poniedziałek, 30 stycznia 2017

Sprzymierzeńcy

        Powinnam ten artykuł zatytułować "Walka biologiczna", ale wszelka walka mi się źle kojarzy. Mamy więc sprzymierzeńców w walce.
        Przez lata właśnie tę walkę o przeżycie podkreślano w naukach biologicznych, pomijając współpracę i synergię. Dziś, zwłaszcza w niektórych środowiskach, panuje przeciwny, przesłodzony trend do traktowania przyrody jako czegoś milusieńkiego i wolnego od wszelkiej przemocy. Z rozbawieniem obserwowałam oburzenie, jakie wywołało zdjęcie sikorek pożywiających się na jelonku zabitym przez wilki. A co dopiero, gdyby ludzie widzieli, jak te milusieńkie ptaszeczki zabijają nietoperze czy inne ptaki! Trudno, każdy chce żyć, a dla nich to kwestia przeżycia zimą. Właśnie ta drapieżność sikorek czyni z nich naszych sprzymierzeńców w ogrodzie - w sezonie jedna rodzina sikorek pochłania całe kilogramy mszyc, gąsienic i innych owadów.
     Świat zamieszkany przez łagodnych roślinożerców (jak to się marzy niektórym) zginąłby bardzo szybko, wraz z ostatnim zielonym źdźbłem.

      Normalnie przyroda pozostaje w równowadze, żaden gatunek nie rozmnaża się nadmiernie, wszystkie trzymają się nawzajem w szachu, żaden też nie ginie. Jeśli jednak ten cudowny system zostanie rozregulowany, mamy plagi szkodników. Czynników rozwalających równowagę jest mnóstwo: naturalne, jak wybuchy wulkanów, zmiany pogody czy klimatu i sztucznych, czyli głównie działalność człowieka, który wtrąca się w to, czego nie rozumie i niszczy równowagę na wielką skalę.
      Przyroda pozostawiona samej sobie potrafi wrócić do równowagi i zaleczyć rany, jeśli jednak rany są drażnione i powiększane przez człowieka, to skutki są nieprzewidywalne i wręcz katastrofalne na dłuższą metę.

      Często piszą do mnie ludzie zdesperowani atakami "szkodników" w swoich ogrodach. Każdy taki atak jest znakiem zaburzenia równowagi. I o tę równowagę warto zawalczyć, nie o chwilowe zlikwidowanie "szkodnika", który i tak będzie wracał z coraz większą siłą.

       W tej walce mamy wielu sprzymierzeńców, nie tylko tych znanych ale i mnie znanych. Znani: ropuchy, jeże, węże, ptaki (w tym sikorki), biedronki.
       Mniej znani: skorki, osy i mikroosy (w tym bardzo użyteczna Aphidius, która pasożytuje jaja mszyc), dzikie pszczoły, trzmiele, złotooki nematody i w sumie większość owadów. Tak, kochani, większośc owadów jest pożyteczna, pajęczaki także.

      W walce biologicznej nie chodzi o zupełne zlikwidowanie zwierząt czy owadów szkodliwych, ale o utrzymanie ich w granicach akceptowalnych dla wszystkich. Gdybyśmy zlikwidowali je całkowicie, to skazali byśmy na śmierć głodową naszych sprzymierzeńców i kto by nas bronił w przypadku następnego ataku? A że szkodniki rozmnażają się bardzo szybko, w przeciwieństwie do organizmów pożytecznych, to widzicie efekty?

      Jak zadbać o naszych sprzymierzeńców? Najlepiej zapewniając jak największą bioróżnorodność i zostawiając skrawki dzikiej natury dookoła naszego ogrodu. Niezastąpione są tu naturalne, dzikie żywopłoty, gdzie większość pożytecznych dla nas gatunków znajduje schronienie i pożywienie. Ważne są też dzikie zarośla, w tym pokrzywy. Zarośnięty burzanami kawałek ziemi to nie bałagan, to kwatera główna i matecznik pożytecznych żyjątek. Nawet plaga nornic może być zmniejszona nie tylko przez duże drapieżniki, ale przez bakterie i pasożyty.
       Zachodzą tu ciekawe zależności, które warto prześledzić. Bardzo pożyteczne trzmiele lubią gnieździć się w opuszczonych mysich norkach. Jeśli więc zlikwidujemy wszystkie myszy, to trzmiele też wyginą....

      Oczywiście, takie podejście wymaga cierpliwości i umiejętności, efekty przychodzą powoli, nie natychmiast. Dotychczas była to opcja dla wybranych, którzy po kilku latach mądrego gospodarowania wspólnie z naturą zadziwiali świat urodzajnością i pięknem swoich ogrodów. Bo tu trzeba mieć mądrość, otwartość i cierpliwość oraz nieustannie uczyć się i obserwować. To nie jest opcja dla głupich i leniwych. Tylko że może się niedługo okazać, że innej opcji nie ma, jeśli chcemy przetrwać i żyć godnie. Już teraz ziemia uprawna jałowieje w tempie, o jakim się naukowcom nie śniło, a czynniki rakotwórcze pochodzące z herbicydów i insektycydów występują nawet w mleku matek. Nie mówiąc już o spadku płodności mężczyzn. Działanie przeciw naturze prowadzi do Wy-naturzenia człowieka. Działanie zgodne z naturą zapewnia zdrowie, komfort psychiczny i fizyczny oraz daje mądrość i spokój ducha.

       Na zachodzie można kupić już środki naturalne, które mogą nam pomóc w sytuacjach kryzysowych: biedronki, syrfy, drapieżne osy, Baccilus thuringiensis, pułapki feromonalne. Są one stosowane wszędzie w tej chwili w ogrodach miejskich, pałacowych i pokazowych oraz przez wielu ogrodników i rolników ekologicznych. Ci, którym udało się wprowadzić równowagę na swoich ekspoloatacjach podkreślają, że są to tylko protezy, którymi można podeprzeć się od czasu do czasu, najważniejsze jest, żeby raz uwolnione pożyteczne owady zadomowiły się w naszym ogrodzie i w okolicy.
      U nas w naturze przetrwało wielu sprzymierzeńców, ważne jest, aby zaprosić ich do siebie i pomóc się zadomowić.
Co możemy zrobić?
- Dbać o bioróżnorodność, nie walczyć przesadnie z chwastami ani nie dbać przesadnie o czystość.
- Zostawić fragmenty dzikiej natury w naszym ogrodzie - żywopłoty, kępy krzewów, pokrzyw, fragment niekoszonej trawy, dzikie rośliny.
- Siejmy i sadźmy kwiaty bogate w nektar i pyłek.
- Ustawiajmy hoteliki dla owadów.
- NIE PANIKOWAĆ I NIE SIĘGAĆ NATYCHMIAST PO ŚRODKI CHEMICZNE, JEŚLI GDZIEŚ ZAUWAŻYMY NIEPOŻĄDANE MSZYCE CZY INNE OWADY. Zwłaszcza jeśli ich ilość nie zagraża plonom albo występują np. na roślinach towarzyszących. Obserwujmy i cieszmy się, że służą za żłobek dla naszych sprzymierzeńców.
Jedynym wyjątkiem jest stonka. Ta praktycznie nie ma u nas naturalnych wrogów i niestety, trzeba albo ją zbierać ręcznie albo zrezygnować z ziemniaków uuuuuuu.

Oto złotook, nieustraszony pożeracz mszyc. Czasem na przedwiośniu można spotkać go w domach, kiedy wychodzi z zimowych kryjówek.


27 komentarzy:

  1. W sumie niby to takie proste i oczywiste a każdy z nas czasem patrzy na problem w wąskim spektrum i w efekcie zatraca umiejętność radzenia sobie przez nic nie robienie -a to właśnie najlepszy sposób aby natura sama rozwiązała problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, cos tam trzeba robić. Na przykład sadzić żywopłoty i siać pokrzywy...

      Usuń
  2. pamiętam kiedy odkryłam, że złotook jest pożyteczny...
    i wszystkich uwiadamiałam, nawet z drukowaniem opisu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złotook to tylko jeden z wielu, taki przykład. skorki czyli szczypawki też są pożyteczne i wiele innych.

      Usuń
  3. nie miałam pojęcia, że złotook jest złotookiem :) uwielbiam te wszystkie Twoje mądre porady :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, to są raczej takie dywagacje filozoficzno-praktyczne, ale cieszę się, że Ci się podobają.

      Usuń
  4. Bardzo mądry i prawdziwy wpis. I dla człowieka, i dla każdego ogrodu najlepsze jest to, co naturalne. Obyśmy nauczyli się tego używać. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mam wrażenie, że my to tak naprawdę wiemy, mamy to gdzieś w sobie. Tylko te wszystkie wdrukowane nam zwyczaje i nakazy nie pozwalają nam tego usłyszeć.

      Usuń
  5. Masz rację - z grubsza rzecz ujmując. Tylko co zrobić, kiedy w ogrodzie zamieszka zwykły chomik polny czy jak on się tam zwie. Przeżyłam plagę ropuch, potem jeże u mnie mieszkały i chodząc tuż pod nosem psa, doprowadzały go do szewskiej pasji, łasice w stosie opału na zimę, nawet inwazję ślimaków przetrzymałam. Ale z chomikiem chcę walczyć, tylko jak? Potwór tak się rozbisurmanił, że w lecie nawet zbytnio nie ukrywa swojej obecności. Ba, w minionym roku chyba ich było więcej. I jak tu nie panikować i nie walczyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ro puchy to nasi najlepsi przyjaciele, nie plaga. Jeże również. A łasice mogłyby pogonić chomika...

      Usuń
  6. Mam to szczęście, że moja działka jest na skraju łąk i lasów, 10 metrów od leniwego potoku. Zero chemii, wystarczy pożytku dla owadów i dla mnie. A jednak mam problem z lipką pod którą mam siedzisko, w jej cieniu jem, czytam, piszę, siedzę, medytuję. Mam na niej nawet gniazdo sikorek a i tak, przez lipiec, spadają mi do talerzy, kubków, garnków gąsienice łyse, mięsiste i obrzydliwe dla gości. Jak je przepędzić Krystyno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, może przenieść się pod dąb? Lipa często jest opanowana także przez mszyce, ale jej to nie szkodzi. Za to pod dębem, włoskim orzechem albo innym jesionem - spokój gwarantowany.

      Usuń
  7. Nieee....kupować osyyy.... ??? Aż mnie ciarki przeszły :). Myślę, że wielu ogrodników stara się zachować u siebie w ogrodzie naturalne warunki, ale jest to trudne, zwłaszcza, gdy ogródeczek mały...to chyba jak z akwarium; im większe tym lepiej sobie radzi samo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nie te osy kłujące, ale takie inne, mikre. Rodzina os jest bardzo duża i zróżnicowana.

      Usuń
    2. No własnie, z małymi ogródkami jest trudno. Cudownie by było, gdyby ludzie z kilku takich sąsiadujących ogródków umieli się dogadać i razem gospodarować.

      Usuń
    3. Szerszeń to też osa. Nasza największa.

      Usuń
    4. Muchomor też grzyb...

      Usuń
  8. Złotooki masowo u mnie zimują na górce w Kaczorówce, są ich setki. Na wiosnę otwieram okno i te, co przeżyły wylatują, ale bardzo dużo ich leży na podłodze, pościeli. Jak wygląda syrfa nie wiem. A stonka w zeszłym roku nie znalazła moich ziemniaczków rosnących w worku jutowym. Nie było ani jednej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To często spotykany widok, zwłaszcza w starych domach. albo w takich, gdzie są jakieś okienka i szczeliny, którymi mogą się wślizgnąć. Piękne są, prawda?

      Usuń
  9. a moja żona te "zaniedbane" części działki nazywa "bałaganem, którego chyba nigdy nie uporządkuję". Nie wiem czy kiedykolwiek pojmie ideę tego bałaganu ale kocham ją i za tę nieświadomość......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że Ty strzeżesz swojego bałaganiku. Na pewno masz z niego pożytek.

      Usuń
  10. Bardzo dziękuję za kolejny rozsądny wpis i za całego bloga, będącego dla mnie źródłem inspiracji. Polacy utożsamiają "porządek" z "Europą"- w miastach "porządkuje się" dziko zarośnięte przestrzenie i wycina stare drzewa żeby teren zasypać żwirkiem, betonem i obsadzić iglakami... Zasadą jest że ogród musi być wypielony i "zadbany". Ech. A rady jakie słyszałam co do mojego Ugoru to" polej to wszystko roundapem, odczekaj okres karencji, i głęboko zaorz" lub "jak nie popryskasz chemią to niczego nie będziesz mieć"... Zgroza. Powolutku u mnie odperzam i odnawłociam, część Ugoru idzie pod lasek i pod sad, część pod wały permakulturowe, a spora część zostaje dziko ku radości Stworzeń. Jedyne co mnie gryzie to to, że ogrodziłam sporą część płotem leśnym od zajęcy i saren aż nie wytworzy się porządna kora na drzewach i teraz bidne zagladają tęsknie (oprócz zająca, który sobie poradził i wygryzł jarmuż) ... Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie często idą na łatwiznę, po prostu. W Europie są przepiękne ogrody, smutne iglakowiska też się zdarzają, ale znacznie rzadziej, niż u nas. To są po prostu głupie mody wynikające z bezmyślnego naśladownictwa. No cóż, można pokusić się o wykreowanie nowej mody, a właściwie wrócenie do starej.

      Usuń
  11. Zgadzam się z każdym Twoim słowem. Mogę jeszcze dodać,że swój ogród początkowo prowadziłam "tradycyjnie" czyli z chemicznymi opryskami i nawozami sztucznymi. Potem moja świadomość wzrosła i odstawiłam to wszystko, licząc na przywrócenie równowagi. Udało się, ogród przeżył, bez kataklizmów. Można! Nawet będąc niedoświadczoną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się tak ładnie udało. Jeśli ktoś podchodzi z sercem i przekonaniem do swego ogrodu, to przychodzi mu łatwo złapanie właściwego bluesa. Wszystko się wtedy udaje łatwiej, jakby niesione na fali powodzenia i entuzjazmu. A jak ktoś nastawi się na "Płacz, pot i łzy", no cóż, będzie miał, co chciał. Ja tam wolę lekkość i radość.

      Usuń
  12. Podpisuję się pod tym, co napisałaś, rękami i nogami :).
    Na początku (kilka lat temu) bardziej konwencjonalnie uprawiałam działkę, ale teraz drugi sezon ewoluuję, korzystam z założeń permakulturowych, eksperymentuję. Jest to proces, nie ma szybkiego zwycięstwa tutaj, ale na pewno warto. Często ludzie nie rozumieją, że jakaś "plaga" jest wynikiem zaburzonej równowagi ekosystemu, podobnie jak choroba jest sygnałem tego, że coś z ciałem jest nie tak. I zamiast szukać przyczyn, walczy się z tym symptomem, najczęściej chemicznie. A tymczasem można wprowadzić parę zmian, żeby wspomóc naturę, zwłaszcza w ogrodach w mieście i tych mniejszych, które są otoczone budynkami i betonem - spróbować stworzyć, skopiować tam warunki najbardziej zbliżone do tych naturalnych, dać schronienie faunie, pozwolić rosnąć tzw. chwastom, wędrować roślinom... i tak dalej :).
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszystko co piszesz wydaje mi się takie normalne i zrozumiałe i oczywiste.
    Potem staram sie przekazać takie informacje na jakims innym forum..i mur niezrozumienia..epitety...odechciewa się...
    Nawet ludzie, ktorzy sami doszli do ciekawych naturalnych rozwiazań oprysków sycza gdy się mówi iż to nierównowaga w glebie jest główną przyczyną osłabienia układu odpornośćiowego roślin...
    Teoria biomu jeszcze nie dociera pod strzechy :-(.mykoryza brzmi jak zaklęcie..

    OdpowiedzUsuń