Wygląda na to, że świat cały oszalał. Emocje, ograniczenia, lęk, poświęcenie. Wszystko miesza się ze sobą i wstrząsa posadami świata, jaki znamy. A u nas w domu prawie nic się nie zmieniło... Tyle, że mamy mniej gości i już nie jeździmy razem do miasta, przy okazji wstępując do naszego ulubionego baru przy Rynku. Ale do miasta i tak jeździliśmy raz na tydzień, więc to przemyka niezauważone.
Nadejście wiosny ciągnie się w ślimaczym tempie, jeszcze wczoraj był mróz i padał śnieg. Zimniej jest, niż w styczniu i lutym, bywały przez ostatnie dni nocne przymrozki do -9 i -7 stopni. Nic więc dziwnego, że nie działamy jeszcze w ogrodzie. Na razie zamówiłam trochę nasion. Może uda się nam coś zrobić, bo... no właśnie, czas przejść do meritum, czyli życia księżniczki, jakie jestem zmuszona ostatnio prowadzić. To znaczy: prawie żadnej pracy, dużo lenistwa, dobre jedzenie, odpoczynek, sen i zajmowanie się samymi przyjemnymi sprawami, jak medytacja, kaligrafia, robótki ręczne i czytanie. Nie, nie złapałam tego czegoś w koronie. Po prostu moje ciało mówi mi "stop!" już od dłuższego czasu.
Zaczęło si e już kilka lat temu bólami w plecach i silnym zmęczenie. Tak, byłam u dobrego lekarza. Orzeczono zwyrodnienie kręgosłupa i zaproponowano środki przeciwbólowe. A ponieważ ja wolę trzymać się od nich z daleka, z różnych powodów, to trzeba było zwolnić tempo życia i nauczyć się żyć z bólem. Jednak lekarstwa to ostateczność. Moja matka, wskutek przyjmowania przez lata środków przeciwbólowych, dostała krwotoku wewnętrznego i zmarła z tego powodu - tak mi powiedział lekarz w szpitalu. No więc oswajałam ból, na szczęście na tyle spolegliwy, że przechodzi po kilku-kilkunastu minutach odpoczynku. Ciągle jednak starałam się robić, co mogłam. No więc moje ciało powiedziało: "Czego tu nie rozumiesz? Trzeba cię jeszcze przekonywać? No to masz!" No i mam - jakieś zapalenie stawów, naderwanie ścięgien w lewym kolanie i jeszcze większe osłabienie. Noga puchnie i boli przy dłuższym używaniu. I byłam, byłam u ortopedy. No i jak myślicie, co zaproponował? Oczywiście środki przeciwbólowe. W sumie to nie jest źle z tymi mymi kolanami, tylko meniski starte. A boleć - boli i puchnąć - puchnie. Na szczęście kiedy siedzę lub leżę, to wszystko jest cudownie.
Mogę chodzić na niezbyt długie spacery i podziwiać to, co w naturze się dzieje, słuchać ptaków, podglądać żurawie. Jedynie pracować nie mogę, codzienne czynności w domu to wszystko, co daję radę ogarnąć.
W zasadzie jest mi całkiem dobrze, jedynie ogrodem nie daję rady się zająć. Trudno, zapuścimy tu las i też będzie pięknie. A kilka grządek dam radę obrobić, mam nadzieję. No cóż, nie wygląda ten ogród w tej chwili pięknie, oj nie. Chciałam zrobić pospolite ruszenie, czyli zaprosić do siebie tych, którzy chcieli by mi pomóc i przenieść oraz nakryć nową folią tunel na pomidory (drzewa porosły i jest już w dużej części w cieniu), ale wirus w koronie tu namieszał. Widocznie tak ma być. Może jakoś się uda. A już planowałam, że zrobimy piknik, dobre żarełko, ognisko i długie rozmowy...
Miałam kilka różnych pomysłów, między innymi taki, żeby wynająć ogród komuś, kto chce uprawiać ziemię ekologicznie i z miłością, za przysłowiową złotówkę. Tylko ten pomysł nie był chyba dobry na obecną chwilę, pozostaje w odwodzie na przyszłość.
Pierre robi, co może. Ale on też poszkodowany na ciele, bo spadł z roweru i mocno nadwerężył sobie żebra, coś tam pękło i goi się bardzo pomału. No cóż, skończył już 80 lat i jemu też czas trochę odpocząć, chociaż zapiera się, że nie. Ale widać, że nie daje rady pracować przy kopaniu ziemi.
Nagle mamy czas na wszystko, na co nigdy nie mieliśmy czasu. Mamy też tu, w sąsiedztwie, dobre duchy, które nam sporo pomagają i zawsze mogę na nich liczyć.
W sumie życie emeryta jest fajne, naprawdę. Tylko muszę Was ostrzec: ogród nie jest już pokazowy ani zadbany. Tak, że jak to wirusowe szaleństwo się uciszy, to oczywiście, można nas odwiedzać. Ogromnie lubimy gości. Ale na pokazówkę raczej nie liczcie.
Gdyby świat był taki, jak być powinien, to teraz ogrodem zajmowało by się młode pokolenie, a my służyli byśmy pomocą i wiedzą. Byłby gwar, baśnie i śmiech, muzyka i opowieści. Może kiedyś tak będzie.
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
Etykiety
borówka amerykańska
budki lęgowe
burak liściowy
cebula
chwasty
cieplarnie
ciepła grządka
cykoria sałatowa
czosnek
drób
drzewa
drzewa i krzewy owocowe
drzewa owocowe
dynie
dżdżownice
F1
fasola
filmy
funkcjonowanie roślin
gleba
GMO
gnojówki
gnój
grządki
grządki permakulturowe
grzyby
historia
humus
inicjatywy
inspekty
jabłonie
jagody goji
jarzebinogrusza
jesień
jesion
kalendarz biodynamiczny
kompost
konstrukcje
korzenie
kret
króliki
kuchnia
kury
las
leki
marchewka
mikoryza
mydlnica
narzędzia
nasiona
nasiona ekologiczne
naturalne środki myjące
nawożenie
ochrona naturalna
oczko wodne
odczyn gleby
ogród na stoku
orzechy piorące
owady pożyteczne
owce
pasternak
permakultura
pietruszka
pigwa
pismo Słowian
płoty
podlewanie
podlewanie butelkowe
podniesione grządki
pomidory
próchnica
przechowywanie
przycinanie drzew
ptaki
rabaty ozdobne.
ręczniki obrzędowe
sad
sadzenie
sadzenie drzew
samosiejki
sąsiedztwo roślin
seler
siew
słoma
słomiane grządki
Słowianie
sole mineralne
staw
staże
szkodniki
szparagi
szpinak
szpinak. grządki
ściółka
ściółkowanie
świdośliwa
trawnik
tworzenie
tyczki
uprawa
wały permakulturowe
warsztaty
warzywa
wegetarianizm
wiedza
wieża ziemniaczana
wiśnia syberyjska
woda
wzniesione grządki
zakładanie ogrodu
zasilanie
zbiory
zdrowa żywność
zdrowie
zielony nawóz
ziemniaki
ziemniaki w słomie
zima
zioła
zrębki
zwierzęta
żywopłot
żyzność
Będzie tak, Krysiu, na pewno!
OdpowiedzUsuńMarzą mi się jakieś niesłychane rzeczy, dobre rzeczy. Rzucam to marzenie w przestrzeń i liczę, że stanie się ciałem.
UsuńOby było...jestem w swojej chatce i też mam takie przemyślenia, że mogłabym tu zostać...zaraza w lesie bez TV nie istnieje...
OdpowiedzUsuńTak, to jest prawdziwe życie, realne, nie wirtualne. Chociaż od wirtualnego też nie uciekam.
UsuńZatrzymałam się na początku posta. Rzadko włączam się do dyskusji na temat obecnego czasu ale pozwolę sobie na to teraz bo bardzo ciekawie to ujęłaś. Mnie osobiście dziwi kilka rzeczy ale napiszę o jednej. Jeszcze przed tym wirusem panowała powszechna moda - jak się okazuje, na bycie wspaniałym- troskliwym rodzicem, żoną... A teraz nagle dochodzą do mnie z różnych stron, że tak trudno wysiedzieć tej rodzinie w jednym mieszkaniu :/. No to jak? Czytając te wszystkie wspaniałe informacje na temat cudzych rodzin to wydawało mi się, że ja to powinnam się już rozwieść bo jest nienajlepsza. Ale my sobie siedzimy w czterech ścianach, mało tego, jak teraz za bardzo atrakcji nie ma to siedzimy w jednym pokoju aby było nam milej.
OdpowiedzUsuńOooo! To utarłaś nam nosa. W wieku 80 lat za łopatę sie bierze? My sporo młodsi a już jęczymy... oj, dobry taki wirtualny kopniak w odpowiednie do tego miejsce :) Dziękuję Ci bardzo :)
UsuńPierre nie jest typowym staruszkiem, wygląda o 20 lat młodziej (co najmniej), a charakter ma zupełnie młodzieńczy. No i lata treningu. On ma jakiś taki sposób operowania narzędziami bez obciążania kręgosłupa. Uczył tu czasami młodych na stażach. Rzeczywiście - jego sposobem jest łatwiej i szybciej. A co do idealnych rodzin - to ich nie ma. Zbytnie zagęszczenie nawet w najbardziej kochających się ludziach rodzi rozdrażnienie. Dochodzą do tego złe emocje emanujące z mediów - i śmiertelny koktajl gotowy.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńnapisałam i chyba coś kliknęłam, bo zniknęło. Więc jeszcze raz
OdpowiedzUsuńTaki spokój i pogodzenie od Ciebie bije. Ja jeszcze się szarpię, z ogrodem, z życiem i ze światem. Czy ten spokój przychodzi z wiekiem, czy z medytacją ?
Chyba wszystko naraz, a najbardziej świadomość, że nie ma co się kopać z koniem. No i spojrzenie w prawdzie. Bo naprawdę nie jest mi źle. Pozbawiona zostałam jednej ulubionej aktywności - pracy w ogrodzie, ale zostało mi ich jeszcze tyle... No i wcześniej narzekałam, że nie mam czasu na kontemplację otoczenia, na myślenie. To teraz ten czas dostałam.
UsuńBędzie!!! To moja odpowiedż do Twojego ostatneigo zdania...nie ma innej opcji!!!:):)
OdpowiedzUsuńWysyłam obraz z całego serca w przestrzeń wariantów.
UsuńA no właśnie, może tak, jak te słowa z komentarza powyżej ("wcześniej narzekałam, że nie mam czasu na kontemplację otoczenia, na myślenie") - wypuszczane w kosmos, przyniosły skutek (niekoniecznie taki, jaki by się chciało:), to i te kolejne słowa - marzenia rzucane w przestrzeń, spełnią się (choć nadal nie wiadomo, czy tak, jak tego oczekujemy...)
OdpowiedzUsuńW każdym razie, słowa mają moc, i trzeba się z tym liczyć.
A tak bardziej prozaicznie, to ja teraz, kiedy siedzę w domu, ale i pracuję na odległość, mam jednak więcej czasu na codzienne sprawy, i na ogród też. Nie mam tv, internet sobie cenzuruję na tyle, ile mogę, więc jednak bardziej się czuję, jakbym miała urlop długi i z tego powodu nie musiała nigdzie się z domu ruszać (co zawsze lubiłam:)) A jednak coś takiego wisi w przyrodzie i pogodzie, że nie da się ruszyć pełną parą, ledwie na chwilę się ociepli zacznę bardziej coś działać, a potem narzekać na zakwasy, to przychodzi otrzeźwienie w postaci całkowitej zmiany pogody, zimna, albo wiatru, który chce głowę urwać (jak dziś na przykład...) Może więc dobry Stwórca dba o mnie też i na tym polu:) Ale dechy już czekają przygotowane na nowy warzywnik, nowe miejsca pod grządki warstwowe też - po troszku, pomaleńku, wszystko w swoim czasie...
Pozdrawiam i życzę najlepszego dla Was sposobu spełnienia tych marzeń rzucanych w przestrzeń.
W tej chwili kawałek ogrodu jest cenniejszy, niż diamenty. Masz rację, jeszcze chyba za wcześnie na rozwijanie skrzydeł na grządkach.
UsuńNo to pieknie jak to jest bonus za posiadanie ogrodu przeciazony kregoslup i stawy ,nie podoba mi sie to wcale chyba tez czas sobie odpuszczac jak pomysle o koszeniu to chyba zapuszcze trawnik w lake zwierzeta sciezki wydeptaja,i tak sobie mysle ze dziki busz tez ladny jest i naturalny ,na razie sama troszcze sie o ogrod od szesciu lat a zaczelam pozno po 50 i czekam kiedy ilosc pracy sie zmniejszy i bede tylko podziwiac,w zeszlym roku odwiedzila mnie Maja czekam na odcinek ,to sie pochwale.
OdpowiedzUsuńPrzeciążony kręgosłup i stawy niewiele mają wspólnego z ogrodem, a dużo z genetyką (zarówno moja babcia, jak i matka miały tę wadę kręgosłupa) i moją własną głupotą. To także łażenie po Alpach z 3 letnim dzieckiem na plecach. Oraz szarżowanie z ciężką pracą fizyczną, kiedy chciałam sprostać wszystkiemu, a zwłaszcza dotrzymać tempa memu mężowi. No i z życiem jako takim - po 60 organizm jest nieco zużyty.
UsuńPodeślij link do filmu, jak już będzie.
UsuńTo niech się tak stanie i ogród Twój zatętni młodym życiem :)
OdpowiedzUsuńBędzie, co życie przyniesie. Ale tego bym sobie życzyła.
UsuńPięknie napisane, jak zwykle. Jeszcze się doczekacie wielu gości i będzie wspaniale. Ja cały czas się uczę, że wszystko jest po coś i marzenia się spełniają ( no może tak jak napisałaś nie zawsze tak jak byśmy chcieli, ale jednak). Serdeczności dla Was.
OdpowiedzUsuńWiosna jest piękna :-) Powodzenia przy dalszych pracach nad rajem :-)
OdpowiedzUsuńZdrowia, Jagódko:) Oj wpadłoby się do was pomóc i pokopać, może jeszcze się uda. Te rozmowy mnie kuszą ogrodowe i domowe:)
OdpowiedzUsuńTo jest umiejętność dostrzegania radości i sensu w każdej sytuacji, obyśmy wszyscy tak umieli. Niemniej, życzę zdrowia i powrotu formy.
OdpowiedzUsuń