czwartek, 1 maja 2014

Niech no tylko zakwitną jabłonie

         Nie pamiętam takiego roku, żeby jabłonie kwitły w kwietniu! Ale w tym roku już są gotowe, za chwilę eksplodują różowe pączusie i będzie festiwal zachwycenia, zapachu i bzyku.
         Wiosna tego roku spieszy się truchtem, na przód sceny występują kolejne krzewy i drzewa. Mirabelki już przekwitły, czereśnie i czeremchy przekwitają, grusze podobnie, a jabłonie przebierają nóżkami czekając na swoją kolej. Tak szybko to idzie, że prawie nie ma czasu nacieszyć się i nazachwycać, kiedy następuje zmiana dekoracji.
       Trawa już wysoka - przyjemna odmiana po szaro-burym przedwiośniu. Mleczy mniej, niż zwykle (ale i tak dużo), bo owce pasjami jedzą świeże pączki.
       Znowu musiałam siać i sadzić poza czasem sadzenia, ale co miałam robić? Kiedy był czas sadzenia, u nas nocami przymarzało nawet do -5 stopni, a potem nagle wiosna wybuchła i bardzo ciepło się zrobiło.
       Jeśli gdziekolwiek brakuje owadów zapylających, to nie u nas. Oba ule przetrwały zimę w dobrej formie. Ulik dla dzikich pszczół też tłumnie zamieszkany, a na dokładkę wszędzie tułają się rozmaite trzmiele, małe i duże, rozczochrane rozkosznie. Pełno tez innych bzyków, w tym takich, bez których chętnie bym się obeszła, czyli meszek i komarów. No, na razie jeszcze można wytrzymać, nie tak, jak w zeszłym roku, kiedy przebywanie na dworze było torturą.
       Mężowi wróciła miłość do ogrodów ozdobnych, szaleje w części dekoracyjnej, czyści, sadzi, przycina. Jego pojęcie raju to piękno. Nawet wpuścił do stawu kilka złotych karasi. Jestem jak najbardziej za! One jedzą larwy komarów! Powiedział mi niedawno, że nie mógłby spędzać emerytury w mieście, nawet w swoim rodzinnym Paryżu, bo tylko by siedział i czekał na śmierć, ewentualnie szukał jakichś bezproduktywnych rozrywek typu kino, teatr itp., a tutaj ciągle jest aktywny, ciągle planuje przyszłość. Sadzi drzewa i krzewy spodziewając zobaczyć je rozrośnięte, dosadza nowe rośliny na rabaty i wie, że zobaczy ich kwitnienie. Planuje następne dekoracje. I ciągle czuje się młody.
       Zauważyłam już od dłuższego czasu, że nasze organizmy dostosowują się do pór roku. Zimą trudno nam zwlec się z łóżka o 8, teraz wstajemy wypoczęci i wesolutcy przed 6 rano, za to w południe trzeba trochę odpocząć, nawet się zdrzemnąć chwilę. Mimo to udaje się nam zrobić tyle, że aż sama jestem zdziwiona. Myślę, że szkoła i praca zawodowa, która nie uznaje tych uwarunkowań ludzkiego organizmu może być odpowiedzialna za wiele chorób i niedomagań. chyba nawet niektóre instytucje to zauważyły, bo np. CERN (ten od przyspieszaczy hadronów, gdzie pracował mój szwagier) wprowadził już od kilku lat mobilny czas pracy. Czyli przychodzisz do pracy, o której chcesz, ale masz przepracować swoje 8 godzin. Możesz też sobie zrobić przerwę w środku dnia, a potem zostać choćby do północy, jeśli Ci to pasi. Co ciekawe - od razu wzrosła wydajność pracy. Czyli ludzie umieją dobrze korzystać z wolności, o ile mają zakreślone konkretne wymagania. A mnie jest ciągle szkoda wiejskich dzieciaczków, które zrywają się zimą o 5 rano, żeby zdążyć na autobus o 6, a potem tłuką się, głodne i zaspane, po szkolnych korytarzach. Dla mnie to aberracja!




12 komentarzy:

  1. Od jakiegoś czasu czytuję Twój blog i zawsze trafiam na rózne ciekawe rzeczy, które opisujesz z taką pasja i miłością do tego swojego skrawka ziemi.
    Ja tez mam swój ogród, ale dopiero w nim raczkuję, a to wszystko co robię, gdy sieję, sadzę, przesadzam napawa mnie tak wielką radością, której dotad żyjac w wielkim mieście nigdy nie zaznałam!. I jakże dobrze rozumiem męża, który mówi, ze w miescie można się tak szybko zestarzeć, czekając na śmierć... i zabijając czas coraz to nowszym serialem...
    Jak dobrze spotkać na swej drodze ludzi podobnie myślących i czujących!
    Pozdrawiam Was serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Cię pozdrawiam! Oraz życzę, by Twój ogród był inspiracją do wielkich rzeczy dla Ciebie! Powodzenia cieszą, a niepowodzenia ... też cieszą, bo są okazją do nauczenia się czegoś.

      Usuń
  2. Jagodo umieściłam na swoim blogu zdjęcia działki. Stworzyłam i dalej tworzę tam, miejsce które mąż nazywa elkidżungla. :) Krzewy i rośliny okrywowe jakie tam posadziłam dają mi ogromną radość. Koleżanka mówi: weź se tam ławeczkę postaw i patrz :). popatrzyłam na zdjęcie ogrodu ozdobnego i dlatego o tym piszę, że też kocham tak tworzyć i że daje to wielką radość i zadowolenie. :)
    Ale lubię też miejsce przy stole pod Królową jabłonką. Cudowna wczesna jabłoń, bo już w pod koniec Lipca ma owoce, jest tak właśnie przez nas nazywana. :) To są stare odmiany jabłek, ale bardzo smaczne.
    Z innej beczki napisałaś w poprzednim poście:
    "Szanuję natomiast rolnika, który dobrze traktuje swoje zwierzęta, zapewnia im dobre, godziwe życie, a czasem poświęca jedno z nich na wyżywienie swojej rodziny, zabijając szybko i bez stresu. Każdy jest wolny, ale nikt nie jest lepszy od innych i nikt nie ma prawa pogardzać innymi z powodu tego, co spożywają, bo nie to, co wchodzi w człowieka, czyni go nieczystym, ale to, co z niego wychodzi".
    Podpisuję się wszystkimi czterema odnóżami mymi, :) pod Twoimi słowami. Ale czy są tacy rolnicy? Ciepło pozdrawiam w pięknym majowym dniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śą tacy rolnicy, są. To tylko dlatego, że dużo krzyczy się o złych rzeczach, a mało mówi o dobrych, sprawia, że są niezauważani. wielu ludzi na wsi jest normalnie wrażliwych, choć bez czułostkowości. Nie wszyscy, niestety. Wielu też jest omamionych przez różnych "doradców rolniczych", którzy każą zwierzęta traktować jak maszyny do produkcji.

      Usuń
  3. Zegar biologiczny działa bez zarzutu, też tak mam :)

    PS U nas tzn pod Nurcem, ma byc dziś w nocy -5!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było... u nas też. Zimni Ogrodnicy chyba wcześniej przyszli, to normalka, niestety. Walcz dzielnie z chemiczną zagładą i przybywaj na Podlasie. Wprawdzie tutaj też trochę sypią i pryskają, ale jakby mniej... Można obejść się bez masek.

      Usuń
  4. Ja jestem z natury sową i zasypiam około 2 w nocy a później odsypiam do 10. W tym roku będzie inaczej w lecie, bo mam zamiar wcześnie rano wychodzić do pracy do ogrodu, żeby zdążyć wykonać co trzeba zanim nadejdzie upał, którego nie znoszę. jak się znam będę musiała pospać po południu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też często latem przysypiam w południe. Organizm tego wymaga. Natomiast uwielbiam o tej porze roku budzić się o wschodzie słońca (czyli czasem tuż po 4 rano) i widzieć nowy świat - lisa, który truchta przez łąki, pluskającą się wydrę, otrząsające się z rosy ptaki i motyle. Jest w tym tyle nadziei i optymizmu!

      Usuń
  5. szczęsliwy ten, kto może pracować zgodnie ze swoim rytmem - np. Książę zawsze w nocy pracuje - w dzień śpi do południa, często-gęsto jada śniadania w porze obiadowej, za to kładzie się, gdy ja wstaję;))) Ja lubię wszystko robić rano - im później tym mniej ważne rzeczy, a wieczorem to już tylko jakieś bzdury i automatyzmy;)) Książę się wtedy właśnie zabiera do roboty;))) Stąd wieś wcale go nie widuje i.. nawet podejrzewa, że mój chop nie istnieje;)))) Salut;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe masz życie rodzinne :))). Biedna wieś, kiedy w końcu zobaczą Twego męża, to będą myśleli, że to duch!

      Usuń
  6. Dla mnie też aberracja. Niezależnie od tego, ile prześpię i o której wstanę, potrzebuję tyle samo czasu na rozruch, czyli dużo. Chodziłam do pracy, jak większość ludu pracującego, na ósmą. 2 godziny były kompletnie stracone, nie jestem w stanie zrobić niczego odkrywczego. Jeśli trzeba było, zostawałam po godzinach, a zakład pracy płacił nadgodziny. Gdzie tu sens?
    U nas jabłonie już przekwitają, a takiej obfitości kwiatów i bzyczenia nie pamiętam! Jak ja rozumiem Twojego Męża!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siostrzeniec właśnie mi powiedział, że u nich, w Anglii, też tak jest - każdy przychodzi do pracy, na którą mu pasuje. Ale on pracuje w ośrodku badawczym jako naukowiec, bo chyba w fabrykach tak się nie da, niestety.

      Usuń