Wczoraj wieczorem, jak już zawieźliśmy wolontariuszkę na pociąg i przy okazji zwizytowaliśmy rodzinę, zachciało mi się do lasu świetliki oglądać. Kiedyś były i było to dla mnie święto, takie oglądanie. Uwielbiam wszystko, co świeci po ciemku.
Poczekałam więc, aż się porządnie ściemniło i pojechałam z pewnymi trudnościami, bo auto nie chciało zapalić. Ale mężowi się udało, życzył mi pięknych widoków i wrócił do wyra. No to pojechałam, w odświętnej kiecce do ziemi, ale za to bez torebki i telefonu. Blisko przecież, tylko jakieś 7 km. No i kiedy byłam w tym ciemnym lesie autko rozkraczyło się jak żaba i ani mru mru. Kontrolki tylko migały, kiedy przekręcałam kluczyk, wycieraczki same się włączały, a silnik nic. Pamiętałam,że mężowi odpalił, więc odczekiwałam chwilę i próbowałam na nowo. Za którymś razem kluczyk rozpadł mi się w rękach. No kicha zupełna.
W lesie było nawet przyjemnie, księżyc świecił, pachniało. Tylko coś się darło okrutnie, jakby olbrzymiego kruka mordowali po kawałku, ale przestało.
Ludzie, jak mnie kręgosłup bolał! To w takich chwilach czuję się kaleką, bo przecież jeszcze nie tak dawno spacer 10km. to była czysta przyjemność.
Na asfalcie mąż wsiadł na rower pojechał szybko do domu po traktorek, czyli kosiarkę z przyczepką, bo widać było, że nie dojdę. Ostatni kawałek więc przejechałam w charakterze ładunku na przyczepce. Gdyby nie smrodek spalin, to było by absolutnie cudownie, bo nawet miękką kołdrę do siedzenia miałam.
A na drugi dzień kołomyja - najpierw mąż poleciał autka pilnować, a ja wisiałam na telefonie. Najpierw znaleźć kogoś, żeby przyholował autko na podwórko, potem znaleźć mechanika - też droga przez mękę, bo albo nie odbierają, albo nie mogą. Stanęło, że samochód musi iść do serwisu Peugeota aż do Białegostoku. No to lawetę trzeba było zorganizować.
Po tym wszystkim padłam na wyrko i spałam kilka godzin. Bo nocą to mało co oko zmrużyłam.
I tak to jesteśmy uziemieni bez auta na co najmniej trzy tygodnie .
Świetlika widziałam. Jednego.
Fotografia znaleziona w czeluściach netu, nie miałam ze sobą aparatu.
A tak w ogóle to larwy świetlików żywią się ślimakami.
Fotografia znaleziona w czeluściach netu, nie miałam ze sobą aparatu.
A tak w ogóle to larwy świetlików żywią się ślimakami.
No więc tak.
OdpowiedzUsuńDlaczego mam wrażenie, że to wszystko było po coś?
Pewnie kiedyś mi wyjaśnisz. Powoli zaczynam kumać, że Twoja piesza wycieczka na przełaj Polski do nas chyba jednak nie dojdzie do skutku ( ewentualnie potrwa dłużej :-))
Świetlik był, tego się trzymaj - i go zobaczyłaś. Za każdym razem, gdy widzę świetlika i pokazuję go mojemu Ukochanemu, to on pyta gdzie, ja mówię tu i pokazuję, a świetlik albo gaśnie, albo już jest zupełnie gdzie indziej. Więc być pośród świetlików i ich nie widzieć, to dopiero jest pech.
Przepiękne niebo nad drzewami uchwyciłaś, naprawdę, czyż potrzeba świetlików, mając nad głową taką moc?
Pozdrawiam niedzielnie i mokro ( śpiewam i tańczę ze szczęścia ! ).
Fotka nie moja, znaleziona w necie. Nie umiem robić takich zdjęć. Wędrówka to piękne marzenie - dojść pomału bym doszła, bo wystarczy często odpoczywać, tylko z kim gospodarstwo zostawić?
UsuńZ córką?
UsuńCórka siedzi Pradze ze swoim czeskim wzdychulcem i gniazdko sobie urządza, pracując jednocześnie.
UsuńTrzeba było więcej naprodukować, a nie tylko jedną.
UsuńŚwietliki to coś ulotnego, a ja chciałabym zobaczyć takie niebo nad głową. Już nie pamiętam kiedy ostatnio mogłam podziwiać więcej niż parę gwiazd.
OdpowiedzUsuńAż takie to i u nas rzadko bywa, ale widziałam coś takiego, jak parę lat temu biwakowałam koło Gołdapi. W sierpniu.
UsuńNigdy w życiu ne widziałam świetlika a fotka z rozgwieżdżonym niebem cuuudo! Życzę zdrowia i proszę pozdrowić szanownego męża, wspaniały partner życiowy :)
OdpowiedzUsuńAle co mi nagadał, to nie nadaje się do druku.
UsuńEee, pewnie po francusku, kto by zrozumiał?
UsuńOjej kochana, jakże mi przykro, że po tych przygodach miałaś okazję widzieć JEDNEGO świetlika. No gdyby ich chociaż dużo było, ale czy to nie za późno na nie? Dla mnie co roku czas lotu świetlików to święto i staram się być tam gdzie one latają. Mam nadzieję, że autko wróci naprawione a twój kręgosłup wróci do zdrowia. Serdecznie pozdrawiam. Ja się w końcu nacieszyłam nieco deszczem i burzą. A nawet widziałam lej kondensacyjny, który na szczęście nie dotknął ziemi.
OdpowiedzUsuńKręgosłup mam załatwiony na amen, pracuję nad nim, żeby utrzymać przynajmniej to. Mała poprawa też była by mile widziana. U nas, na północy, wszystko jest nieco później. Masz rację - widzieć świetliki to święto.
UsuńJuż Ci pisałam, że umarnęłabym ze strachu, a Bezowy, gdzieś nad ranem by sobie przypomniał o mnie haha.
OdpowiedzUsuńBuziaki. Piękne te robaczki, pamiętam z dzieciństwa.
Ja przyrody się nie boję, uwielbiam nocne wędrówki po lesie i łąkach. Prawda że mąż ładnie się zachował, ale też lubi ruch no i beze mnie sobie nie poradzi.
UsuńŚwietliki oglądałam w tym roku, pod koniec czewrwca, ale było ich mało. Dobrze, że najdroższy domyślił się, że potrzebna Ci pomoc.😍
OdpowiedzUsuńOne w stadium larwalnym żywią się ślimakami. Od czterech lat susza = brak ślimaków = brak świetlików. A swoją drogą dlaczego nikt nie pomyślał o użyciu ich do walki ze ślimorami? Piękne z pożytecznym.
UsuńAle jak??? Małymi ślimakami? Jajami ślimaków? Przecież świetlik duży nie jest?
Usuńhttps://nl.wikipedia.org/wiki/Grote_glimworm
UsuńMam pewną wątpliwość, bo wikipedia wyraża się niejasno. Ale postaram się jeszcze poszukać.
UsuńAleż przygoda Krystyno, mój 19 letni Ford też mi robi takie niespodzianki, kosztowne i stresujące. Ja też się nocy nie boję tylko tych wsiowych psów, które chodzą stadami. Wilk, dzik, jeleń boją się ludzi a te sfory dzikich kundli wiejskich nie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie przekonałam się, że u nas już nie chodzą stadami. Postęp w dobrą stronę.
UsuńChciałabym bardzo zobaczyć takie niebo.
OdpowiedzUsuńszkoda, ze z planów nic nie wyszło. Kłopoty to nasza codziennośc. A taka cudna noc zaplanowana :) szkoda.
OdpowiedzUsuńSzukałaś wrażeń, to je znalazłaś, nieco inne niż były w planach, ale jednak. A już myślałam, że takie zdjęcie nocnego nieba zrobiłaś... Oby kręgosłup wrócił do formy! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń