknie tej doliny, o lasach i świetle gwiazd. O życiu. A teraz popatrz!

     Stał przed drewnianą ścianą chatki, bo twierdził, że na początku na takim ciemnym, jednolitym tle łatwiej łatwiej się widzi. Teraz podniósł ręce, a światło podążyło za nimi, wybuchając całym deszczem iskier. Powoli złożył ręce w pozycji medytacji, zgrabnie usiadł na zgiętych nogach i zamknął oczy. Powoli pulsujące światło zaczęło zmieniać kolor i naturę, przechodziło w srebrne i złote, z domieszką różu i błękitu. Zamiast falujących woali pojawiły się promienie wzajemnie się przenikające.

      - To medytacja?
     Otworzył oczy i uśmiechnął się.
      - Tak, to jest to, co nazywasz medytacją, a my dążeniem do źródła. Teraz zobaczysz coś innego.

       Zobaczyła. Cudowne, pastelowe światło jakby nagle skamieniało, skurczyło się. Zszarzało i pociemniało. Pojawiły się w nim ciemne plamy. Stało się tak gęste, że wydawało się więzić w sobie ciało. Ponieważ otaczało go ze wszystkich stron, także twarz wydawała się przykryta ciemnym woalem, zamknięta.  Poczuła ulgę, kiedy ten kamień powoli jakby się stopił i pomalutku, jakby niechętnie, dał miejsce falującej zieleni. Tyle, że teraz nie było w nim złota, a ciemny fiolet.
     - Elarenie, na miłość boską, co to było? Wyglądało tak...
     - A o czym pomyślałaś?
     - O smutku i przygniatającym ciężarze, o bólu.
     - Bo tak było. Przywołałem stratę i ból i bezsilność.

       Nic więcej nie powiedział. I dobrze, bo wiedziała jaką stratę i ból mógł przywołać i to było zbyt rozdzierające. Także dla niej.

      Przez chwilę wpatrywał się w ukwieconą łąkę, w niebo z jasnymi obłokami, a kiedy spojrzał ponownie, znów miał na twarzy uśmiech. Trochę smutny i jakby zmęczony, ale jednak.

     - Gotowa na ostatni raz na dzisiaj? Teraz możesz zobaczyć coś naprawdę brzydkiego, więc tylko na krótką chwilę. Nie chciałbym na długo brudzić duszy.

    Było to brzydkie, naprawdę brzydkie. Sino-czarna skorupa, spod której wypływało coś brunatnego, jakby zepsuta krew. Dość szybko jednak skorupa zaczęła pękać, a spod niej, jak spod wolno płynącej lawy, prześwitywało światło - najpierw czerwone, potem coraz bardziej złote. Skorupa pękła i zniknęła, a światło znów zaczęło łagodnie falować. Przyglądała się zachłannie, chcąc więcej i więcej, aż w głębi, pod zasłoną falującego światła i ciała zobaczyła coś podobnego do ogromnego diamentu, pulsującego wewnątrz czerwonym światłem.

    - Wystarczy!

     Mrugała przez chwilę i mrużyła oczy, jak ktoś obudzony o poranku. Czuła się zmęczona i ożywiona jednocześnie, jak po przeżyciu czegoś niezwykłego. Wdzięczna była i trochę zawstydzona, że tak go widziała. Było w tym coś bardzo intymnego, ale też zachwycającego. Z wyjątkiem ostatniego obrazu. Był brzydki i trochę przerażający.
   - Co to było?
   - Nienawiść. Czułem ją wtedy i teraz czasem się zdarza, że czuję jej echo.
   - Cały czas tak widzicie innych?
   - Nie, zazwyczaj widzimy normalnie. Ale patrzymy tak, czasem... Zwykle kiedy spotykamy się po dłuższym niewidzeniu albo kiedy chcemy kogoś zrozumieć, albo okazać zaufanie.

   No tak, my też nie zwierzamy się sobie przy każdej okazji, pomyślała. Pewnie zbyt nachalne przyglądanie się promieniom duszy jest, hmm.. trochę niedelikatne.

    - Widzicie więc siebie tak prawdziwie, do głębi, kiedy jest taka potrzeba?
    - Tak. Pamiętasz nasze powitanie?
    - "Raduję się, że Cię widzę"? - do tej pory myślała, że to zdawkowa formułka, teraz miało to swój prawdziwy sens.
    - Przy powitaniu zwykle patrzymy na swoje promienie duszy. Widzimy swoje dusze.
    - Chyba nie zawsze to jest przyjemny widok? Mam na myśli te wszystkie trudne, złe uczucia. Przecież nie są Wam obce?
    - Sama widziałaś, że je znamy. Tyle, że od dziecka staramy się rozwijać dobre emocje, a wygaszać te złe. Ale kiedy ktoś je przeżywa, to cierpi z nim cały lud. Pomagamy sobie. Ale to już inna lekcja życia.
    - Słyszałam, że tłumienie złych emocji nie jest zbyt dobre.
    - Jak chcesz je tłumić?
    - No wiesz, nic nie pokazujesz po sobie, nawet nie chcesz się do tego przyznać, spychasz je jak najgłębiej, wypierasz ze świadomości...
    - W promieniach duszy widać prawdziwe uczucia, nie maski.  Nie tłumimy złych uczuć, ale stajemy obok. Przyglądamy się im, odkrywamy, co nami powoduje. A potem kierujemy naszą uwagę na wszystkie te dobre, piękne i ciepłe rzeczy wokół nas, na piękne i dobre uczucia. Nie karmimy tych złych swoją uwagą, więc przemijają. Wolimy kochać i cieszyć się, a w życiu kierować się tym, co dobre i szlachetne.
     - Ale przecież zabijacie te potwory i inne takie.
     - One są tylko nienawiścią, zniszczeniem i złem, ale nie, nie czujemy nienawiści do nich. Walczymy z nimi z miłości do świata, do naszych bliskich. Gdybyśmy ich nienawidzili, stalibyśmy się w pewien sposób podobni do nich. My bronimy tego, co kochamy. O tym myślimy, to jest nam drogie. Tyle jest pięknych rzeczy i spraw, a tak mało złych i brzydkich! Najlepiej jest zanurzyć się w świetle.

      Gdyby ludzie widzieli swoją aurę, swoje promienie duszy. O kurczę, ale by się działo! Bajzel, zadyma i koniec świata szwoleżerów. A może, może zaczęli by też pielęgnować w sobie dobre myśli i uczucia? Kto wie?

Fotografia z netu.

   -


6 komentarzy:

  1. Bajka na poranek też jest piękna. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Zależało mi na tym.

      Usuń
  2. Świetna opowieść o towarzyszących nam codziennie uczuciach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także o pielęgnacji tych uczuć, co nie jest sprawą prostą.

      Usuń
  3. Czytam ostatnio powoli bo trudne książki lekarza hipnoterapeuty "Wędrówka Dusz" i "Przeznaczenie Dusz". Znalazłam tam wiele ciekawych informacji. Sporo szumu kiedyś wywołała kobieta która na plantacji winorośli widziała elfy, ludzie się z niej wyśmiewali, do czasu gdy jej plantacja zaczęła przynosić większe zyski i lepiej funkcjonować. Jak powiedziała to dzięki podpowiedziom Elfów. Ona najpierw je tylko słyszała, dopiero później zobaczyła. Mnie dają te książki większe zrozumienie zarówno życia tu na ziemi, jak i lepiej rozumiem siebie.
    Opowieść piękna, warto było przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, ostatnio jakoś mam dość wiedzy książkowej. Natchnienia, wiedzy i odpowiedzi szukam raczej w sobie i w Naturze. A nie wiem, jakie elfy wspomniana przez Ciebie osoba widziała. Prawdziwi Elfowie to istoty potężne, piękne i dobre, coś pośredniego między ludźmi i bogami (aniołowie?). To, co ludzie widzą na plantacjach i w ogrodach, to Duchy Przyrody, nie elfy. Też ważne i piękne, ale to tak, jak pomylić psa z kotem.

      Usuń