czwartek, 10 kwietnia 2014

Wyprawa po kury

       Pisałam już, że w grudniu straciliśmy w ciągu jednej nocy nasze stadko kurek, które hodowałam od kilku pokoleń. Zwykłe niedopatrzenie, niedokładnie zamknięty kurnik i rano ostał się tylko Dominik, kogut najpiękniejszy w całej wsi.
      Od tej pory snuł się markotnie, nawet na wybieg nie wyłaził. A my nie mieliśmy jajek. Wczoraj zobaczyłam ogłoszenie, że ktoś w Siemiatyczach sprzedaje dorosłe zielononóżki, bo musi zmniejszyć ilość kur na wybiegu. No i niewiele myśląc dziś rano wsiadłam w samochód i pojechałam. Jako alternatywę mieliśmy jazdę w którąś niedzielę na giełdę zwierząt do Białegostoku - z wynikiem trudnym do przewidzenia. W najlepszym razie mielibyśmy kurczaki.
     Miałam ochotę wpaść do Mamalinki, ale coś mi się pomyliło i wylądowałam w całkiem innym miejscu o tej samej nazwie. Było to trochę jak koszmar senny: na tabliczce znajoma nazwa wsi, a ja nic nie rozpoznaję.... Odczytałam to jako znak i pojechałam dalej po kury. Przejeżdżałam też przez okolice Kalinki i wyglądałam z okna, czy mi czasem gdzieś nie mignie. Samochód tymczasem jechał wężykiem, hi hi hi.
      Powrót był jeszcze ciekawszy - malutki, groszkowozielony Pyzio znów jechał zygzakiem, bo próbowałam prowadzić z głową wystawioną na zewnątrz. A za nim niosło się oburzone gdakanie (zwłaszcza na zakrętach) i smuga kurzego smrodu, bo z nerwów waliły, jak bombami.
     Na wpół zaczadzona dojechałam do domu, mając 400 km. w kołach, a Dominik o mało nie wyskoczył ze skóry na widok pięciu seksownych dam. Nieco wymiętoszonych po podróży, ale jednak dam.
      W podróży przeszłam z chłodnego przedwiośnia (u nas) w piękną wiosnę (w okolicach Białegostoku). Tam już zielono, dzikie śliwy kwitną, młode listeczki na drzewach... A u nas piździ, ile może i ledwo pierwsze źdźbła się zielenią i forsycje dopiero się otwierają. No i ciągle nie mogę siać! Z powodu zimna. Przygotowuję więc grządki. Najfajniej przygotowuje się przekładańce: wyrywam to, co na nich wyrosło (nie odważę się nazwać tego chwastami, bo w większości to rumianek lekarski), poruszę grabkami i gotowe. Są jednak miejsca, gdzie trzeba więcej się przyłożyć. A tu zimno, mokro i pada .... Trudno, taka gmina :)))

9 komentarzy:

  1. Do Siemiatycz, to wielka szkoda że mnie jeszcze nie ma na miejscu ;-))))
    U mnie już żonkile i narcyzy zaczęły rozkwitać dwa tygodnie temu, jak sołtys powiedział: żonkie i takie białe ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam czasu na odwiedziny, to długa droga i ledwie przed nocą wróciłam, nawet do córki w Białymstoku nie zajrzałam, więc nic takiego, jeśli Cię nie było. Kiedyś wyjadę bardziej wakacyjnie.

      Usuń
  2. Łał, koło mnie jechałaś! Przyjełabym z otwartymi ramionami, nawet z kurami, masz rację, forsycje kwitną jak piana, brzozy listki puszczają, ale też zimnawo dzisiaj i podlewa święty Makary, bo dzisiaj Makarego. Gratuluję kurek, Jagódko!

    OdpowiedzUsuń
  3. O, fajnie, zielononóżki mają pyszne jajka:)) U nas dzisiaj też zimno i padał nawet śnieg z deszczem, a w górach śnieg. Ale żonkile i narcyzy już zakwitły a tulipany za parę dni:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, to aurę mamy trochę podobną. Znam jaja od zielonych łapek, miałam je już od lat. Dlatego byłam gotowa przejechać taki szmat drogi, żeby je sprowadzić.

      Usuń
  4. Nie przeziębiłaś się tak jadąc z głową na zewnątrz?? :-D Niemal widzę Twoją podróż :-)
    Ja w niedzielę do kompletu do naszych kur jadę po kaczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś nie przeziębiłam się, ale spałam jak zabita. Powodzenia w wyprawie po kaczuchy!

      Usuń
  5. Fajnie, że Dominik ma towarzystwo ;) Nam też w tym i zeszłym tygodniu kurek ubyło :( Najpierw kunę wyganiałam z kurnika w nocy, niestety zdążyła 2 kury zagryźć, potem jeszcze za dnia pod wieczór lisa na wybiegu goniłam, ale dopadł kilka kur i białą kaczuchę :(
    I zostało nam - dwie kurki (jedna zwykła i ten opasek), 2 koguty i jedna kaczka. Ale opasek zaczął znosić jajka, nieźle niesie od tygodnia jedno dziennie. Też niedługo udamy się na targ, aby dokupić trochę drobiu.
    A ogólnie to podziwiam, że taki kawał drogi sama przejechałaś i to z "bombą" zapachową w samochodzie ;)

    OdpowiedzUsuń