środa, 26 listopada 2014

W głąb, do kości.

        W krajach słowiańskich, w tym w Polsce, znani dawniej byli znachorzy szczególnego rodzaju - specjaliści od nastawiania kości. Często byli to owczarze, choć nie zawsze. Niektórzy tłumaczą to tym, że pilnując stad, zajmując się leczeniem i ubojem zwierząt nabierali znajomości anatomii. Możliwe, ale może było inaczej - ci, którzy mieli te zdolności, wybierali taki zawód.
         Podobni znachorzy istnieli (i istnieją) też we Francji, gdzie nazywano ich rebouteux lub rebouteuse, jeśli chodziło o kobietę. Ich domena działania była podobna, głównie nastawianie kości, leczenie bolących stawów itp. Stąd mam wrażenie, że większość Europy miała takich ludzi. Nie słyszałam o nich na Wyspach Brytyjskich, ale to nie znaczy, że kiedyś ich tam nie było...
          W czasach przed wynalezieniem rentgena ludzie ci byli wprost bezcenni, potrafili bowiem nastawić złamane kości. Znałam w młodości pewną Holenderkę, która miała te zdolności. Zdobyła zresztą wykształcenie zgodne z nimi, bo była dyplomowaną pielęgniarką i masażystką. Twierdziła, że kiedy dotyka czyjegoś ciała, to nie czuje skóry, ale wewnętrznym wzrokiem, jakby wyczuciem, wchodzi natychmiast w mięśnie i potem dochodzi do kości. Bardzo ją to męczyło. Co dziwne, była zakonnicą, a Kościół nie tylko jej nic nie zakazywał, ale była czasem wzywana do znakomitych osobistości. Potrafiła jak mało kto zrozumieć przyczynę różnych bóli i je likwidować.
       Wiem, że w Polsce też mieliśmy wiele takich osób, jak pan Teofil Grad z Markowej. Na ogół byli to ludzie o wielkiej etyce i wrażliwości, bezinteresowni i skromni. Przy tym bardzo pobożni. Wierzyli, że dostali dar, którym mają służyć ludziom. Z drugiej strony często wizyty cierpiących sprawiały, że poświęcali im tyle czasu, że brakowało im go, aby zarabiać na życie. Ludzie wiedzieli o tym i sami z siebie starali się to wynagrodzić tak, jak mogli. Bo sprawiedliwie ma być... Znachorzy często nie chcieli przyjmować pieniędzy, niektórzy nie chcieli nawet ich dotykać, inni akceptowali, ale pod warunkiem, że zostaną włożone do stojącego gdzieś z boku pudełka, a oni nie będą wiedzieć, kto i ile dał. Do dziś wiele szeptuch stosuje tę metodę, bo jednak "wart jest robotnik zapłaty swojej". Pieniądze te często przeznaczają na potrzeby cerkwi czy organizacji charytatywnych, o ile mają wystarczająco na skromne życie.  Przyjmowali jednak zapłatę w naturze - żywność, pomoc w gospodarstwie itp. Często jednak służyli bezinteresownie,kiedy ktoś nie mógł im się odwdzięczyć, a nawet pomagali szczególnie biednym. Żyli godnie, ale żaden z nich nie dorobił się majątku. Mówili, że chciwość zabija dar. Dopiero różni oszuści, żerując na ludzkim cierpieniu i dobrej sławie prawdziwych znachorów zaczęli pobierać wygórowane opłaty. No i popsuli opinię tym prawdziwym... Nie mówiąc o szkodach, jakie wyrządzili ludziom.

      Niektórzy z tych nastawiaczy kości i kręgarzy w swoim czasie wyemigrowali do Stanów, jak wielu innych. Amerykanie szybko docenili ich przydatność (wiadomo, zbyt intensywne galopowanie na końskim grzbiecie nie jest zdrowe dla kręgosłupa hi hi hi - kowboje musieli cierpieć często na bóle w plecach). A że Amerykanie są pragmatyczni i dobry interes nie jest zły, to szybko zinstytucjonalizowali kręgarstwo, nazwali je osteopatią i zaczęli zakładać specjalne szkoły. Podczas kiedy u nas drwiono z kręgarzy i wręcz ich prześladowano, za oceanem rozwinęło się to w szanowaną profesję. A teraz wróciło do nas na fali mody na wszystko, co amerykańskie. Może to nie tak źle, bo kiedy jeszcze mieszkałam we Francji, pomoc osteopaty okazała się bezcenna.

     W młodości prowadziłam życie dość karkołomne: kilka upadków z roweru w pełnym pędzie, jeden z konia, ale za to taki, po którym byłam operowana dwa razy i kuleję do dziś, ciężkie pobicie przez "nieznanych sprawców" w czasie stanu wojennego... Nie wiem, co sprawiło, że w pewnym momencie zaczął boleć mnie kark i ramiona. Ból powiększał się mimo maści i doszło do tego, że nie mogłam poruszyć głową nawet na milimetr. Poszłam więc do naszego lekarza (a mam jakieś takie szczęście, że mimo, że korzystam z pomocy lekarskiej bardzo rzadko, to zwykle trafiam na ludzi nietuzinkowych i otwartych na różne możliwości), on kazał mi zrobić prześwietlenie i skierował do osteopaty dyplomowanego na takiej amerykańskiej uczelni. We Francji wówczas ten zawód nie był uznawany (nie wiem, jak jest teraz), więc praktykował on jako zwykły fizykoterapeuta (czyli powtarza się historia skromnych znachorów i kręgarzy). Obejrzał zdjęcie, pomacał mi kręgosłup, pouciskał trochę tu i tam po obu bokach szyi i stwierdził przemieszczenie kręgów wskutek urazu. Potem trochę rozgrzał mi szyję, znów ponaciskał i poooooociągnął, aż chrupnęło. Potem znowu kazał mi skłaniać głowę na boki, no i się udało! Po raz pierwszy od wielu miesięcy. W sumie miałam trzy zabiegi, choć lepiej byłoby mieć siedem, ale cóż, pieniądze na drzewach nie rosną, a w oficjalnym gabinecie za zabiegi płaci się oficjalną stawkę, niemałą. Tyle, że to wystarczyło. Szyję po 25 latach ciągle mam giętką i bez bólu.
    Kiedy podobny wypadek zdarzył mi się już tu, w Polsce, tyle że k kręgosłupem na odcinku lędźwiowym (nie podnoście nigdy 30 worków wypełnionych na sztywno jabłkami jeden po drugim, żeby je rzucić na wagę), to przepisano mi zastrzyki z witaminy B. Ból przeszedł, ale ciągle wraca. Jak ja wtedy tęsknię za dobrym kręgarzem!

6 komentarzy:

  1. Od lat mam problemy z kręgosłupem, a teraz znacznie się pogorszyło. Przyznam, że nigdy nie byłam u kręgarza ani u osteopaty. Dopiero teraz szukając kogoś takiego, znalazłam jakieś firmy w Białymstoku. Kiedyś kręgi nastawiał mi mój ortodonta, co ciekawe. :D Nie uprzedzając mnie w dodatku o tym. Dowiedziałam się w trakcie. :D Miał jeszcze inne dodatkowe zdolności bioenergoterapeutyczne. Podczas jednej wizyty zaliczyłam ręce biegające w newralgicznych punktach po ciele (bez żadnych podtekstów, bo mąż stał zaraz obok) ; dowiadując się z czym mam problem, nastawianie kręgów no i wizytę właściwą. Samo nastawienie kręgów mi za wiele nie pomoże, bo problem jest szerszy, ale myślę nad tym, tylko boję się niekompetencji. Jeszcze nie wiem, gdzie mam iść ani do kogo, czy czekać pół roku na państwową rehabilitację.
    Ach, gdyby tacy ludzie, jak piszesz byli w mojej okolicy...

    OdpowiedzUsuń
  2. I u mnie problemy z kręgosłupem. Jesli coś będziecie słyszeć o osteopatach to dajcie znać. Ale piszę ze względu na inne spostrzeżenie Krysiu. Otóż uważam, że pieniądze rosną nie tylko na drzewach, ale również wyrastają z ziemi, spadają z kłosów, lub wpsrost z nieba. Od jakiegos czasu to wprost mnie uderza. I to proste stwierdzeni trzeba skierować do ekonomików. Należy w tej nauce coś zmienić, przewartościować i może bedzie dobrze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No to moje problemy z kręgosłupem szerszy mają zasięg bo nerki. Są w dużych miastach tak zwani lekarze z Mongolii niektórzy w swoim kraju mają prawdziwe dyplomy lekarzy, u nas oczywiście nie honorowane, mają także wiedzę o ziołach co bardzo irytuje "prawdziwych" lekarzy polskich. Potrafią nastawić kręgosłupy, sąsiadka z działki była u jednego, gdy patrzę na 77 kobietę jak schyla się i dziarsko pomyka drogą, nie dowierzam że się kiedyś ruszać nie mogła. Chyba poszukam w necie czy mają jeszcze gabinety w moim mieście, czy też "prawdziwym" udało się konkurencję wykosić. Taka wiedza na wsi się rozwijała zgodnie z wrażliwością własną ludzi i otwartością na naturę.
    Krysiu napiszę, bo miałam kiedyś przyjaciółkę Krystynę, niezwykłą bardzo osobę. Bardzo lubię kobiety o tym imieniu.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spotkałam w Piwnicznej osoby wspominające kręgarza, niestety już nieżyjącego. Był niemową, więc o nic nie pytał. Długo przesuwał rękami nad leżącym "pacjentem?", długo dotykał leciutko opuszkami palców wybrane miejsca ... a potem nagle, jednym, mocnym płynnym ruchem, chwytem, uciskał, obracał ..... zabolało bardzo a po chwili ulga niebywała. Przyjmował datki i dary w słomianym koszyku w przedizbie. Nigdy już potem nie słyszałam o kimś takim, chociaż teraz bardzo by mi się ktos taki przydał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też by mi się pewny kręgarz przydał, bo kręgosłup nawala....

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka lat temu trafiłam przypadkiem do tego Pana z Markowej. Byłam w jego okolicy, gdy skręciłam kostkę, a ciocia gorąco polecała, żebym poszła do tego Pana, bo już wielu osobom pomógł. Zadał kilka pytań i kazał się ustawić do nastawienia stawu, ale na szczęście w ostatniej chwili zrezygnowałam. Poszłam jednak do szpitala i zdjęcie pokazało, że że to nie zwichnięcie tylko zwykłe skręcenie i żadne nastawienie nie jest konieczne. Szanuję i podziwiam takich znachorów, ale lepiej iść do nich z wynikami konwencjonalnych badań lekarskich, żeby wiedzieli na co mają nas leczyć

    OdpowiedzUsuń