czwartek, 6 kwietnia 2017

Przyspieszenie

         Nagła wiosna spowodowała takie przyspieszenie wegetacji, że nie wiadomo w co ręce wsadzić. Człowiek czekał, czekał, nic nie robił, bo wszystko zamarznięte i nagle ni z gruszki ni z pietruszki znalazł się w samym środku wiosny!
         A tu jakaś apatia człeka dorwała, zniemożenie totalne. Ból kręgosłupa stał się nie do wytrzymania. A na dodatek senność i ogólne zniechęcenie. I jak tu pracować, pytam, jak? Kiedy marzy się tylko o tym, żeby spędzać czas pod kołdrą i nic nie musieć? Trzeba było coś zrobić, bo żyć tak się nie dało - cały dzień na przygotowanie 3 metrów kwadratowych grządki.... a i smuteczki jakieś się kręciły, i życie uwierało.

       Trzeba było coś z tym zrobić. Mądrzy ludzie dawno radzili mi głodówkę. A lekarz od kręgosłupa wręcz zaproponował mi balonik w żołądku, mimo, że wcale tak dużo nie jem. Poczytałam sobie o efektach ubocznych, o tym, jak się ludzie z tym czyją i o tym, że wielu osobom wcale nie pomogło. Najgorsze były te efekty uboczne - ból, rzyganie, szarpiący głód przy poczuciu wypchanego żołądka. A cała ta przyjemność za ponad 4 000 zł. Dziękuję, mogę to wszystko zafundować sobie bez balonika. I forsa w kieszeni zostanie.
         Jak pisze Utygan, należę do tych, co "tyją od patrzenia na liść sałaty". Zachęcona dobrym przykładem znajomych, z których niektórzy głodowali po 10, a nawet 16 dni, postanowiłam w końcu to zrobić. Z pewnymi obawami, bo pamiętałam jeszcze wielki głód, kiedy byłam na diecie przepisanej mi przez Chińską Panią Doktor. Męczyłam się 6 miesięcy, a wskutek tego utyłam 6 kg.

      Tak więc zaczęłam ścisły post. Nie napiszę, że głodówkę, bo raz dziennie piłam sok, a drugi raz wywar z warzyw. Znaczy się wodę po gotowaniu warzyw. Poza tym herbatki ziołowe i zwykłe. Niezbyt długi był to post, tylko 4 dni, ale o dziwo - wcale prawie nie czułam głodu. Co więcej - czułam się świetnie. Jakby w nagrodę już pierwszego dnia ból w plecach zmniejszył się do znośnego. Potem było tylko lepiej. Energii też jakby od razu przybyło. Może to częściowo piękna, słoneczna aura, może post. W każdym razie senność odeszła, pracowałam dwa razy więcej, niż normalnie i odzyskałam dobry humor. Nie spodziewałam się, że tak lekko i przyjemnie pójdzie. Możliwe, że nasze organizmy są przyzwyczajone do głodowania na przełomie zimy i wiosny, więc o tej porze dobrze i wdzięcznie znoszą takie oczyszczanie.

      Zaczęłam wychodzić z głodówki kilkoma łyżkami zupy, potem kilkoma łyżkami kefiru na piąty dzień. Dziś rano zjadłam kleik owsiany, a na obiad kaszę z kapustą w pomidorach. Tyle, że ciągle pracuję nad "efektem balonika". Czyli biorę malutkie porcje. Mam taki spodeczek-czarkę, mieści się w nim ciut więcej, niż pół szklanki wody. On jest moją miarką. Czyli nigdy nie jem więcej (a często mniej), niż mieści się w ten spodeczek. No i czuję się wręcz przejedzona! Zwłaszcza że teraz zaczęłam jeść dzikie surówki, akurat najlepsza pora na nie.
      Dzikie surówki to wszystko to, co jadalne wyrosło w ogrodzie i na łące, a jest tego sporo. W ogrodzie rozsiała mi się roszponka, jest szczypior i szczypiorek, pędy czosnku, natka pietruszki, sporo innych ziół do skubania. a poza ogrodem - podagrycznik, mniszek, pędy perzu, krwawnik, pokrzywa, jasnota.... a wielu jeszcze nie wymieniłam. Jest z czego robić surówkę! A jaka pyszna!

     W naszej kulturze nie na darmo w tym okresie przypada Wielki Post. Widocznie wiosenne osłabienie najłatwiej zwalczyć w ten sposób.

      W tej chwili mniej już nawet chodzi mi o schudnięcie, ale o pozbycie się bólu i zmęczenia. Akurat to mi się udało. Na oknie stoi już macerat alkoholowy na kłączu różeńca, ale i tak będzie zdatny do użytku najprędzej za miesiąc.

      Tak dobrze czułam się poszcząc, że kusi mnie, by to powtórzyć.
 
        

20 komentarzy:

  1. ja obecnie piję sok z brzozy i ...kasza jaglana - też super!

    pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dzięki. Chwilowo czuję się dużo lepiej, mam nadzieję, że tak zostanie.

      Usuń
  3. Tym razem nie będę kibicować, bo jestem wielką przeciwniczką diet itd. W mojej rodzinie bardzo źle to się skończyło :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, to że ktoś spadł z roweru i złamał nogę nie znaczy, że rower jest zły. Ja w zasadzie słucham swego organizmu i intuicji, a ta ostatnio szaleje, naprawdę. W zasadzie też nie lubię żadnych diet, więc żadnej nie stosuję. Tyle ich już widziałam, jak przeszły i przeminęły! Niektóre wręcz idiotyczne. Moja jest dieta spodeczkowa: jem wszystko, ale tylko tyle, ile mi się w spodeczku zmieści. Na pewno mi to nie zaszkodzi, mam ogromne rezerwy.

      Usuń
  4. Trzymam kciuki Krystyno żebyś osiągnęła efekt jakiego oczekujesz. Czekam na dalszy opis i wiem, że będę Twoją naśladowczynią. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, był taki ciekawy moment, kiedy zaczął mnie nękać głód zaraz na samym początku, w porze posiłku. Popiłam wody i oznajmiłam organizmowi, że nic więcej nie dostanie. Po pewnym czasie wręcz fizycznie poczułam, że organizm zrobił wielkie "Ufff" i odpuścił, kiedy odkrył, że ma w sobie spore rezerwy na czarną godzinę, zmagazynowane w tłuszczu. Odtąd był spokój. Wiesz, nie jestem wyczynowcem i nie dla mnie długotrwałe głodówki czy drastyczne diety, ale z tym, co robię, czuję się o wiele lepiej, a przecież o to chodzi, prawda?

      Usuń
  5. Jestem pod wrażeniem... mnie po kilku godzinach poszczenia spada drastycznie poziom cukru i czuję się fatalnie. Moim sprawdzonym sposobem na energię na wiosnę są szybkie spacery, nawet, gdy jestem obolała, słaba i zmęczona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, moje ciało ma spore zapasy wszystkiego, nie czułam żadnej potrzeby cukru. Przeciwnie, myślałam o wiele jaśniej i miałam więcej energii. Każdy człowiek jest inny i każdy czegoś innego potrzebuje. Ja widocznie potrzebowałam właśnie tego. Spacerować nie mogłam, bo już po 300 metrach zwijałam się z bólu. Ale spacery uwielbiam!

      Usuń
  6. Krysiu, czy mogę poprosić o przepis na ten macerat? Może być na maila. Chętnie zrobię, zostało mi jeszcze troszkę różeńca. Nie lubię alkoholu i wszelkich maceratów, ale jeśli będzie większy power, to zrobię. Zdrówka życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://rozanski.li/1202/rozeniec-rhodiola-w-ziololecznictwie/

      Poza tym możesz po prostu pić herbatkę lub żuć liście szczodraka. Ja robię macerat, bo miałam korzeń z własnego ogrodu, a to dla mnie najłatwiejsza metoda.

      Usuń
    2. Ze szczodrakiem mam problem pewien. O ile korzeń mi nie szkodzi, tak liście powodują dolegliwości żołądkowe. Możliwe, że nie umiem dobrać dawki, albo jest tego jakaś inna przyczyna.

      Usuń
  7. głodókwa ponoć nie jest najlepsza dla układu trawiennego (soki trawienne) wiec albo duzo pic albo monodieta. Najlepiej (jak Maminka) jakaś zdrowa kasza co dodatkowo ma dużo błonnika i pomaga usunąć toksyny.
    Moi znajomi cały Wielki Post (niedziele nie wliczaja sie do Postu)chleb z wodą swięconą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, każdy organizm jest inny. Wszystkie ludy znały głodówki, dobrowolne lub przymusowe. Jeśli idzie o soki trawienne - niedoceniany jest wpływ woli na organizm. jeśli chcę czegoś ciałem i duszą, to ciało z tym współpracuje. a monodiety? Nie wiem, nie mam o nich zbyt dobrego zdania.

      Usuń
  8. Z tego, co się dowiedziałam z kilku publikacji i od mądrych osób, drastyczne głodówki nie są zbyt zdrowe, lepiej stosować post przerywany, czyli jeść w określonym odcinku czasu w ciągu doby, a czas bez jedzenia dostosować do swoich możliwości i schorzeń (np. przy chorej tarczycy nie może byćzbyt długi), ja się staram nie jeść przynajmniej przez 16 godzin, za to dużo piję wody. Przestałam też w ogóle używać słowa "dieta", bo, tak jak napisałaś, większość to niespecjalnie mądre pomysły. Przestawiłam się na inne myślenie o odżywianiu, u mnie sposób odżywiania zmienił się łagodnie w ciągu roku, kiedy spokojnie odchodziłam od glutenu, potem mleka, cukru i na końcu organizm sam odrzucił mięso. Tylko, że ja broniłam się w ten sposób przez groźbą brania hormonów tarczycy i przed cukrzycą - jak na razie taki sposób odżywiania przynosi dobre efekty. Nie jem wcale żywności wysoko przetworzonej, nastawiłam się głównie na owoce i warzywa, nasiona, kasze, czasem strączkowe, ale jem też wiejskie jajka, i to sporo;) Ogólnie to czuję się o wiele lepiej, nie mówiąc o spokojnym spadku wagi o 10 kg, co też dla organizmu było ulgą;) Zaskoczył mnie więc mocno epizod z kręgosłupem lędźwiowym (pisałam o tym z resztą wcześniej u Ciebie;)), i tu muszę powiedzieć, jak wspaniałym zielem na te dolegliwości okazał się żywokost! Nie mogłam się schylać, o ubraniu rajstop, czy skarpetek lepiej nie wspominać, bo takie wygibasy, jakie próbowałam robić, to do kabaretu chyba się nadawały, chodziłam zgięta jak babuleńka, drobnym kroczkiem posuwistym;) Masaż w sumie niewiele zmienił, na początku było lepiej, a później znowu to samo. Wtedy weszłam w internety, żeby poszukać czegoś naturalnego, no i akurat Agnieszka Maciąg na blogu zamieściła wpis o żywokoście. Pojechałam do zielarskiego sklepu (jazda busem, a potem moje wyjście z niego i chodzenie to dopiero był ubaw dla postronnych obserwatorów), kupiłam kruszony korzeń żywokostu, podgotowałam go, zblendowałam na papkę, nałożyłam na ręcznik papierowy, to na plecy i owinęłam się folią spożywczą;) Trudno uwierzyć, ale po kilku godzinach zaczęłam odczuwać ulgę. Na noc zmieniłam na świeżą porcję, rano było o wiele lepiej! Dalej zmieniałam co kilka godzin te okłady i na kolejny dzień ubrałam się już w miarę normalnie, stosowałam przez 4 albo 5 dni pod rząd, niewiarygodnie mi to pomogło. Zaczełam już nawet dłubać coś w ogrodzie, co mnie cieszy najbardziej.
    Przepraszam, że taki długi wpis, ale po prostu chcę pomóc, może ktoś jeszcze skorzysta, jak się dowie, że to działa. Bo ja też niby wiedziałam o tym żywokoście, miałam nawet maści żywokostowe, ale to słabizna jest.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za to podzielenie się Twoimi przeżyciami i doświadczeniami. Skorzystam z kuracji żywokostowej, tym bardziej, że mam pełno żywokostu w ogrodzie.

      Usuń
  9. Zawsze wiosną mam większą skłonność do lekkich głodówek, które ja nazywam postami ale ostatnio jakoś coś mi przeszkadza. W tym roku sanatorium i dobre, lekkostrawne jedzenie ale dalekie od głodówki. Więc opóźnię ją i zrobię po świętach. Podoba mi się Twój sposób radzenia sobie z głodem na początku postu, oznajmiania, że więcej niż wodę nie dostanie. Zrobię to równie zdecydowanie i ciekawa jestem, czy też zrobi uff i odpuści i zaczerpnie z rezerw a mam tego pod dostatkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba wiedzieć, kiedy można, a kiedy raczej niewskazane. Ja broniłam się przed tym dośc długo, ale się udało lepiej, niż myślałam.

      Usuń
  10. Tak jak piszesz Jagodo nie ma jednej recepty dla wszystkich. Np. dla mnie głodówka nie jest dobra, na samą myśl głodówki jednodniowej robi mi się słabo, serce wysiada zanim jeszcze zacznę, a panika mnie nie opuszcza dotąd aż nie zrezygnuję z tego pomysłu. Dlatego odpuściłam. Ale znam całe mnóstwo przypadków wszelakich uzdrowień dzięki głodówce. Jeden z nich to przypadek młodego człowieka chorego na białaczkę którego lekarze już spisali na straty nie dając żadnej nadziei. A on, w desperacji, z braku innych pomysłów, podjął głodówkę 14 dniową (na wodzie). Poczuł się po niej dużo lepiej, potem dodał jeszcze inne naturalne metody uzdrawiania, a swój przypadek opisał w czasie kiedy już powinien nie żyć. Dodam tylko że tzw. nieuleczalna (przez lekarzy) białaczka zniknęła. Dlatego uważam że stwierdzenia: głodówka jest super albo głodówka jest niezdrowa - oba są nieprawdziwe, wszystko zależy dla kogo i kiedy.

    OdpowiedzUsuń