Trwające właśnie Święta na pewno po raz kolejny przekonały niejednego i niejedną, że za dużo dobrego też może szkodzić. Bardzo podobnie sprawy mają się w naturze - za dużo dobrego może zaszkodzić.
Chodzi mi głównie o obornik i gnojówki stosowane nagminnie w ogrodach. Zbyt duża ilość azotu przekłada się na odkładanie rakotwórczych i w ogóle szkodliwych azotynów i azotanów w tkankach roślin. Za wiele materii organicznej, zwłaszcza gnojówek, zaburza normalne funkcjonowanie gleby podobnie jak nieograniczone obżeranie się zaburza żołądek.
Podobnie jest z rozmaitego typu gnojówkami roślinnymi. Można je stosować doraźnie, raz albo dwa na sezon, żeby pomóc roślinkom, ale hodowanie roślin tylko na nich to jak żywienie człowieka tylko mięsem albo tylko czekoladą. Zawierają tylko część potrzebnych soli i minerałów. Na dokładkę nie poprawiają one na trwale struktury gleby.
Także materii organicznej można dać za dużo, chociaż nam, w naszych ogrodach raczej to nie grozi. Państwo Bourgignon, z których ogromnej wiedzy nieraz korzystam, zaprezentowali kiedyś filmik o działce, na którą ktoś kiedyś nawiózł ogromne ilości materii organicznej - zdaje się, że błota ze studzienek ściekowych w mieście. Utworzyła się ponad metrowa warstwa, która dokładnie zdusiła glebę pod nią. Nawet dżdżownice nie fatygowały się na powierzchnię, bo dochodziły tylko do dawnej powierzchni gleby i znajdowały materię organiczną. Skutek - powstała zlewna, zbita "czapa".
Nam, przy zakładaniu wałów i "kanapek" raczej coś takiego nie grozi, bo są one dobrze napowietrzone. Zwracajmy tylko uwagę na to, by gnój był dodatkiem, a nie głównym ich składnikiem. Najwyżej 1/3 całej masy "wkładu", oprócz niego potrzebne są kawałki drewna, zdrewniałe łodygi, liście, siano, słoma itp.
Skoro dbamy o dobrze zbilansowane posiłki dla nas i naszych dzieci, to dbajmy też o naszą Matkę-Ziemię. Ona też potrzebuje dobrze zbilansowanego pożywienia i uzupełnienia tego, czego jej brakuje. Na glebach piaszczystych jest to dodatek glin i iłów, na glebach gliniastych - piasku. Torfu nie polecam, wcale nie jest taki dobry.
Trudno powiedzieć, skąd wzięło się takie mechaniczne podejście do ziemi, która ma produkować jak najwięcej, choćby za cenę całkowitego wyczerpania. O szkodliwości nawozów chemicznych i różnych -ydów na ogół wiadomo, ale nawet nawozami naturalnymi można przedobrzyć. Tymczasem ziemia jest skomplikowanym, żywym organizmem, niesłychanie wdzięcznym i łaskawym, ale delikatnym. Trzeba do niej też podchodzić z delikatnością i wyczuciem. Poprawiać na trwale jej właściwości, przywracać życie i żyzność, ale nie gonić za gigantyzmem warzyw czy kwiatów.
Mam wrażenie że to właśnie jest istotą tzw. peramkultury.
Czyli bądźmy zen i praktykujmy Tao w naszym ogrodzie, a pomału dojdziemy do cudownej harmonii, kiedy gleba jest żyzna, wszystkie potrzebne pierwiastki są w równowadze, a plony piękne, zdrowe i smaczne.
Zanim zacznę uprawę jakiegoś kawałka ziemi, to medytuję nad nią i z nią nad tym, jak można to zrobić najlepiej. Oglądam zioła, które w tym miejscu rosną, badam podglebie. A potem pomalutku, bez szarpania się i wysilania, robimy razem to, co najlepsze. Bo tu nie chodzi tylko o to, żeby mieć dużo, a byle co, ale żeby wprowadzać harmonię, piękno i prawdziwe zdrowie.
co za zdjęcie???!!!! w obliczu nieprzemijającej grudniowej szarówy i wiader wody z nieba, gapię się w nie jak w święty obraz!!! piękne - przynosi ukojenie i nadzieję...pomimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię sobie powspominać lato. A te wiadra wody to ja błogosławię! Po takiej suszy, jaką tu mieliśmy, ziemia ich potrzebuje.
UsuńMasz rację, co za dużo to niezdrowo...skutki świątecznego jedzenia do dziś stoją w poprzek.
OdpowiedzUsuńJeśli znajdziemy analogie i pokrewieństwa między wszystkimi zywymi oraganizmami, między sobą, a naturą, to życie zupełnie zmienia perspektywę.
UsuńŻadna ze mnie wielka ogrodniczka, ale z ostatnim akapitem (i nie tylko) zgadzam się w pełnej rozciągłości, co prawda moja medytacja z glebą wygląda jak: -gadał dziad do obrazu...-, bo albo ona niemowa albo ja głucha, ale jakieś śladowe porozumienie miedzy nami istnieje ;)
OdpowiedzUsuńPorozumienie rozwija się w swoim rytmie. Natura przemawia do nas raczej emocjami i obrazami, niż słowami. Głównie obrazami.To, co nazywamy wyobraźnią, jest szczątkowym narzędziem do takiej komunikacji. Kiedy medytuję z ziemią, to wyciszam słowa, a daję się ponieść fali uczuć i obrazów, które napływają same.
UsuńHoracjanska aurea mediocritas sprawdza sie zawsze. Dobrego roku Jagodo!
OdpowiedzUsuńWspaniały post! Szczególnie teraz, kiedy zima jest łaskawa i aż świerzbią ręce aby robić cokolwiek - chociażby rozrzucić kompostownik. Harmonia, równowaga - piękne hasła i warte zastanowienia :) Wiem, znam ale z ogromną przyjemnością przeczytałam aby upewnić się, że nadal pamiętam :) Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńTakie podejście, to skutek wojny. Głód w czasie wojny sfokusował działania na ilość. Trzeba było wyżywić, odbudować populację. Szkoda tylko, że zamiast zorientować się, że już jest ok, to teraz z wyżywienia mas przerzuciliśmy się na zysk jednostki, zysk i jeszcze raz zysk. Nieważne, że te nasze niesprzedane truskawki z marketów idą w kibel. Ilość zmarnowanej żywności nie robi na nikim wrażenia.Niby unia promuje integrowaną produkcję a nawet jest coraz więcej programów dla ekologii. Zdarzyło mi się z ciekawości zajrzeć na targi rolnicze, przymiotnik "naj" króluje i będzie miał się dobrze jeszcze długo :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w Nowym Roku! :D