sobota, 28 marca 2015

Gruzełkowa tantra

      Na dworze wiosenny deszczyk zmywa brud po zimie. I dobrze, bo suche coś to przedwiośnie. W zeszłym roku było podobnie, za to jak wczesnym latem deszcze dały, to Lebiedzianka zalała łąki, co zwykle zdarzało się tylko na przedwiośniu właśnie.
      Dla nas dziś z tego powodu święto, nie da się dużo pracować na dworze. Całe ciało cieszy się z takiej niespodziewanej laby, zakwaski nareszcie trochę się rozejdą. Wczoraj pociągnęliśmy kolejne 25 metrów siatki (oprócz czyszczenia grządki ziołowej, przygotowywania grządki pod groszek, wożenia taczką kamieni i kilku innych robótek). Teraz wiem, że Nowy Warzywnik ma 25 na 25 metrów prawie idealnie. Stary Warzywnik jest ciut mniejszy. wiem mniej więcej, ile uprawiam warzyw, bo do tej pory to wszystko było "na oko".

       Ąle miało być o tantrycznych gruzełkach, no bo o czym można pisać wiosną, kiedy budzą się motylki, ptaszory wiją gniazda, a kwiatki obnażają słupki tudzież pylniki?
      Wiadomo, że podstawą miłości jest ścisłe łączenie się dwóch różnych elementów, które razem dają nową wartość. Sprawdza się to na poziomie najwznioślejszej miłości, jak i na poziomie atomowym, a może nawet dalej. Słońca są niezwykle atrakcyjne dla planet, kobiety dla mężczyzn, a elektrony dla protonów.
       Gruzełki, czyli wymarzona forma gleby każdego ogrodnika powstają w wyniku mariażu gliny i humusu, połączonych razem na dobre i złe, ale raczej na dobre i razem tworzących nową jakość.

       Ale jak to możliwe, skoro humus jest na powierzchni, a glina na dole, pod korzeniami? Oba też pozbawione są możliwości swobodnego przemieszczania się. Byłoby smutno, gdyby nie dżdżownice, gorliwe swatki, a zarazem kapłani odprawiający rytuał wiązania się tych dwóch różnych elementów.

      Dżdżownica glebowa regularnie przemieszcza się w górę i w dół, na dzień schodzi głęboko w glebę, nocą wychodzi na powierzchnię i zjada resztki organiczne. Ona to w swoim przewodzie pokarmowym łączy glinę i humus na bardzo długo. Dzieje się to przy pomocy gruczołów wapiennych, istniejących przy przełyku. Ich głównym zadaniem jest wydzielanie jonów wapnia, które neutralizują kwaśny odczyn pokarmu dżdżownicy. No i dzieje się tak: glina ma ładunek ujemny, humus również, a wapń zjonizowany ma podwójny ładunek dodatni. Do wapnia przykleja się więc z jednej strony glina, z drugiej humus i voila! gruzełek gotowy. Na dokładkę wzbogacony innymi substancjami dżdżownicowej przemiany materii. Taka struktura jest stosunkowo trwała i daje idealną glebę.

       W żywej glebie jest około 4 ton dżdżownic na hektar, wyobrażacie sobie co tam się dzieje? Niestety, takich gleb jest coraz mniej. Na polach uprawianych chemicznie dobrze jest, jeśli znajdzie się ich kilkadziesiąt kilogramów. A potem to już tylko masakra: gleby zlewne, łatwo przesuszające się i łatwo stające się bajorami po byle deszczu, porywane przez wiatr i spływające do rzek, tak, że zostaje szczery piasek. Na tym piasku jeśli nawet damy materię organiczną, to nie ma komu jej rozłożyć, więc przecieka do cieków wodnych bez żadnego pożytku. Stąd błędne koło nawozów sztucznych: na początku działają pięknie zwiększając plony, bo jest jeszcze materia organiczna, ale szybko trzeba dawać ich coraz więcej i więcej, co coraz bardziej wytruwa życie w glebie. No i coraz więcej kosztuje. A kto na tym zyskuje? Na pewno nie rolnik...

     Na szczęście u nas mikroorganizmy i dżdżownice mają się dobrze, pełną parą odchodzi teraz naturalna wermikulizacja trawników, gruzełki się tworzą i w ogóle wiosna!

      Mała uwaga: z racji tego sposobu życia (schodzenie głęboko w dół i wychodzenie na powierzchnię) dżdżownice glebowe nie nadają się do kompostownika ani do robienia soku dżdżownicowego. Tutaj użyteczny jest inny gatunek, zwany kalifornijskim - bardziej różowe, mniejsze i bardziej ruchliwe, zadowalające się bytowaniem w warstwie materii organicznej, byle jej było dużo! W Polsce można znaleźć aż 32 gatunki dżdżownic, przystosowanych do różnych środowisk. Jeśli ktoś ma zywą glebę, obficie zamieszkaną, to nie musi nawet kupować "kalifornijek" - odpowiednie gatunki same zasiedlą kompost.

10 komentarzy:

  1. Bardzo interesujące :)))) Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Życie w ogóle jest niezwykle interesujące, w każdym swoim przejawie.

      Usuń
  2. "Gorliwe swatki"- piękne !
    A ja mam w kompoście dżdżownice jakieś , pewnie glebowe ,bo te specjalistki kalifornijskie pewnie trzeba by sprowadzić specjalnie z zewnątrz.
    I te właśnie urzędujące w naszym kompostowniku chyba robią swoje bo z sezonu na sezon z góry rozmaitości roślinnych powstaje ziemia ogrodowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce występują 32 gatunki dżdżownic, w tym te, które żyją w kompoście (można je poznać po intensywniejszej, różowej barwie), te, które zyją w głębszych warstwach gleby i te, które przemieszczają się pionowo góra-dół. Prawdopodobnie Twój kompost zasiedliły dżdżownice do tego przystosowane.

      Usuń
  3. Dziękuję bardzo.Rozbudziłaś Jagodo moją ciekawość .Przy najbliższym spotkaniu z dżdżownicą przyjrzę się jej dokładniej.Jeśli uda mi się opanować pewnego rodzaju obrzydzenie do tych stworzeń.Piszę pewnego rodzaju bo z estetycznego ,mówiąc oględnie, punktu widzenia obrzydzenie duże ale z merytorycznego - zachwyt ; suma daje podejście trudne do określenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze wiele się dowiem, a to mi się bardzo przydaje w tych moich ogrodowych początkach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja walczę z piaskiem:) Kompost robi co może, ale przydałoby mi się tych gruzełków troszkę. Dżdżownic jakoś mało widuję, chyba uciekają w lepsze rejony...

    OdpowiedzUsuń
  6. Fascynujaco przedstawilas jeszcze bardziej fascynujacy proces.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowicie ciekawy artykuł. Niby człowiek wie bo w koncu ogrodnik ale szczegółów to jakoś nie znałam. Fascynujące - dziękuję bardzo za ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy jest sens wpuszczenia do ogrodu na wiosnę dżdżownic kupionych w sklepie wędkarskim? Również kalifornijskie czy te tylko do kompostownika?
    ps. wysłałem do Pani niedawno maila, czy dotarł?

    OdpowiedzUsuń