niedziela, 3 września 2017

Sezon słoikowy

       Popadało i w lesie znowu pokazały się grzyby. W piątek przyniosłam znowu dwa koszyki, w tym jeden mieszany: kurki, koźlaki, prawdziwki, a drugi prawie samych małych, jędrnych maślaczków, które zdybałam w maślakowym mateczniku, kiedy dopiero wychodziły z ziemi. Bardzo lubię to miejsce - dawne wyrobisko żwirowe, bardzo nieregularne, z rzadka porośnięte szeroko rozkładającymi się sosnami przeplatanymi z gęstymi laskami, też sosnowymi. A maślaki zdybać trzeba na samym początku, jak tylko wyrastają po deszczu, bo potem są robaczywe. I nic tu nie pomaga, że jest ich gęsto, po kilkanaście - kilkadziesiąt razem, kiedy już wszystkie są zarażone. Tym razem miałam szczęście, bo znalazłam je, zanim robaki się o nich dowiedziały.
    Człowiek osłonięty tymi iglakami, zanurzony po kolana we wrzosach, otoczony zielenią, czuje się tam tak bezpiecznie i przytulnie, że mogła bym siedzieć tam całymi dniami.

    A po przyjściu do domu mniej przyjemny kawałek roboty: trzeba cały ten urobek oczyścić, posegregować (do suszenia, do jedzenia i do słoików). Potem mycie (albo i nie - tych do suszenia się nie myje przecież), przerabianie na zupy i sosy tudzież grzybki w occie, parzenie, wkładanie do słoików, sterylizacja ... Dom pełen aromatu octu gotowanego z zielem angielskim, marchewką i piórkami cebuli. A w tym czasie dusza już by gnała do ogrodu, na łąki, do lasu. Tańczyła by z jeleniami, pohukiwała wieczorem z sowami. A tak swoją drogą - ileż to już lat, odkąd nie mogę biegać? sporo. A dusza ciągle chce i pragnie.  A tu trzeba pilnować słoików. No i tak...

     Mamy też sporo zielonych pomidorów. Część już nastawiłam dziś wieczorem na sałatkę. Przepis wyciągnęłam od mamy, pamiętam, że jako dziecko bardzo tę sałatkę lubiłam. Mam tylko nadzieję, że tym razem mi się uda i  będzie przypominała tę z dzieciństwa. Kiedyś zrobiłam według przepisu z netu, ale nie udała się - była cierpkawa. To dlatego teraz nastawiłam pomidory i cebulę zasypane solą na całe 12 godzin, jak mama radzi, a nie tylko na kilka. Zobaczymy.

    Zostało mi jeszcze sporo tych niedojrzałków, więc planuję pomidorową konfiturę. Kiedyś jadłam, a nawet pomagałam kroić na nią owoce, ale sama jeszcze nie robiłam. Smak miała przedziwny, bardzo przypominający dżem z fig. Wertuję więc różne przepisy i szukam najlepszego. Czyli następny eksperyment w toku.

     Tyle że tak naprawdę zaczynam już mieć trochę dość tego ślęczenia w kuchni. To już trzeci miesiąc mija, jak "siedzę w słoikach". Tyle, że mam jakiś wewnętrzny przymus, by zagospodarować jak najwięcej plonów, jak najściślej wypełnić półki. Taki przedwieczny strach przed długą, głodną zimą. Bo co będzie, jakby nagle wszystkiego zabrakło? Przecież już kiedyś tak było. Nie wiem, czy to echa traumy stanu wojennego i wcześniejszego niedostatku, kiedy ratowały nas własnie przetwory z Babcinej piwnicy, czy jeszcze coś dawniejszego, odziedziczonego po przodkach.

     Pocieszam się, że to już niedługo. Że wyjdę do ogrodu kończyć wykopki, zbierać warzywa, wycinać kapustę. A tu kilka tysięcy okrąglejących z dnia na dzień Antonówek uśmiecha się złośliwie "Myślisz, że to koniec ze słoikami, oj, żebyś się nie przeliczyła...." Uff, dranie! Pójdziecie pod prasę  i już.

     A tak między nami, to jeden znajomy podpowiedział mi miejsce, gdzie można kurki kosą kosić. Nie wytrzymam, muszę sprawdzić. Oby tylko słoików nie zabrakło.


17 komentarzy:

  1. Zamykasz dary Natury jak każdego roku aby smakować je kiedy za oknem biały puch leży . Mam przepisy ja konfitury z zielonych pomidorów w starej książce z 1956 r , chcesz to jutro ją napiszę . Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. W tej chwili idę zmagać się z sałatką.

      Usuń
  2. Och, jak strasznie zazdroszczę grzybnych lasów... A w słoikach też siedzę- jutro sos pomidorowo-paprykowo-cebulowy ze świeżą bazylią ...pozdrawiam :))) BDB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawie się zapowiada ten sos. U nas lasów dostatek, cała Puszcza Augustowska za rzeczką. I inne lasy ze wszystkich stron. Można coś wybrać.

      Usuń
  3. Bardzo tęsknię do lasu, takiego rozgrzanego słońcem i pachnącego. A grzyby, ech... tu gdzie mieszkam nie ma lasu z prawdziwego zdarzenia, tylko marne, śródpolne zagajniki. I grzybów w nich nie ma, chyba że mnie uznać za (starego) grzyba:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat mój las był mokry i deszczowy, ale mimo wszystko też pachnący. To dziwne, bo często najbardziej grzybne są właśnie nie starodrzewy, tylko takie małe zagajniki. Może u Was już nawet grzybni nie ma? Zapraszam kiedyś tutaj - lasy takie, że z nich trudno wyjść. Puszcza rozciąga się też na Białoruś, a tam jest cała pod ochroną. Ech, żeby tak u nas...

      Usuń
  4. U mnie w lesie więcej zbieraczy niż grzybów, a jak już w końcu się je znajdzie, to okazują się robaczywe :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierre twierdzi, że Polacy mają "galopującą grzybicę" widząc rzesze zbieraczy. Ale zawsze można na coś trafić, lasów u nas jeszcze więcej, niż ludzi.

      Usuń
  5. Nie wiem czy to kwestia lęku czy raczej próba uszanowania darów Natury. Mam podobnie, choć na mniejszą skalę. Skoro Pacha Mama daje, to się nie odmawia. Grzybów zazdroszczę bardzo, bo u mnie więcej grzybiarzy niszczących las- więc i grzybów coraz mniej. W moim lasku wylałam grzybnię ale bez rezultatu na razie :). A sezon zamykam powoli (bo jeszcze winogrona, czeremcha, ostatnie pomidory, ziemniaki, buraczki ...) na melonach- pierwszych w moim życiu osobiście wyhodowanych na kompoście i nakrywanych z troską kołderką z folii. Są przepyszne i żałuję że nie mogę się podzielić :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, coś w tym jest. W poprzednich latach sadziłam melony, ale w tym roku dałam spokój. Smacznego!

      Usuń
  6. ojj, ja się przy Pani to schować w kąt mogę ;) w tym roku to zrobiłam jedynie ogórki i koncentrat pomidorowy. No i soki dla dzieci. Ale ciągle się uczę i może w przyszłym roku zrobię więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu mam dużo surowca, który trzeba zachować. Też nie robię jakichś wielkich ilości, po kilka słoików wychodzi za każdym razem.

      Usuń
  7. No tak, trzy miesiące słoikowania może znudzić i zmęczyć. Ale coś w tym jest, jeśli chodzi o pęd do zamykania darów lata w słoiku. Im jestem starsza, tym bardziej mi się chce to robić :)) Nie zaprawiam jakichś wielkich ilości, bo bez przesady, a poza tym nie miałam gdzie tego kłaść. Ale odkąd dwa tygodnie temu posprzątaliśmy z Chłopem piwnicę, zrobiło się przestronnie i luźnawo na półkach, wiem gdzie co jest i aż przyjemnie w niej przebywać, to kto wie, kto wie ;) Czarny bez na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ciut frustrujące jest to, że masz górę surowca, pracujesz dwa dni, a wychodzi z tego tylko 5 słoików....

      Usuń
    2. Coś w tym jest... Naobierasz się, urobisz po łokcie, a efekt - no właśnie 😉

      Usuń
  8. Pozdrowienia z małym pytankiem?
    Kurki przerobione? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurki, borowiki, kożlaki tudzież pomidory i papryka. Teraz na tapecie gruszki z naszej gruszy, po raz pierwszy miała tyle owoców, że nie dajemy rady zjeść. Czekają warzywa...

      Usuń