Znacie go, prawda? To małe bydlę (przepraszam - owad), który sprawia, że już w lipcu kasztany pokryte są zeschłymi liśćmi. Przylazło to-to kilkanaście lat temu i zżera nasze ulubione drzewa, a raczej ich liście.
Kasztany jesienią... kto ze starszego pokolenia nie robił z nich ludzików? Całe wyprawy się urządzało, żeby zebrać jak najwięcej tych rudych skarbów. Poza robieniem ludzików dobrze je było nosić w kieszeni, a babcie pakowały je w woreczek i układały pod łóżkami, żeby zneutralizować żyły wodne. A jeszcze wiosną były cudowne, wyniosłe kwiaty, które swoim kwitnieniem przypominały, że "już nie czas się uczyć, kiedy kwitną kasztany".
Obecnie kasztanowce często to sobą smutny widok chorych, biednych drzew.
Jestem wierna drzewom mego dzieciństwa. Kasztanowiec był zresztą pierwszym drzewkiem, które wyhodowałam z nasiona jeszcze jako dziecko. Nic dziwnego, że posadziłam dwa na naszej posiadłości. Jeden z nich, młody, ale już duży i krzepki i kwitnący znajduje się na obecnym kurzym wybiegu. No i jest bardzo słabo zaatakowany przez szrotowiaka - w tej chwili ma na liściach trochę plam, ale tak ogólnie to jest cały zielony i krzepki.
Do tej pory całą zasługę przypisywałam kurom, które wydziobują larwy ze spadających liści i rozgrzebują ziemię w ich poszukiwaniu. Do wczoraj. Bo wczoraj poszłam na wybieg nakarmić kurczaki, a mam ich 18, plus koguta i dwie kury - matki, ale już "wyzwolone" od podrośniętego przychówku. Stoję ja sobie i podziwiam tę wielokolorową gromadkę (21 kur - 8 lub 9 ras), kiedy nad głową słyszę szum, jakby deszcz bębnił po liściach. A stałam pod tym kasztanowcem właśnie. Deszcz to najbardziej w tej chwili wyczekiwane dobro. Spoglądam więc do góry, a tam w liściach buszuje całe stado sikoreczek modrych, tych malutkich. Zaczepiają się łapkami w akrobatycznych iście pozach i gorliwie wydłubują z liści przebrzydłe larwy!
Uśmiechnęłam się do nich - na zdrowie, kochane. Odpłacają za zimowe dokarmianie, za wieszanie domków, za zostawianie dziuplastych drzew... Wiem, że te maluszki giną coraz częściej - od oprysków, herbicydów, całej tej ciężkiej chemii, którą człowiek próbuje zastąpić doskonałe dzieła Natury. No nic, dopóki żyję, będziecie u mnie miały oazę, w której jesteście najmilszymi gośćmi.
Pamiętacie, jak pisałam o małych pomocnikach, którzy robią za nas wiele z tego, co jest do zrobienia? To jeszcze jeden z przykładów. A inny to ten, że nie miałam w tym roku mszyc na bobie. Też widziałam te małe, niebieskie cuda, jak się wokół niego uwijały.
Rysunek znaleziony w necie.
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
Etykiety
borówka amerykańska
budki lęgowe
burak liściowy
cebula
chwasty
cieplarnie
ciepła grządka
cykoria sałatowa
czosnek
drób
drzewa
drzewa i krzewy owocowe
drzewa owocowe
dynie
dżdżownice
F1
fasola
filmy
funkcjonowanie roślin
gleba
GMO
gnojówki
gnój
grządki
grządki permakulturowe
grzyby
historia
humus
inicjatywy
inspekty
jabłonie
jagody goji
jarzebinogrusza
jesień
jesion
kalendarz biodynamiczny
kompost
konstrukcje
korzenie
kret
króliki
kuchnia
kury
las
leki
marchewka
mikoryza
mydlnica
narzędzia
nasiona
nasiona ekologiczne
naturalne środki myjące
nawożenie
ochrona naturalna
oczko wodne
odczyn gleby
ogród na stoku
orzechy piorące
owady pożyteczne
owce
pasternak
permakultura
pietruszka
pigwa
pismo Słowian
płoty
podlewanie
podlewanie butelkowe
podniesione grządki
pomidory
próchnica
przechowywanie
przycinanie drzew
ptaki
rabaty ozdobne.
ręczniki obrzędowe
sad
sadzenie
sadzenie drzew
samosiejki
sąsiedztwo roślin
seler
siew
słoma
słomiane grządki
Słowianie
sole mineralne
staw
staże
szkodniki
szparagi
szpinak
szpinak. grządki
ściółka
ściółkowanie
świdośliwa
trawnik
tworzenie
tyczki
uprawa
wały permakulturowe
warsztaty
warzywa
wegetarianizm
wiedza
wieża ziemniaczana
wiśnia syberyjska
woda
wzniesione grządki
zakładanie ogrodu
zasilanie
zbiory
zdrowa żywność
zdrowie
zielony nawóz
ziemniaki
ziemniaki w słomie
zima
zioła
zrębki
zwierzęta
żywopłot
żyzność
Pamiętam jak ok pięć lat temu odkryłam w jednym z parków ten fenomen. Na alei kasztanowców buszowało kilkadziesiąt sikor modrych ale też i bogatek a nawet dostrzegłam szarytkę czyli ubogą. W naturze nic nie pozostaje zignorowane. Na mojej lipie też jakiś minujący paskud siedzi od kilku lat i też małe ptaszki których nie zidentyfikowałam walczą z nimi i zajadają jak najęte - smacznego!
OdpowiedzUsuńMam i ja swoje stadko modraszek, bardzo lubię te małe, zwinne i niezbyt nawet płochliwe sikoreczki. A zimą oczywiście odwiedzają stołówkę wraz z innymi. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńAż się płakać chce - Twój przekaz jest mimo wszystko przygnębiający, chociaż sikorki są cudne. W dziupli starej czereśni miałam tej wiosny spektakl!
OdpowiedzUsuńAch!!! Cudowna opowieść. Bardzo Ci za nią dziękuję. Siadłam do netu ze skwaszoną miną i nastrojem do... :P A po przeczytaniu twojego postu zrobiło mi się tak dobrze i znów nastrój dobry powrócił :)))) Ja też kocham ptaki i widzę ich ogromny wkład w życie planety, w nasze plony i działania i bez nich nie byłoby niczego, ptaki są tak bardzo przez nas nie doceniane, ignorowane a czasami i zwalczane :/
OdpowiedzUsuńMoc uścisków :D
U nas widziałam stada sikoreczek na niezwykle obficie w tym roku owocującej czereśni.Zero robaków w owocach.Natomiast robaczywe w 100% śliwki nie widziałam aby były odwiedzane przez sikorki albo inne ptaszęta.
OdpowiedzUsuńA wracając do kasztanowców to w całej Europie są "szrotówkowe' rude , chore.Jedyne zdrowe widzialam parę lat temu w przyklasztornym ogrodzie w Chełmnie.Wszystkie miały szerokie lepowe opaski.Nie wiem czym te opaski były nasączone ale były skuteczne.