piątek, 26 marca 2021

Święto wiosny

        Dla mnie wiosna zaczyna się, kiedy poczuję w powietrzu to nieuchwytne "coś", jakąś zmianę, która mi mówi, ze właśnie się zaczęło. Mój pierwszy dzień wiosny jest więc świętem ruchomym i bardzo subiektywnym, ale przeżywam go bardzo intensywnie. Dwa dni temu poczułam, że przedwiośnie się skończyło, a zaczęła się wiosna. To nic, że miejscami zalegają jeszcze płaty śniegu, powietrze pachnie już inaczej. W tym roku początek wiosny przebiega u nas pod znakiem zwierząt.



      Najpierw niebo zaludniło się kluczami dzikich gęsi, czajek, szpaków. Na łąkach zaczęły tańczyć żurawie. A pierzaste towarzystwo, które zimą odwiedzało nasz karmnik, z całych sił zabrało się za budowę gniazd. W gęstym świerku przed domem wije gniazdo cukrówka-synogarlica. Jak to możliwe, że taki śliczny ptak pohukuje tak ponuro? Za to reszta ćwierka i śpiewa na całego.

     Ostatnio dość często pokonywałam trasę do Dąbrowy Białostockiej przez Lipsk i prawie za każdym razem spotykam leśne zwierzęta: a to młody łoś-gapiszon stoi tuż przy drodze, a to chmara saren pasie się na łące, nawet parkę kuropatw widziałam. Te kuropatwy obudziły we mnie radość i wielkie rozczulenie. Pamiętam czasy z mego dzieciństwa, kiedy widziało się ich całe stada, a leśnicy zimą budowali namiociki z gałęzi świerka, pod którymi rozrzucali pokarm. Potem mechanizacja, chemizacja i plaga lisów prawie wytrzebiły te miłe ptaki. Dobrze zobaczyć je znowu.



      Pamiętacie mego zajączka z warzywniaka? Tego, którego kilka lat temu obserwowałam jako malucha, który w zeszłym roku skubał mi truskawki kilka metrów ode mnie i który nie boi się psów? Otóż ciągle tu jest. Chyba ten sam, bo takiej nonszalancji względem człowieka i psów nie spotyka się często. Zostawiłam brukselki pod śniegiem, bo jakieś takie niewydarzone były, malutkie. Zajączek zrobił mi więc uczciwy barter: zjadł brukselki, za to nawiózł obficie grządkę. On jest jakiś dziwny, bo latem kapusty ani marchwi nie rusza. Może koniczyna mu lepiej smakuje? I tak sobie pomieszkuje kątem w ogrodzie. Mógłby wyjść na łąki, wie doskonale, gdzie są wszystkie furtki i czasem sobie idzie, ale zaraz wraca. Widocznie mu tu dobrze.

     Tego dnia, kiedy poczułam wiosnę, podczas przechadzki po ogrodzie zostałam zaczepiona i wręcz przyciągnięta przez jeden świerk. Sadziłam go jako niewielkie drzewko, a teraz ma kilkanaście metrów wysokości i potężny pień. Po raz pierwszy w życiu czułam, jak drzewo mnie woła. Nie rozumiem mowy drzewnej, więc nic mądrego nie napiszę o jego przesłaniu. Wiem tylko, że otulił mnie chmurą zapachu i szelestu, jakby mówił, że teraz już będzie dobrze.



      Kwitną przebiśniegi i pierwsze krokusy. Wierzby rozpuściły swoje bazie. Drzewa jeszcze nagie, ale już otacza je taka zielonkawa poświata, zwłaszcza brzozy i wierzby.


11 komentarzy:

  1. Rozpoznaję wiosnę podobnie :))))
    Dotrwałyśmy do wiosny!!! Hura... to moja najukochańsza pora roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham wszystkie pory roku, ale najbardziej chyba jesień.

      Usuń
  2. Ja mam takie odczucia, ale u mnie to połączone z poczuciem że zaczyna się nowy rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Nowy Rok jest każdego dnia, takie mam uczucie. Mamy tylko Teraz.

      Usuń
  3. Ja odebrałam ten wpis wiosenny jako najbardziej wzruszający ze wszystkich Twoich dotychczas mi znanych. Dziękuję.
    A barter bezcenny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. We wszystkie prawie wpisy wkładam tyle samo serca i pasji, ale to już jak wyjdzie.

      Usuń
  4. Wiosna. A gdzie Gorzka Jagoda?

    OdpowiedzUsuń