I tu są dwie drogi, każda ma swoje wady i zalety. Można wybrać, albo tak jak ja stosować obie. Jedna to jest ściółkowanie, a druga dostarczanie kompostu, czyli już gotowego humusu.
Ściółka poza dostarczaniem substancji odżywczych do gleby chroni ją przed wysychaniem lub zbiciem przez deszcz, zapewnia bogate życie w glebie i jest prostsza i łatwiejsza. Ma jednak złą prasę, moim zdaniem przesadzoną. Prawdopodobnie przyciąga nornice. Możliwe, tyle, że mam wrażenie, że to nie ściółka, tylko obfitość pożywienia. Jeśli naokoło jest pustynia biologiczna (trawnik, pola zlewane chemią, słaba ziemia), to nornice rzucą się od razu na taki zastawiony stół. U nas plaga nornic była przez kilka pierwszych lat, jak na ironię wtedy nie ściółkowałam. Robiłam tylko pierwsze przekładańce, a chodzenie po ogrodzie przypominało chodzenie po polu minowym. Co rusz noga zapadała się w jakąś dziurę. Jednak, o dziwo, miałam coraz lepsze plony. A to dlatego, że nornice są wszystkożerne i o wiele bardziej od korzonków naszych warzyw lubią rozmaite pędraki, drutowce, turkucie i inne paskudne podgryzacze, a tych było zatrzęsienie. Pomału, bez fanfar, liczba nornic spadła tak, że teraz tylko czasem je spotykam. Jak to się stało? Po pierwsze porosły żywopłoty, wyrósł lasek i biologiczna pustynia zamieniła się w żyzną ziemię. Rozlazły się więc po okolicy, tym bardziej, że w warzywniku jest sporo roślin, które im obrzydzają życie oraz sporo drapieżników, które na nie polują, zarówno dzikich, jak i domowych. I tak ta dam! pojawiło się Siedmiu Wspaniałych: czarny bez, aksamitka, czosnek, bazylia (można jeszcze rącznik i szachownicę, ale ja ich nie mam), kot, pies i łasica oraz, jako przyczepka, niedopałki papierosów wtykane w nory i przegnali na cztery strony świata tałatajstwo. Teraz buszują po dzikich polach z topinamburem, tylko czasem któraś zajrzy do warzywnika i wyżre pędraki. Niech tam, nie żałuję jej.
Prawdopodobnie ściółka sprzyja też ślimakom. I to częściowo jest prawda. Prawda też jest taka, że jeśli ślimaki gdzieś są, to są i bez ściółki, a jeśli ich jest niewiele to i ze ściółką wielkiej szkody nie zrobią. U nas jest niewiele, choć współczuję wszystkim, którzy z tą plagą walczą. Powtarzam się: kaczki biegusy są najlepsze i najbardziej ekonomiczne.
No i trzecia rzecz: ściółka wygląda trochę bałaganiarsko. Nie do końca prawda, ładna, dobrze ułożona ściółka jest bardzo estetyczna, ale weź przekonaj tych, co opory mają we krwi.
Wbrew modzie słoma wcale nie jest najlepsza, ale lepsza słoma, niż nic.
A jaka jest ściółka idealna? Mieszanka słomy czy siana i części zielonych, rozdrobniona np. przy pomocy kosiarki. Delikatna, drobna, łatwo się ją układa. Najbogatsza i najlepsza do stosowania w trudnych miejscach, np. między rzędami wysianych nasion. Do większych sadzonek, jak dynie, ziemniaki, pomidory itp. może być słoma i/lub siano.
Można też ściółkować tylko jesienią, a wiosną zgrabić resztki ściółki na ścieżki lub na kompost. Bo zimą gleba powinna być przykryta, za wszelką cenę.
Jeśli jednak ktoś ma wstręt do ściółkowania, to może po prostu robić kompost i taki dojrzały rozsiewać na grządki, zwłaszcza te starsze. Ma to też sporo zalet.
W sumie ważne jest, żeby dostarczać próchnicę, sposób każdy wybiera sobie sam.
Można jeszcze po prostu co kilka lat zakładać nowe przekładańce (co 5-7 lat wystarczy) przykrywając je po wierzchu odgarniętą warstwą żyznej gleby.
Jak widać metod jest sporo, każdy może wybrać, co mu się podoba, albo łączyć je razem. Najważniejsze jest, by mieć na uwadze procesy zachodzące w glebie, rozumieć je i z nimi współdziałać.
Zdjęcie z początku lipca tego roku, wykonane w czasie fali upałów. Widać na nim dobrze ściółkę i rośliny, które te upały przeżyły w dobrej formie praktycznie bez podlewania.