środa, 26 sierpnia 2020

Odświeżenie duszy

         Po dniach suszy żniwnej i upałów przyszedł deszcz, brzmiący jak najpiękniejsza muzyka. A z nim chłodne noce i rosiste, rześkie poranki. Co rano wychodzę z domu, często jeszcze w piżamie, i wędruję po zroszonej trawie na bosaka. O ile chodzenie w butach w takich warunkach jest niezbyt przyjemne, o tyle chodzenie na bosaka daje całą gamę pozytywnych uczuć. Potem staję wygodnie i celebruję ranek, ćwicząc Tai Chi Qigong, a przynajmniej to, co pamiętam. Cały mój organizm wycisza się, obmywa w rosie, powietrzu i wschodzącym słońcu. Czuję, jak dobra energia wchodzi we mnie i mam nadzieję na dobry dzień. Potem suszę stopy, wkładam ciepłe skarpety i idę robić śniadanie.

        Te momenty są dla mnie bardzo cenne, czuję, jak odświeżają moją duszę, odrywając ją od codziennych trosk i zabiegów. O ciało dbamy, myjemy je, kremujemy i odświeżamy bardzo często. A jak często robimy to dla duszy?



      U Tolkiena elfy rzadko i mało sypiają, ale zapadają w coś w rodzaju głębokiej medytacji, myśląc o rzeczach pięknych i wzniosłych. Często idą w tym celu przejść się po lesie albo podziwiają gwiazdy i księżyc. W pewnym momencie Legolas powiada, że kiedy jego towarzysze będą spać, to on pójdzie błądzić po lesie i to przyniesie jego duszy najlepszy odpoczynek i wytchnienie. Kiedy więc słyszę lub czytam o coraz bardziej popularnych kąpielach leśnych (Shinrin-yoku), brzmi to dla mnie bardzo swojsko i znajomo.

     Nasza dusza, skołatana niełatwą codziennością, potrzebuje ogromnie takiego odświeżenia. Inaczej opadnie z sił, zabłądzi, zacznie chorować. I odwrotnie: dobry stan duszy poprawia stan ciała oraz pozwala mądrze działać.

    Odświeżanie można przeprowadzać na wiele sposobów, ale jedno jest wspólne: wyjście poza strefę codziennej krzątaniny, zabiegów i myśli. Opuszczenie strefy profanum i wejście w strefę sacrum. Odnalezienie świętego miejsca dla naszej duszy.                                                                                                   Na czas odświeżania duszy musimy całkowicie wyłączyć się z codzienności, oderwać od zwykłego sposobu myślenia i potrzeby "robienia czegoś".

     Nasze myśli powinny odpłynąć w kierunku piękna i dobra, czegoś, co jest dla nas budujące i przyjemne. W przypadku spaceru po lesie (sądzę, że równie dobrze może to być spacer wśród pól, łąk, gór - ważne, aby był kontakt z naturą i spokój) jest to dość łatwe: zwracamy po prostu uwagę na to, co widzimy i czujemy, a dobroczynne drzewa i zioła pomagają nam, jak mogą. Dlatego kontakt powinien być bezpośredni, nie za pomocą obrazów czy filmów.



    Są też inne drogi, jeśli nie można od razu wyjechać do lasu lub na łąki. Zawsze trzeba wyłączyć się najlepiej, jak można, z codziennego życia, zapewnić swobodne oddychanie i spokój. Wtedy możemy posłużyć się potęgą swoich myśli i wyobraźni. Takim prościutkim ćwiczeniem, które bardzo lubię, jest po prostu myślenie o czymś, co wzbudza we mnie uwielbienie, cześć i podziw. Tutaj wierzący mają łatwo, bo to po prostu modlitwa, ale dla wątpiących czy niewierzących znajdzie się też dużo tematów do rozważań - można rozważać piękne idee i pojęcia (miłość czysta, jasność, piękno, ideał matki, bezinteresowność itp). Wiele osób myśli wtedy o aniołach. Ważne, aby nie przymierzać tego do siebie lub, nie daj Bóg, do innych - to klasyczny schemat wpędzania się w poczucie winy. Po prostu patrzeć, podziwiać i być szczęśliwym, że się to widzi. Możemy konkretnie wyobrażać sobie coś pięknego i doskonałego: dom, ogród, ludzi uśmiechniętych, szczęśliwych i życzliwych. Takie obcowanie z ideałami. Uwaga: nie prosimy też o nic, nie pożądamy - po prostu rozważamy i podziwiamy.

      Dla bardziej zaawansowanych jest klasyczna medytacja. Tu nie będę się rozpisywać, bo to jest temat-rzeka i popełniono już wiele ksiąg, które o tym traktują. Każdy dobiera to, co mu pasuje. ja bardzo lubię słowiański sposób: człowiek kładzie się na plecach i patrzy w niebo. Najlepiej na trawie, ale nie zawsze jest to możliwe czy wygodne. Nic nie szkodzi, można na leżaku czy materacu.

     Czasem zdarzają się niespodziewanie takie momenty, kiedy zapatrzymy się i zamieramy z zachwytu: niespodziewany widok nieba o zachodzie słońca, kwiat na wodzie, tańczący światłocień liści prześwietlonych słońcem, płonący ogień, płynąca, szemrząca woda. Te momenty są cenne, jak klejnoty.

     Zadbajmy o miejsce na takie chwile w naszym życiu i o miejsce fizyczne, które nam o tym przypomina. Zadbajmy o muzykę, zapachy, kadzidełka, piękne przedmioty, świece czy dzwonki wietrzne. Ja ostatnio nabyłam dzwonki Koshi i wystarczy ich melodyjny dźwięk, żeby moja dusza odlatywała do krainy piękna i spokoju.  W podlaskich domach był zwykle Święty Kąt - to kąt zwrócony na wschód, gdzie do tej pory ustawia się ikony, wieczne światełko, kwiaty i zawiesza ręczniki obrzędowe. Mam wrażenie, że zwyczaj jest jednak dużo starszy, niż chrześcijaństwo. Zwracanie się w kierunku wschodu życiodajnego Słońca...Co nam przeszkadza stworzyć dla siebie, według swoich gustów i świętości, taki Święty Kąt?

    Tylko zadbajmy, wszyscy, o odświeżanie naszej duszy. To niezwykle ważne dla nas jako ludzi, po prostu.


14 komentarzy:

  1. mam takie wrażenie, że moja gdzieś zbłądziła :-) dlatego dziękuję Ci za ten piękny post.
    Od jakiegoś czasu i ja zaczynam inaczej dzień. Zapewne nie jest to komputer i FB. Rano siadam na schodach domu i patrzę na ogród bez konkretnego celu i założenia. Siedzę i patrzę. Jeden z amerykańskich psychologów w swojej książce ( nie pamiętam nazwiska) zaproponował 30 dni zadanie. Rano stajesz przed lustrem i patrząc sobie w oczy, w myślach albo na głos wypowiadasz: 7 rzeczy -za co jesteś wdzięczna, 7 rzeczy -które sobie wybaczasz, 7 rzeczy -które dzisiaj chcesz wykonać. Podchodziłam do tego sceptycznie - bo nasz mózg nie lubi takich nowości.
    Pozdrawiam Ciebie z Warmii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też Cię pozdrawiam. Może to dobra metoda (ta o której piszesz), ale jakoś mi nie odpowiada. Jakoś wolę spontan, zamiast wymyślać 7 rzeczy o tym, czy o tamtym. Ale siedzenie na ganku bardzo fajne jest! I o to chodzi!

      Usuń
  2. Mądre pomysły.
    Posłuchałam sobie przez internet dzwonków Koshi - taki dobry, spokojny dźwięk. Napiszesz, gdzie je kupiłaś?
    Pozdrawiam stąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam taką samą drogę: chciałam dzwonki wiatrowe, bo stare się zepsuły już dawno, przypadkiem usłyszałam dźwięk Koshi i mnie oczarował. Kupiłam przez internet. podobny dźwięk mają dzwonki Zaphir. Link masz tutaj: https://sklep.prapelnia.pl/instrumenty-relaksacyjne-i-terapeutyczne/dzwonki-koshi-i-zaphir

      Usuń
    2. Dziękuję!
      Ale swoje kosztują...

      Usuń
    3. Wystarczy kupić jeden... taki, którego dźwięk do mnie pasuje. Zawsze byłam zafascynowana dzwonkami wiatrowymi, przez wiele lat zadowalałam się takimi wiszącymi rurkami (aż się zepsuły definitywnie kilka lat temu). Na koniec życia zdecydowałam, że zasługuję na to, co najlepsze i nie będę się zadowalać żadnym "prawie" i "zamiast". No i sprawiłam sobie takie Koshi, hej. A spróbowałaś posłuchać, który dźwięk najbardziej Ci pasuje?

      Usuń
    4. Jeszcze nie. Chyba się boję, że mi się spodobają.

      Usuń
  3. Chodzenie boso po trawie i gapienie się w niebo w pozycji horyzontalnej, zwłaszcza raniusieńko i o zmierzchu to moje ulubione, radosne zajęcia. Robię to dla ciała ale i dusza szczęśliwa i umysł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam gapić się w niebo. Widziałaś, jak czasem obłoki płyną z dwóch różnych stron? Albo nawet z trzech?

      Usuń
    2. Widziałam z dwóch. Przeciwnych. Z trzech jeszcze nie. Muszę więcej patrzeć.

      Usuń
  4. Tak, kontakt z przyrodą to podstawa zdrowia "ciałoducha" - nie wyprzemy się tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko kontakt z przyrodą, ale też myślenie o rzeczach miłych, pięknych i wzniosłych. Obie te rzeczy się dopełniają.

      Usuń