Gorąco, jak w środku lata. Pogoda sprzyja chodzeniu boso, co bardzo lubię. Pierwsze dni są trochę trudne, ale dość szybko stopy się przyzwyczajają i jest otwiera się cała gama doznań. Otwiera się też brama wspomnień - wraca najpiękniejsze lato mojego dzieciństwa.
Chodzenie boso jest bardzo dobre dla zdrowia, masuje punkty akupunktury, zapewnia schodzenie ładunków energetycznych i wyrównanie bilansu organizmu, łączy z energią Matki - Ziemi. O tym wszystkim można przeczytać w necie czy w książkach. Dla mnie również ważne są odczucia, na jakie człowiek się otwiera - przechodzenie ze stref wygrzanych słońcem do cienia, delikatny chłód rosy, uginanie się ziemi w jednych miejscach, twardość w innych. Tego nie czuje się w butach. Cały świat wrażeń, który tracimy chodząc obuci.
A efekty dla zdrowia? Sama się o tym przekonałam, jako malutkie jeszcze dziecko. Więc, jako że dziś Dzień Dziecka, to Wam opowiem.
Urodziłam się trochę za wcześnie, malutka i chorowita. Na dokładkę moja mama przeszła w ciąży operację wyrostka, z narkozą i wszystkim, co się z tym wiąże. A że młodziutka była i niedoświadczona (miała 19 lat), to bardzo się o mnie bała. Dość szybko okazało się, że intelektualnie ze mną wszystko w porządku, fizycznie raczej też, tyle, że bardzo często chorowałam. Ciągłe bronchity, przeziębienia, astma, wszystkie dziecięce choroby przechodzone po kilka razy.... Pilnowano mnie więc bardzo, przegrzewano, wiecznie grubo ubrana (co za koszmar!). Zabraniano mi biegać, bo "mogę się spocić". Dziś wiem, że większość moich dolegliwości miała raczej charakter uczuleniowy, ale wtedy uczulenia nie były w modzie. Jako stworzenie nad wyraz ruchliwe i ciekawskie męczyłam się okropnie. W końcu trafili na mądrego lekarza, który zamiast serwować mi kolejne trucizny czy kuracje antybiotykowe kazał im rozebrać mnie prawie do naga i tak wypuścić na słońce. I to koniecznie boso! Na szczęście rodzinka posłuchała tych rad. Mama uszyła mi "opalacze" czyli bufiaste majteczki w kropeczki (czerwone w białe grochy) z przodzikiem i na szelkach, zdjęto mi buty i hajda na podwórze! Boże, jak mi było dobrze! Mieszkaliśmy w miasteczku, przy uliczce, która po drugiej stronie miała bagna i jeziorko. Hulałam więc z rozwianym włosem i na bosaka, ile się dało. Oczywiście, kilka razy zraniłam się w stopy, ale to furda! Mama pracowała, a Babcia przemywała rankę, robiła opatrunek i dalej na dwór.
Wtedy to po raz pierwszy poznałam, jak to się "widzi" stopami. Jak inaczej człowiek się czuje, kiedy boso idzie po ziemi. No i wiecie co? Od tej pory prawie nie chorowałam, a przynajmniej w rozsądnym wymiarze. Kłopoty wróciły, kiedy jako dorosła młoda osoba przestałam na lato zdejmować buty. A teraz znów mam używanie na całego.
Jeśli na początku wszystko kłuje w stopy, jeśli chodzić trudno, nie przejmujecie się. Zacznijcie na aksamitnej trawie, mając pod ręką jakieś klapki. A potem będzie coraz łatwiej chodzić, natomiast coraz trudniej znieść buty na nogach. A ile zdrowia przy tym człowiek zyska! No i dużo nowych wrażeń.
Pięknego bosego lata wszystkim życzę.
Zdjęcie z zeszłego roku.
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
Etykiety
borówka amerykańska
budki lęgowe
burak liściowy
cebula
chwasty
cieplarnie
ciepła grządka
cykoria sałatowa
czosnek
drób
drzewa
drzewa i krzewy owocowe
drzewa owocowe
dynie
dżdżownice
F1
fasola
filmy
funkcjonowanie roślin
gleba
GMO
gnojówki
gnój
grządki
grządki permakulturowe
grzyby
historia
humus
inicjatywy
inspekty
jabłonie
jagody goji
jarzebinogrusza
jesień
jesion
kalendarz biodynamiczny
kompost
konstrukcje
korzenie
kret
króliki
kuchnia
kury
las
leki
marchewka
mikoryza
mydlnica
narzędzia
nasiona
nasiona ekologiczne
naturalne środki myjące
nawożenie
ochrona naturalna
oczko wodne
odczyn gleby
ogród na stoku
orzechy piorące
owady pożyteczne
owce
pasternak
permakultura
pietruszka
pigwa
pismo Słowian
płoty
podlewanie
podlewanie butelkowe
podniesione grządki
pomidory
próchnica
przechowywanie
przycinanie drzew
ptaki
rabaty ozdobne.
ręczniki obrzędowe
sad
sadzenie
sadzenie drzew
samosiejki
sąsiedztwo roślin
seler
siew
słoma
słomiane grządki
Słowianie
sole mineralne
staw
staże
szkodniki
szparagi
szpinak
szpinak. grządki
ściółka
ściółkowanie
świdośliwa
trawnik
tworzenie
tyczki
uprawa
wały permakulturowe
warsztaty
warzywa
wegetarianizm
wiedza
wieża ziemniaczana
wiśnia syberyjska
woda
wzniesione grządki
zakładanie ogrodu
zasilanie
zbiory
zdrowa żywność
zdrowie
zielony nawóz
ziemniaki
ziemniaki w słomie
zima
zioła
zrębki
zwierzęta
żywopłot
żyzność
Miałaś faktycznie dużo szczęścia z tym lekarzem :)
OdpowiedzUsuńBo ja byłam leczona wyłącznie antybiotykami, zastrzykami z penicyliny itp. Z bieganiem było to samo, co u Ciebie "bo się spocisz" ...
Ostatnio częściej boso chodzę - po domu, co prawda tylko, ale jest jakiś postęp ;) Mój mąż wyczytał kiedyś, że najzdrowsze obuwie to ze słomy - bez gumowej podeszwy, która izoluje nas od Matki Ziemi.
Coś na rzeczy z pewnością jest.
a ja w domu nie lubię... czuję zimno od kafelków i każde ziarnko piasku na deskach. Nieprzyjemnie. I tak śmiesznie jest, że na dworze chodzę boso, a do domu kapcie wkładam... No i ziemia na zewnątrz ma inne właściwości, niż podłoga. chodzi o tę jonizację organizmu.
UsuńTeż mam tak samo. Na dworze na bosaka, a wchodząc do domu ubieram kapcie, żeby sobie oszczędzić przykrości zetknięcia z podłogą.
UsuńMnie tylko dom pozostaje, jak na razie. I plaża, jesli pojadę ;)
UsuńFajnie. Przypomniałaś mi jak w dziecińśtwie biegałam na bosaka... kurcze, wydaje mi się to jak jakiś nierealny sen... :)))
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest wrócić do dobrych wspomnień i nawyków.
UsuńI ja dzieckiem będąc lato spędzałam biegając boso. Pamiętam ten gorący piasek, albo wdepnięcie w krowią kupę. Nic to, gorącego piasku unikało się biegnać szybciej albo wykrzywiać stopy, aby cała podeszwa nie dotykała paichu. Krowią kupę wycierało się w trawę i już. Podobnie miało się z kurzymi kupami...Po ulewie, kiedy drogą płynęły rzeki, robiło się nożkami błotko...Wieczorm mama doszorowała wszystko. Woda na wieczorne mycie grzała się na słońcu w cynkowej wannie już od południa. W domu też chodzę boso, zimą w skarpetkach. A na Mazurach w upalne dni też śmigam boso.
OdpowiedzUsuńTak właśnie było. I to było fajne. Dobrze sobie przypomnieć to uczucie i beztroskę.
Usuńmoja ciocia do której jeździłam na wakacje chodziła boso.
OdpowiedzUsuńW domu raczej na boso, w sobotę spróbuję po trawie :-)
Próbuj w miejscu, gdzie to jest przyjemne - na trawie, mięciutkim piasku. Kamienie na początku potrafią szybko obrzydzić tę przyjemność. zobaczysz, to bardzo fajne. wymusza powolny chód, przynajmniej na początku, rozładowuje nadmiar elektryczności, uspokaja, a jednocześnie daje energię. Tę dobrą.
UsuńOtworzyłaś też moją "bramę wspomnień"... ciągle miałam anginy, nie wolno mi było biegać ani jeździć na rowerku (to hasełko "bo się spocisz" to było jakieś przekleństwo tych czasów). W dodatku mieszkałam w dużym mieście (Wrocław) i nie pozwalano mi wychodzić na podwórko, bo się zadam ze złym towarzystwem albo pobrudzę ;(
OdpowiedzUsuńAle jak już przyszły wakacje, jechaliśmy do babci i tam była taka "ulica" z ubitego piasku, obsadzona wierzbami... i pamiętam, jak biegałam po tym piasku po deszczu... niesamowite, pamiętam to jak dziś.
A teraz ulica jest wybetonowana, a wierzby wycięte. Babcia już dawno nie żyje. Już tam nie jeżdżę.
I uświadomiłaś mi, że zbyt rzadko chodzę na bosaka, a mam przecież gdzie... Zacznę od jutra ;)
O to to! Właśnie, drugie hasełko "bo się pobrudzisz". Na szczęście moja babcia miała do tego zdrowy stosunek - ubierała mnie w stare ciuchy i brudź się do woli, ale już z matką było gorzej... Cieszę się, że zaczniesz.
UsuńOj co do lekarzy z dzieciństwa to niestety została mi pamiątka w postaci słabych zębów :(. Ale co tam, teraz też jak tylko można chodzę boso po swoim ogrodzie; uwielbiam to :) a w ślad za mną poszedł mój syn. Lubię sobie wtedy myśleć, że łączę się z Ziemią :).....a od czasu do czasu pozwalam sobie na wylegiwanie się na trawce...cudowne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agata
Wylegiwania się zazdroszczę szczerze. U nas jest tyle mrówek, że trzeba być fakirem, żeby odważyć się leżeć na trawce. choć czasem próbuję.
UsuńW dzieciństwie chodzenie na bosaka było surowo zabronione. Ale dorosłemu kto zabroni?
OdpowiedzUsuńKiedy parę lat temu byłam chora, a był to czas niełatwy, jakoś tak intuicyjnie wymyśliłam sobie leczenie dotykiem Ziemi, jakkolwiek niemądrze to może zabrzmieć ;) Oprócz chodzenia po trawie przygotowałam sobie miejsca wysypane piaskiem i mały żwirowy placyk. Zanurzałam stopy w ciepłym piasku, chłodnym żwirze, wilgotnej ziemi, chodziłam po miękkich igłach pod cisami. To były wspaniałe doznania i przynosiły mi spore ukojenie.
Fakt, to jest piękne i daje ukojenie. Dziwne, jak wielu prostych, naturalnych doznań pozbawiliśmy się sami, w sumie nie wiadomo dlaczego. Ze zdziwieniem zauwazyłam, że wielu ludzi czuje jakiś irracjonalny lęk przed zdjęciem butów, nawet w bezpiecznej przestrzeni ogrodu. Nawet na plazy coraz częściej widzi się platykowe sandałki.
UsuńPodaję numer telefonu do bardzo dobrego kręgarza-Ukraińca. P.Mikołaj zamieszkały w Siedlcach tel.509664457.
OdpowiedzUsuńPolecam.Sama korzystam z jego pomocy.Życzę powrotu do zdrowia. Urszula
Dzięki, ale ja jestem zdrowa. Może skorzystam kiedyś, kiedy będę potrzebowała.
UsuńOd zawsze chodzę latem na bosaka bo nikt mi nie zabraniał. Ale w znanym terenie, gdzie nie ma szkieł, drutów, kapsli .... "Uprawę' trawnika zaczynam od wyzbierania wszelkich twardych kamyków, gwoździ, szkła. I rzeczywiście, mam mnóstwo lat i nie chorowałam nigdy poważnie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, po ostrym żwirze czy szkle lepiej tak nie chodzić, ale u siebie w ogrodzie jest bardzo fajnie. My też robimy polowanie na kawałki szkła, które ciągle gdzieś tam się pojawiają. A zdrowia winszuję!
UsuńJako dziecko nie chodziłam zbyt dużo na bosaka, potem jako nastolatka trochę... W ramach przekory.
OdpowiedzUsuńNie mam zbyt wielu wspomnień związanych z chodzeniem na boso. Ale dzięki tobie zaczęłam, i faktycznie - dużo miłych doznań, np. dżdżownice są bardzo zimne ale miło chłodzą. I że płaszczyzny wykonane prze homo sapiens, są jakieś niefajne. W domu - kapcie. Na zewnątrz - będzie boso. Zapowiada się bose lato.
Krystyno, dlaczego nie napisałaś, że szklarnia wyściółkowana słomą pachnie tak nieziemsko pięknie? Stajnią, chlebem... Zadziwiające zderzenie obrazu i zapachu. Nie pasuje zupełnie. Ale jest super.
Ciekawe, czy dżdżownica też uznała to za miłe doznanie? Co do zapachu słomy - chyba gdzieś tam wspomniałam, ale dla mnie, węchowca, wszystkiemu towarzyszą różne zapachy. A już bliscy mi ludzie prawie tego nie czują, więc nauczyłam się za dużo o tym nie mówić. U mnie w tym roku posucha ze słomą....Układam ściętą trawę z trawnika.
UsuńW sprawie dżdżownicy - nie myśl sobie, że ją zdeptałam. Wyszła z ziemi obok i przewinęła się dziarsko pomiędzy palcami stóp. Więc może było to i dla nie miłe doznanie, nie pytałam, nie zdążyłam.
UsuńTeż mi się zdarzało. One chyba jednak to lubią, tak przewijać się między palcami. Jeszcze inne ciekawe rzeczy się zdarzają, zobaczysz.
UsuńA wracając do szklarni wyściółkowanej słomą - widzę, że będę tam miała poletko owsa, a pomiędzy - pomidory. Zboże kiełkuje, jak oszalałe. Ciekawe, czy to dobre sąsiedztwo?
UsuńNie za złe, ale owies niepożądany. Jak podrośnie to wyrwij i zanieś koniowatym.
UsuńNie wyobrażam sobie spędzić lata w obuwiu. Uwielbiam tak na hobbita ganiać :D
OdpowiedzUsuńTo jesteśmy dwie... Tyle, że jak zimno, to trochę mniej lubię.
Usuń