Upały poszły sobie po cichutku. Temperatura bardzo przyjemna - ciepło, lekki wiaterek. Cudnie lazurowe niebo z chmureczkami - owieczkami. No właśnie ... Lazurowe, bez śladu deszczu. suszy okropnie, wody w stawie prawie nie ma, a ogród walczy o przetrwanie. Nie ma mowy o pieleniu, nie ma mowy o późnych siewach. Walczymy o utrzymanie przynajmniej tego, co jest.
Trawa zielona tylko w cieniu albo nad rzeką, na dawniej podmokłych bagnach. Dzielne, stare jabłonie jakoś jeszcze ciągną wodę, bo mirabelki już mdleją i osypują niedojrzałe owoce.
A skoro nie można tego zmienić, to trzeba polubić i cieszyć się niespodziewanymi wakacjami w środku lata. Zachwycam się więc pachnącym sosnami i jałowcami wiatrem, ciepłą pieszczotą słońca, brakiem owadów z tych gryzących, i spijam gorliwie całe piękno późnego lata.
Dziś zjedliśmy wczesny obiad (u nas zawsze jest wczesny, po francusku, ok. 12 - 13) w altanie. Potem oczy zaczęły mi się zamykać, poszłam więc na sjestę. Ale nie do domu, w końcu trzeba korzystać z lata. Wzięłam więc prześcieradło i poduszeczkę i pod baldachimem jabłoni poszłam na łąkę.
O przez tę bramę poszłam ze świata ogrodowego do świata łąkowego, czując bosymi stopami ciepło ziemi.
A na łące czaple białe i siwe pochylają się nad zmalałą rzeczką, żurawie wrzeszczą, co wiedzą, świerszcze cykają, kaczki buszują po sadzawkach.
Rozłożyłam materac w cieniu olch i przysnęłam sobie trochę, z Tikim na straży. A po obudzeniu pierwsze, co zobaczyłam, to tańczące blaski i cienie - zieleń, błękit i złoto. A zaraz potem zobaczyłam nad sobą baldachim tańczących liści, prześwietlonych słońcem. To było, jakbym pierwszy raz w życiu zobaczyła kolory, tak świeże były i soczyste. Jakbym pierwszy raz w życiu poczuła wiatr pachnący sianem. Jakbym pierwszy raz czuła całym ciałem ISTNIENIE.
Spojrzałam w bok, a tam, tuż przy mnie, wykluwał się z poczwarki przepiękny motyl. Przysiadł na pniu młodej olchy i suszył skrzydła. Patrzyłam na zieleń, na motyla, na przelatujące ptaki i na grę cieni i słońca. I popadłam w zachwycenie. Taki całkowity spokój, pełnia, szczęście. Czułam się całkowicie bezpieczna i utulona, jak w kochających ramionach. Przez jakiś czas - bezczas cały świat był daleko, nieważny. Ważne było tylko piękno, harmonia i trwanie.
Warto czasem dać sobie spokój z martwieniem się, z zabieganiem, z myśleniem. Tylko trwać w podziwie.
Ten moment mija, ale zostaje wewnątrz taka cisza i pogoda, jak najpiękniejszy klejnot.
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
Etykiety
borówka amerykańska
budki lęgowe
burak liściowy
cebula
chwasty
cieplarnie
ciepła grządka
cykoria sałatowa
czosnek
drób
drzewa
drzewa i krzewy owocowe
drzewa owocowe
dynie
dżdżownice
F1
fasola
filmy
funkcjonowanie roślin
gleba
GMO
gnojówki
gnój
grządki
grządki permakulturowe
grzyby
historia
humus
inicjatywy
inspekty
jabłonie
jagody goji
jarzebinogrusza
jesień
jesion
kalendarz biodynamiczny
kompost
konstrukcje
korzenie
kret
króliki
kuchnia
kury
las
leki
marchewka
mikoryza
mydlnica
narzędzia
nasiona
nasiona ekologiczne
naturalne środki myjące
nawożenie
ochrona naturalna
oczko wodne
odczyn gleby
ogród na stoku
orzechy piorące
owady pożyteczne
owce
pasternak
permakultura
pietruszka
pigwa
pismo Słowian
płoty
podlewanie
podlewanie butelkowe
podniesione grządki
pomidory
próchnica
przechowywanie
przycinanie drzew
ptaki
rabaty ozdobne.
ręczniki obrzędowe
sad
sadzenie
sadzenie drzew
samosiejki
sąsiedztwo roślin
seler
siew
słoma
słomiane grządki
Słowianie
sole mineralne
staw
staże
szkodniki
szparagi
szpinak
szpinak. grządki
ściółka
ściółkowanie
świdośliwa
trawnik
tworzenie
tyczki
uprawa
wały permakulturowe
warsztaty
warzywa
wegetarianizm
wiedza
wieża ziemniaczana
wiśnia syberyjska
woda
wzniesione grządki
zakładanie ogrodu
zasilanie
zbiory
zdrowa żywność
zdrowie
zielony nawóz
ziemniaki
ziemniaki w słomie
zima
zioła
zrębki
zwierzęta
żywopłot
żyzność
Tak ciepło i jasno zrobiło mi sie po Twoich słowach:) Takie momenty pchają nas w głąb, zupełnie, jakbyśmy odkrywali nowe piętra własnej duszy, nowe, jasne pokoje, pełne światła, prawda?
OdpowiedzUsuńWiesz, jakoś nie myślałam wtedy zupełnie o sobie ani o swojej duszy, po prostu rozpłynęłam się. Zniknęłam. A pozostał śpiew liści, gra wiatru ze słońcem i zachwyt.
UsuńTo takie piękne...
OdpowiedzUsuńTakie chwile są jak drogocenne korale. Składam je razem w sznur i sięgam do nich, kiedy mi smutno i źle.
Usuńile radości po Twoim poście....
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
(ciepło ziemi, żurawie wrzeszczą, świerszcze cykają, kaczki buszują, wiatr pachnący sianem, ISTNIENIE)
Bo to jest radość.
Usuń:-))) czas poza czasem... :-)))
OdpowiedzUsuńAha... ostatnio zaczęło się wiele takich chwil poza czasem. Pięknych chwil.
UsuńDziękuje Jagodo za kolejne przypomnienie , że trzeba się zatrzymać bo tylko wtedy można dostrzec to co nas otacza ; kolory , światłocienie , zapachy i ulotność i trwałość i słoneczny blask i szarą godzinę.
OdpowiedzUsuńTrzeba, trzeba zatrzymywać się jak najczęściej. Jest czas działania, ale czas dostrzegania jest chyba ważniejszy dla nas samych.
UsuńPrzepiękny post, pełen czułości do życia. Tyle tu szczegółów i drobiazgów wartych zatrzymania. Poczułam to wszystko, razem z Tobą przeszłam przez tą bramę ze świata ogrodowego do łąkowego i przez swoje balkonowe okno, pomimo nocy i świateł miasta, zobaczyłam to wszystko, o czym tak pięknie napisałaś... I zamierzam się tutaj zadomowić... jeśli nie masz nic przeciwko :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:)
M.
Cieszę się, że poszłaś ze mną. Życzę Ci wielu własnych chwil poza czasem i poza codziennością.
Usuń