Kiedyś już bobry u nas mieszkały, ale wygoniła je wiosenna powódź, która zniszczyła ich nory. Potem znowu przyszły, ale taka jedna, czyli ja, wpadła im do nory przez dach, spacerując po wale. Przez jakiś czas było bezbobrze, trzciny zaczęły zarastać, mąż pozdejmował siatki ochronne z drzew (ale naiwny, nie? jakby bobry sobie odpuściły na zawsze taką dobrą miejscówkę!). No to normalną koleją rzeczy znów wróciły i ja się z tego cieszę.
Lubię ogromnie tych Małych Ludzi, którzy, podobnie do Dużych Ludzi, dostosowują środowisko do swoich potrzeb. Tyle, że ich przekształcenia, w przeciwieństwie do naszych, wychodzą naturze na zdrowie. Tamy i niewielkie jeziorka zatrzymują wodę, zapobiegając powodziom. Gromadzą ją na czas suszy, pozwalają uzupełnić się zasobom podziemnym. W pobliżu miejsc swego mieszkania bobry albo wycinają drzewa, albo utrzymują je w postaci karłowatej, co daje możliwość rozwijania się innym gatunkom roślin oraz sprzyja gniazdowaniu ptaków.
Wiem, że są ludzie, którzy ich nie lubią - bo to zalewają łąki, wprowadzają nieporządek itp. Mam tylko nadzieję, że powtarzające się susze i brak wody w studniach dały niektórym do myślenia. Tak po cichu myślę, że Duzi Ludzie po prostu nie cierpią konkurencji w zagospodarowywaniu przestrzeni. Zajęliśmy już tyle ziemi i zmieniliśmy ją, że moglibyśmy dać innym ludom trochę ziemi w ich władanie....
Wczoraj po zmierzchu poszłam nad staw. Już z daleka słyszałam pluskanie i tuptanie w trzcinach. Usiadłam sobie na drewnianym podeście, który latem służy nam do plażowania i zamarłam. Tiki, który wszędzie mi towarzyszy, słysząc te chrumkania, przezornie zwiał w krzaki. Po chwili na stawie pokazał się łebek płynącego bobra. Zatrzymał się, popatrzył na mnie i widocznie doszedł do wniosku, że ta otulona peleryną postać jest niegroźna, bo wyszedł na brzeg tuż obok. Niestety, brzeg jest dość wysoki, a ja siedziałam prawie na poziomie gruntu. Na dokładkę wybujałe turzyce zasłaniały mi widok, więc tylko słyszałam smakowite chrupanie i mlaskanie. Wyjadał kłącza trzcin o dwa metry ode mnie. I tak sobie posiedzieliśmy w przyjaznym milczeniu, zanim nie poszłam do domu rozgrzać się.
Wiosną posadziłam w ogrodzie jedną roślinę arcydzięgiela, tak wyglądał na początku lata, potem wyrósł o wiele większy. Wybujała na prawie 3 metry i wydała masę baldachów pełnych nasion. Wysuszyłam je i właśnie oczyściłam i zapakowałam do słoików. Wyszła jakaś przerażająca ilość, więc się chętnie podzielę. Nasiona działają leczniczo, podobnie jak cała roślina. Można też spróbować rozmnażania, jeśli ktoś ma ochotę.
Roślina ta była tak szanowana i czczona, ze jej łacińska nazwa brzmi Angelica Archangelica. Miała być lekiem prawie na wszystko, łącznie z dżumą. Dzisiaj nauka potwierdza bardzo szerokie spektrum jej działania: pomaga zarówno na trawienie, łącznie z wydzielaniem żółci, jak na krążenie, obniżając jednocześnie ciśnienie i uspakajając, rozgrzewa, odrobacza, odkaża (to przy użyciu zewnętrznym, często kobiety używały wywaru do podmywania się). Leczy oczy, gardło, skórę... A ja sprawdziłam, że rozgryzienie i pożucie kilku nasionek daje świeży oddech i poczucie świeżości w ustach.
Można więc zaprosić tę anielską roślinę do siebie, do apteczki i ogrodu. Jak zwykle - nie sprzedaję, ale darowuję lub wymieniam na inne nasiona.
Tu jak siać: http://niepodlewam.blogspot.com/2016/10/arcydziegiel-litwor-kiedy-i-jak-siac.html
A tu jak działa: http://gramzdrowia.pl/arzt-henry-rozanski/herb/arcydziegiel-litwor-lekarski-archangelica-officinalis-hoffm.html
W życiu nie widziałam bobra w naturze! Za to ślady ich poczynań i owszem, często. Są i u nas, chociaż się je tępi. Zresztą czego człowiek nie tępi? Bobry zalewają łąki, drzewa zagrażają kierowcom i śmiecą, dzikie koty zagryzają niemowlaki, wilki zagryzają wszystko co się rusza.
OdpowiedzUsuńBobry to płochliwe zwierzęta. Do Ciebie przywykły, czy cuś?
W Parku Narodowym na Be są takie dziwne zjawiska - prawie oswojone łosie, które grzecznie pozują przy drodze, prawie oswojone bobry, co się podstawiają do fotografowania od fotogenicznej strony... Nikt na nich nie poluje, więc nie boją się ludzi. A ja chcę wierzyć, że ten mój wyczuł we mnie bratnią duszę.
UsuńMoże sprawdzał, czy nie zamierzasz znów mu wejść do domku...
UsuńFantastyczna sprawa móc je podglądać, ja widziałam skutki ich poczynań na rzeczce
On sobie zajadał spokojnie, nie sprawdzał. A do domku to wpadłam, razem z zarwanym płatem darni. A po mojej nodze wylazł bardzo wkurzony bóbr i chyba chciał mnie potraktować zębami, ale Tiki, dzielna kruszyna, rzucił mi się na ratunek i bóbr skoczył do wody, nie na mnie. A dwie takie stały i się śmiały, ciekawe.
UsuńW poprzednim miejscu zamieszkania mielismy bobry, gdyz granica pastwisk od południa byla rzeczka. Bobry niszczyły mi ogrodzenia, ale i tak je lubiłam. Mieliśmy też wydry, gdy bobry były "w rozjazdach" i borsuki, które mnie wkurzały, bo niszczyły ogrodzenia 100 razy bardziej, niż bobry, ale też je lubiłam. Tu za to mamy wilki. Nie pałam do nich miłością. Maja na sumieniu 5 owiec.
OdpowiedzUsuńGdyby mozna, to chetna jestem na nasiona angelici. Pozdrawiam jesiennie.
Daj adres na priv. U nas też są wilki, dlatego mamy Lunę, ale jakoś do domu nie podchodzą. Borsuki podobno są, ale jeszcze nie widziałam. Może zaadoptować jakiegoś Podhalana i puszczać go z owcami? Tylko po to musiałby być z nimi chowany, żeby się utożsamiał. Prawdopodobnie skuteczne.
UsuńNasiona chętnie bym wymieniła. Napiszę maila.
UsuńTo napisz, czekam.
UsuńTak sobie myślę : a po co Ty tam poszłaś o zmroku ? Wygląda , że ewidentnie dla tego spotkania z tym Małym Ludziem. Czuła obserwatorka natury została wynagrodzona takim spotkaniem.
OdpowiedzUsuńOciupinkę arcydzięgla przygarnę chętnie. Do siania nie mam nic atrakcyjnego ale mogę się podzielić suszonym pigwowcem czy głogiem.
Głóg przyda się, w niewielkiej ilości. Napisz adres na priva.
UsuńPrzysiadłam z Tobą i prawie zobaczyłam tych małych ludzików :0
OdpowiedzUsuńMasz rację, my to najwieksze szkodniki na Ziemi, a biedne zwierzęta z nami musza jakoś żyć, chociaż przegrywają na każdym froncie, smutne to :((((
Ja sobie poszłam tak sobie, przejść się po odprowadzeniu owiec i popatrzeć, co się dzieje. A tu taka niespodzianka!
UsuńAle masz fajnie. Bardzo lubię bobry a taka bliskość to musi być coś pięknego :) Chyba ustawiłabym jakąś kamerkę i filmowałabym aby móc potem popatrzeć sobie na nie. Pozdrawiam :))))
OdpowiedzUsuńW naszym regionie bobrów sporo, często można je spotkać, ale nie aż tak blisko. Wyjątkiem jest pewien bóbr na Carskiej Drodze, który sobie niewiele robi z wycieczek, które stoją i go filmują. Wiesz, ponad kamerki przedkładam kontakt osobisty, chociaż mniej widać. Jakoś tak...
UsuńMieszkam nad Bobrem i bobra jeszcze nie widziałam :( :)
OdpowiedzUsuńNa naszym terenie arcydzięgiel jest mylony z barszczem sosnowskiego. Moja siostra pozbyła się arcydzięgla bo mieli dość komentarzy, jaka to straszna parząca roslina. Ale ja znam smak takiej nalewki z arcydzięgla na problemy i bóle żołądka. Mieli ją tam kiedyś i podawano ją tam podczas bólów brzucha...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam jesiennie
nawet podpowiedzi znalazłam jak je rozróżnić: https://barszcz.edu.pl/7-rad-jak-odroznic-arcydziegiel-litwor-od-barszczu-sosnowskiego/
UsuńWitaj, Gorzka Jagodo.
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na nasiona arcydzięgla. W zamian - własny koper, nagietki i kosmos. Z kupnych dziwadeł - tykwa pospolita i tykwa pospolita Birdhouse, dynia piżmowa. Ale mam też różne (kupne) nasiona kwiatków i warzyw. Może coś chcesz?
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Katarzyna
Proszę o adres na priv.
Usuńbardzo chetnie bym nabyła nasiona, bo dopiero zaczynam zielarsko-rolniczą drogę.Uwielbiam Pani bloga, bardzo wiele się z niego uczę.Szkoda, że ze wzgledu na gromadkę małych dzieci nie moglam przyjechac na naukę wtedy go ja Pani organizowala w swoim gospodarstwie.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńProszę o adres na priv.
UsuńDoooszło! Dzięęęękuję!
OdpowiedzUsuńWysłałam Ci maila ale nie wiem czy doszedł.
Kontakt osobisty z bobrem... niespotykana to rzecz, nie dziwię się, że wolisz niż obraz z kamerki. Ogród przyjazny stworzeniom to ideał.
OdpowiedzUsuń