Od lat nastoletnich mam gdzieś w tyle głowy takie przekonanie, że TO pierdyknie z trzaskiem. TO oznacza naszą kulawą cywilizację, tan cały zły system. Nie oznacza, mam nadzieję, końca ludzkości. Niby jest coraz lepiej, coraz bardziej "cywilizowanie", ale w sumie jest coraz gorzej.
Nigdy ludzie nie byli tak samotni i nieszczęśliwi. Jedni dławią się dobrobytem, inni giną z głodu albo wegetują w warunkach urągających godności żywej, wolnej istoty.
Rządzą nami psychole, którzy za nic mają ludzi. Ludzie to dla nich marionetki i mięso armatnie. Nie ma dobrych rządów, są podobnie złe.
Manipulacja i dezinformacja sięgają szczytów. Ile w nas jest naszych własnych myśli i poglądów, a ile włożonych nam do głów? I nie, nikt ich za to nie rozliczy. Przyjdą po nich podobni im.
Bezsens pandemii, strachu, izolacji i wyrwania z normalnego życia. Samotności i podziałów spadł na nas jak burza.
Myślałam, że absurd i ludzkie okrucieństwo sięgnęły dna, kiedy w lasach zaroiło się od uchodźców - oszukanych, cierpiących, umierających. Dla wielu nie byli oni ludźmi, tylko bronią albo problemem. Dziś już nic nie jest czarno-białe, chociaż tęsknimy za takimi rozróżnieniami. Ja też znam różne racje stanu i racje polityczne, ale nie chcę ich słyszeć. Dla mnie ważny jest człowiek, który cierpi. I tylko to. Jak Stachura mówię: "I niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie będę głupi".
Jednak to był tylko następny krąg piekła. Okazuje się, że za nim są dalsze. W tej chwili cierpienie na Ukrainie, strach, gorycz, sięgają takich głębi, o jakich nam się nawet nie śniło. Ile jeszcze tych kręgów piekła istnieje? Oprócz tego widać kompletne otumanienie propagandą, po obu stronach. A przecież ludzie są dobrzy. O ile ktoś nie wtłoczy im do mózgów swoich programów i lęków, są skorzy do pomocy i współczucia.
Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowo-ezoterycznych, ale może naprawdę istnieją jakieś potwory, które żywią się ludzkim cierpieniem i poczuciem beznadziejności? Teraz to cierpienie osiąga swój parksyzm.
Ale też skala mniejszych, prywatnych cierpień. Jesteśmy zalewani wiadomościami o przemocy w rodzinach, o depresjach, o beznadziei matek, które już nie dają rady wychowywać dzieci w bliskości i bezpieczeństwie, o chorobach psychicznych i samobójstwach wśród najmłodszych.
Szukam korzeni zła. Szukam tego, co poszło nie tak.
Bo przecież jest inna ścieżka, nie asfalt rozjeżdżany wehikułami ze zgrzytem i niebezpieczny, ale ścieżka porośnięta trawą, miła dla bosych stóp. Gdzie ludzie nie chcą panować, dominować i krzywdzić, ale budwać harmonię wszystkiego i tworzyć. Zamiast rujących wyziwewów i betonowych miast - czyste lasy, ogrody i pola. Zamiast grymasu - uśmiechy. Zamiast psychopatów - dominatorów, zniewalających umysły i ciała - mądrzy nauczyciele życia. Gdzie jest cała wioska do wychowania dzieci na mądrych, silnych ludzi. Gdzie uśmiechy zamiast grymasów, wolność zamiast przymusu. Świat wolny od manipulacji, zatruwania ludzkiego umysłu. Świat radości, swobody i bezpieczeństwa. Wierzę, że naszą misją jako ludzi jest zbudowanie właśnie takiego świata. Co więc poszło nie tak?