poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Dwoistość

     Od urodzenia mam pewien rodzaj błogosławionej schizofrenii - nie wiem tak do końca kim i skąd jestem: Polką po matce czy Czarnorusinką po ojcu? Z miasta (z racji urodzenia, wychowania i rodziny matki) czy ze wsi (też po ojcu i z własnych marzeń i świadomego wyboru). Czasem to jest to trochę męczące i bulwersujące, ale daje tę możliwość, że można patrzeć na świat z różnej perspektywy i rozumieć obie strony.

    Nie mówiąc już o tym, że własnej córce zafundowałam o wiele większy dylemat: Polska czy Francja? Na razie skłania się ku Irlandii i to nie ze względów finansowych, ale ze względu serca i upodobań.

    Mogłabym mnożyć takie dwoistości w moim życiu: ekologia czy tradycja, samowystarczalność czy żywność z marketu? Oraz wiele innych.

      W naszym domu spotykają się dwa różne światy, a w każdym z nich żyłam przez jakiś czas i każdy rozumiem, ale pogodzić ich nie bardzo umiem.

    Świat jeden:
  
         Zwę go tradycyjnym, gdzie podstawą jest wykształcenie, dobra praca, własny biznes. Zabieganie o porządny dom, o wykształcenie dzieci, o fajny samochód. Zabiegi pielęgnacyjne i diety, spacery z kijkami, wyjazdy do Turcji czy innego tropiku na wakacje. Znany od dziecka bezpieczny świat zapobiegliwości, walki o przetrwanie i dorobienie się.
         Istnieją w nim jednak zgrzyty, z którymi trudno mi się pogodzić. Zakłada on bowiem konkurencję, walkę i zawiść. Pewna osoba prowadzi płatne staże i kursy. Ktoś inny wpada na podobny pomysł. I to nie za progiem, ale w zupełnie innym regionie. I sypią się pomstowania, oskarżenia o kradzież pomysłu. Kiedy dowodzę, że podobne staże były prowadzone już od dawna w innych miejscach, natykam się na mu: "My jesteśmy pierwsi w Polsce, na takim poziomie, w taki sposób..."
        Inny przykład: ktoś prowadzi bardzo ciekawą i popularną uprawę ziół i własnych wyrobów. I znowu pomstowanie, że ludzie przyjeżdżają, wypytują, pewnie konkurencję chcą robić, a ona tymczasem za naukę musiała płacić i sama do wielu rzeczy dochodzić. O nie, nie powie, nie pokaże, nie poinformuje. Nie będzie sobie konkurencji hodować.... to, co robi, naprawdę jest fajne, ale jakoś mnie od tej chwili odrzuca. Tym bardziej, że ktoś inny robi to samo, dzieląc się z ochotą wszystkim, co wie. A sprzedaż mu nie spada, tylko wprost przeciwnie.

Świat drugi:

        Przybywają z plecakami z różnych dziwnych miejsc, gdzie coś budowali lub tworzyli wspólnotowe ogrody. Marzą o świecie bez pieniędzy, choć wiedzą, że takie życie na razie jest niemożliwe. Poza tym łatwiej w podróż zabrać trochę pieniędzy, niż słoiki z przetworami. Zarabiają więc czasem trochę, pracując ciężko i uczciwie i co najciekawsze zawsze tę pracę znajdują. Znajdują też chatę na zimę, ziemię, którejś ktoś ma za dużo, wspólne mieszkanie. Czasem grają na ulicach albo sprzedają własne wyroby. Najważniejsza jest jednak życzliwość, współczucie, poszanowanie dla innych i dla przyrody. Wszystkie plany i realizacje są "open sources", natychmiast dostępne dla wszystkich chętnych w myśl zasady, że dobrego nigdy za wiele, a to, co dam, do mnie wróci w taki czy inny sposób.
     W tym świecie też są zgrzyty. Pierwszy, na szczęście rzadki w Polsce, ale częstszy na Zachodzie, to pewien rodzaj pasożytnictwa. Na szczęście ci, których znam, pracują dużo i uczciwie i zawsze oferują coś w zamian. Inny - to to, że zapatrzenie we własne stany emocjonalne i marzenia powoduje, że niektórzy potrafią zmarnować pięknie zapowiadające się przedsięwzięcia i nie dotrzymywać danego słowa. Na szczęście coraz więcej jest ludzi ogarniętych i stabilnych. No i pewna nieporadność i bałaganiarstwo niektórych. I znowu - widzę bardzo dobry trend, coraz więcej młodych jest solidnych, wytrwałych i przygotowanych do tego, co robią. A najciekawsze, że to, co zrobią, funkcjonuje mimo, że z początku wydaje się szaleństwem. Piece rakietowe naprawdę grzeją, lepianki z gliny są wygodne, suche i ciepłe itp. Oby im się szczęściło!

        Świat drugi jest mi o wiele bliższy, ale nie wiem, czy sama bym tak umiała. Chociaż... ja właściwie tak żyję. Bez żadnych własnych dochodów, żyję z emerytury mego męża, w zamian hodując żywność i utrzymując dom w stanie zdatnym do zamieszkania. Hej!

   

7 komentarzy:

  1. Jagodo! Tez bliski mi jest ten drugi świat. Pierwszego nie rozumiem. On jak z marsa. I chyba z tym pierwszym nie mam już własciwie nic wspólnego poza koniecznoscią opłacania koniecznych rachunków, wizytami w banku, urzedach itp. Udało sie odciąć toksyczne znajomosci, źle wpływające na nas sprawy. Trochę to wszystko wyidealizowane, dalekie od mnogości wyzwań cywilizacyjnych i od skomplikowanych spraw, którymi zajmuja sie na codzień ludzie, ale...My już przez wszystko przeszlismy. Świadomie wybralismy inaczej i cieszymy się, mogąc spotykać na swojej drodze, czy na blogach podobnych sobie idealistów, dziwaków, marzycieli, takich, co to na sercu ,to i na jezyku. Ale mimo to i w moim zyciu jest pewna dwoistośc(pewnie w zyciu wiekszości z nas jest) - bo to tęsknota za Australia, bo daleko nam stąd do rodziny i starych przyjaciół. I wciąz by sie czegoś chciało. Jeszcze nie czas stulić skrzydła i zapaśc w błogi letarg...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja rozumiem też świat pierwszy. Może nie te aberracje, że tylko pieniądze i władza, ale zwykłą zapobiegliwość i potrzebę bycia na swoim. co zrobisz, jeśli dziecko Ci oznajmi, że przerywa studia po licencjacie, żeby zwiedzać świat? Mam jakieś takie piknięcie w sercu, bo w moim wychowaniu przeważa pojęcie o dobrej specjalizacji, pewnej pracy itp. Może nie kariera w korporacji, ale taki schemat: jakaś bezpieczna posada, działalność rzemieślnicza albo cos podobnego, pewne miejsce zamieszkania... a mój duch z drugiego świata podskakuje z radości, że młode coś z życia będzie miało.

      Usuń
  2. Dwoistość jeśli chodzi o rodzinne powiązania też posiadam, z jednej strony wiejska gospodarka ziemia, krowy, kurki. Dziadek biegnący na pole i rozcierający zboże w dłoniach czy nie zacznie się sypać, łapiący kosę i nie czekając na maszynę z ... no nie pamiętam skąd, ale wtedy był PRL więc pewnie z jakiegoś kółka rolniczego. Tak pamiętam i stogi i las zadbany, to taka moja część jedna. A druga część mnie to miasto, ojciec i jego rodzina niemiecka, (babcia pierwsza wyszła za mąż w tej rodzinie za polaka), zadbane ubrania ciotek, wyszywanie na tamborku, kapelusze, elegancja i zwierzęta domowe które się lubiło i dbało o nie, czego nie mogę powiedzieć o drugiej stronie. No i gdzieś pokutująca nienawiść do ... żydów czego po drugiej stronie nie było. A córka ma jeszcze "weselej" bo polskie, niemieckie, litewskie ze strony teściowej, wschodnie ze strony dziadka taty a teraz wybór, Szkocja.
    Tradycja i nowoczesność. Ojciec kiedyś wyrzeźbił postać kobiety, przyniósł ją do mnie i powiada: - to ty kobieta nowoczesna. Może tak, może nie, mam bowiem tęsknotę za domem za sadem, za ogrodem, czego po stronie ojcowej nie było. Ale kocham miasto, idąc główną ulicą miasta czuję się lekka i wesoło rozglądam się dookoła. :)
    To co piszesz ta ekologia ta młodzież cieszy bardzo, bo to przyszłość przecież lepsza przyszłość, bez oglądania się na dopłaty, samostanowiąca o sobie. Kocham ich nie znając i wspieram z serca. Piękny post inspirujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, też ich kocham. Kilka lat temu nawet nie podejrzewałam ich istnienia, to było jak drzwi otwarte na inny dosłownie świat. Taki bardziej łagodny i życzliwy. Świat, gdzie się zdarzają cuda....

      Usuń
  3. Pierwszy świat, to świat "cyferek", jak go nazywamy - znam go dosyć dobrze m.in. z racji wykonywanego przez lata zawodu. Najpierwszy, największy, najlepszy, jedyny, unikatowy, to jest to, co napędza ludzi do działania. Można go odnaleźć w każdej dziedzinie życia w biznesie, sporcie, podróżowaniu, wspinaniu, sztuce, edukacji i prowadzeniu gospodarstwa. Zatraca się istotny cel (cele), a prawdziwą motywacją staje się "cyferka" (często też ta na koncie), oraz czy będzie można te działania ubrać w "naj". Szkoda, bo czasami ludzie robią rzeczywiście ciekawe rzeczy, tylko jak wychodzi ta prawdziwa motywacja, to tak jakoś się robi żenująco. Dobrych kilka lat temu, na początku mojej przygody z ogrodem, odezwałam się mailowo do ludzi zajmujących się permakulturą z prostym pytaniem - w odpowiedzi dostałam zaproszenie na warsztaty wcale nie "naj"tańsze. Jakoś mnie to uderzyło, bo mimo, że wytłumaczyłam sobie, że muszą z czegoś żyć, to jednak nie pasowało do tych wszystkich idei zapisanych na ich stronie w necie. Pomijam już to, że Ten blog jest totalnym zaprzeczeniem tamtej postawy, to jeszcze Autorka potrafi szczegółowo odpisać z poradami na konkretne pytanie. Być może łatwo wytłumaczyć, że stać Cię na to, Gorzka Jagodo, bo "żyjesz z emerytury męża", myślę jednak, że to Twoja natura jest "nie z tego świata":)
    Drugi świat często odnajduję w ludziach z naszej wsi. Mimo, że mało w nich pomysłów na alternatywne życie, często zabiegają o niepotrzebne, to potrafią jeszcze dzielić się pracą, wiedzą, rzeczami... Ciągle spotykamy się z życzliwością i darami w różnych formach. Nie dalej jak wczoraj mieliśmy ciekawą rozmowę z panem, który spawa nam słomiany domek (he he) o trudach życia na wsi i w ogólności. Spodziewałam się tak popularnego narzekania, ale jakże się pozytywnie zaskoczyłam, kiedy pan w końcu mówi: "No i co nam pozostaje, jak już zrozumiemy, że wszyscy umrzemy? Postawa w życiu i życzliwość do ludzi". Nie przesadzam - tak powiedział.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bazylko, jeden z tych alternatywnych jest bardzo zainteresowany Waszą kopułą. To jeden z pierwszych moich uczniów i z dumą stwierdzam, że w tym wypadku uczeń doścignął, a może i prześcignął nauczyciela, z czego jestem bardzo dumna. Dla niego praca w ogrodzie jest modlitwą czy tam medytacją. I widać efekty. Czy ewentualnie mogłabym mu dać Twoje namiary? zawsze w czasie pobytu u kogoś jest bardzo pomocny, ale przynosi tez ze sobą taki powiew świeżości i entuzjazmu.

      Usuń
    2. Jasne. Szczególnie te powiewy bardzo pożądane:)
      Konkretne namiary idą na maila.

      Usuń