środa, 11 czerwca 2014

Baby beeee

     Nie święci garnki lepią...
     U nas ostatnio cudowna pogoda, upały nas ominęły, bardzo przyjemne 21 - 25 stopni, słoneczko, wiaterek, co przegania precz wstrętne krwiopijce, chmurki jak baranki.  Hmmm ... no właśnie, baranki!   Moje owieczki już dawno prosiły się o strzyżenie, bo przyznam się bez bicia, że w zeszłym roku zaniedbałam.
    Przedtem zwykle pomagał mi ktoś, nie tyle przy strzyżeniu, co przy łapaniu dzikusek. W zeszłym roku po prostu nie udało mi się ich złapać! Ale w tym roku nie mogłam odpuścić, wyglądały jak pieczarki.
    Obmyśliliśmy strategię z Pierem, bo muszę coś wyznać: mój mąż, jako typowy mieszczuch nie ma pojęcia o zwierzętach, jest zbyt nerwowy i po prostu się ich boi. No i latka już nie te, żeby corridę urządzać. Postanowiłam więc użyć tego, czego zawsze się bałam: lasso. A bałam się, żeby biedactw nie udusić. Teraz miały tyle wełny na szyi, że raczej nie było powodu do obawy. Oczywiście nie rzucałam na nie lassem na łące, tylko rankiem wchodziłam z nim do obórki, zarzucałam jednej na szyję i wyciągałam ją jak psa na smyczy na zewnątrz, gdzie już czyhał mój mąż. On łapał ją za nogi i przewracał na ziemię, a ja wiązałam jej łapy. Raz uziemione owce leżą na ogół spokojnie.
    Po czym mąż oddalał się w swoją stronę, a ja brałam w rękę nożyce krawieckie (jakoś nie nauczyłam się nigdy strzyc tymi dla owiec, wcale mi nie tną runa, tylko je szczypią, więc krawieckie lepsze) i zaczynałam postrzyżyny.
     Prawdopodobnie dobry postrzygacz owiec potrafi ogolić jedną w kwadrans. Mnie to zajmuje  3 - 4 godziny. Nawet wtedy, kiedy strzygę co roku. Trzeba przebić się przez kołtuny, delikatnie ostrzyc nogi, brzuch i szyję, powstrzymać wstręt i wygolić okolice kupra i ogon. Boki i grzbiet to przy tym bułka z masłem: odgarnia się i ścina z rozmachem. Wszystko to w kucki albo na kolanach, pochylając się nad owieczką. Cały czas w skupieniu, cały czas  uważając, żeby jej nie zranić, żeby nie przyciąć skóry, żeby nie wierzgnęła i nie nadziała się na nożyce. Pochlebiam sobie, że poza jednym czy dwoma mikroskopijnymi zadrapaniami, nawet bez krwi, nie było urazów. Kiedy zaś kupiłam je, były świeżo po strzyżeniu przez "profesjonalistę" i wszystkie miały głębokie skaleczenia i to nie jedno.
     Przy tej robocie wszystkie mięśnie są tak napięte, że potem mam zakwasy, jak po maratonie. Po godzinie ręka trzymająca nożyce zaczyna omdlewać, a to jeszcze nie półmetek. Ale efekt wart jest tego wysiłku, moje Be-Baby wyglądają, jakby razem z wełną zrzuciły kilka lat. tym bardziej, że na koniec dostają w nagrodę obcinanie pazurków, czyli korektę racic, które przez zimę wyhodowały sobie jak sekretarki w budżetówce. Tak się tego bałam! A okazuje się, że to całkiem proste. Dziękuję Sylwii za rady i dodawanie odwagi. Czasem tak jest, że trudno nam się za coś zabrać, bo wydaje się, że to za trudne, tymczasem wystarczy się przełamać i okazuje się, że nie święci garnki lepią i że wystarczy trochę się przyłożyć i ta dam! zrobione!
     Po takim seansie podnosiłam się jak zaczadzona, miałam tylko siłę dotrzeć nad staw i uwalić się na materacu na odpoczynek. Złotawa woda (od torfu) działa na zbolałe mięśnie jak najlepszy masaż, wokoło łąki tetnią życiem i zapachami, żaby i ptaszory się drą jak opętane... Cudownie.
     A po odpoczynku sianowanie, żeby mięśnie rozruszać. Udało się nam zebrać całkiem sporo siana, a to jeszcze nie koniec.
     Na tym zdjęciu to nie matka z młodymi jagniętami, tylko dwie baby ostrzyżone, a jedna jeszcze nie. Tak, żeby było widać kontrast.


27 komentarzy:

  1. Oj jakie te dwie są wdzięczne za gołe skóry wiaterek owiewa słoneczko rozgrzewa oj oj cudownie tak żyć.:) Lepiej samej zrobić niż prosić kogoś, jakoś tak robią byle jak nie licząc się z bólem stworzeń. Wszystko na czas i zepchnąć z siebie. A co z nimi robisz, one tylko są dając wielką radość bycia z wami? Mleko masz sery robisz? Rodzą jagnięta?
    Jesteś wielka Jagodo bardzo Cię podziwiam i czerpię z Twojego bloga wiedzę. Serdeczności posyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owieczki uratowane są od rzeźni, jeden starszy pan likwidował hodowlę. Już wtedy (4 lata temu) były to dorosłe owce, więc teraz to już staruszki. Jagniąt nie rodzą, bo nikt w okolicy nie ma tryka. W zamyśle były wzięte jako żywe kosiarki do sadu i źródło nawozu. Jako źródło dobrze się sprawdzają, jako kosiarki mniej, bo ich mało, a przestrzeń duża, więc zrobiły się wybredne. Jedzą tylko to, co lubią, a reszta zostaje.

      Usuń
  2. No piękne są! A jakie ulżone! Cudowne życie wiodą u Ciebie, taki owczy raj. Wełnę spożytkujesz? Utkasz jakieś giezło w długie, zimowe wieczory?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym spożytkować, ale nie bardzo umiem. Marzy mi się nauka obróbki wełny i przędzenia. Ta akurat, którą teraz ostrzygłam, jest sfilcowana z wierzchu, bo baby uparły się chodzić po deszczu wiosną. A wielka szkoda, bo mięciutka jest i wcale nie gryząca!

      Usuń
  3. oho, oto i są zamówione "łowiecki" ;) Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj wiem jaki to ból z owczym ogonkiem ;-) owce są jednak strasznym swintuchami. Wolę jednak jak strzyże się wcześniej przed najgorszym upałami, bo nie parzy owieczkom skóry na grzbiecie.
    Co do profesjonalizmu i czasu nie warto brać sobie tego do siebie i robić poprosić wg własnego tempa. Jakiś czas temu kupiłam królika, który miał poprosić straszną blizne od maszynki, aż mnie to zabolalo kiedy o tym pomyślałam:-( u mnie idealnie nie jest czasem skalecze, prędzej królika niż owce, ale to są ranki, ktore szybko się goja i nie ma po nich śladu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jeszcze nie było upałów, to pierwsze cieplutkie dni w tym roku, do upałów daleko im jednak. Jak pisałam na początku postu: temperatura trochę powyżej 20 stopni. Tu Polska Syberia jest i ma swoje prawa. A wcześniej nie chciałam strzyc, bo było zimno i deszczowo, obawiałam się, że tak nagle rozebrane z futra mogą się pochorować.

      Usuń
    2. Rosa, słoneczko, co ja mogę zrobić z tą wełną? Bo na razie wisi na płocie i straszy! A to długowełnista polska, z dużą domieszką merynosa - mięciutka i długa. Szkoda zmarnować. Wełnę z poprzednich strzyzy w większości porozdawałam, trochę leży w workach.

      Usuń
    3. W uczelnianej owczarni pod Krakowem strzże się zimą między stanówką a wykotami, ale są wtedy w owczarni.
      Wszystko zależy od tego jak bardzo straszy. Co lepsze fragmenty trzeba wybrać przestrzegać że śmieci i przystrzyzen, wymoczyć i wyprać. Jeśli bedzie bardzo nadającą się do przerobu można ją wykorzystać w ogrodzie. Obrzeża i resztę można wykorzystać do sciolkowania, ale i jako repelent chroniący rośliny przed zgryzaniem przez jeleniowate

      Usuń
  5. oj Kochana, wyobraziłam sobie ciebie z tymi nożycami, w kłębach białych obłoczków wełny rozrzuconych tu i ówdzie :) dzielna babeczka jesteś. kto wie, za jakiś czas może będę musiała do ciebie na kurs strzyżenia wpaść :)
    pozdrawiam cieplutko i prosto z serca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Białych kłaczków niet, raczej osrane dredy, które wyrzucam. Reszta trzyma się w jednym kawałku, jak skóra.

      Usuń
    2. A wpadaj sobie, wpadaj jak najszybciej!

      Usuń
    3. Oj Jagoda, nic w Tobie liryzmu i poezji, osrane dredy zamiast kłębów białych obłoczków, a już było tak sielsko...:)))))))))))))

      Usuń
    4. Bo to, Hanuś, jest poezja współczesna.

      Usuń
  6. Niestety, strzyżenie jeszcze przed nami i mam podobny problem, bo nie mam ppjęcia, jak schwytać owce, tym bardziej, że to wrzosówka i one nie nocują w żadnej szopie, tylko pod chmurką. A sp...przają jak dzikie (bo trochę dzikie chyba są).
    Żal byłoby nie wykorzystać takiej pięknej wełny. Są chyba jakieś warsztaty przędzenia? Nowe wyzwanie przed Tobą ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ogół nie ma problemów jeśli owce są zaznajomione ze smakołykami. Jeśli rozpoznają szum ziarna w kubełku czy chrupanie przy łamaniu suchego chleba już są Twoje.
      Jeśli chcesz aby wełna była w miarę zdatna do użytku musisz strzyc czysto. Najlepiej na plandece, a wcześniej otrzepać owieczkę ze ździebełek, chociaż to wydaje się być niewykonalne przy tłustym runie. Owieczkę tak jak mnie uczono sadzam na zadku i zaczynam od brzucha, później wywalam obrzeża, bo i tak są zazwyczaj strasznie zapaskudzone i niezdatne do obróbki. Można też strzyc od grzbietu wzdłuż kręgosłupa, ale wtedy pasuje mieć jeszcze coś czym uwiąże się owieczkę lub kogoś do pomocy ;)
      Prząść można nauczyć się z internetu (YT jest najlepsze do tego ;) ale warto poszukać kogoś kto już umie i sam pokaże co i jak do tego można użyć mapę prządek i tkaczek https://mapsengine.google.com/map/u/0/edit?mid=zyvTa4jERP1k.kDukqrjkW3zQ

      Usuń
    2. Inkwi, a jak miały być warsztaty przędzenie o rzut beretem od Was, to nie było chętnych...
      Strzyża przede mną też i już nie mogę spać. Na moje żadne smakołyki nie działają, bo teraz co może być smaczniejsze od pysznej koniczyny?

      Usuń
  7. Przypuszczam, że owieczkom bardzo ulżyło jak tyle kilogramów futra spadło im z grzbietów :)))
    Przeczytałam post i komentarze z zapartym tchem, bo od jakiegoś czasu marzy mi się własny kawałek raju z owieczkami. Na razie chłonę teorię, podglądam, zastanawiam się czy podołam. To strzyżenie trochę mnie przeraża, wyobrażałam sobie naiwnie, że istnieją jakieś maszynki do strzyżenia coś jak elektryczne golarki czy trymery... no bo ja miastowa jestem... (na razie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że istnieją i nawet nie są drogie. Nauczyć się strzyc też można. Ja jednak sama nie strzygę. Za dużo ich mam, nie dałabym rady.

      Usuń
    2. Istnieją maszynki, ale są przeraźliwie drogie i przy kilku owcach po prostu nie opłaca się ich instalować. Poza tym trzeba się nimi umieć obchodzić. W sumie dla kilku zwierzaków metoda nożyczkowa nie jest taka zła, przez wieki ludzie nożycami strzygli. Ja mam problem, bo jeśli nie ma córki, to nie ma mi kto pomóc. A za mało mam siły, żeby owcę na zadku posadzić, zresztą one tak długo nie chcą siedzieć. więc robię na leżąco. Jak już jest położona i spętana, to leży spokojniutko i jej też chyba jest wygodniej. Zaczynam od nóg i brzucha, a potem jadę w górę do kręgosłupa, po czym odwracam owieczkę, delikatnie.

      Usuń
    3. Rogata ma rację! Są teraz maszynki niedrogie, ok. 300 zł. Czemu wtedy, jak ja szukałam, to były tylko albo nożyce albo drogaśne maszynki do podłączania do elektryczności, takie za ponad 1000? Widocznie przez tych kilka lat rynek się poszerzył o małych hodowców....

      Usuń
    4. No cóż, moich chłopaków strzygę, według życzeń maszynką albo nożyczkami, to i owcy może dam radę :))))))))) Ale na razie jestem dopiero na etapie poszukiwania kawałka ugoru z małym sadkiem...

      Usuń
    5. U nas jest, po sąsiedzku. Nawet dom stoi i obora i hektar ziemi wokoło. Tylko cenią się strasznie, coś ok. 100 tysięcy chcą. Bierzesz?

      Usuń
    6. Ha! Fajnie by było tak po sąsiedzku :))) Ale... hmmm... Do brania szykuję się raczej na przyszły rok, w końcu to nie czapka śliwek, a sporo czasu zajęło przekonywanie drugiej połówki do tego przedsięwzięcia, no i trzeba nieco siły finansowe przegrupować... I niestety ale mieszkam na zupełnie innym krańcu Polski i ciężko by było tak całkiem się przeflancować na stare lata :))

      Usuń
  8. Zapuszczone dziewczyny były rzeczywiście;D Bez opisu, matka z młodymi jak nic!

    OdpowiedzUsuń