poniedziałek, 9 marca 2015

Błogosławieństwo leniwej ogrodniczki

      Te grządki słomiane i to, co napisałam o ściółce NA powierzchni ziemi okazały się dziś dla mnie prawdziwym błogosławieństwem.
       Piotruś wywalił z obórki nawóz, który zebrał się tam przez zimę. Miałam zamiar zbudować następny, szeroki i solidny wał w Starym Warzywniku, tam, gdzie korzenie moich pomników przyrody bezczelnie wysysają ziemię. Już szłam ze szpadlem, żeby odgarnąć wierzchnią warstwę gleby i zrobić wykop, kiedy mnie tknęło: "A jakby tak nie kopać, tylko zrobić tak, jak pisałam?"
      Pomacałam się po bolących plecach, którym kopanie zdecydowanie nie odpowiada i poleciałam liczyć kostki słomy, które nam zostały. Kurczę, za mało... Ale co tam, nie buduję przecież ogródka na betonie ani na jałowej glebie, ale na całkiem niezłej ziemi ogrodowej. Na wierzch pójdzie całkiem pokaźna warstwa nawozu, który też przecież jest słomiasty... I podzieliłam każdą kostkę na 4 albo 5 części. Tam jest teren lekko nachylony i to w złą stronę, bo na północ i chciałam to wyrównać.
     Raz-dwa i zgrabne, choć cienkie kostki słomy leżały koło siebie w trzech rzędach. Na to poszedł obornik, na to znowu słoma i siano luzem. Każdą warstwę zwilżyłam wieloma konewkami deszczówki, Piotruś po wierzchu zatańczył czeczotkę, żeby to ugnieść. No i mam grzędę długą na 11 metrów, a szeroką na 2,5. Sporo. Niecałe 3 godziny pracy, bez większego zmęczenia.
      Grzęda wygląda bardzo porządnie, wręcz rewelacyjnie. Jeśli Wasza druga połowa nie ma przekonania do ogrodnictwa permakulturowego, to na taki widok na pewno się przekona.
      Oczywiście pracy było mało, bo układałam na czystej ziemi. Tam od lat są zagonki i jako tako o nie dbam, więc nie musiałam zrywać darni ani jej przykrywać licznymi kartonami.
       Mało pracy i lekka, a rezultat imponujący.
       Zastanawiam się, co teraz na niej posadzić: ziemniaki czy dynie? Oczywiście wraz z roślinami towarzyszącymi. A co do dalszego podlewania, to liczę, że niebo mnie zastąpi, bo zapowiadają u nas deszcze. Jeśli nie to co tam, mogę z konewkami polatać.

18 komentarzy:

  1. Krysiu, dawaj fotki!!! musze to zobaczyc!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, jak tylko wylądujemy na ziemi, pójde w Twoje ślady. A zdjęcie faktycznie by się przydalo:) Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też bardzo chciałabym zobaczyć zdjęcia. Brzmi fantastycznie. W przyszłym tygodniu montujemy ogródek, jest skopany do połowy i też korzenie drzew trochę w tej nieskopanej połowie przeszkadzają. Może ukradnę psu z kojca trochę kostek. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. I jeszcze jedna leniwa prosi o foty:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od wczoraj (zaledwie, a powinnam była, jak to gdzieś sama napisałaś, zimą zapisać się do uniwersytetu ;) intensywnie "studiuję" tworzenie tych wiecznych zagonów i jestem przekonana, że to jest to, o co mi chodzi. Właściwie wszystko już ogarniam, ale takie poglądowe zdjęcie Twoich grządek, o które proszą wyżej dziewczyny, też by mnie uradowało. Oglądałam filmik z warsztatów w Barkowie, tam nieźle widać, jak to się robi, ale wskazówek i obrazków nigdy dość. To i ja poproszę jeszcze o zdjęcia. :)

    Serdecznie pozdrawiam! I oddalam się do studiowania kolejnych mądrych i użytecznych wpisów. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochane, zdjęcia i uwagi, jakie mi się nasunęły, podam w najbliższym terminie. Jakoś nie mam odruchu fotografowania, czasem szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, będę czekać, a tymczasem rozejrzę się za zachwaszczoną słomą. Ciekawe, czy się uda.

      Jagodo (Gorzka jakoś mi przez paszczę nie chce przejść ;), dziękuję i pozdrawiam Cię bardzo ciepło. :)

      Usuń
    2. Rozejrzyj się też za azotem, koniecznie. Obornik, kurzeniec czy inne takie. Na samej słomie nic nie wyrośnie.

      Usuń
    3. :) Pewnie! Mam dostęp do końskich pączków, mam nadzieję, że uda mi się na nie zapracować. ;)

      Usuń
    4. Jagodo, mam jeszcze kilka pytań - prosto z pola bitwy. ;) Czy jako podbudowy pod wały można użyć np. zrzuconych zimą przez wiatr gałązek brzozy, lub przycinanych gałęzi głogu, innych drzewek, wierzby dajmy na to (podejrzewam, że iglastych raczej nie), czy np. wyschnięte pozimowe badyle bylin (jesienią je zostawiam w ogrodzie razem z nasionami - dla ptaszków) też można podrzucić do tych wałów? I czy zbierane skorupy jaj też da się gdzieś w te wały wkomponować?

      Usuń
    5. Jeju, jeszcze mam jedno zapytanie. Czy np. ścinki krzewinek wrzosów po wiosennym cięciu też można podłożyć na takim wale?
      Ale się dziś... rozpytałam. :)

      Usuń
    6. Pod spód wszystko można, aby się rozkładało!

      Usuń
  7. Ooo, to jest to! Dla mnie grządki wymarzone! Nie czytałam Twojego bloga od jakiegoś czasu (internetu nie mieliśmy), dzisiaj zajrzałam i dostąpiłam objawienia ;) Toż to o niebo lepsze (czytaj: latwiejsze), niż wały permakulturowe. A słomy i sianka, takiego lekko przechodzonego, u nas dostatek.
    I też od razu pomyślałam: zdjęcie by się przydało ;) no to przyłączam się do próśb wyżej ;)
    Jesteś moim guru ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inkwi, to też permakultura. Tylko inny rodzaj. Grządek jest tyle, co ogrodników, ale idea jedna: zgromadzić w jednym miejscu dużą ilość materiału organicznego i pozwolić organizmom - pomocnikom robić swoje.

      Usuń
  8. Kurde mol, zdjęcia mi się nie chcą załadować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki i cierpliwie czekam, gromadząc materiały na moje wały.
      I dziękuję za cierpliwość do mnie i do moich pytań. ;)

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń