OGRODOWE
IMPRESJE
Gorzka
Jagoda napisała „ Przez
tydzień od dzisiaj, czyli do 21 stycznia wieczorem przysyłajcie swoje teksty na
mego maila”. A do
kiedy to pomyślałam i spojrzałam w kalendarz
.A do dzisiaj okazało się.Piszę więc te słowa w ostatniej chwili.
To jest trzecia moja zima z
namiastką wiejskiego życia. Z namiastką bo nie mieszkam na stałe tam gdzie nasze
ogrodowe przestrzenie. Domek stojący na tzw. działce pozwala jednak od wiosny do
jesieni pomieszkiwać tam i cieszyć się zielonością w pełni. Dach nad głową jest
ale potrzebny do nocowania jedynie bo przebywając na naszej wsi cały czas
spędzamy na zewnątrz.
Oboje z mężem wszelkie ogrodowe
poczynania opieramy na lekturze , trochę programach i filmach w telewizji czy
Internecie. Nie mamy żadnych rodzinnych doświadczeń rolniczo ogrodniczych ani
doradców. Trzy sezony ogrodnicze dały nam mnóstwo wiedzy porównując z tym co
wiedzieliśmy stając się posiadaczami ziemi. Byliśmy ogrodniczo zieleni zupełnie
– choć to przewrotnie w tym przypadku brzmi bo przecież byliśmy dalecy od
rozumienia tej naszej zieleni. Oboje spragnieni jednak bardzo grzebania w
ziemi.Uprawiamy trochę
kwiatów i warzyw. Mamy sporo drzew owocowych i krzewów.
W ubiegłym roku pojawiły
się trzy ule .Mąż został „pszczelnikiem „ jak sam o sobie mówi. Ma swojego
pszczelarskiego Guru , pszczelarza z dużym doświadczeniem ale wciąż dużo czyta
na ten temat , ja zresztą też. Fascynujące stworzenia.
Zastaliśmy roślinny misz-masz
,ogrodowy układ gdzie jabłonie pod sosnami , sosenki pod mirabelką .Trochę
wycinamy , sporo dosadzamy. Nie stosujemy żadnych środków chemicznych
jedynie własny kompost i
preparaty roślinne.W
warzywniku uprawa współrzędna , płodozmian , permakulturka ( tak , tak -kulturka
bo to na razie wałeczki a nie wały permakulturowe) , żadne przekopywanie i ostra
skiba , ściółkowanie , podlewanie w miarę możliwości uzbieraną deszczówką.
Osiągi jeśli chodzi o zbiory mamy gorsze od plonów naszej
sąsiadki zza płota uprawiającej spory warzywnik według starych ogródkowych zasad
tzn. monokulturowe grzędy , żadne ściółkowania , odkryta gleba , na zimę
zostawia ziemię przekopaną , odkrytą.Nie przycina krzewów owocujących prawie wcale a owocują
obficie.
Porównuję i gubię się. Bo
przecież według tego co wyczytuję powinnam mieć lepsze rezultaty , lepsze plony.
Wygląda na to , że jednak podstawą jest doświadczenie a nie metoda , która
okazuje się wtórna. Moja fantastyczna sąsiadka naprawdę fantastyczna(każdemu
życzę takiego sąsiedztwa) uprawia ziemię od kilkudziesięciu lat i tu jest chyba
tajemnica.
No jakbym siebie czytała :) Może za wyjątkiem mężą - mój się interesuje ogrodem wyłąćznie z pozycji konsumenta. Za to u sąsiadów też wszystko rośnie dwa razy większe - rolnicy z dziada pradziada. Pocieszam się, że moje zdrowsze :)
OdpowiedzUsuńMąż konsument - mój taki sam. A ogród da sobie radę. Nasz też daje, chociaż czasem mu przeszkadzam.
OdpowiedzUsuńGorzka Jagodo, nie napisałam niczego, bo nie było mnie przez parę dni, akurat w tych terminach.
Może uda mi się dodać pierwszy raz komentarz....
OdpowiedzUsuńOpis wypisz wymaluj moja działka. Chyba podobną glebę mamy. Taką bardziej piaszczystą na której sosny i brzozy lubią rosnąć. Trochę się napracowaliśmy by dawała zadowalające plony w warzywniaku. Tylko, że my stosujemy tam przekopywanie z obornikiem już od kilku lat. Teraz efekty są całkiem fajne, a bywało różnie. W innych częściach ogrodu trochę też ściółkujemy, trochę okrywamy ziemię włókniną (truskawki). W sumie każda metoda się sprawdza. No i pszczółkowanie mamy w planach:-) Już nie mogę się doczekać.
Ja też metodą prób i błędów ale mi nie zależy na obfitości plonów tylko na minimalizacji prac. A tu się sprawdza ściółkowanie. Sukcesów życzę!
OdpowiedzUsuńwłasne ule, to dopiero ogrodowa przygoda
OdpowiedzUsuń