Gwarzą sobie przy ogrodowym płocie dwie kobiety:
- Pani, ja to żadnej chemii... żadnej, bo to trucizna.
- A wie pani, ja też. Takie warzywka bez chemii to inaczej smakują, a i samo zdrowie w nich.
Podsłuchujący sąsiad, z tych "uczonych", parska śmiechem:
- Same nie wiecie, co mówicie! Przecież wszystko na świecie to związki chemiczne. Nawet najbardziej ekologiczne warzywa, to chemia. składają się z wędlowodanów, polifenolów i....
- Ej, nie rób pan wody z mózgu. Każdy wie, o jaką chemię chodzi. A pan pod płotem niech tych swoich świństw nie sypie, bo nie chcemy mieć trujących warzyw, jak te pańskie!
Dwa różne spojrzenia, dwa różne rodzaje mówienia. Z jednej strony naukowa precyzja, z drugiej mowa potoczna, może nie naukowo precyzyjna, ale zrozumiała dla tych, którzy chcą zrozumieć.
Traktuję ten blog jako takie pogaduszki pod płotem, opowiadam o swoich doświadczeniach i przemyśleniach. W każdym razie, kiedy mówię o jakichś faktach naukowych, to sprawdzam je kilka razy w różnych źródłach, więc są prawdą. Ale mówię normalnie, czasem może ciut nielogicznie, nie siląc się na naukowy żargon. Jeśli ktoś chce pogłębić pewne rzeczy naukowo, to jest naprawdę dużo świetnych opracowań i podręczników, ja tu prowadzę takie niezobowiązujące pogwarki przy płocie. Jeśli komuś to odpowiada, to czyta, jeśli nie - to nie musi.
Teraz wynikła poprzednio sprawa z kompostem - jest czy nie jest nawozem. W języku polskim mówi się o nawożeniu kompostem, to prawda. Jednak wiele tekstów źródłowych, z których korzystam, traktuje kompost jako coś innego, coś samoistnego. Po francusku istnieją nawet dwa odrębne słowa, trudno przetłumaczalne. Mniej więcej tak: nawozami się nawozi, a kompostem się wzbogaca. Niezbyt idealne tłumaczenie, ale oddaje istotę sprawy. Mnie się to podoba, przyjęłam ten sposób myślenia. Dla mnie to jest logiczne. Ktoś inny może myśleć inaczej, jego sprawa. Z resztą nie tylko kompost jest ujęty w odrębną kategorię, kilka innych substancji również: dolomit, margiel, glina... Chodzi tam o to, że to, "nawozy" działają doraźnie, bez trwałych zmian w strukturze gleby. Istnieje przy tym pewne niebezpieczeństwo przedawkowania, nawet nawozami ekologicznym. Są one czasem przydatne, jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Na początku, kiedy ziemia była bardzo słaba, kompost dopiero się robił, podobnie jak pierwsze wały porośnięte dyniami, a ja chciałam mieć dobre plony, to robiłam gnojówkę z pokrzyw i krowich placków, używając jej do podlewania, ale bardzo ostrożnie... Użyźniacze natomiast poprawiają trwale strukturę gleby, a przynajmniej na bardzo długi czas, oraz raczej nie można ich przedawkować. Tu uwaga: mówię o dojrzałym kompoście, niedojrzały można przedawkować. Trudno, będę tkwić w takiej, a nie innej filozofii i już. Tak mi się podoba najbardziej.
W każdej dziedzinie nauki są teorie i kontrteorie, tezy i antytezy. A teza i antyteza kończy się bójką i protezą, jak pisał ksiądz Twardowski. Mam nadzieję, że tak źle nie będzie....
Kiedyś, pisząc o doświadczeniach zesłańczych pewnej tutejszej babci (na innym forum), przytoczyłam jej słowa o syberyjskich czarnoziemach. Też jakiś purysta mnie zaatakował, że nie znam się geologii oraz agronomii i że na Syberii nie ma czarnoziemów. Odpowiedziałam, że ta babcia też nie zna się na geologii, ale jest rolniczką z dziada pradziada i praktykiem. I dla niej czarna, żyzna ziemia z dużą zawartością próchnicy to czarnoziem i już. Znowu konflikt między oficjalną nauką, a doświadczeniem. Tymczasem czytam w tej chwili książkę Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" i znajduję tam jak wół "żyzne łany czarnoziemu" w opisie Syberii. A w końcu był to chemik i przyrodnik. Gdzie jest więc racja?
Tak więc pozostaję przy swoich twierdzeniach i swoim sposobie wyrażania się, mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i nie weźmiecie tego za złe, jeśli gdzie indziej znajdziecie wyrażone to inaczej. Chodzi przecież o sedno sprawy. Jest takie przysłowie: "Jak go zwał, tak go zwał, byle by się dobrze miał".
Niniejszym wszystkim życzę, żebyście się dobrze mieli, jak najlepiej!
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
Etykiety
borówka amerykańska
budki lęgowe
burak liściowy
cebula
chwasty
cieplarnie
ciepła grządka
cykoria sałatowa
czosnek
drób
drzewa
drzewa i krzewy owocowe
drzewa owocowe
dynie
dżdżownice
F1
fasola
filmy
funkcjonowanie roślin
gleba
GMO
gnojówki
gnój
grządki
grządki permakulturowe
grzyby
historia
humus
inicjatywy
inspekty
jabłonie
jagody goji
jarzebinogrusza
jesień
jesion
kalendarz biodynamiczny
kompost
konstrukcje
korzenie
kret
króliki
kuchnia
kury
las
leki
marchewka
mikoryza
mydlnica
narzędzia
nasiona
nasiona ekologiczne
naturalne środki myjące
nawożenie
ochrona naturalna
oczko wodne
odczyn gleby
ogród na stoku
orzechy piorące
owady pożyteczne
owce
pasternak
permakultura
pietruszka
pigwa
pismo Słowian
płoty
podlewanie
podlewanie butelkowe
podniesione grządki
pomidory
próchnica
przechowywanie
przycinanie drzew
ptaki
rabaty ozdobne.
ręczniki obrzędowe
sad
sadzenie
sadzenie drzew
samosiejki
sąsiedztwo roślin
seler
siew
słoma
słomiane grządki
Słowianie
sole mineralne
staw
staże
szkodniki
szparagi
szpinak
szpinak. grządki
ściółka
ściółkowanie
świdośliwa
trawnik
tworzenie
tyczki
uprawa
wały permakulturowe
warsztaty
warzywa
wegetarianizm
wiedza
wieża ziemniaczana
wiśnia syberyjska
woda
wzniesione grządki
zakładanie ogrodu
zasilanie
zbiory
zdrowa żywność
zdrowie
zielony nawóz
ziemniaki
ziemniaki w słomie
zima
zioła
zrębki
zwierzęta
żywopłot
żyzność
O, ja też tylko "wzbogacam" kompostem, na gliniastej warstwie gleby utworzyła się przemieszana, rozluźniona, żyzna prawie próchnica, a ponieważ nie chodzę po grządkach, nie przekopuję, jest lekka i przewiewna, jak złapię kłącze perzu, to wyciagam go leciutko w całości; w tym roku leciutko przytrząsę grządki końskim obornikiem, który przeleżał zimę na łące, a latem będę zbierać zieloną, skoszoną trawę na kompost, która do tej pory wysychała i rozkładała się w sadzie; "jak go zwał, tak zwał" ... byle nasze rośliny zdrowo rosły; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWracam do starszych wpisów, i ciągle łapię ogrodowe natchnienie, i uczę się.
No to masz ziemię-marzenie. Powodzenia dalej!
UsuńA mnie się Twój styl pisania bardzo podoba, prosty i zrozumiały. A jak ktoś i tak interesuje się tematem to wie o co chodzi, a jak nie to znajdzie i poszuka ;) Z tych wszystkich opracowań "naukowych" które czytałam, najbardziej mi brakowało właśnie takich zwykłych pogaduszek, prostych i przyjacielskich :)))
OdpowiedzUsuńDixit wykształcony zootechnik... Pogaduszki zawsze są fajne :))))
UsuńJak się kto czepia, to niech nie czyta Twoich arcyciekawych informacji, tylko napisze pracę naukową ;))
OdpowiedzUsuń;)
UsuńJagódko, a co dać pod borówkę i azalię, rosną obok siebie, ziemia z lasu dobra będzie, czy lepiej torf? JUz mi się kwaśne wypłukało i słabiej kwitną ciut.
OdpowiedzUsuńNajlepsza jest ściółka z lasu iglastego, ale uprzedzam Cię (muszę), że jej zbieranie jest zabronione. Można grubo nasypać igieł sosnowych i świerkowych, kupić worek specjalnej ziemi i wymieszać... Ewentualnie, jeśli sytuacja jest dość dramatyczna, można chwilowo zawiesić na kołku niechęć do chemii i kupić zakwaszacz rozpuszczalny jako pierwszą pomoc, a igły dać i tak, bo one działają wolniej. To nawet estetyczne, taka iglasta ściółka. Pod nią dobrze jest dać trochę obornika lub nie całkiem dojrzałego kompostu, bo igły zbyt wiele pożywienia nie dają.
UsuńAcha, ta ściółka iglasta powinna rozkładać się dość szeroko, nawet poza zasięg korzeni. Torf prosto z torfowiska, czyli u nas z łąki, jest tylko lekko kwaśny, a poza tym nie zawiera substancji odżywczych. Mocno kwaśny jest tzw. torf wysoki, ale on też tylko zakwasza, a nie użyźnia.
UsuńMamy własny las, więc może to zbieranie nie takie szkodliwe, jak podbiorę sosenkom i świerkom :) Zrobie jak radzisz!
UsuńWitam Pani Krystyno:) pobieram z Pani bloga nauki, bardzo dziękuję, że dzieli się Pani swoją wiedzą i doświadczeniem.
OdpowiedzUsuńMam pytanie odnośnie ziemniaków, chciałam w tym roku po raz pierwszy je wyściółkować, na polecanym przez Panią blogu Pan Igor kładł bulwy ziemniaków bezpośrednio na płaskim kawałku ziemi i ściółkował je 30cm warstwą słomy, myślałam właśnie o takim sposobie, ale od dwóch osób usłyszałam, że z ich doświadczeń wynika, że jest to raj dla nornic no i zastanawiam się czy tak postąpić. W Pani poście o narzędziach przeczytałam, że też Pani ściółkuje ziemniaki, czy robi im Pani początkowy kopczyk?? czy kładzie na płaskim. pięknie dziękuję za odpowiedź i wszystkiego dobrego życzę, Donka:)
A ja się nigdy nie trzymam żadnych reguł, tylko próbuję wszystkiego po trochu. Odkąd węże mi wytrzebiły nornice, to robię też proste układanie kartofli w płytkich bruzdach i ściółkowanie, albo wręcz wtykanie do kompostowego wału. Jeśli mam czas i chce mi się, to przykrywam ziemią, a dopiero potem ściółkuję. Różnie robię i patrzę na rezultaty. Jedno wiem na pewno: ziemniaki lepiej rosną na małych, oddalonych od siebie zagonkach, niż na dużym polu. Czemu więc nie zrobić kilku zagonków i nie wypróbować różnych metod? Plaga nornic może przyjść, ale nie musi.
UsuńDobre sąsiedztwo dla ziemniaków: kapusta, fasola, bób, kukurydza, chrzan, nasturcja, esparceta, groch, len, pokrzywy, konopie.
Złe sąsiedztwo: marchew, wiśnia, słonecznik, ogórki, dynia, mak, maliny, pomidory, komosa, łoboda, orzech włoski.
reszta jest neutralna, czyli też można je sadzić w pobliżu.
Przekonałam się, że najlepiej mi rosły i najzdrowsze były ziemniaki wyrosłe wśród innych warzyw. Ani stonka ich nie znalazła, ani zarazy nie dostały. Może więc zrobić bałaganik?
Ja też sadzę ziemniaki w kilku miejscach (fakt, że niezbyt dużo) i stonka ich nie znajduje. W zeszłym roku to już nawet myślałam, że stonka zniknęła z okolicy, bo nie było ani jednej. Ale nie, u sąsiadki na polu całkiem niedaleko ziemniaki objedzone jak zawsze...
UsuńJa wła śnie nie rozumiem dlaczego jeśli komuś nie pasuje czyjś styl pisania bloga / rodzaj przemyśleń to i tak wchodzi na taki blog i namiętnie komentuje. Najczęściej negatywnie;) Przecież jest tyle blogów i stron w sieci, że naprawdę każdy może znaleść coś dla siebie, prawda? Trzymaj się Jagodo swojego stylu i swoich przemyśleń bo to Ty jesteś i taką CIebie lubimy:) A innym machamy - a jakże! - ciepło i odsyłamy pod bardziej zadowalający adres:):)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńOsendowski super książka. Czasem po nią sięgam dla przypomnienia że są inne ludy inne spojrzenia i mogę się wiele dowiedzieć.
OdpowiedzUsuńPoczytałam jeszcze raz o ściółkowaniu zbliża się wiosna czas się przygotować. W Anglii niejaki James Oliver kucharz, pokazywał worki pod ścianą ogrodu z dziurami po bokach i po środku a w nich rosły ziemniaki. On ma profesjonalnego ogrodnika ale też uczy ludzi jak mając kawałeczek ziemi, wręcz balkonowej lub taras, mogą mieć na obiad własne warzywa i zieleninę. Dziwny człowiek :)) Ale jak dla mnie to za dużo mięsiwa. Jagodo mam pytanie czy moderacja zmniejszyła spam?
Bo z tego co pamiętam gdy moderowałam komentarze spamu było tyle samo co teraz. U Ciebie lżej troszkę?
Spam zmniejszył się radykalnie! Ale jeszcze wchodzą i próbują, więc podtrzymam te rygory. Mnie tam nie przeszkadza kilka wiadomości w spamie, system dość dobrze je wyłapuje, ale tysiące na dzień to już była przesada.
UsuńNawet zastanawiałam się nad postawieniem kawałka płota, żeby sobie przy nim pogadać, tylko... sąsiadów brak. Poza tym w tej wsi miejscowi się NIE grodzą - grodzą się miastowi kempingowcy:)
OdpowiedzUsuńCo do innych spraw - naturalna uprawa jest zaprzeczeniem przesadnej pedanterii, czy to w kwestii nazewnictwa, czy każdej innej. Ważne są intencje. Jak dla mnie - kompost rulez!
100lat 100 lat
OdpowiedzUsuńzdrowia, szczęścia i wszelkich dobrych urodzajów :)
w imieniu wszystkich jednomyślenników ;)
k.
I tak trzymaj Jagodo! Nie brakuje różnej maści filozofów i pisarzy, którzy u każdego i na każdy temat zabierają głos. Ja prawie nic nie piszę, a i tak mam spamu obfitość, wykazującą mi jak to ja głupia baba jestem. No i jestem, co komu do tego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
No właśnie! Grunt to być sobą, a jeśli komuś się nie podoba, to nie musi włazić.
UsuńBlog to przecież subiektywne rozważania i często pogaduchy w pojedynkę... Żadne tam scjentystyczne artykuły! Jeżeli autor jest zrozumiały i chętnie czytany - to sukces i powód do dumy. Jakby tu kto wtrącał pojęcia naukowe, np. dajmy na to chemiczne, któż by chciał to czytać?
OdpowiedzUsuńOdwiedzam Cię tu ostatnio częściej, bo przygotowujemy sobie siedlisko na Warmii, uczę się sporo od Ciebie o warzywniku. Korci mnie, by zrobić to na modlę permakulturową... Dużo z tego czerpiesz, prawda?
Tak jakoś się złożyło... z tym, że ja kombinowałam już wcześniej, zanim zaczęto mówić o permakulturze. Poza tym widzę, że u nas, na głębokich glebach, często prościej jest stosować niektóre metody tradycyjne, tylko wspomagane permakulturą. Np. na perz nie ma nic lepszego, niż go wykopać, zamiast przykrywać kartonami.
Usuń