sobota, 7 grudnia 2013

To lubię!

       Zapowiadany orkan-huragan u nas jakoś się nie popisał. Ot, powiało porządnie, jak co roku o tej porze. Kudy mu tam do tej wichury kilka lat temu, kiedy dachy latały jak latawce! A Piotruś z poświęceniem próbował włazić na drabinę z 10 kilogramowymi kamieniami, żeby dach garażu trochę obciążyć, bo też już się do lotu zrywał. Dobrze, że miał te głazy w rękach, bo jego też by porwało. Zostały na dachu do dziś! Albo do tej burzy, która przeszła akurat w przeddzień przyjazdu ekipy "Mai w ogrodzie", kiedy drzewa trzaskały jak zapałki, wszystkie bramki w ogrodzie nam rozwaliło, a oni musieli po drodze wymijac TIR-y pospychane do rowu i drzewa leżące w poprzek drogi.
      Teraz to podmuchało, poświstało, pośnieżyło - nic wielkiego. Za to jak świetnie zasypia się w ciepłym domku, w ciepłym łóżeczku, okręcona kołdrą po uszy, słuchając takiego wichru! Uwielbiam to!
      Na dwór wychodzimy niewiele, ot, tyle, żeby krew w żyłach się nie zastała - dopatrzyć zwierzaki, przywieźć taczkę drewna, przejść się po ogrodzie albo lasku.
      Przed obiadem na ogół odwalam "prace siłowe", czyli w tej chwili generalne porządki i rzeczone spacerki, a po obiedzie to jest raj. Siadam sobie w mojej "narkotycznej" kanapie z robótką w ręku, dobra książka tez może być, po prawej mam żeliwny piecyk mruczący i trzaskający iskrami, a od niego ciepełko, po lewej okno z widokiem jak z pocztówki bożonarodzeniowej. Pies grzeje mi plecy albo stopy, do wyboru, a kot rozwala się pod lampą na biurku. No i zazwyczaj kończy się tym, że chrapię sobie na rzeczonej kanapie z psem pod pachą, a kot bawi się robótką. A jakie fajne sny miewam...
      Dobrze, że zdążyłam przed wichurą odpiąć od rusztowania róże pienne i zabezpieczyć je. Krwawa robota była, mimo rękawic i stroju ochronnego.
      A przy tym wszystkim najfajniejsze jest poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli nie będzie prądu i drogi nieprzejezdne, to nam będzie ciepło, syto i przyjemnie. Ha!

Obrazek zimowy z pobliskiej Białorusi. Tak piękny, że nie mogłam się powstrzymać.


19 komentarzy:

  1. U nas wichura była na całego;) Dobrze, że mi dachu nie zdjęło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Obrazek piekny, jak z bajki Andersena zywcem wyjety! Ciesze sie ze u Was wszystko ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo będziesz miała podobne blisko siebie :)

      Usuń
  3. Faaajnie masz :) Nie, żeby mi zimno było, czy dach mi zwiało, na szczęście nic z tych rzeczy...
    U nas trochę działo się, trochę szkód orkan narobił w mieście i okolicy, ale dachów nikomu nie pozrywało, parę dachówek widziałam porozbijanych na chodniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że fajnie. Zwłaszcza jak mi kot zniszczył koronkę, nad którą pracowałam kilka dni hi hi hi

      Usuń
  4. Jagoda, no mogę sie podpisać pod Twoim postem :) Lubię zimę - bo życie zwalnia, świat zasypany śniegiem jest cichy, spokojny, magiczny.
    I w tej ciszy - dom - bezpieczny, ciepły :)
    U mnie też się Ksawery nie popisał - dzięki Bogu !!
    teraz cudnie sypie śnieg - takie olbrzymie płatki, spadają powoli na ziemie.
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham zimę poza jednym - drogi śliskie i niebezpieczne i do biblioteki trudno dojechać :)

      Usuń
  5. I u nas wiało, ale ojtam, bez przesady. Przynajmniej resztę liści mi wywiało z ogrodu gdzieś tam w pola i lasy. Nie lubię zimowych ciemności, ale lubię niespieszne, zimowe popołudnia. Pod warunkiem, że jest prąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dlatego Nikolas cały czas marudzi o fotowoltaice...

      Usuń
  6. Matulu, Agniecha, o czym Twoja Chłopina marzy?

    OdpowiedzUsuń
  7. O niezależności od systemu... dobrze myśli ta chłopina :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy masz takie sny, jak ten obrazek z Białorusi? baśniowa sceneria zupełnie, ma się wrażenie, że to zdolny rysownik stworzył takie dzieło; po ostatnich doświadczeniach, kiedy trzeba było wygasić kominek, bo z braku prądu pompy nie działały, mąż orzekł, że trzeba kupić malutki agregacik, na podtrzymanie działania tychże, i palić spokojnie dalej; jak tu wymotać się z tego systemu? mam wrażenie, że osacza nas już we wszystkim, same nakazy i zakazy, i kary, jeśli coś ominiesz; tych służb pilnujących nas namnożonych tyle, że już nie ma gdzie uciec; chociaż opowiadał ostatnio mąż, że jechała pani ze skarbówki do kontroli pobliskiego leśnictwa, jak zawinąło ją na śliskiej drodze po serpentynach do nas, to nie pokonawszy dzielącej nas góry, zwiała z powrotem, ustawiona samochodem w powrotnym kierunku przez robotników leśnych; może chociaż natura ochroni nas częściowo przed najazdem niesytego wciąż systemu; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mario, nie bardzo rozumiem, co mają pompy do kominka? To bez pomp on nie działa? Czy może chodzi o to, że kominek podgrzewa wodę? W każdym razie myślę, że kupowanie agregatu to następny łańcuch przywiązania i zależności. Za taką samą sumę pieniędzy, a nawet mniejszą, można kupić oddzielny niewielki piecyk do podgrzewania wody bieżącej. Wtedy można ją podgrzewać kiedy i ile się chce, a kominek palić niezależnie od wszelkich pomp. Opał do dodatkowego piecyka (są takie maleńkie i bardzo wydajne) kosztuje mniej, niż paliwo do pompy. Wystarczy kilka patyków, żeby podgrzać wodę na cały dzień, a dodatkowo można ogrzać jakieś dodatkowe pomieszczenie. Ja jestem za upraszczaniem życia na maxa, więc żadnych pomp, agregatów itp., ale każdy robi po swojemu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kominek jest z płaszczem wodnym, ogrzewa wszystkie pomieszczenia na dole i na górze domu, a także wodę w zasobniku, pompa jest maleńka, gdzieś schowana, ale niestety, potrzebuje niewielką ilość prądu, żeby działać, i to właśnie dla niej przydałoby się dodatkowe źródło zasilania," na wszelki pożarny słuczaj"; lepszym rozwiązaniem byłoby wywalenie kuchenki gazowej i wybudowanie prawdziwego pieca kuchennego, ale to musztarda po obiedzie, dopiero teraz zmądrzałam, że kuchnia z takim piecem jest najlepsza; już mi się nie chce rujnować domu, a i sama kuchnia mała; tak mamy rozwiązane ogrzewanie w chatce pogórzańskiej, podkowa, instalacja zalana płynem niezamarzającym, przy okazji grzeje się woda, i prąd niepotrzebny; gdybym teraz budowała dom, to z wielką kuchnią i wielkim piecem kuchennym w niej; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, jeśli ta pompka niewielka, to może baterie słoneczne+akumulator albo wiatraczek+akumulator rozwiązałyby sprawę? Myśleliście o tym?

      Usuń
    2. Nie pomyśleliśmy o tym, i napomknę o tym mężowi, jak wróci z pracy; dzięki wielkie.
      A w ten właśnie sposób hula całkiem niedaleko oświetlenie drogi, zmyślny samolocik ustawia się do wiatru, wiatraczek furkocze, pewnie energia jest przekazywana do akumulatora i jest oświetlenie, mądre to, naprawdę.

      Usuń
  11. Zazdroszczę Ci Jagódko. U nas podobno wiało 130km/h . Niestety nie mogłam spać bo cały dom trzeszczał i bałam się ,że dach odleci. Nasza samowystarczalnność też ciągle jeszcze kuleje bo nie mogę się doczekać pieca w kuchni i narazie w razie braku prądu marzniemy :( Dobrze, że chociaż spiżarnia pełna :)
    Joaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedactwo... szybciutko postarajcie się chociaż o piecyk typu "koza", bardzo się przydaje w awaryjnych sytuacjach, a kosztuje grosze. Nienawidzę marznąć brrr...

      Usuń