sobota, 20 sierpnia 2016

Hodowanie gleby II

      No to już wydusiliśmy murawę, mamy niezły wał przekładańcowy pełen humusu i co dalej? Ano dalej natura działa swoim trybem: humus dostarcza środków odżywczych roślinom, my je zjadamy - czyli zabieramy pewną ilość substancji odżywczych z gleby. Także gotowe sole mineralne - wynik rozkładu humusu - są pomału wypłukiwane z grządki. Trzeba te braki uzupełniać, czyli dostarczać nowej materii organicznej do rozkładu.
     I tu są dwie drogi, każda ma swoje wady i zalety. Można wybrać, albo tak jak ja stosować obie. Jedna to jest ściółkowanie, a druga dostarczanie kompostu, czyli już gotowego humusu.

    Ściółka poza dostarczaniem substancji odżywczych do gleby chroni ją przed wysychaniem lub zbiciem przez deszcz, zapewnia bogate życie w glebie i jest prostsza i łatwiejsza. Ma jednak złą prasę, moim zdaniem przesadzoną. Prawdopodobnie przyciąga nornice. Możliwe, tyle, że mam wrażenie, że to nie ściółka, tylko obfitość pożywienia. Jeśli naokoło jest pustynia biologiczna (trawnik, pola zlewane chemią, słaba ziemia), to nornice rzucą się od razu na taki zastawiony stół. U nas plaga nornic była przez kilka pierwszych lat, jak na ironię wtedy nie ściółkowałam. Robiłam tylko pierwsze przekładańce, a chodzenie po ogrodzie przypominało chodzenie po polu minowym. Co rusz noga zapadała się w jakąś dziurę. Jednak, o dziwo, miałam coraz lepsze plony. A to dlatego, że nornice są wszystkożerne i o wiele bardziej od korzonków naszych warzyw lubią rozmaite pędraki, drutowce, turkucie i inne paskudne podgryzacze, a tych było zatrzęsienie. Pomału, bez fanfar, liczba nornic spadła tak, że teraz tylko czasem je spotykam. Jak to się stało? Po pierwsze porosły żywopłoty, wyrósł lasek i biologiczna pustynia zamieniła się w żyzną ziemię. Rozlazły się więc po okolicy, tym bardziej, że w warzywniku jest sporo roślin, które im obrzydzają życie oraz sporo drapieżników, które na nie polują, zarówno dzikich, jak i domowych. I tak ta dam! pojawiło się Siedmiu Wspaniałych: czarny bez, aksamitka, czosnek, bazylia (można jeszcze rącznik i szachownicę, ale ja ich nie mam), kot, pies i łasica oraz, jako przyczepka, niedopałki papierosów wtykane w nory i przegnali na cztery strony świata tałatajstwo. Teraz buszują po dzikich polach z topinamburem, tylko czasem któraś zajrzy do warzywnika i wyżre pędraki. Niech tam, nie żałuję jej.

    Prawdopodobnie ściółka sprzyja też ślimakom. I to częściowo jest prawda. Prawda też jest taka, że jeśli ślimaki gdzieś są, to są i bez ściółki, a jeśli ich jest niewiele to i ze ściółką wielkiej szkody nie zrobią. U nas jest niewiele, choć współczuję wszystkim, którzy z tą plagą walczą. Powtarzam się: kaczki biegusy są najlepsze i najbardziej ekonomiczne.

    No i trzecia rzecz: ściółka wygląda trochę bałaganiarsko. Nie do końca prawda, ładna, dobrze ułożona ściółka jest bardzo estetyczna, ale weź przekonaj tych, co opory mają we krwi.

   Wbrew modzie słoma wcale nie jest najlepsza, ale lepsza słoma, niż nic.

   A jaka jest ściółka idealna? Mieszanka słomy czy siana i części zielonych, rozdrobniona np. przy pomocy kosiarki. Delikatna, drobna, łatwo się ją układa. Najbogatsza i najlepsza do stosowania w trudnych miejscach, np. między rzędami wysianych nasion. Do większych sadzonek, jak dynie, ziemniaki, pomidory itp. może być słoma i/lub siano.
     Można też ściółkować tylko jesienią, a wiosną zgrabić resztki ściółki na ścieżki lub na kompost. Bo zimą gleba powinna być przykryta, za wszelką cenę.

    Jeśli jednak ktoś ma wstręt do ściółkowania, to może po prostu robić kompost i taki dojrzały rozsiewać na grządki, zwłaszcza te starsze. Ma to też sporo zalet.

   W sumie ważne jest, żeby dostarczać próchnicę, sposób każdy wybiera sobie sam.

   Można jeszcze po prostu co kilka lat zakładać nowe przekładańce (co 5-7 lat wystarczy) przykrywając je po wierzchu odgarniętą warstwą żyznej gleby.

   Jak widać metod jest sporo, każdy może wybrać, co mu się podoba, albo łączyć je razem. Najważniejsze jest, by mieć na uwadze procesy zachodzące w glebie, rozumieć je i z nimi współdziałać.

Zdjęcie z początku lipca tego roku, wykonane w czasie fali upałów. Widać na nim dobrze ściółkę i rośliny, które te upały przeżyły w dobrej formie praktycznie bez podlewania.


16 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że piszesz o takich rzeczach, i w ogóle, dziękuję Ci za ten blog. Dzięki temu, że na niego kiedyś trafiłam, zaczęłam zupełnie inaczej myśleć o ogrodzie. I naprawdę, nawet jeśli nie wszystko udaje mi się zrobić tak, jak radzisz i piszesz, to widzę efekty zmian. Mam niewielką działkę, na niej mały dom i budynek gospodarczy, trochę krzewów, małe oczko wodne, parę rabat z bylinami. Od 2 lat robię przekładańce w miejscach, gdzie jeszcze nie dotarła "cywilizacja";) po prostu najpierw składam na wyznaczonym placyku suche gałązki, ścięte kawałki z żywopłotu, badyle, na to trawa z kosiarki, odpadki z kuchni, resztki roślin. To, co mam po prostu. Nie mam dostępu do wartościowego obornika, ratuję się więc tym, co jest. I na takim przekładańcu w tym roku rewelacyjnie rosna dynie, cukinie, jarmuż, buraki liściowe, selery. Nie jest to przerobiony kompost, jest dużo grubych części, wysiewałam więc nasiona do pojemników, a potem dopiero przesadzałam na stałe miejsce. Wszyscy się dziwią, jak to pięknie rośnie. I robię ciągle kolejne przekładańce, każdy jest na innym etapie zaawansowania, ale warzywnik chyba z tego będzie całkiem niezły. Praktycznie bez wysiłku, bez męczącego przekopywania. Chwasty - wiadomo - zawsze jakieś są. Ale tu właśnie wkraczam ze ściółkowaniem - mam zapas wysuszonej trawy z koszonego trawnika, i tym ściółkuję z powodzeniem. Chwasty, nawet jeśli są - bardzo łatwo dają się z takiej ściółki usuwać. Tak więc chciałam Ci, Jagodo, bardzo podziękować. Dzięki Tobie mam jeszcze większą przyjemność z uprawy ziemi. Nie muszę chyba dodawać, że już dawno zaprzestałam stosowania jakiejkolwiek chemii... Pozdrawiam Cię serdecznie - i czekam na kolejne inspirujące wpisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że Tobie się przydała moja pisanina i że jesteś zadowolona z rezultatów. Bo o to w tym wszystkim chodzi - mniej wysiłku, a więcej radości. Jeśli Twój ogród ma się dobrze, to dzięki Tobie samej, bo z mnóstwa informacji rozmaitych wybrałaś te, które Ci pasują.

      Usuń
  2. Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego ale w kwestii nornic... to właśnie, polecam wszystkim, którzy mają problem z podziemnymi mieszkańcami aby zdala od upraw zrobili miejsce - stołówkę i wtedy jest w miarę spokój. Logicznie, jeśli teren warzywny jest w najbliższym otoczeniu najżyźniejszy i najbogatszy w pokarm to... :)))))
    Cieszę się, że piszesz o tym wszystkim. Już z wielu porad skorzystałam :) Dzięki... jeszcze zajrzę, bo ja czytam kilkakrotnie zawsze :))) Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak z wieloma innymi sprawami: równowaga jest najważniejsza. Dlatego tak ważne są żywopłoty, bo zapewniają schronienie i ucieczkę wielu różnym zwierzakom, oprócz innych funkcji. I dzikie zakątki. I małe poletko topinamburu gdzieś na uboczu. Gryzonie lubią topinambur, więc kiedy wyprawiają tam sobie topinambur party, to drapieżniki mogą łatwo je namierzyć. A ogród jest w tym czasie spokojny.

      Usuń
  3. Trzy lata pracy nad jakością ziemi i muszę się pochwalić, że po raz pierwszy mam kapustę i jarmuż. Nauki też pobierałam głównie na Twoim blogu. No, trochę musiałam dostosować do swoich warunków, ziemi, dostępnych materiałów itp. Po ubiegłorocznej pladze ślimakowej byłam na granicy zwątpienia w ściółkę, ale dałam jej jeszcze szansę. Od jesieni wszystkie miejsca pod uprawę były już przykryte. Zadziałało. Ślimaki tego roku poszły dalej. Z tymi, które zostały walczą biegusy, a w ziemi pracuje się coraz przyjemniej. Efekty fajnie pokazać sąsiadom niedowiarkom, no i smaczne są... te efekty:)
    Serdeczności ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, cieszę się niesamowicie, że w tym roku Ci się udało. Teraz, gdy masz nawóz od zwierząt, będzie coraz lepiej. No i to, że adaptujesz się do warunków - genialne, tak właśnie to działa. A jeśli idzie o metody, to nic nowego pod słońcem, wszystkie są do siebie podobne, od tysiącleci. Trzeba tylko w zalewie możliwości wybrać te, które nam pasują. No i są zdrowe, wolne od chemii.

      Usuń
  4. Też hoduję...:) Mam taką wielką już pryzmę i kompostownik obok pryzmy. Co wyrzucę, bo uschło, to tam magicznie zaczyna żyć. Nawet odcięty pęd dyni się trzyma i chyba rośnie. :D Bez korzeni? Nie wiem, ale nie usechł. Mówisz, że słoma nie jest najlepsza? Szkoda, bo mam dużo starej, ponad 20-letniej słomy. Ściółkuję nią truskawki. Często wykładam na rabaty kompost, który nie jest przerobiony, lub koszoną trawę. Nie wygląda to efektownie, ale nie ubiegam się o pierwszą stronę w magazynie ogrodniczym. Ludzie ze wsi czasem się pytają, po co to robię. Tak, teraz jest moda na równiutkie rabatki, idealnie wypielone, ściółkowane czymś okazalszym niż resztki z kompostu. Ale co tam, mam to w nosie.
    A dzięki tobie, w tym roku, na zimę obłożę ściółką też warzywniak, szklarnię i foliak. Do zimy uzbieram materiału jeszcze. Do tej pory tego nie robiłam. W tym roku mam okropnie słabe maliny, bida z nędzą. Kilka dni temu też je wyściółkowałam kompostem przerobionym i na to trawa skoszona. W tym roku już lipa, ale może w następnym będą lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pędy dyni wydają często korzenie przybyszowe, podobnie jak pomidory. Cieszę się, że u Ciebie udaje się hodowanie gleby, oby tak dalej. Może słoma nie jest idealna, ale jest lepsza, niż nic. Na zimę może być doskonałym okryciem. Wiosną trzeba tylko trochę uzupełnić azot, a samą słomę dać na kompost albo na ścieżki. U mnie w tym roku maliny też były słabiutkie, bo mocno ucierpiały od zeszłorocznej suszy, za to jeżyny teraz szaleją. Taka jest zaleta z różnorodności, jak jedno się nie uda, to drugie nadrabia z nawiązką.

      Usuń
  5. Jak wyhodować glebę na odbieranej ziemi spod "traktorowej" uprawy? Zbronowanej, z bryłami twardymi jak kamień, których nie można w żaden sposób rozbić ani motyczką ani grabkami. W planach było obsianie koniczyną, żeby przykryć ziemię przed zimą i żeby nie zarastało (np. perzem), aby potem stopniowo robić podniesione grządki. Co robić? Kompostu jeszcze nie mam, gnój został rozrzucony i zbronowany traktorem. Mam dużo gałęzi po czyszczeniu chaszczy i trochę słomy ze zwyczajnej uprawy (czyli pryskanej). Trawy nie mam, bo zasiana lucerna na kawałku obok jest koszona i zjadana przez krowę sąsiadów. Po deszczu (na który się nie zanosi) na odkrytej ziemi robi się potwornie kleiste błocko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasiać. Cokolwiek, co jeszcze zdąży wzejść: facelię, grykę itp. Na takim obszarze, jaki możesz ogarnąć przed zimą wybuduj wały, to najlepsza pora na to. Zdążą się trochę rozłożyć do wiosny. Możesz z braku laku użyć tę słomę, ale do niej koniecznie potrzebny jest gnój, szkoda go na bronowanie. No trudno, stało się... A tak w ogóle to poczytaj posty o wałach i przekładańcach, tam jest wszystko wyjaśnione.

      Usuń
  6. Dziękuję za odpowiedź. Ale JAK zasiać w takiej zbrylonej na kamień ziemi? Nie idzie tych brył rozbić, żeby przykryć nasionka. Posty czytam namiętnie i bardzo dużo się z nich uczę. Wielkie podziękowania za tak wiele postów i dzielenie się ogromnym doświadczeniem i wielką wiedzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kup tanie nasiona - gorczycę, facelię itp. i po deszczu rozrzuć po wierzchu tych brył. Można też przykryć po wierzchu słomą, najlepiej w postaci sieczki, ale jeśli nie masz, to taką, jaka jest. Podlać, jeśli będzie sucho, ale raczej przy tych deszczach powinna wystarczyć woda z nieba. Część na pewno wykiełkuje i przed mrozami rozwinie sporo liści, a korzenie porozbijają grudy. Mróz je zwarzy, ale liście dalej będą okrywać ziemię, razem z tą słomą. wiosną pozostanie zgrabić je, ewentualnie zostawić i zasiać w tym koniczynę, bez uprawy. Stan ziemi na pewno będzie lepszy na wiosnę, choć daleki od ideału.

      Usuń
    2. Dziękuję pięknie za nieocenione rady! Tak zrobię. Czekam na deszcz i pozdrawiam z wdzięcznością.

      Usuń
  7. Jak zawsze, cieszę się , że takie tematy poruszasz i czytam z uwagą, często nawet kilka razy. Moje wały to są na razie wałeczki. Po prostu w jednym miejscu pielę i te nieszkodliwe chwasty składam pomiędzy roślinami, czasem podleję roztworem z obornika i w tym miejscu tworzy się kawałek gleby jakby bogatszej i bez chwastów. Ściółki mogą być bardzo rozmaite, ale chyba najlepiej, żeby były naturalne.
    Kiedyś na działeczce obłożyliśmy rośliny folią ogrodniczą, a na to rozsypaliśmy korę. Co było potem ? Chwasty wyrastały nawet przez tę folię i było jeszcze trudniej sobie z nimi poradzić. Dlatego nie chcę już żadnych folii. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Też nie przepadam za folią. A w tym roku mam zachwaszczony ogród...

      Usuń
  8. Witaj Jagodo! Zaczęłam się wgłębiać w skarbnicę wiedzy, jaką jest Twój blog. Mój warzywnik jest malutki, ale i do ogrodu ozdobnego Twoje będą przydatne. Bo od dawna nie używam chemii w ogrodzie i staram się działać zgodnie z naturą. Ale mieszkam w Warszawie i dostęp do takich skarbów jak słoma itp. mam żaden. Obornik przekompostowany kupuję. Moja rodzima ziemia jest jałowa i piaszczysta. Mam w planie zagospodarowanie nowych fragmentów działki i od wiosny zacznę to robić Twoją metodą układania resztek i odpadów warstwami. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń