wtorek, 3 marca 2020

Powrót do warzywników

      Jestem już dość stara, żeby pamiętać czasy, kiedy każdy ogródek przydomowy służył głównie do hodowania warzyw, kiedy na działkach pracowniczych sadzono marchew i kartofle, a nie strzyżone trawniki.
        Nie były to smutne ogrody, o nie. Uroczy bałagan warzyw, owoców i kwiatów wylewał się na wszystkie strony. Kolorowy patchwork zmieniał się od wiosny do późnej jesieni, kiedy to piwniczki i spiżarnie pęczniały od własnych plonów. Zapachy w takich ogrodach były niezapomniane, mocne, a zarazem subtelne, a powietrze pełne ruchu motyli, pszczół i innych owadów.
        Była to oczywista, codzienna obfitość, kiedy wystarczyło skubnąć truskawkę czy porzeczki z krzaka, wyciągnąć z ziemi młodą marchewkę czy inną rzodkiewkę, obetrzeć szybko o ubranie i schrupać. Jabłka i śliwki spadały wprost na nasze ręce czy głowy.Między krzewami porzeczek czy malin były nasze tajne bazy i kryjówki, za zasłoną z malw czy marcinków.


     Kiedy dziś patrzę na uporządkowane pod linijkę ogrody, trawniki i iglaki, to czegoś mi bardzo żal. Tej bałaganiarskiej dżungli, w której można było się zagubić, gdzie co krok to jakaś niespodzianka.
     Te domowe ogródki żywiły nas zdrowo przez wiele pokoleń. Nawet jeśli część żywności kupowano na zewnątrz, to to była żelazna rezerwa i pewność przetrwania. Uczta dla oczu, nosa i żołądka.

   
 Dziś czytam coraz częściej, jak bardzo podrożała żywność.  Oraz biadania ludzi, że będzie głód. A przecież kiedyś było o wiele biedniej, a jakoś nikt nie biadał. Obfitość pierwszorzędnego jedzenia wydawała się czymś naturalnym, przynależnym. No, może niektórzy biadali z powodu braku mięsa, ale dobrze wiemy obecnie, że nie jest ono niezbędne.
      Jakim sposobem ludzie wpadli w sidła takiej wyuczonej bezradności, takiej zależności? Ze wstydem muszę przyznać, ze nawet moi wiejscy sąsiedzi coraz rzadziej uprawiają warzywa i coraz mniej...
      Jedzenie z własnego ogrodu, bez sztucznych wspomagaczy, miało niepowtarzalny smak i aromat, do którego wiele osób wzdycha do dzisiaj. Tymczasem naukowcy biją na alarm - w ciągu ostatnich dwudziestu-trzydziestu lat przemysłowo hodowane warzywa i owoce straciły dużą część swoich walorów odżywczych i smakowych, a "zyskały" szkodliwe substancje chemiczne.
    Może to dobra chwila, żeby zamienić trawniki na warzywniki? Żeby przypomnieć sobie smaki, aromaty, teksturę liści, korzeni i owoców? Odzyskać część wolności i darmowej obfitości, jaką Natura nam przygotowała?
    Trudno mi zrozumieć, w imię czego można zrezygnować z takiej przyjemności, z takiej oazy odrodzenia ducha i ciała.
    Wróćmy do ogrodów!
 

27 komentarzy:

  1. Pamiętam ten zapach, szczególnie zrywanych przed zmrokiem ogórków:) Wieczorami pachniało maciejką, maj to zapach konwalii i bzów, w czerwcu odurzały jaśminy, a w sierpniu wieczory pachniały floksami i słomiankami:) I lewkonie i lwie paszcze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Też uparcie sieję maciejkę, mam piwonie i wiele innych pachnących cudów. A jak pięknie pachnie kwitnący bób!

      Usuń
  2. Ja bym sie nie odważyła jeść warzyw z działek w Łodzi, bo podejrzewam, że stężenie różnych chemicznyych dodatków byłoby ogromne, ale masz rację, że kiedyś warzywa i owoce pachniały inaczej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, trzeba by zrobić porządne analizy gleby. Często okazuje się, ze ziemia w miastach, wbrew krążącym mitom, wcale nie jest taka skażona.

      Usuń
  3. Ludzie nawet na dzialkach ROD pryskaja chemia ,a na wsi mowia ze jak sie nie doda sztucznego nawozu i nie popryska to nie urosnie czekam i czekam kiedy to sie zmieni sama mam ogrod warzywny permakulturowy od 5 lat odkad mieszkam na wsi ,myslalam ze ktos z miejscowych wezmie przyklad ,haha a oni sa zajeci bardzo wycinaniem ostatnich starych drzew ,najgorszy szkodnik to polski tumanowaty rolnik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkim szacunkiem darzę moją rodzinę i sąsiadów, którzy wszyscy są rolnikami. To są w znakomitej większości wspaniali ludzie, z wykształceniem nie gorszym, niż ludzie z miasta (u mnie rolnik z maturą czy wykształceniem wyższym to nic dziwnego). Całe społeczeństwo wkręcone jest w tryby jakiegoś nieludzkiego systemu, któremu musi sprostać. Trudno zmienić przekonania, skoro od trzech-czterech pokoleń wbija się w głowę coś innego. Wielu z nich nawet by chciało inaczej gospodarować, ale już nie umie i tak są zaplątani w sieci kredytów, wymagan, przepisów unijnych itp., że trudno się z tego wydobyć.

      Usuń
    2. nie chodzi o wyksztalcenie nic to nie ma do rzeczy tylko o to ze rolnik nie traktuje ziemi z godnoscia ani drzew to dla nich tylko drewno do spalenia psy w kojcach albo na lancuchu cale podworko w zywym jeszcze miesie kroliki w klatkach bo to jedzenie nikt nie zwraca uwagi na przyrode zapalic i sie napic a i jeszcz sidla zastawic bo po co taki bazant lazi po lace wolny marnuje sie sarenka tez pyszna malo tego co na podworku ma do zacia jeszcze z lasu musi zlapac .Moze na Podlasiu sa inni rolnicy ale cos nie wierze za bardzo.Jestem niestety rozczarowana wsi i ludzmi tu mieszkajacymi moze szukalam raju na ziemi.Niestety dobrze nie jest .Oczywiscie sa wyjatki ale wiekszosc to prymityw z randrapem w jednej a papierochem w drugiej rece a z kieszeni flacha.

      Usuń
    3. Współczuję Ci bardzo, że mieszkasz w tak nieciekawej okolicy. U nas są po prostu ludzie - jedni dobrzy i wrażliwi, inni zapijaczeni. Nie gorsi od miastowych, często lepsi. Znam tu kilka wspaniałych rodzin, ludzi mądrych i myślących. Ale masz rację, ja mieszkam w dość wyjątkowym zakątku Polski i na dokładkę jestem tutejsza rodem - moje kuzynki i kuzyni mają gospodarstwa w sąsiednich wsiach, dziadkowie mieszkali 10 km. stąd. U nas drzewa wycina się, kiedy naprawdę przeszkadzają - może dlatego, że prawie każdy ma własny kawałek lasu i dobre pojęcie o tym, jak długo drzewo rośnie. Coraz częściej widzę też dobre podejście do zwierząt, chociaż tu byłoby może jeszcze sporo do zrobienia. Ludzie sterylizują koty i psy, żeby nie rozmnażać biedy. Nie wszystko jest idealnie, bo świat nie jest miejscem idealnym, ale jak już napisałam: ludzie są podobni wszędzie, a tutaj wielu jest godnych szacunku i przyjaźni. Nie lubię uogólnień, bo każdy jest inny. Wiesz, zeszłej zimy został tu w okolicy bocian. Przetrwał całą zimę, bo dokarmiali go ludzie z tartaku, tutejsi wieśniacy. Specjalnie kupowali mięso i ryby.

      Usuń
  4. Właśnie ostatnio rozmawialiśmy z mężem na ten temat, że nadchodzi czas, kiedy ludzie przypomną sobie o własnych warzywach, owocach, przetworach, a nie tylko ze sklepowej półki; bo już nie tylko drożyzna, ale choroby przede wszystkim; dlaczego głód? tyle ziemi leży odłogiem, tylko zakasać rękawy, ruch na powietrzu, dla zdrowia, no i własne plony; jestem przeciwna modnym, ubogim ogrodom, kamiennym pustyniom, gdzie ani jednego kwiatka dla owadów, wszystko czyszczone, pryskane, ziemia duszona pod paskudnymi plastikowymi czarnymi plandekami, bo zielsko, a gdzie dżdżownice, mrówki, skorki? daleko odeszliśmy od natury ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele lat mego życia poświęciłam na uczenie naturalnego ogrodnictwa. Mam nadzieję, że gdzieś tam, u kogoś, te małe iskierki dały duży ogień. Trend pomału się odwraca na całym świecie, mam nadzieję, ze u nas też.

      Usuń
  5. Oj znam to dobrze, mam chattę na wsi w której są cztery wielkie sklepy i kilkanaście pomniejszych a zaproszona na wiejski obiad dostałam chudy rosołek z kupnego kuraka z makaronem ze sklepu. Argumentują, że w sklepie taniej i produkty ładniejsze. Może więc dobrze, że żywność drożeje, może ludzie zaczną szanować i żywność i zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jak walka chorego systemu ze zdrowym rozsądkiem. Nie proponuję wielkiej rewolucji, żeby tego matrixa załatwić, bo nie tędy droga. Ja tylko proponuję ludziom: załóżcie sobie mały warzywnik. Od tego się zaczyna.

      Usuń
  6. Piękny wpis i inspirujący jak zawsze, przeczytałam też wszystkie komentarze i smutno mi trochę, bo wiem, że są takie wsie o których pisały Moje Trawy. Ta do której ja się będę wprowadzać za jakiś czas jest bardzo pomieszana, są rolnicy z randapami i papierosami i tacy co bez chemii hodują rośliny. Moja teściowa należy do tych drugich. Jest już wiekowa i już niewiele robi wokół domu. Odziedziczymy z mężem po niej działkę, gdzie przeprowadzimy się za jakiś czas. Ja mam zerowe pojęcie o ziemi,ale mam dużo zapału i chęci oraz świadomość, że trzeba żyć w zgodzie z naturą. Więc pytanie do Ciebie Jagodo, żebyś mi doradziła co teraz tam posadzić, żeby się cieszyć plonami za kilka lat ( chodzi mi o drzewa i krzewy jadalne). Teraz dużo czytam, rozmawiam z moją teściową, u której indyki i kury biegają swobodnie po całej dużej działce podobnej do łąki. Na działce teraz nie ma żadnego sadu, kiedyś był, ale drzewa zmarniały i zostały wycięte, a moja teściowa już nie ma sił i chęci na zajmowaniem się tym. Nawet ogródka już nie ma, bo ciężko jej w nim pracować. Dała mi wolną rękę, a ja nie wiem od czego zacząć... Największym problemem jest odległość- jesteśmy u teściowej tylko przez jeden weekend w miesiącu. Będę wdzięczna za rady, lub odesłanie mnie to Twoich poprzednich Pozdrawiam serdecznie. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi pochlebia, że prosisz mnie o radę. Ludzie to nie jest jakaś zbiorowość z jedną twarzą, to są osoby, z których każda ma swoją własną twarz i swoje własne drogi życiowe. Najpierw radzę Ci przeczytać moje najstarsze posty, tam dużo mówię, od czego zacząć. Ja zaczęłam od sadzenia żywopłotów mieszanych. To bardzo ważne, żywopłoty są dla ogrodu tym, czym skóra dla ciała. Trzeba je rozplanować tak, żeby nie zasłaniały słońca, a jednocześnie chroniły od wiatru.No i żeby przynosiły jakiś pożytek także dla Was. Leszczyna, rokitnik, dereń jadalny, głóg, jarzębiny, to tylko niektóre z proponowanych. 1/3 krzewów powinna być iglasta, tutaj dobrze sprawuje się kosodrzewina. Tak samo trzeba rozplanować, gdzie będzie sad, a gdzie warzywnik. Drzewa w sadzie możecie sadzić już teraz. W pierwszym roku trzeba je podlewać w czasie suszy, dość rzadko, ale bardzo obficie (3-4 wiadra na drzewko).

      Usuń
    2. Dziękuję Jagodo za rady,na pewno przeczytam wszystkie Twoje posty. Czytam je na bieżąco, ale że zaczęłam kilka miesięcy temu to nie dotarłam jeszcze do najstarszych. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Jagodo dlaczego 1/3 iglastych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie są zasady projektowania żywopłotów mieszanych. Iglaste są zielone także zimą, stając się wtedy żywym akcentem oraz schronieniem dla ptaków, podczas gdy liściaste są nagimi patykami. Ale oczywiście zasady są po to, żeby je łamać... Każdy może zaprojektować po swojemu.

      Usuń
  8. Uprawiam warzywa, choć usłyszałam od rodziny, że biedni ludzie uprawiają ogród. W mniejszej miejscowości, gdzie mam działkę, jeszcze widać warzywa, w mieście, w którym mieszkam, większość to działki rekreacyjne. Na serio żal. Mam awersję do żywotników, którymi właściciele działek i domów zasłaniają swoje włości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie, którzy są na topie uprawiają warzywa! Żywotniki same w sobie nie są złe, ale ich nadmiar sprawia, że ma się ich dość.

      Usuń
  9. Jestem po trzykroć na TAK!!!!
    Uwielbiam ten pozorny bałagan na grządkach i wspominam z dzieciństwa ogród swego dziadka na przedmieściach Warszawy(teraz to już Wola i blokowisko). I nie są to sentymentalne wspomnienia podstarzałego jegomościa tylko autentyczne zapisy w pamięci tego co tam rosło i jak. Pamiętam też jak dziadek, każdej wiosny kupował od chłopa wóz obornika końskiego i robił inspekty, które ogrzewał tenże rozkładający się koński gnój. Ech...
    Czy to już tylko będzie we wspomnieniach? Na razie z powodu braku dostępu do obornika(oprócz kurzego)korzystam z kompostów a plonami dzielę się z najważniejszymi osobami w moim życiu..... A na parapetach już robi się zielono by latem i jesienią było smacznie i zdrowo.
    PS: Warzywa uprawiają mądrzy nie biedni.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja się zastanawiam, jakie manipulacje dokonują się w świadomości ludzkiej, że chociaż tak wielu ma podobne piękne wspomnienia, a inni rozpływają się w zachwycie na widok zdjęć czy warzywników pokazowych np. w skansenach, to sami tego nie robią.Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  11. Gorzka Jagodo, bądź człowiekiem i piśnij jeszcze raz, tylko więcej jeśli łaska, o najprostszej metodzie na warzywniak Elfa Patryka! Pliz, pliz, pliiiiiiiiiiiiiiiz! Bo wczytywałam się i wyszło mi, że kartony i słoma i w to nasiona płynnym ruchem "zasiali górale". Ale obawiam się, że coś pokręciłam. Nasiona różne sobie wymieszałam i zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale podłoża nie jestem pewna. Cofnij mi Alzheimera proszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, zrobię to. Metod jest więcej, niż jedna.

      Usuń
    2. Dziękuję! Bo to już za chwileczkę... ;)

      Usuń
  12. Moja obserwacja jest taka sama. Brak szacunku do przyrody na każdym kroku. Mieszkań na wsi 30 lat. Lucie i szanuje moich sąsiadów ale tej pogardy nie moge przeboleć. Mój dziko wiejski ogródek z tradycyjnymi roślinami nie wzbudza ich zachwytu. Ma byc dziwacznie i ood linijkę. ...trucie i pryskanie wszystkiego co się da... I nie mówię to o rolnictwie wielkopowierzchniowe tylko o przydomowe ogródki i poletka.
    Brak świadomości że ta chemia nie znika tylko zistake w, ziemi powietrzu wodzie i
    Nawet w drogerii rossmann osobny regal maja pelen teutek na kazdy rodzaj owadów. Itd itp. Serce sie kraje na to
    I taka bezmyślność prowadzi malymi kroczkami do katastrofy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat jedna znajoma dzisiaj mi opowiedziała, jak uświadamia ludzi. Jechała na targ z młodym małżeństwem rolników ze swojej wsi. Jedno dziecko mają, o drugie starają się nadaremnie, były wczesne poronienia. Ta młoda kobieta zastanawiała się, jak to jest, że kiedyś dzieci było pełno i łatwo przychodziły, a teraz człowiek by chciał, a nie może. Dopiero wtedy moja koleżanka uświadomiła im, że winny może być Rundup i inne podobne chemikalia, których używają na prawo i lewo. Oni to zrozumieli, teraz pewnie będę musieli mocno pomyśleć, ale świadomość pozostanie i innym przekażą.

      Usuń
  13. Moi rodzice mają działkę i uprawiają na niej warzywa kwiaty i drzewka. Są rolnikami z pochodzenia i uprawiają działkę z głębokim przekopywaniem, zasilaniem nawozami i opryskami na różne szkodniki drzew i krzewów, na mszyce,grzybowe i nie wiem co jeszcze. Moja mama na działce pracuje codziennie od świtu do wieczora coś wciąż siekając podlewając pielęgnując -nie odpoczywa i nawet kanapkę je często z motyczką w ręce. Podziwiam jej pracowitość bo z efektów jej pracy korzystamy wszyscy. Ja jednak nie jestem zainteroswana takim sposobem uprawy, nie wiem skąd mi się wzięło poszukiwanie innego sposobu uprawy ziemi. Natrafiłam na permakulturę na Ciebie Krysiu i zaczęłam zagłebiać się w teorię. Wiedziałam, że to jest TO. Zgoda z naturą, uważne słuchanie i patrzenie. Nie wiem jak pójdzie mi uprawa na wałach ale nie będę się poddawać. Nauczę się. Skoro innym się udaje mnie też się uda. Uwielbiam naturalność swobodę i nie przeszkadza mi misz-masz w ogródku. Szkoda że nie będę się uczyć upraw od mamy- chociaż pewnie trochę będę- ale wiem, że to jest dobry kierunek. Jestem o tym przekonana.
    Powoli się to zmienia. Nasza wiejska sąsiadka po moich kilku uwagach przestała pryskać randapem trawę przy płotku, zwaszcza że obok rosną maliny winogrono i podręczna zielenina. Mały sukces. A najfajniejsze to to, że u córki koło domu zrobiły mały wał na próbę tak jak u mnie. Myślę że powolutku zacznie się to zmieniać. Jest nadzieja.

    Niestety mama jest niereformowalna.

    OdpowiedzUsuń