Kiedyś w centrum Paryża mieściły się Hale, czyli po prostu gigantyczna giełda produktów spożywczych. Zaczynała ona tętnić życiem już nad ranem, otwierano stoiska oraz bistra. Do tych Hal jak muchy do miodu ciągnęli też strudzeni bon vivanci, którzy dopiero teraz kończyli swój wieczór. A przyciągała ich serwowana tam zupa cebulowa. Odkryli, że nic tak nie odtruwa i nie leczy zmęczonych alkoholem i używkami organizmów, nic tak nie zapobiega skutkom przepicia, jak właśnie ona (biedacy, nie znają kiszonych ogórków).
I mieli słuszność. Cebula jest tak wspaniałym lekiem, a jej spektrum działania tak szerokie, że gdyby była mniej powszechna, to sprzedawano by ją na wagę złota. Odtruwa, zabija bakterie, wzmacnia odporność, usuwa nadmiar wody z organizmu, obniża poziom cukru, rozrzedza krew i likwiduje zakrzepy, zapobiega osteoporozie, działa dobroczynnie na stawy, zapobiega zawałom i miażdżycy. Dość? Nie? to ciągniemy dalej: leczy zatoki (jako inhalacja), poprawia gojenie się ran, leczy trądzik, wzmacnia włosy i paznokcie, działa jako naturalny antybiotyk, leczy kaszel.... .
A na dokładkę przy gotowaniu i duszeniu w oleju nie traci swoich właściwości, jedynie smażenie na smalcu na odkrytej patelni osłabia jej działanie. I jest pyszna! Niektórzy nie trawią dobrze surowej cebuli, ale kto nie skusi się na zupę cebulową lub wykwintne cebulowe miseczki, nadziewane farszem mięsnym lub jarskim i zapiekane w piekarniku? Ja najbardziej lubię ją duszoną na oleju z dodatkiem pomidorów i ziół. Zaraziłam tym lubieniem całą rodzinę i cebula "schodzi" u nas w ilościach przemysłowych.
W naszych stronach hoduje się dwa rodzaje cebuli: słodką, czyli tę wszystkim znaną, oraz gorzką, czyli szalotkę. Słodką rozmnaża się z nasion lub małych cebul z zeszłorocznego siewu, gorzka daje z jednej bulwki wsadzonej do ziemi kilka nowych jesienią, czyli rozmnaża się prze podział.
A te peany pieję dlatego, że teraz jest dobry moment, aby kupić małe cebulki dymki i powiesić je w ciepłym miejscu, przy piecu lub kaloryferze. Tylko ich nie upiec, a ususzyć! Wtedy mniej mają tendencję do wybijania w pędy kwiatowe. Taka cebula z dymki jest wcześniejsza od tej z siewu i, moim zdaniem, lepiej się przechowuje.
Na grządkach nie cierpi świeżego nawozu, nawet na świeży kompost kręci zielonym noskiem, niemniej potrzebuje dobrej, próchnicznej ziemi. Jej ulubionym sąsiedztwem jest marchewka, truskawki, pomidory, pory, brokuły, koper, sałata, buraki, cząber i rumianek. Stanowczo nie lubi za to grochu i fasoli.
Uprawiajmy więc cebulę, jej wianki późnym latem tak pięknie zdobią ganki i werandy! A my będziemy zdrowsi.
Moją córkę, kiedy była dzieckiem, faszerowałam syropem z cebuli. Nienawidziła go, ale był skuteczny. Na szczęście traumy z dzieciństwa nie ma i cebulę lubi. Ja też.
OdpowiedzUsuńA mi w tym roku jakaś zaraza pochłonęła cebulę. Zawsze miałam ładną. Początkowo miała piękny szczypior, którym się objadaliśmy, ale szybko zaczął on na grządkach czernieć. Jakieś takie czarnawe plamy. Całą uprawę cebuli to zajęło. Mam zazwyczaj kilka odmian. Sadzę zamiennie w rzędach z marchewką itp. Ostatecznie sporo cebul najzwyczajniej zgniła. Chyba to był jakiś taki dziwny rok, bo i u znajomych było podobnie. Były też problemy z fasolowymi. Np. bardzo źle wschodziła mi fasolka - z różnych paczek, sprawdzone firmy, w terminie. U sąsiadów to samo...Nigdy z fasolką nie miałam problemów.
OdpowiedzUsuńczasem trafiam na cebulę...... łzy lecą od pierwszych łupinek....
OdpowiedzUsuńlubimy i jadamy dużo, tego zdrowia w łupinkach
najbardziej: cebulę z boczkiem, na gorąco z patelni....
:)
Uwielbiamy ja! U nas zawsze w hurtowych ilościach. I rośnie, i jest zjadana. Od dziecka jadałam dużo cebuli. Tak lubiłam i lubię. Może dlatego cieszę się dobrym zdrowiem, bo tych parę przeziębień, albo może i gryp, w cały moim życiu, które można na palcach jednej ręki policzyć, to się nie liczy. Pozdrawiam cebulolubów.
OdpowiedzUsuńŚwietny, pełen treści post. Dodam tylko: kto lubi smażoną cebulę, niech robi to na gęsim smalcu. Płucom pomoże. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńJuż się dymi, czerwona, biała sałatkowa i zwykła; bardzo mi posmakowała cebula, kupowana w Rumunii, wydłużone cebule, różowe i łagodne; znalazłam nasiona podobnej, pod nazwą cebula florencka, ale niezbyt mi wzeszła, a cebulki gdzieś znikły; u mnie, w domu rodzinnym, cebulę mama kroiła w piórka, soliła, żeby zmiękła, potem do niej olej lniany, domowo tłoczony; ponoć było to pyszne, jak mawia siostra, ja nie wzięłam do ust, bo to były czasy, kiedy nienawidziłam cebuli; teraz nie wyobrażam sobie bez niej życia; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA młoda cebulka razem ze szczypiorkiem na wiosnę oo pychotka!
OdpowiedzUsuńBon vivanci na żurek jeszcze nie trafili;))))
OdpowiedzUsuń