Jeśli ktoś chce przestrzegać kalendarza biodynamicznego (pisałam o nim już wcześniej), to koniec lutego i początek marca są dobrymi dniami do siewu. Ja myślę głównie o swoich pomidorkach, paprykach i pepino, więc będę siać w dni owocu czyli 2,3 i 4 marca. Tego ostatniego dnia tylko przed południem.
Jeśli ktoś chce i ma ciepłe miejsce, to po południu 4 i rano 5 może wysiać seler czy inne korzeniowe. Ja w tym roku nie będę, bo mi miejsca na oknach nie wystarczy. Chociaż....
Po raz pierwszy też będę musiała popodpisywać odmiany. Już kupiłam mazak niezmywalny, ale nie znalazłam patyczków do lodów, które są dobre jako oznaczniki. Trudno, zrobię etykiety plastykowe z pudełek po śmietanie.
W zasadzie wpływy gwiazd w dniach siewu najsilniejsze są przy siewie wprost do gleby, kiedy nic nie hamuje ich działania. Siejąc w domu nie musi się przestrzegać ich tak rygorystycznie, ale ten termin mi bardzo pasuje. Poza tym zależy mi na tych pomidorkach, paprykach i oberżynach tak bardzo, że wolę mieć wszystkie dobre siły po swojej stronie.
Dziś po raz pierwszy u nas naprawdę czuć wiosnę w powietrzu. Śnieg prawie zniknął, tylko pod drzewami leży jeszcze płatami. Ale ziemia ciągle zamarznięta, twarda. Przewodnicy w Biebrzańskim Parku Narodowym meldują, że zaczynają już przylatywać żurawie, a gęsi lecą już od dawna. Normalnie takie przeloty były w połowie marca. Chciałoby cieszyć się wiosną, ale ja jakoś jej nie ufam. Nieraz już było, że po takim wczesnym przedwiośniu zima wracała z całą mocą. W tej chwili cieszę się słoneczkiem, ale nie wyrywam się do pracy w ogrodzie. Jeszcze za wcześnie.
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
piątek, 20 lutego 2015
wtorek, 17 lutego 2015
Uniwersalna odtrutka
Kiedyś w centrum Paryża mieściły się Hale, czyli po prostu gigantyczna giełda produktów spożywczych. Zaczynała ona tętnić życiem już nad ranem, otwierano stoiska oraz bistra. Do tych Hal jak muchy do miodu ciągnęli też strudzeni bon vivanci, którzy dopiero teraz kończyli swój wieczór. A przyciągała ich serwowana tam zupa cebulowa. Odkryli, że nic tak nie odtruwa i nie leczy zmęczonych alkoholem i używkami organizmów, nic tak nie zapobiega skutkom przepicia, jak właśnie ona (biedacy, nie znają kiszonych ogórków).
I mieli słuszność. Cebula jest tak wspaniałym lekiem, a jej spektrum działania tak szerokie, że gdyby była mniej powszechna, to sprzedawano by ją na wagę złota. Odtruwa, zabija bakterie, wzmacnia odporność, usuwa nadmiar wody z organizmu, obniża poziom cukru, rozrzedza krew i likwiduje zakrzepy, zapobiega osteoporozie, działa dobroczynnie na stawy, zapobiega zawałom i miażdżycy. Dość? Nie? to ciągniemy dalej: leczy zatoki (jako inhalacja), poprawia gojenie się ran, leczy trądzik, wzmacnia włosy i paznokcie, działa jako naturalny antybiotyk, leczy kaszel.... .
A na dokładkę przy gotowaniu i duszeniu w oleju nie traci swoich właściwości, jedynie smażenie na smalcu na odkrytej patelni osłabia jej działanie. I jest pyszna! Niektórzy nie trawią dobrze surowej cebuli, ale kto nie skusi się na zupę cebulową lub wykwintne cebulowe miseczki, nadziewane farszem mięsnym lub jarskim i zapiekane w piekarniku? Ja najbardziej lubię ją duszoną na oleju z dodatkiem pomidorów i ziół. Zaraziłam tym lubieniem całą rodzinę i cebula "schodzi" u nas w ilościach przemysłowych.
W naszych stronach hoduje się dwa rodzaje cebuli: słodką, czyli tę wszystkim znaną, oraz gorzką, czyli szalotkę. Słodką rozmnaża się z nasion lub małych cebul z zeszłorocznego siewu, gorzka daje z jednej bulwki wsadzonej do ziemi kilka nowych jesienią, czyli rozmnaża się prze podział.
A te peany pieję dlatego, że teraz jest dobry moment, aby kupić małe cebulki dymki i powiesić je w ciepłym miejscu, przy piecu lub kaloryferze. Tylko ich nie upiec, a ususzyć! Wtedy mniej mają tendencję do wybijania w pędy kwiatowe. Taka cebula z dymki jest wcześniejsza od tej z siewu i, moim zdaniem, lepiej się przechowuje.
Na grządkach nie cierpi świeżego nawozu, nawet na świeży kompost kręci zielonym noskiem, niemniej potrzebuje dobrej, próchnicznej ziemi. Jej ulubionym sąsiedztwem jest marchewka, truskawki, pomidory, pory, brokuły, koper, sałata, buraki, cząber i rumianek. Stanowczo nie lubi za to grochu i fasoli.
Uprawiajmy więc cebulę, jej wianki późnym latem tak pięknie zdobią ganki i werandy! A my będziemy zdrowsi.
I mieli słuszność. Cebula jest tak wspaniałym lekiem, a jej spektrum działania tak szerokie, że gdyby była mniej powszechna, to sprzedawano by ją na wagę złota. Odtruwa, zabija bakterie, wzmacnia odporność, usuwa nadmiar wody z organizmu, obniża poziom cukru, rozrzedza krew i likwiduje zakrzepy, zapobiega osteoporozie, działa dobroczynnie na stawy, zapobiega zawałom i miażdżycy. Dość? Nie? to ciągniemy dalej: leczy zatoki (jako inhalacja), poprawia gojenie się ran, leczy trądzik, wzmacnia włosy i paznokcie, działa jako naturalny antybiotyk, leczy kaszel.... .
A na dokładkę przy gotowaniu i duszeniu w oleju nie traci swoich właściwości, jedynie smażenie na smalcu na odkrytej patelni osłabia jej działanie. I jest pyszna! Niektórzy nie trawią dobrze surowej cebuli, ale kto nie skusi się na zupę cebulową lub wykwintne cebulowe miseczki, nadziewane farszem mięsnym lub jarskim i zapiekane w piekarniku? Ja najbardziej lubię ją duszoną na oleju z dodatkiem pomidorów i ziół. Zaraziłam tym lubieniem całą rodzinę i cebula "schodzi" u nas w ilościach przemysłowych.
W naszych stronach hoduje się dwa rodzaje cebuli: słodką, czyli tę wszystkim znaną, oraz gorzką, czyli szalotkę. Słodką rozmnaża się z nasion lub małych cebul z zeszłorocznego siewu, gorzka daje z jednej bulwki wsadzonej do ziemi kilka nowych jesienią, czyli rozmnaża się prze podział.
A te peany pieję dlatego, że teraz jest dobry moment, aby kupić małe cebulki dymki i powiesić je w ciepłym miejscu, przy piecu lub kaloryferze. Tylko ich nie upiec, a ususzyć! Wtedy mniej mają tendencję do wybijania w pędy kwiatowe. Taka cebula z dymki jest wcześniejsza od tej z siewu i, moim zdaniem, lepiej się przechowuje.
Na grządkach nie cierpi świeżego nawozu, nawet na świeży kompost kręci zielonym noskiem, niemniej potrzebuje dobrej, próchnicznej ziemi. Jej ulubionym sąsiedztwem jest marchewka, truskawki, pomidory, pory, brokuły, koper, sałata, buraki, cząber i rumianek. Stanowczo nie lubi za to grochu i fasoli.
Uprawiajmy więc cebulę, jej wianki późnym latem tak pięknie zdobią ganki i werandy! A my będziemy zdrowsi.
sobota, 14 lutego 2015
Bardzo energetyczna olcha
Przy naszym miasteczku płynęła rzeka, powolna, rozlewna, jak to podlaskie rzeki. Otoczona była łąkami, na których pasły się krowy i stały szopy na siano o ścianach z trzcin. A na tych łęgach, z rzadka rozrzucone, rosły zagajniki krzewów olchy. Właśnie krzewów, nie drzew.
Uwielbiałam uciekać tam i kryć się w zieleni, zapatrzona w żyjątka w rowie albo ptaki na gałęziach. To był dla mnie trudny czas, pełna byłam gniewu, smutku i innych złych emocji. A tych olchowych zaroślach czułam, jak te złe emocje wychodzą ze mnie, wsiąkają gdzieś w korzenie, przemieniają się. Było mi dobrze.
Biedna olcha, tak gotowa zawsze wziąć nasz ciężar, a tak brzydko oskarżana, że wysysa energię. Wysysa to, co jej dajemy. A kto nie chciałby czasem pozbyć się jakiegoś emocjonalnego ciężaru?
A teraz powiem, dlaczego to były krzaki, a nie drzewa. Otóż nasi przodkowie umieli obserwować naturę, żyli z nią na co dzień i słusznie zauważyli, że drewno olchy jest bardzo dobre i do ogrzewania i do robienia różnego rodzaju tyczek i kołków, bo nie gnije w wodzie. Poza tym olcha ma wiele innych zalet, jedną z nich jest zdolność regeneracji i odrastania od korzenia, jest w tym podobna do wierzby. Rośnie też tak samo szybko, czasem nawet szybciej, ale jej drewno jest o wiele bardziej zwarte i kaloryczne, niż wierzbowe. A to dlatego, że jest jednym z niewielu drzew żyjących w symbiozie z bakteriami brodawkowymi, które dostarczają jej azot z powietrza. Dlatego pięknie rośnie na ubogich, torfowych glebach, aby tylko wody w nich było dość.
Kiedy przesadzamy drzewko olchy, to na korzeniach możemy zobaczyć jakby maleńkie gruzełki - to są właśnie mieszkania tych bakterii symbiotycznych.
Młode drzewo olchy można ściąć nisko nad ziemią, a ono odbije w formie krzewu. Po kilku latach (3-4) jego gałęzie są dość grube, aby wyciąć je na opał. Najsłabsze zostawiamy i tak nasz krzew co roku daje nam więcej drewna, bo jego korzenie są coraz silniejsze. Uprawa permanentna jednym słowem. Przy okazji nie musimy starać się o rozmaite pozwolenia na wycinkę drzew, bo nic nie wycinamy, tylko prześwietlamy krzewy.
Obecnie panuje moda na wierzbę energetyczną i często ludzie osiedlający się na wsi planują jej plantacje. Przyjaciele, myślmy logicznie - olcha ma o wiele więcej zalet. O ile więc mamy odpowiednio podmokłe miejsce, lepiej jest posadzić olchy.
Na dodatek jej popiół służył kiedyś do prania - wygotowywano z niego ług. A palenie olchą w piecu czyści palenisko i przewody kominowe z sadzy.
Uwielbiałam uciekać tam i kryć się w zieleni, zapatrzona w żyjątka w rowie albo ptaki na gałęziach. To był dla mnie trudny czas, pełna byłam gniewu, smutku i innych złych emocji. A tych olchowych zaroślach czułam, jak te złe emocje wychodzą ze mnie, wsiąkają gdzieś w korzenie, przemieniają się. Było mi dobrze.
Biedna olcha, tak gotowa zawsze wziąć nasz ciężar, a tak brzydko oskarżana, że wysysa energię. Wysysa to, co jej dajemy. A kto nie chciałby czasem pozbyć się jakiegoś emocjonalnego ciężaru?
A teraz powiem, dlaczego to były krzaki, a nie drzewa. Otóż nasi przodkowie umieli obserwować naturę, żyli z nią na co dzień i słusznie zauważyli, że drewno olchy jest bardzo dobre i do ogrzewania i do robienia różnego rodzaju tyczek i kołków, bo nie gnije w wodzie. Poza tym olcha ma wiele innych zalet, jedną z nich jest zdolność regeneracji i odrastania od korzenia, jest w tym podobna do wierzby. Rośnie też tak samo szybko, czasem nawet szybciej, ale jej drewno jest o wiele bardziej zwarte i kaloryczne, niż wierzbowe. A to dlatego, że jest jednym z niewielu drzew żyjących w symbiozie z bakteriami brodawkowymi, które dostarczają jej azot z powietrza. Dlatego pięknie rośnie na ubogich, torfowych glebach, aby tylko wody w nich było dość.
Kiedy przesadzamy drzewko olchy, to na korzeniach możemy zobaczyć jakby maleńkie gruzełki - to są właśnie mieszkania tych bakterii symbiotycznych.
Młode drzewo olchy można ściąć nisko nad ziemią, a ono odbije w formie krzewu. Po kilku latach (3-4) jego gałęzie są dość grube, aby wyciąć je na opał. Najsłabsze zostawiamy i tak nasz krzew co roku daje nam więcej drewna, bo jego korzenie są coraz silniejsze. Uprawa permanentna jednym słowem. Przy okazji nie musimy starać się o rozmaite pozwolenia na wycinkę drzew, bo nic nie wycinamy, tylko prześwietlamy krzewy.
Obecnie panuje moda na wierzbę energetyczną i często ludzie osiedlający się na wsi planują jej plantacje. Przyjaciele, myślmy logicznie - olcha ma o wiele więcej zalet. O ile więc mamy odpowiednio podmokłe miejsce, lepiej jest posadzić olchy.
Na dodatek jej popiół służył kiedyś do prania - wygotowywano z niego ług. A palenie olchą w piecu czyści palenisko i przewody kominowe z sadzy.
środa, 11 lutego 2015
wtorek, 10 lutego 2015
Kulturalna gleba
Pomalutku wracam do rzeczywistości po prawie miesiącu spędzonym w jakimś Nibylandzie, gdzie nie umiałam się skupić ani napisać nic mądrego. Jestem bardzo wzruszona Waszą troską i wszystkimi życzeniami powrotu do zdrowia, jakie dostałam. Tudzież syropki i maści, w tym nieoceniony syrop sosnowy od Izy. Sama wciągnęłam w siebie większość syropu z czarnego bzu i z mniszka, jakie przygotowałam tego lata. Aż mi się przejadły...Teraz już jest prawie dobrze, więc wracamy do naszych ogrodów, a właściwie do samej podstawy, czyli gleby.
O glebie i jej tajemnym życiu już pisałam, także o wpływie wzajemnym roślin i gleby. Ale o ziemi można w nieskończoność, więc zostało jeszcze wiele do powiedzenia.
Zacznijmy od tego, że gleba składa się z części mineralnej, pochodzącej z rozkruszonych skał i części organicznej, czyli resztek organizmów żywych (rośliny, zwierzęta) w różnym stopniu rozkładu. Poza tym znajdują się tam rozmaite organizmy żywe - pamiętacie: w jednej garstce dobrej ziemi jest tyle żyjątek, co mieszkańców w Warszawie? Oczywiście mówię tu o żywej, dobrej ziemi. W zasadzie im więcej życia w glebie, tym jest lepsza.
W naturze wszelkie szczątki organiczne: suche liście, kawałki drewna, odchody, martwe zwierzęta, pióra, sierść itp. gromadzą się na powierzchni ziemi i tam następuje ich rozkład. To jest bardzo ważne, ponieważ tylko materia organiczna rozłożona w obecności tlenu staje się humusem dostępnym dla roślin. Zakopana, przysypana ziemią, rozkłada się beztlenowo i nie tylko jest niedostępna dla roślin, ale wręcz może zatruć ziemię. Rozkład beztlenowy to po prostu gnicie. Z tego powodu przykopywanie obornika, zwłaszcza głębokie, jest bardziej szkodliwe, niż dobroczynne.
Człowiek zmienia ziemię, jej skład i przeznaczenie, uprawiając ją. Nazywa się to kulturą gleby, choć czasem to działanie jest bardzo niekulturalne. A to dlatego, że nie zadajemy sobie trudu, żeby zbadać właściwości naszej ziemi. Wydaje się nam, że są recepty dobre zawsze i wszędzie, tymczasem gleba jest bardzo różna, jej skład i właściwości są diametralnie różne w różnych miejscach.
Ze wszystkich gleb uprawnych ziemia ogrodowa jest najbardziej wymagająca i delikatna, najbardziej "kulturalna". Jaki jest skład idealnej ziemi ogrodowej?
Otóż: 20% gliny
30% iłów
20% piasku
reszta to humus organiczny.
Dobrze jest znać skład naszej ziemi, żeby wiedzieć, co trzeba jej dostarczyć. Najczęściej w Polsce mamy ziemie piaszczyste, ze zbyt małą ilością gliny. A wiadomo, że glina wiąże się z humusem, tworząc tak upragnione przez ogrodników gruzełki. Trzeba więc ją dostarczać, najlepiej dodając do kompostu lub z nim mieszając.
Często początkujący ogrodnicy myślą, że im więcej gnoju i innej materii organicznej dostarczą do ogródka, tym lepiej. Otóż nie (chyba, że mamy ziemię zupełnie pozbawioną próchnicy, na początku). Można w ten sposób wprowadzić do ziemi zbyt dużo azotanów. Nie dość, że trujące, to jeszcze rośliny, żeby się nimi nie zatruć, ciągną na potęgę wodę. Fakt, że są wtedy duże, ale nie ma w nich wiele substancji odżywczych, głównie woda i azotany. Szybko się psują, gniją i nie dostarczają organizmowi potrzebnych pierwiastków. Najlepiej zachować podane wcześniej proporcje.
Dawniej regularnie dostarczano do ziemi gliny zawierające dużo wapnia, w połączeniu z obornikiem. Wapń jest potrzebny zwłaszcza na glebach kwaśnych. Tu też jest dobrze znać odczyn naszej ziemi. Bardzo dobrym źródłem wapnia jest dolomit, dość dobrym - popiół z drewna. Ale oba sprawdzają się jako dodatek, nie jako główny nawóz. zupełnie nieprzydatny jest natomiast torf (nie zawiera humusu, szybko wysycha) oraz, w naszych warunkach, modny ostatnio węgiel drzewny. Ziemia w naszej strefie klimatycznej zawiera na ogół dość węgla. W naszych lasach mniej więcej 50% "kapitału węglowego" jest w roślinach, a drugie 50% w glebie. Natomiast w dżungli tropikalnej, gdzie proces rozkładu zachodzi błyskawicznie, 95% węgla jest w roślinach, a 5% w glebie. Tam dodawanie węgla ma swoje uzasadnienie, u nas nie bardzo.
Budowanie wałów permakulturowych jest dobrą metodą w świeżo zakładanych ogrodach, na glebach słabych lub płytkich i kamienistych. Następnie najlepiej podtrzymywać żyzność grządek przy pomocy kompostu i ściółkowania.
No właśnie, ściółkowanie. Ma ono ogromne zalety, ale też nieco wad. Przede wszystkim opóźnia znacznie rozgrzewanie się gleby wiosną. Instynktownie robiłam więc to, co trzeba: przykrywałam grządki jesienią, a na wiosnę zgrabiałam ściółkę i składałam ją na kompost. Przygotowywałam zagonki, siałam, sadziłam i dopiero na początku lata lub późną wiosną ściółkowałam na nowo, żeby ochronić glebę przed parowaniem.
Uważajcie też na mody, nie zawsze są one uzasadnione w naszym klimacie. Na przykład ściółkowanie słomą przyciąga ślimaki, natomiast ściółkowanie ziołami takimi jak pokrzywa, żywokost, paproć je odstrasza.
Jak zbadać, czy nasza ziemia jest wystarczająco gliniasta? Spróbujmy wziąć garść wilgotnej ziemi i utoczyć z niej wałeczek. Jeśli nam się uda zrobić wałek grubości ołówka, to mamy dość gliny. Jeśli się uda, ale wałeczek się kruszy, to nie jest źle, jeśli jednak się nie uda - dobrze jest dostarczyć trochę gliny na nasze grządki.
O glebie i jej tajemnym życiu już pisałam, także o wpływie wzajemnym roślin i gleby. Ale o ziemi można w nieskończoność, więc zostało jeszcze wiele do powiedzenia.
Zacznijmy od tego, że gleba składa się z części mineralnej, pochodzącej z rozkruszonych skał i części organicznej, czyli resztek organizmów żywych (rośliny, zwierzęta) w różnym stopniu rozkładu. Poza tym znajdują się tam rozmaite organizmy żywe - pamiętacie: w jednej garstce dobrej ziemi jest tyle żyjątek, co mieszkańców w Warszawie? Oczywiście mówię tu o żywej, dobrej ziemi. W zasadzie im więcej życia w glebie, tym jest lepsza.
W naturze wszelkie szczątki organiczne: suche liście, kawałki drewna, odchody, martwe zwierzęta, pióra, sierść itp. gromadzą się na powierzchni ziemi i tam następuje ich rozkład. To jest bardzo ważne, ponieważ tylko materia organiczna rozłożona w obecności tlenu staje się humusem dostępnym dla roślin. Zakopana, przysypana ziemią, rozkłada się beztlenowo i nie tylko jest niedostępna dla roślin, ale wręcz może zatruć ziemię. Rozkład beztlenowy to po prostu gnicie. Z tego powodu przykopywanie obornika, zwłaszcza głębokie, jest bardziej szkodliwe, niż dobroczynne.
Człowiek zmienia ziemię, jej skład i przeznaczenie, uprawiając ją. Nazywa się to kulturą gleby, choć czasem to działanie jest bardzo niekulturalne. A to dlatego, że nie zadajemy sobie trudu, żeby zbadać właściwości naszej ziemi. Wydaje się nam, że są recepty dobre zawsze i wszędzie, tymczasem gleba jest bardzo różna, jej skład i właściwości są diametralnie różne w różnych miejscach.
Ze wszystkich gleb uprawnych ziemia ogrodowa jest najbardziej wymagająca i delikatna, najbardziej "kulturalna". Jaki jest skład idealnej ziemi ogrodowej?
Otóż: 20% gliny
30% iłów
20% piasku
reszta to humus organiczny.
Dobrze jest znać skład naszej ziemi, żeby wiedzieć, co trzeba jej dostarczyć. Najczęściej w Polsce mamy ziemie piaszczyste, ze zbyt małą ilością gliny. A wiadomo, że glina wiąże się z humusem, tworząc tak upragnione przez ogrodników gruzełki. Trzeba więc ją dostarczać, najlepiej dodając do kompostu lub z nim mieszając.
Często początkujący ogrodnicy myślą, że im więcej gnoju i innej materii organicznej dostarczą do ogródka, tym lepiej. Otóż nie (chyba, że mamy ziemię zupełnie pozbawioną próchnicy, na początku). Można w ten sposób wprowadzić do ziemi zbyt dużo azotanów. Nie dość, że trujące, to jeszcze rośliny, żeby się nimi nie zatruć, ciągną na potęgę wodę. Fakt, że są wtedy duże, ale nie ma w nich wiele substancji odżywczych, głównie woda i azotany. Szybko się psują, gniją i nie dostarczają organizmowi potrzebnych pierwiastków. Najlepiej zachować podane wcześniej proporcje.
Dawniej regularnie dostarczano do ziemi gliny zawierające dużo wapnia, w połączeniu z obornikiem. Wapń jest potrzebny zwłaszcza na glebach kwaśnych. Tu też jest dobrze znać odczyn naszej ziemi. Bardzo dobrym źródłem wapnia jest dolomit, dość dobrym - popiół z drewna. Ale oba sprawdzają się jako dodatek, nie jako główny nawóz. zupełnie nieprzydatny jest natomiast torf (nie zawiera humusu, szybko wysycha) oraz, w naszych warunkach, modny ostatnio węgiel drzewny. Ziemia w naszej strefie klimatycznej zawiera na ogół dość węgla. W naszych lasach mniej więcej 50% "kapitału węglowego" jest w roślinach, a drugie 50% w glebie. Natomiast w dżungli tropikalnej, gdzie proces rozkładu zachodzi błyskawicznie, 95% węgla jest w roślinach, a 5% w glebie. Tam dodawanie węgla ma swoje uzasadnienie, u nas nie bardzo.
Budowanie wałów permakulturowych jest dobrą metodą w świeżo zakładanych ogrodach, na glebach słabych lub płytkich i kamienistych. Następnie najlepiej podtrzymywać żyzność grządek przy pomocy kompostu i ściółkowania.
No właśnie, ściółkowanie. Ma ono ogromne zalety, ale też nieco wad. Przede wszystkim opóźnia znacznie rozgrzewanie się gleby wiosną. Instynktownie robiłam więc to, co trzeba: przykrywałam grządki jesienią, a na wiosnę zgrabiałam ściółkę i składałam ją na kompost. Przygotowywałam zagonki, siałam, sadziłam i dopiero na początku lata lub późną wiosną ściółkowałam na nowo, żeby ochronić glebę przed parowaniem.
Uważajcie też na mody, nie zawsze są one uzasadnione w naszym klimacie. Na przykład ściółkowanie słomą przyciąga ślimaki, natomiast ściółkowanie ziołami takimi jak pokrzywa, żywokost, paproć je odstrasza.
Jak zbadać, czy nasza ziemia jest wystarczająco gliniasta? Spróbujmy wziąć garść wilgotnej ziemi i utoczyć z niej wałeczek. Jeśli nam się uda zrobić wałek grubości ołówka, to mamy dość gliny. Jeśli się uda, ale wałeczek się kruszy, to nie jest źle, jeśli jednak się nie uda - dobrze jest dostarczyć trochę gliny na nasze grządki.
niedziela, 1 lutego 2015
Kolorowe ziemniaki
Znalazłam bajecznie kolorowe ziemniaki: https://www.facebook.com/koloroweziemniaki , oraz inne ciekawe i niespotykane warzywa: http://nieznanewarzywa.blogspot.com/ zdatne do uprawy w naszym klimacie.
Do tego to hodowla ekologiczna.
Do tego to hodowla ekologiczna.