czwartek, 27 października 2016

Ostatnie liście

       Ostatnie liście spadają z drzew... tylko dęby i buki zatrzymają swoje do wiosny. Teraz w pełni doceniam soczystą zieleń sosen, świerków, jałowców i cisów. Podziwiam też koronkowe fraktale gałęzi i fakturę kory. Szczególnie monumentalnie wyglądają nasz jesion i lipa - obydwa chyba już kwalifikują się jako pomniki przyrody. Teraz, kiedy liście opadły, widać wyraźnie mocarne, ogromne konary i pień. Lipa przez tych kilkanaście lat wyrosła wyrosła niesamowicie. Mam wrażenie, że to częściowo dzięki temu, że jej korzenie sięgają aż do połowy warzywnika i bezwstydnie wyżerają, co się da. Wały muszę tam budować nowe co kilka lat, bo ziemia jałowieje o wiele szybciej. Ale nic to - kocham tę lipę. Co ciekawe - kilkanaście metrów dalej, za płotem, rośnie druga lipa. Kiedy tu przyjechaliśmy, były obie podobnej wielkości, teraz ta nasza jest o wiele wyższa. I to chyba nie tylko dobra ziemia, bo tamta mniejsza też rośnie w bardzo dobrej ziemi, w miejscu, gdzie kiedyś były obory, a teraz jest gąszcz pokrzyw... Czyli ziemia jest porównywalna. Czyżby ta nasza odpowiadała tak bujnym wzrostem na naszą troskę i uwagę?
      Kiedy potrójny pień zaczął się rozpękać, wezwaliśmy specjalistę, który powiązał koronę... Lubimy ją, podziwiamy i przyglądamy się jej z upodobaniem. Czyżby to pomagało rosnąć na równi z nawozem?

      Z pewnych oznak sądzę, że zima będzie w tym roku mocno śnieżna. Jak będzie z mrozem, trudno powiedzieć, ale jak duży śnieg, to zwykle i mroźno jest. Z jednej strony lubię to bardzo, ale jest strona praktyczna: drogi są odśnieżane, ale niezwykle śliskie i z koleinami. Już kilka razy zaliczyliśmy rowy w takie śnieżne zimy. Poślizg to nic przyjemnego, a jaki może być niebezpieczny! Zwłaszcza jeśli coś jedzie z przeciwka. To okropne wrażenie, kiedy samochód nagle zaczyna kręcić się na drodze i pędzi nie wiadomo gdzie! Czyli prawdopodobnie będę uziemiona w środku pięknego, śnieżnego pejzażu. Muszę pomyśleć o zapasach mąki na chleb, kaszy i innych takich, zwłaszcza że mąż, który mniej boi się ośnieżonych dróg prawdopodobnie przez pewien czas nie będzie mógł prowadzić. W listopadzie ma mieć operację lewej ręki - choroba Dupuytrena. Nie jest to niebezpieczne, ale upierdliwe, bo palce zginają się jak szpony i nie ma w nich władzy. Nie ma na to żadnego lekarstwa, jedyne, co można zrobić, to wyciąć zdrewniałe ścięgno. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.

      W każdym razie w tym roku rośnie u nas wyjątkowo dużo jaskółczego ziela. Według tego, co mówią doświadczone szeptuchy - jeśli coś wyrasta bujnie, to znak, że jest nam w tej chwili potrzebne.
O właściwościach jaskółczego ziela tutaj: http://luskiewnik.strefa.pl/chelidonium.html

35 komentarzy:

  1. Zmartwiłaś mnie śnieżną zimą :-)
    To będzie pierwsza zima na wsi :-) Zastanawialiśmy się nawet czy nie sprzedać swoich samochodów i kupić jeden terenowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez paniki! masa ludzi żyje zupełnie bez samochodu. Dobrze by było natomiast zaopatrzyć się w łańcuchy i dobre opony zimowe. Nie wiem, jak u Was, ale u nas są sklepy obwoźne. to, co najpotrzebniejsze można kupić.

      Usuń
  2. Nie wiem jaka będzie zima, ale z ziołami to prawda. Z jednej strony śnieg fajny, jak piszesz i potrzebny, bo u nas od paru lat susza, ale jak człowiek pomyśli o jeździe...Ech, czasy sań konnych by nas uratowały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sanki konne! Moje marzenie... chyba Agniechę będę molestować o konika....

      Usuń
    2. Molestuj, molestuj. Lubię, jak mnie molestuje Gorzka Jagoda. :-)

      Usuń
    3. Agniecho, Agniecho, nie masz jakiegoś niepotrzebnego konika? Takiego ułozonego do sanek? (Oczy kota ze Shreka)

      Usuń
  3. Poślizg zaliczyłam i owszem, ze wszystkimi szykanami. Teraz mam uraz.
    U nas drzewa (większość) ciągle zielone, a liliowiec ma pąki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaliczyłam co najmniej 5. Kilka jako pasażer i 2 jako kierowca. Straszne. U nas w lodzie pokrywającym drogę, sliskim jak nie wiem co, są zawsze 3 koleiny. Czemu nie 4 pytam? Jak coś jedzie z przeciwka, to trzeba opuścić te koleiny, żeby nie było zderzenia. No i jedzie taki agresywny z przeciwka, zwalniam, chcę usunąć się z drogi i... auto zaczyna kręcić piruety jak szalone. I buch! do rowu. A już widziałam zbliżające się sosny. Dobrze, że ten rów tam był! A dupek pojechał dalej. I gdyby nie dwóch przemiłych chłopaków, którzy nadjechali trochę później, to nie wiem, co bym zrobiła - chyba została na całą noc w tym rowie pośrodku lasu.

      Usuń
  4. A u nas gadają, że zimy znowu nie będzie, bo cebula nie była ubrana:) Ale pewnie trzeba brać więcej czynników pod uwagę, nie jedna cebula zimę czyni...
    Powodzenia dla Męża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest różnica między regionami. U nas cebula ubrana grubo i twardo. A te zgadywanki to głównie z odlotów ptaków i innych takich.

      Usuń
  5. też kilka razy dowoziłam zaopatrzenie przed zimą w oddalone miejsce. Podstawowe artykuły spożywcze. A le najbardziej zapamiętałam zakup trzech kilogramów kawy w ziarnach i opowieść Pani Basi o tym jak zimą celebruje przygotowanie tej kawy. Prażenie ziaren na patelni, mielenie w młynku, parzenie i cudowne chwile spędzane z gośćmi przy takim pachnącym aromatycznyn napoju....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny obrazek. U nas niestety, kawy w ziarnach się nie znajdzie.

      Usuń
  6. Witam, wszyscy już o zimie a przecież jesień mamy... i dużo pracy w ogrodzie:-)
    Piszę w takiej trochę jesiennej sprawie...otóż, mocno zastanawiam się nad ściółkowaniem ziemi, miałbym możliwość pozyskać zrębki głównie z drzew liściastych w dużej przewadze materii zielonej (tzn.liści)... no właśnie czy takiej zielonej, jesień w pełni drogowcy pracują i materiał się robi, no ale czy ten materiał (liście i gałęzie znad drogi dość ruchliwej) będzie odpowiedni na ściółkowanie do ogrodu warzywnego..? Tak sobie myślę, lepsze to niż nic...ale mam jednak wątpliwości...
    Jak Ktoś może... Proszę o sugestie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowieku, co Ty? chcesz działkę nafaszerować ołowiem i innym syfem ze spalin? Raczej lepsze nic, niż to. Poczytaj sobie o ołowicy. To już lepiej odżałować te 30 lub ile tam zł. i kupić u rolnika belę "zepsutego" siana albo słomy.

      Usuń
    2. I tu bym polemizowała. Michał może dostać zrębki z gałęzi, czyli tych fragmentów drzew, które wyrosły w ciągu ostatnich kilku lat. Benzyny ołowiowej nie sprzedaje się w Polsce od 1.01.2005r czyli od prawie 12 lat. Nie można więc mówić o zagrożeniu nadmiarem ołowiu. Badania roślin rosnących na terenach miejskich nie wykazały poważniejszych zanieczyszczeń, niż pył na powierzchni liści czy owoców (dający się spłukać przy myciu tychże). Gleba, na której rosły te rośliny obciążona była nie tylko zawartością ołowiu, lecz również arszeniku, cynku i wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych. Stwierdzono jedynie obecność ołowiu w jadalnych korzeniach roślin, ale była ona na tyle mała, że konsumenci odczuliby jej skutki jedynie jedząc te produkty codziennie, przez całe życie. Tym bardziej warto się zainteresować owymi zrebkami, że (cytuję): "Ryzyko obecności szkodliwych związków w jadalnych roślinach można też zmniejszyć stosując odpowiednie nawożenie. "Kiedy roślinom nie brakuje związków odżywczych, nie będą próbowały pobierać innych składników" - mówi Hettiarachchi. Jeśli gleba zawiera podwyższony poziom ołowiu, najważniejsze jest zadbanie o odpowiednie stężenie fosforu." A fosfor łatwo uzupełnić dodając do gleby akceptowaną w rolnictwie ekologicznym mączkę fosforową i wysiewając jako poplon rośliny motylkowe, które doskonale absorbują ten pierwiastek z gleby. Tu link do artykułu o wspomnianych badaniach: http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,405430,rosliny-uprawiane-w-miastach-nie-musza-byc-grozne-dla-zdrowia.html
      Zrębki z gałęzi to bardzo wartościowy materiał. Tak powstały wspaniałe ogrody Paula Gautschi. Myślę, że warto wykorzystać nawet te, rosnące w pobliżu dróg. Teraz, pod jesień, są dobrze spłukane przez deszcze. :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Badania wskazują, na coś innego, niż twierdzisz, a jest ich wiele. Np. "Wpływ zanieczyszczeń komunikacyjnych na glebę i uprawną roślinność przydrożną" J.Sławińskiego, E.Gołbel i G.Sendrak stwierdziły jeszcze w 2014 roku nie tylko podwyższoną ilość ołowiu, ale też kadmu i miedzi oraz wiele innych szkodliwych substancji, zaburzających wzrost roślin. Także wiele pyłów, tych najdrobniejszych, dostaje się do tkanek. Występują też wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne i inne, mówiąc delikatnie, świństwa. W sumie ja wierzę bardziej w zdrowy rozsądek, niż w oficjalne wyniki badań, bo te są często co najmniej dziwne i naciągane (według oficjalnych badań glifosat nie jest szkodliwy!#!!!) A zdrowy rozsądek podpowiada, żeby w hodowli warzyw unikać wszystkiego, co prezentuje ryzyko dla naszego zdrowia. Jeśli potrzebne mu zrębki, to przecież można znaleźć takie, które nie są zanieczyszczone. dla gleby liczy się końcowy wynik, czyli humus otrzymany z rozkładu materii organicznej, a czy pochodzi ona ze zrębków, czy ze słomy lub siana, jest już drugorzedne. Duża ilość zrębków potrafi zakwasić ziemię i pobrać z niej większość azotu, nie są więc takim panaceum. Zwłaszcza w naszym, dość chłodnym, klimacie. Spisują się lepiej w klimacie subtropikalnym lub nawet śródziemnomorskim. To też trzeba mieć na uwadze.

      Usuń
    4. W powołanej przez Ciebie pracy analizowano jedynie zanieczyszczenia występujące w glebie. A właśnie zanieczyszczona gleba była punktem startu do badań amerykańskich naukowców. Tu więc nie ma różnicy. Nie badano przenoszenia się zanieczyszczeń z gleby do nadziemnych części roślin i korzeni. Analizowano jedynie wygląd roślin. Ponadto wskazano na złe zdrenowanie pola oraz ubite podglebie jako czynniki osłabiające rośliny. Wskazano również na wzrost zanieczyszczeń tuż po zastosowanym nawożeniu. Te badania nie negują więc wniosków o braku zanieczyszczeń w częściach nadziemnych - a przecież w pytaniu Michała chodzi o gałęzie i liście.
      Znana mi analiza zawartości ołowiu w tkankach roślin była przeprowadzana na niskich roślinach zielnych w dwa lata po wycofaniu benzyny ołowiowej i wykazywała znaczący spadek zawartości ołowiu w miarę oddalania się od drogi. A drzewa rosną w górę...
      Jeśli chodzi o rzetelność badań, to nietrudno mi wyobrazić sobie, że wielki koncern chemiczny potrafi wynagrodzić nieuczciwych acz spolegliwych badaczy, by udowodnili przyjętą tezę o nieszkodliwości herbicydu wprowadzanego do obrotu. Ale przekupienie naukowców z Kansas State University przez miejskich ogrodników nie wydaje się prawdopodobne. Brak więc podstaw do negowania wyników tych badań.
      Ogrody Paula Gautschi znajdują się na takiej szerokości geograficznej, jak Wiedeń - daleko im więc do tropików lub klimatu śródziemnomorskiego. A i w Polsce swoje dobre doświadczenia z użyciem zrębków w ogrodzie na terenie Puszczy Bolimowskiej przedstawia Wojciech Górny na blogu modosz.blogspot.com
      Nie zamierzam Cię Gorzka Jagodo nakłaniać do zawalenia ogrodu przydrożnymi zrębkami. Wskazuję tylko, że może nie jest tak źle, jak sądzisz. Bo to przydrożna gleba jest zanieczyszczona (co bez wątpienia wpływa na kondycję rosnących w niej roślin), ale już materia organiczna z tych roślin może być całkiem bezpiecznym materiałem kompostowym.

      Usuń
    5. Dzięki filomidanek za link do bloga Wojciecha Górnego. Ciekawie facet pisze, sama praktyka, no i tak permakulturowo. Akurat na te chłodne wieczory do poczytania.

      Usuń
    6. Witam, widzę,że zdania się trochę podzieliły na temat zrębek przydrożnych... a ja ciągle się zastanawiam... organizować to czy nie... a jest ich coraz więcej i za darmo, tylko muszę sobie transport załatwić:-)
      Zastanawiam się jeszcze czy kompostowanie tych zrębek np: przez rok coś da... pozytywnego, czy można śmiało je sypać bezpośrednio na ziemię (działkę...)?
      Pozdrawiam

      Usuń
    7. Gdybym ja miała takie możliwości zrębek to wyściółkowałabym grubo wszystkie drzewa i krzewy w ogrodzie, rabaty ozdobne, jednak warzywnik bym ominęła, tak na wszelki wypadek. Warzywa ze wszystkich roślin użytkowych są najbardziej narażone na wszelkie zanieczyszczenia gleby. A koszt użyźnienia warzywnika za pomocą np. zielonego nawozu jest i tak mniejszy niż nawet darmowe zrębki, za których transport musisz zapłacić.
      A jeśli chodzi o badania na zawartość szkodliwych pierwiastków, to te które dotyczą gleby nie dotyczą roślin na tej glebie rosnących. Co więcej, w tej samej glebie rosnące pomidor i sałata będą miały zupełnie inne wyniki jeśli chodzi o zawartość metali w produkcie końcowym (sałata gorzej wypadnie). A nawet jedna i ta sama roślina będzie miała inne wyniki badań jeśli chodzi o liście, inne jeśli chodzi o owoce, a jeszcze inne jeśli chodzi o nasiona. Roślina najbardziej chroni nasiona, więc taka fasola może rosnąć w gorszej jakościowo glebie niż szpinak a i tak będzie miała się lepiej od szpinaku pod względem zanieczyszczenia. Badania często pozornie zaprzeczają sobie nawzajem, bo uwzględniają tylko ograniczoną ilość danych, a w przyrodzie dzieje się o wiele więcej niż naukowcy są w stanie zbadać.

      Usuń
    8. A jeśli chodzi o kompostowanie to jest to ogromna i niezbyt potrzebna robota. Ściółka sama w sobie jest genialnym bezobsługowym kompostownikiem. To co może zgnić, jak np. wytłoki z marchewki to zakopuję pod ściółką, a to co rozłoży się to rzucam po prostu na ziemię jako ściółkę i gotowe.

      Usuń
    9. Dzięki za odpowiedź,będę musiał jeszcze sobie to przemyśleć... może faktycznie od szwagra załatwię sobie zeszłoroczny balot słomy... :-)???

      Usuń
    10. W książce "Sztuka fermentacji" Sandora Ellixa Katza autor opisuje ciekawy przypadek omyłkowego zebrania i zakiszenia korzeni śmiertelnie trującej rośliny: szczwołu plamistego. Konsument owej "dzikiej marchwi" (bo mniemał, że to właśnie ją zebrał) czuł się po zjedzeniu kiszonki nieco niezdrów, miał mrowienia i zawroty głowy, ale przeżył tę konsumpcyjną przygodę bez trwałego uszczerbku na zdrowiu. Zapewne to fermentacja zniwelowała działanie trucizny. Procesy zachodzące w pryzmie kompostowej lub w rozkładającej się ściółce, to też po części procesy fermentacyjne. Więc pewnie robią z materiałem organicznym coś dobrego. Ale co? Nie znam szczegółowych badań. :)

      Usuń
  7. Mnie martwi kasza trzymana trochę dłużej w spiżarni, mam taką w kuchni bo lęgną się w niej mole. Trzymam ją w słoikach suchych a i tak. Mąka tak samo muszę kupować na bieżąco.
    Poruszyła mnie Twoja odpowiedzieć w poprzednim wątku, prośba o pomoc została wysłuchana. Zgoda na prowadzenie to mój problem wielki. Ale uczyłam się zamykałam oczy i szłam prowadzona za rękę zaufanie, no cóż malutkie u mnie. :(
    Jesień lubię i złotą i mokrą a zimę śnieżną lekko mroźną wszystko doprawione słońcem. :)
    Sanie widziałam u dziadka za stodołą, bardzo poruszały moją wyobraźnię. Niestety nigdy nie byłam u dziadków zimą, daleko od autobusów i wiejska droga pięknie prowadząca aż do dziadkowego gospodarstwa w lesie, ale daleko. :) Wspomniałam mężowi o biedronkach które zimują w liściach, dlatego nasza działka jest bardzo nieporządna jesienią, zostawiam na niej niezgrabione i niespalone liście, niech się biedroneczki tam chowają i mam na balkonie sosnę kolumnową, szykowaną na bonzai a na niej aż pięć w tej chwili mocno uwijających się biedronek. Nie śpią jedzą mszyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś miałam mole, ale rozprawiłam się z nimi radykalnie: wszystko dosłownie wyrzucone z kredensu, półki wyparzone ługiem i wrzątkiem, podobnie jak wszystkie szpary. Od tej pory ich nie ma. No właśnie, takie sanki to marzenie wielu osób. W młodości miałam okazję kilka razy nimi się przejechać i do tej pory wspominam jak bajkę.

      Usuń
  8. A ja się trochę zmartwiłam, bo mam pracę w terenie i bardzo wysłużone auto, no ale... co ma być to będzie :))

    I oby do wiosny ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co napisałam, to moja intuicja odnośnie naszego regionu. W innych regionach nie musi być tak samo, Polska jest duża i zróżnicowana.

      Usuń
  9. Skoro ma być śnieżna zima to dobrze, że złapałam za druty i robię wielkie szalisko, bo czapkę to mi zrobiła bardziej biegła w robótkach osoba. Tak to dziwne uczucie poślizg, tylko raz mi się przytrafił, w mieście i sunęłam tak po ulicy kierując się w dużą kupę śniegu na poboczu (lepiej niż w latarnię)ale tuż przed kupką zdołalam się zatrzymać. Serce w gardle. Nie wiem, jak Wasze samochody, ale samochody moich mazurskich sąsiadów po zimie nadają się na szrot, co rusz jak nie w rowie to coś obiją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnemo, jak napisałam wyżej - nie wszędzie musi być podobnie. Nasze samochody jakoś się trzymają, ale kilka wgnieceń jest. Po prostu bardzo, ale to bardzo uważamy przez te 7 km. do szosy i bez potrzeby takiej palącej nie wyjeżdżamy w ślizgawicę.

      Usuń
  10. Zwykle jest coś za coś. Jak masz wokół nieskalaną przyrodę to z drogami krucho. Wyobraź sobie, że mieszkasz w centrum dużego miasta, drogę masz odśnieżoną do samej klatki schodowej, ulice czyściutkie od śniegu niezależnie od pogody, a jednocześnie... wiadomo co. Chciałabyś tak? Pytanie retoryczne, ale mówię o tym dlatego, że na wsi są chwile kiedy człowiek ma o wiele trudniej niż w mieście. Wtedy warto przypomnieć sobie dlaczego wybraliśmy wieś i od razu niezadowolenie mija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, rozpaskudzona jestem mieszkaniem na południu Francji. Tam nigdy nie było śniegu... A wieś była, jak najbardziej ...

      Usuń
  11. No ale musiałaś mieć powody dla których wróciłaś do Polski, więc możesz sobie przypominać te powody gdy jedziesz po śliskich koleinach z duszą na ramieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu pisze, że w śnieżne zimy trudno się jeździ i muszę uważać i przygotować się. Nie musisz mnie motywować do zostawania, mam tej motywacji wystarczająco. Ale życie w takim miejscu, jak nasze, to nie tylko zachwyty, to także realia i nawet jeśli są zachwycające (śnieg w lesie - bajka), to trzeba je znać i radzić sobie.

      Usuń
  12. Jagodo ! Bardzo dużo o glistniku na stronie doktora Różańskiego.Dziękuję link bardzo się przyda.
    Mój mąż , pszczelnik, stosował w tym roku systematycznie glistnika w ulach.Nie miał w ogóle warrozy , paskudnego roztocza niszczącego pszczoły.A koledzy pszczelarze zdziwieni pytali a co to ten glistnik ? A co to to jaskółcze ziele ? Stosują na warozzę chemię a i tak nie mogą się jej pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Glistnik jaskółcze ziele, wrotycz i kilka innych...Kiedy dawno temu zaczynałam naukę o ziołach, twierdzono, że są trujące i że trzeba je omijać, a tymczasem to bardzo wartościowe ziółka.

      Usuń