Poczytałam Wasze wpisy o jednym takim artykule, który krążył w sieci - jak to kobiety z miasta zniesmaczyły się życiem na wsi - i jestem Wam niesłychanie wdzięczna za to, jak to odebrałyście. Bo ja, naiwna buszmenka, wzięłam to na poważnie i zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem nie jestem świrnięta. Czy nie za bardzo wychwalam sielankę, jaką jest dla nas życie na wsi, we własnym ogrodzie, otoczonych zwierzętami i roślinami. Bo jeszcze ktoś przeczyta, spróbuje naśladować, a potem będzie mnie przeklinać?
Czyli nie jestem porąbana, a jeśli tak, to w dobrym towarzystwie, bo z fajnymi kobietami, które cenię i poważam.
Bo widzicie, ja to czuję tak właśnie - sielankowo. Wyrzucanie gnoju i rozwożenie go taczkami mnie nie brzydzi, nawet mi za bardzo nie śmierdzi, chociaż jestem węchowcem. Ubieranie się w obszurpane przez kolejne pokolenia psów i kotów swetry i stare portki jest wolnością i wygodą, a gumiaki - najwygodniejszym rodzajem obuwia. No trudno, widać niechluj jestem z urodzenia (ale kąpię się codziennie).hi hi hi
Za to, poza poczuciem swobody, wygody i wolności mam coś niesłychanie cennego, co zaczęło się rodzić w momencie, kiedy dotknęłam swojej ziemi. Trudne to do wytłumaczenia, bo zahacza o jakieś pradawne instynkty czy wręcz o mistykę - takie poczucie więzi i porozumienia z naturą. W tym porozumieniu nie liczy się, jak wyglądam, ale to, kim jestem i jak odczuwam, co robię. Takie obnażenie duszy. Rośliny i zwierzęta nie umieją kłamać, ale też na kłamstwo nie dadzą się nabrać. Pozory się nie liczą, liczy się to, kim się jest.
Poznałam też różnicę między wiedzieć, a rozumieć. Kiedy zaczęłam czuć ziemię i wszystko, co na niej żyje, zastanawiać się, jak to ulepszyć w zgodzie z jej prawami, to okazało się nagle, że mam wiele wiadomości, z których nie zdawałam sobie sprawy. Wykute, z niczym nie związane, telepały się gdzieś po zakamarkach umysłu, jak niepotrzebny balast. A tutaj nagle zaczęły układać się w logiczne ciągi, znajdować swoje miejsce. Ciągle czytam i uczę się, ale teraz staram się to przeżywać, włączać w moje odczuwanie świata. Bardzo fajne i wręcz podniosłe uczucie.
Nauczyłam się też dbać o wewnętrzny spokój i logikę, odsuwać lęki i nerwowość. Tutaj to zwierzęta są świetnymi nauczycielami. Jeśli mam coś z nimi zrobić, a jestem niepewna i zdenerwowana, to uciekają ode mnie, nic nie wychodzi. Kiedy czują we mnie spokój i harmonię - wszystko idzie doskonale.
Kiedy człowiek obserwuje bacznie naturę i to, co się wokoło niego dzieje, to nie ma czasu na dopieszczanie swego "ego", tylko czuje się cząstką czegoś wielkiego i zachwycającego. Wspaniałe uczucie.
Fakt, że trzeba pracować i to się wiąże z pewnymi niedogodnościami - bóle w plecach, w ramionach, czasem się zmarznie, kiedy indziej spoci, ale zawsze można znaleźć jakiś sposób, żeby sobie ulżyć. No i w końcu lepiej patrzeć na efekty tej pracy, wtedy wszystko to wydaje się nieważne. A w dodatku ruch na świeżym powietrzu - cóż bardziej naturalnego i zdrowego? A i tak kombinuję, jak kot przed lodówką, jak najbardziej uprościć i ulżyć sobie bez szkody dla efektu. wiele tych pomysłów, o których tu piszę, wzięło się z tego właśnie.
Po tylu latach dla mnie sielanka trwa i umacnia się coraz bardziej. Dziczeję?
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
Etykiety
borówka amerykańska
budki lęgowe
burak liściowy
cebula
chwasty
cieplarnie
ciepła grządka
cykoria sałatowa
czosnek
drób
drzewa
drzewa i krzewy owocowe
drzewa owocowe
dynie
dżdżownice
F1
fasola
filmy
funkcjonowanie roślin
gleba
GMO
gnojówki
gnój
grządki
grządki permakulturowe
grzyby
historia
humus
inicjatywy
inspekty
jabłonie
jagody goji
jarzebinogrusza
jesień
jesion
kalendarz biodynamiczny
kompost
konstrukcje
korzenie
kret
króliki
kuchnia
kury
las
leki
marchewka
mikoryza
mydlnica
narzędzia
nasiona
nasiona ekologiczne
naturalne środki myjące
nawożenie
ochrona naturalna
oczko wodne
odczyn gleby
ogród na stoku
orzechy piorące
owady pożyteczne
owce
pasternak
permakultura
pietruszka
pigwa
pismo Słowian
płoty
podlewanie
podlewanie butelkowe
podniesione grządki
pomidory
próchnica
przechowywanie
przycinanie drzew
ptaki
rabaty ozdobne.
ręczniki obrzędowe
sad
sadzenie
sadzenie drzew
samosiejki
sąsiedztwo roślin
seler
siew
słoma
słomiane grządki
Słowianie
sole mineralne
staw
staże
szkodniki
szparagi
szpinak
szpinak. grządki
ściółka
ściółkowanie
świdośliwa
trawnik
tworzenie
tyczki
uprawa
wały permakulturowe
warsztaty
warzywa
wegetarianizm
wiedza
wieża ziemniaczana
wiśnia syberyjska
woda
wzniesione grządki
zakładanie ogrodu
zasilanie
zbiory
zdrowa żywność
zdrowie
zielony nawóz
ziemniaki
ziemniaki w słomie
zima
zioła
zrębki
zwierzęta
żywopłot
żyzność
A pewnie że dziczejesz! Ale jako sama rzekłaś, w dobrym towarzystwie.:-)
OdpowiedzUsuńPS. od czasu zamieszkania na wsi myję się rzadziej, ale mam wrażenie że i tak jestem czyściejsza, niż kiedy mieszkałąm w mieście. Wariuję?
Nie, konie Cię liżą :))) A na poważnie - na powietrzu człowiek mniej się poci i skóra wydziela mniej sebum :))))
UsuńAle one liżą mnie tylko po rękach i twarzy.
UsuńJa mam to samo. Zwolniłam.
OdpowiedzUsuńA odnosnie niechluja wyobraź sobie jak wracałam z pracy przez kawałek Warszawy, tramwajem, a wiesz z jakiej pracy? ;-))
Ten artykuł u mnie na facebookowym Moim Podlasiu ktos fajnie skomentował ;)
Czytałam :))))
UsuńJesteś spoko, nie martw się;) Jako i my jesteśmy - musimy to sobie powtarzać, bo dzisiaj łatwo stracić równowagę;)
OdpowiedzUsuńTak łatwo to ja równowagi nie stracę, ale czasem dobrze wiedzieć, że nie jest się cudakiem :)))) No, może trochę....
Usuńtakie pozytywne wariactwo nas dopadło:-) i jeszcze tak na piważnie, to myślę, że trzeba patrzeć tak aby widzieć, a nie tylko się przyglądać
OdpowiedzUsuńI uczyć się tak, żeby wiedzieć, i myśleć tak lekko, bez barier... Dziękuję ci.
UsuńHehe, też uwielbiam gumiaki. A mnie się nawet ludzie na wsi dziwią jak czasem do sklepu wioskowego w gumiakach pójdę, ale jak zauważyłam to ci się dziwili co miastowe życie im się marzy, bo wiadomo w mieście to wygody i luksusy, nic robić nie trzeba i wszystko się ma ;) A większość znajomych, tych z miasta, uważa, że to na wsi nic nie robię, lenię się i mało ambitna jestem. Niektórym ludziom się nie dogodzi, trzeba myśleć o sobie :D Ale ze mnie egoistka wychodzi, ale co poradzić, ciesze się że na wsi mieszkam i coraz bardziej dziczeję :D Nawet ostatnio sama obornik z kurnika taczkami wywoziłam, moja druga połówka nadgodziny wyrabia i trzeba sobie radzić samej też. Tylko jeszcze tyle siły w rękach nie mam i mnie samej dłużej z tym zeszło. I o zgrozo, przyjemnie mnie się obornik taczką wywoziło ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Taki naturalny obornik to nawet nie śmierdzi. A jaka satysfakcja, kiedy człowiek sobie może powiedzieć "Umiem, dam radę". Do sklepu często też zasuwam prosto od roboty, ku wielkiemu zgorszeniu pań, które na tę okazję stroją się, żeby "się pokazać". Ha, jakbym ich nie widywała przy domu :)))
UsuńW życiu nie czułam się większym KIMŚ, niż po przekopaniu ogródka, z bolącym krzyżem, z brudnymi rękoma i rozdeptanych chodakach, bo wtedy byłam częścią całego, wielkiego świata... Swobody "roboczego" stroju, wygody chodaczków, w których nie szkoda wdepnąć w mokrą ziemię nie da się porównać z szykownym strojem, w którym ani kota nie przytulę, ani za psem nie pobiegnę, choć i święto czasami jest potrzebne i wyjściowa elegancja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
No widzisz, ja z tą szykownością to mam wielki kłopot - z moją tuszą nie bardzo mogę coś znaleźć, a wirtualnie kupować nie chcę, bo się kilka razy nabrałam. Zresztą ceny są powalające. Zostają ciucholandy, ale to z kolei daleko i czasu specjalnie nie mam. Ech, jak ja żałuję, że nie umiem szyć!
UsuńTo i ja zdziczałam w takim razie.
OdpowiedzUsuńwobec tego i ja zdziczałam, i dobrze mi z tym, jak nigdy wcześniej :)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWięc i ja dołączam do klubu "zdziczałych wieśniaczek" hihi. Najlepiej czuję się u siebie, gdzie nie muszę wbijać się np. w obowiązkowy ubiór biurowy . Niech żyją gumiaki! hihi Pozdrawiam Joaha
OdpowiedzUsuńTo Ty? Z KW?
UsuńTak sąsiadeczko, to ja! :)) Pozdrawiam :) Joaha
UsuńJak mi się podoba takie gumiakowe towarzystwo :) To moje klimaty, a gumiaki są moim ulubionym obuwiem. Czasem nawet się zastanawiam po co ubieram gumiaki skoro jest sucho, ale to już chyba przyzwyczajenie, żeby nie powiedzieć skrzywienie.
OdpowiedzUsuńZdziczałe, skrzywione wieśniaczki. Coraz lepiej.:-)))
UsuńNo, to będzie wymiatać! A mam nadzieję, że skrzywione tak :))))
UsuńIstnieje Stowarzyszenie Chłopów Bosych, to może istnieć chyba Stowarzyszenie Bab w Gumiakach?
OdpowiedzUsuńNo to się zapisuję do Stowarzyszenia Bab w Gumiakach :) Nigdzie nie należę to może chociaż do gumiaków ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy się do tego przyznawać, ale moje są różowe w kwiatki! haha :) A co! :)
A moje sraczkowato-zielone :))) z filcowymi kapciuszkami w środku :)))
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam spotkanie Bab w Gumiakach jak każda wyciąga swoją nóżkę i pokazuje swojego gumiaczka :)))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie Gumiakach a Gumiokach!!! Ja też się piszę!! Co to za artykuł?? Ide szukać. Najpewniej o mnie, bom miastowa wieśniaczka. Juz 15 rok przeszcześliwa. Nic nie pachnie jak gnoik! A z innego odzienia to już tylko polary kupuję - sprawdziły sie i tysiac kamizelek. Nie wspominam o czapkach na wszystkie pory roku. Salony precz!!
OdpowiedzUsuńNa pewno nie o Tobie, bo piszą tam o kobietach, którym zamarzyła się wieś sielska i anielska, a potem same rozczarowania i z podkulonymi ogonami wróciły do miasta i dopiero czują się dobrze, a wieś wspominają jako koszmar. Bo gnój śmierdzi, a do krów w szpilkach i z manikiurem się nie da chodzić ....
OdpowiedzUsuń