Istnieją rośliny, które raz wysiane w ogrodzie przez lata wysiewają się same, jeśli tylko pozwoli im się zakwitnąć i wydać ziarna. W naszym ogrodzie jest cała plejada ziół i warzyw, które tak "wędrują" z roku na rok.
Pierwsza jest sałata - umyślnie zostawiam wyrośnięte pędy, żeby się rozsiały. Potem młode sałaty wyrastają wiosną w nieprawdopodobnych miejscach - kiedyś miałam kolekcję pięknych flanców na drodze dojazdowej! Często różne odmiany sałaty mieszają się ze sobą, tworząc nowe hybrydy, bardzo ciekawe z wyglądu i smaku. Pojawiają się też wcześniej, niż te wysiane z ziaren, już na przedwiośniu, czasem jesienią. Z roślin sałatowych podobnie rozsiewają się rukola i roszponka. Rukola, wysiana wczesną wiosną, dała już w tej chwili trzecie pokolenie, którego listki ciągle zbieram - nie boją się przymrozków. Czasem znajduję też dorodne rośliny roszponki między cebulą czy truskawkami.
Wszystkim znany jest koper - gdyby mu pozwolić rosnąć, gdzie chce, wkrótce zdominował by cały warzywnik. Fajne to jest, bo zawędrował nawet do tunelu, gdzie już w marcu-kwietniu zbieram młode listki. Z tym koprem to dziwna sprawa - chodzi o jego stosunek do marchewki. Otóż młody koperek pomaga jej rosnąć, jest dobrym sąsiedztwem, a kiedy zaczyna kwitnąć, zmienia się we wroga i hamuje wzrost jej korzeni. Kiedyś nie pamiętałam o tym, zostawiłam koper na grządce z marchwią i cebulą, i dziwiłam się, że mam takie rachityczne marchewki mimo bardzo dobrej ziemi.
Szpinak nowozelandzki i pomidorki koktajlowe też wyrastają, gdzie się da. Pomidorki mają w naszym klimacie przechlapane - rzadko udaje im się wydać owoce poza tunelem.
Posiałam też kiedyś kilka ziół, które dobrze wpływają na wzrost i smak warzyw, a przy tym przydają się w domu - nagietek, rumianek lekarski, ogórecznik, żywokost. Wszystkie one rosną jak szalone. W tej chwili nie muszę przykrywać kilku zagonów na zimę - są porośnięte gęsto rumiankiem. Wiosną większość pójdzie na kompost, a w tym miejscu posadzę kapustne. Ogórecznik wprawdzie niektórzy stosują zamiast ogórków (liście), ale ja ich nie lubię. Natomiast kwiaty - to co innego. Mają smak podobny do owoców morza, a poza tym dodają koloru i właściwości leczniczych każdej sałatce. Żywokost jest bogaty w potas, dobry na kompost i do ściółkowania, a z jego korzeni robię lecznicze maści.
Spomiędzy warzyw wychylają się wiosną pędy słoneczników. To ptaki rozniosły ziarna po całym ogrodzie. Ziarna cienkiego szczypiorku, tego kwitnącego fioletowo, roznoszą mrówki.
Czasem, z części ozdobnej, zawędrują do warzywnika kwiaty: powój, smagliczka, petunia, nasturcje, kosmos. Jeśli nie przeszkadzają, to pozwalam im rosnąć. Dodają koloru i zapachu, zwabiają pożyteczne owady.
Na zabój rozsiewają się też szparagi. Z nimi wręcz trzeba walczyć, bo rosną jak las. A co do lasu - często znajduję młode siewki drzew, które w pulchnej ziemi znalazły dobre miejsce do wyrośnięcia. Takie drzewka przesadzamy ostrożnie w inne miejsce. Mam już całkiem spory lasek z tych samosiejek. Najdziwniejszą samosiejkę znalazłam kiedyś przy kopaniu ziemniaków. Patrzymy z mężem, a tu malutka cytryna rośnie między ziemniakami. W tej chwili to spore drzewko, które hodujemy w donicy, na lato wynosimy do ogrodu, a zimą przechowujemy w domu.
Lubię takie roślinki-niespodzianki. Jeśli tylko nie przeszkadzają, pozwalam im rosnąć. Często są zdrowsze i ładniejsze od tych wysianych czy wysadzonych umyślnie. W tym roku zauważyłam, że kilka ziemniaków, które wyrosły same z zapomnianych bulw, między innymi warzywami, było pozbawionych stonki i nie zapadło na zarazę ziemniaka aż do jesieni.
Pomyślałam więc o stworzeniu na części warzywnika takiego artystycznego bałaganu, gdzie rośliny pomieszane ze sobą będą tworzyć dżunglę. Wprawdzie od początku stosuję sadzenie roślin sprzyjających sobie w zestawach, ale najczęściej są to jednak rzędy czy grządki. W przyszłym roku spróbuję je pomieszać jak w złym śnie "porządnego" ogrodnika. Zobaczymy, co to da .
Ciekawy pomysł z tym "samostanowiącym" ogrodem, w takiej sytuacji rzeczywiście mają szansę przetrwać i rozwijać się najsilniejsze i najzdrowsze okazy.
OdpowiedzUsuńA na zachodzie Polski pomidorki koktajlowe bez problemu dojrzewają w ogrodzie, jeszcze dziś- 16 listopada!- mam na krzaczku parę koralików :)
I potrafią również wyrosnąć w niespodziewanych miejscach, chyba przeniosłam je z kompostem.
No, muszę zapewnić jednak każdej roślinie dosyć miejsca. Inaczej nie urosną. Ale zamierzam pomieszać je ze sobą na maxa, typu: tu ziemniak, tam 5 marchewek, obok tyleż cebul w szpinaku, nad nimi groszek itp.
UsuńWitaj Jagódko,
OdpowiedzUsuńz wielkim zainteresowaniem czytam od początku Twojego bloga. Dla mnie to nie tylko skarbnica wiedzy praktycznej, ale też wspaniała lektura na tematy, którymi żyję od jakiegoś czasu.
A jeśli chodzi o samosiejki. U mnie same się sieją lawenda, poziomki, bratki, świerki (z leżących szyszek), brzozy, dęby, wierzby, lipy, winorośl (jeśli tylko jakaś gałązka dotknie gleby) i różne inne roślinki.
Odnośnie pomidorów to potwierdzam wcześniejszy komentarz - koktajlowe koraliki odporne na wszystko, rosną u mnie pod chmurką i ani deszcze ani grad ani susza ich nie zmogła. Nawet tegoroczne wrześniowe chłody wytrzymały. A do tego bezobsługowe - nie trzeba przycinać, podpierać, pryskać, nic. To dzięki nim nauczyłam się jeść pomidory bez soli prosto z krzaczka. Myślę że i na Podlasiu by dały radę.
Zostawiam je, oczywiście, ale np. w tym roku nie dojrzały owoce. Przymrozek, który przeszedł we wrześniu, zwarzył je wszystkie. U nas klimat jest dość specyficzny, nie na darmo nazywa się to "Polską Syberią". Czasem dają plon, czasem nie, zależy od roku. A pomidorki prosto z krzaka zżeram w foliaku - zawsze mam tam busz różnych odmian. I takie, ciepłe od słońca, najbardziej lubię.
UsuńWpuściłam do ogrodu żywokost. W sumie go lubię, jest dekoracyjny, rośnie tam, gdzie inne roślinki nie dają rady, niebieskie kwiatki przywabiają mnóstwo trzmieli, w zasadzie same zalety. Jednak to trochę koń trojański. Teraz z nim walczę, bo wlazł tam, gdzie nie chcę i zagłusza inne roślinki. Walka chyba skazana jest na przegraną, korzenie ma bardzo głęboko i jeśli kawałek gdzieś zostanie, rośnie od nowa. Poradzisz coś na to? Jakiś cudowny sposób? Zaklęcie?
OdpowiedzUsuńJa mam zaklecie Hana :) Abra kadabra, zywokoscie spadaj :) Jak pomoze to mi podziekujesz ;)
UsuńO matko, a ja głupia mówiłam do niego hokus pokus żywokoście wypad! To dlatego nie skutkowało!
OdpowiedzUsuńMożesz teraz wykopać tyle korzeni, ile się da. Jeśli chcesz, możesz zrobić z nich maść żywokostową. Jest świetna na stawy, urazy, nawet stare blizny. Moja matka po zastrzykasz miała takie zrosty, że nie szło igły wbić, a musiała przyjąć jeszcze całą serię. Maść żywokostowe usunęła je wszystkie. Później, wiosną, kiedy zaczną wychodzić rośliny z zapomnianych korzonków, trzeba je wycinać głęboko ostrym nożem zanim zakwitną i wydadzą nasiona. Można je użyć na kompost albo do ściółkowania. Wycinane regularnie w końcu się poddadzą. Ja mówię: "Czary mary won mi stąd".
OdpowiedzUsuńDzięki. Twoje zaklęcie wydaje mi się najskuteczniejsze...
OdpowiedzUsuńU mnie natomiast wysialo sie duzo nasturcji, sliczne sa, roslinki juz wielkosci 10cm, a tu zima za pasem...No i co zrobic, mysle, ze nie przetrwaja do wiosny. Za delikatne sa na mroz i snieg. Pelargonie pnace tez maja jeszcze piekne liscie i pelno pakow...
OdpowiedzUsuńWitaj, bardzo się cieszę,że trafiłam do Ciebie. Twoje wpisy czytam z zainteresowaniem, nie ma to jak wiedza praktyczna.Jestem też "miłośniczką" samosiejek. Czasami je przenoszę na właściwe zagony, ale nie zawsze. W maju przeniosłam pod folię pomidory,które wzeszły sobie same na grządce. Jakie było moje zdumienie, gdy pięknie urosły i zaowocowały zupełnie nie chorując, a owoce miały aż do listopada. Podobnie mam z ziołami i niektórymi kwiatami.Lubię takie niespodzianki :) Pozdrawiam Monika
OdpowiedzUsuńWitaj! Twój ogród jest piękny, a zbiory imponujące, zwłaszcza kapusta zupełnie zdrowa mnie zachwyciła. Będę Ci wdzięczna za wszelkie uwagi i dzielenie się wiedzą.
Usuń