Od kilku lat czytam, co tylko uda mi się znaleźć, o świętowaniu zimowym (i nie tylko) w tradycji naszych przodków, Słowian i ogólnie tradycji przedchrześcijańskich w Europie, bo wszystkie one wyrastają z jednego pnia. No i miałam niezły galimatias, bo w końcu Staniesłońca czy Szczodre Gody czy Narodzenie Swarożyca? Wiele różnych, często powtarzających się, a czasami sprzecznych tradycji i zwyczajów. Niesłychane bogactwo i różnorodność. Jak więc w końcu to wyglądało?
Od tego nadmiaru może rozboleć głowa i człowiek może się w tym pogubić. Nie do zmieszczenia w jednym dniu. No własnie! Źródła wspominają przecież, że świętowanie trwało wiele dni. Przyjmuje się często, że te dni były podobne do siebie, tymczasem bardziej logicznym jest przyjęcie, że był to ciąg rozmaitych misteriów, następujących po sobie wydarzeń, powiązanych z tym, co działo się na niebie i w duszy ludzkiej.
Takie cykliczne, wielodniowe misteria, znane też były Egipcjanom. Obecnie w podobny sposób chrześcijanie obchodzą Wielkanoc - zaczynając od Ostatniej Wieczerzy, a kończąc zmartwychwstaniem i drogą do Emaus.
Takie przejście od mroku, zwątpienia, walki i zadumy, do zwycięstwa światła i życia, wydaje się być ponadczasowe.
Spróbowałam więc ułożyć to, co wiemy o świętowaniu zimowego przesilenia w jeden logiczny ciąg. To tylko moja próba rekonstrukcji, ma na pewno swoje niedociągnięcia, ale przynajmniej wydaje się najbardziej logiczna.
Zaczynało się tuż przed przesileniem, kiedy słońce jest najniżej nad horyzontem, traci siły w walce z ciemnością i kto wie, czy nie zginie na zawsze? Doświadczenie podpowiada, że zwycięży, ale czy także tym razem? Może ciemności zaleją ziemię i wiosna nie przyjdzie? Tak więc zaczynał się czas Stania Słońca, kiedy ważyły się losy jego i wszystkich ludzi. W tym czasie trzeba było pomóc Słońcu w jego walce, ludzie więc palili nocami ogniska i ognie, aby oświetlić ziemię. W tym czasie też panowanie nad Ziemią obejmował Weles i duchy przodków. Weles był także bogiem urodzaju, bo ziarno kiełkuje w ciemności, w ciemności też poczyna się nowe życie. Trzeba go było godnie przyjąć, podobnie jak Przodków - stąd przybrany snop w izbie, czyli Broda Welesa i puste nakrycia przy stole. Możliwe, że były specjalne potrawy, które należało wtedy spożywać, możliwe też, że mięso było obłożone tabu w tym czasie. Niezwykle silna tradycja bezmięsnej Wigilii wydaje się o tym świadczyć, jest ona nieobecna w innych krajach europejskich. Przodków i Welesa należało nakarmić makiem, miodem, kapustą, grzybami - potrawami przypisanymi zmarłym, często magicznymi. Było to też czas robienia porządków, nie tylko zewnętrznych, ale też wewnętrznych. Jak to się odbywało? Tu znowu łamanie się opłatkiem, czyli podpłomykiem daje pewne wyobrażenie: należało zapomnieć spory i waśnie, dobrze życzyć innym i samym sobie. Wtedy też dokonywano obrzędowego oczyszczenia ciała w łaźni czyli bani.
Dobrze pasują do tego czasu tańce z ogniem i z mieczami, w celu pomocy Siłom Światła i uczestniczenia w ich walce. Możliwe też, że to własnie wtedy odwiedzał ludzi Turoń (czyli Weles) razem ze swoim orszakiem.
Wreszcie kiedy wydłużenie się dnia było już zauważalne - możliwe, że właśnie w okolicach obecnego 25 grudnia (wtedy liczono czas inaczej) następował wybuch radości. Po pewnej powadze, napięciu i niepewności czasu Stania Słońca świętowano zwycięstwo i narodzenie (albo odrodzenie) Słonecznego Boga. Domy strojono zielenią, wirowały kolorowe "światy" i łańcuchy, ludzie cieszyli się z tego, że jeszcze raz życie zwyciężyło i że nadejdzie wiosna. Ugoszczeni Przodkowie i podziemni bogowie wracali do swoich siedzib, a światu zaczynał królować słoneczny, radosny Swarożyc. Kończyły się wczesnozimowe lęki i apatia. Ludzie ucztowali tym razem pożywieniem żywych, prawdopodobnie dodając mięso i inne łakocie, okrągłe placki, piwo...
Kolędnicy kolędowali nadal, ale tym razem z jasną Gwiazdą. Zaczynały się uciechy i zabawy, obdarowywanie się wzajemne i wizyty. Napięcie i niepewność ustępowały wybuchowi radości i nadziei.
Takiej też nadziei i radości życzę wszystkim. Jeszcze raz udało się przeżyć! Przejść przez ciemne, trudne dni, przez naszą Dolinę Mroku i wyjść na światło, ku nowemu życiu. Siły Światła. Lios Alfar, zwyciężyły i tym razem!
Pięknie napisane Krysiu.
OdpowiedzUsuńChrześcijaństwo jest dziedzictwem Egiptu, z tego kraju pochodzą wszystkie wierzenia dzisiejszych katolików. Tam oddawano cześć Czarnej Madonnie bogini Izys z dzieciątkiem Horus na rękach. A u nas w dawnej Polsce świętowano inaczej tyle że od wszystkich informacji jak to było, głowa może rozboleć, ale są bardzo bardzo ciekawe.
My też z trudem przechodzimy przez ciemne mroczne dni, zanim bóg Słońce nie narodzi się od nowa. Niech więc jasne myśli rozchmurzą nasze czoła, niech serca pojaśnieją już się narodził bóg Słońca Ra stwórca światła i pan ładu we wszechświecie narodził się. Na razie jest malutki bardzo ledwo go widać, ale potężnieje niech więc i nas stanie się potężny. :)
Staram się po prostu odtworzyć tok myślenia i działania naszych przodków, bo tyle jest w tej dziedzinie nieporozumień. To moja osobista wizja, mogę się mylić, mogę mieć rację. A z tą Czarną Madonną to nie taka prosta sprawa - Ona jest starsza niż Egipt i jej zasięg o wiele szerszy.
UsuńSzczodrych Godów!
OdpowiedzUsuńTak mamy swoje piękne wierzenia i katolickie gusła znad Jordanu nie są nam potrzebne.
Co do wiedzy o słowianach polecam blog opolczyk, jest chyba najlepszy i najladniej opisuje nasze dawne święta i wierzenia, które przejął katolicyzm.
Dziękuję. Znam polecany blog. Zarówno on, jak i ja gdybamy sobie, ale prawdę każdy ma w sercu.
UsuńW tym roku jakoś wyjątkowo przechodzenie przez ciemny grudzień było dla mnie bardzo dotkliwe.Teraz czytam twój bardzo ciekawy wpis w piękny słoneczny dzień.Zupełnie inaczej spoglądam na Świat kiedy wiem ,że Światła będzie coraz więcej.
OdpowiedzUsuńDla mnie też. Ludzie od zawsze wpisują się w rytmy kosmiczne, szukają w nich odbicia swego losu i nadziei. Wszyscy mamy swego Elendila...
UsuńDzięki Jagodo, bardzo ciekawy wpis.
OdpowiedzUsuńJuż wiem, dlaczego potrawy z makiem i z kapustą nie służą mojej wątrobie - ona jeszcze żyje ;)
Już się cieszę, że dzień zaczyna się wydłużać - w Nowy Rok na barani skok :D
Ano, teraz wiosna wydaje się bardziej realna.
UsuńKiedyś też interesowałam się litologiami i muszę przyznać, że słowiańska bardzo mnie zaciekawiła. W sumie to od początków istnienia człowiek musiał w coś albo kogoś wierzyć, obecnie wierzy w moc pieniądza i to będzie chyba naszą zgubą :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego :D
Te pierwsze wierzenia były tak splecione z rytmami przyrody, a osoby duchów i bogów - alegoriami przeżyć i pewnych zjawisk, że chyba aż trudno mówić o religii. dla mnie to celebrowanie Przyrody z jej cyklami.
UsuńWszystko ma swoją historię i nic nie bierze się znikąd. Bardzo ciekawie to napisałaś. Czytając to od razu wyobraziłam sobie naszych pradawnych przodków jak siedzą na klepisku i ucztują, popijając miód z glinianych dzbanów i ciesząc się powrotem Słonecznego Boga. Pozdrawiam ciepło :))
OdpowiedzUsuńNa porzadnej podściółce ze słomy lub siana (skądś się to siano rozrzucane na podłodze podczas Wigilii wzięło). Celebrowali nadzieję, że dobro jest silniejsze od zła.
UsuńBardzo ciekawy wpis. Dla mnie żadna religia nie jest do zaakceptowania, bo jest to narzędzie do panowania nad innymi ludźmi,a także sposób wytłumaczenia sobie trudnego losu, motywacja do tego by godnie żyć, bo gdzieś tam kiedys przyjdzie nagroda. Te opisywane obrzędy dawały ludziom radość, łączyły rytmy przyrody z rytmem życia ludzi i to było w tym wszystkim najbardziej pierwotne, ale i korzystne dla ludzi. Cieszymy się z wydłużania dnia, bo zwiększa się i nasza aktywność, więcej mamy dnia do życia :)
OdpowiedzUsuńDobrego Roku, Jagodo ♥♥♥
Też tak to widzę - celebrowanie Natury, także natury życia psychicznego, jej rytmów. Samo życie jest święte, świat jest święty. Tajemnice światła i mroku, przemijania, różnych cykli. To daje mądrość.
UsuńDzięki za wpis, Jagodo. Słońce właśnie u nas wschodzi, w szacie z czerwieni.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Pojęcie względne. Data umowna. W wielu nawet krajach europejskich jeszcze w wieku XVI czy później Nowy Rok zaczynał się wiosną. Zdecydowanie logiczniej.
Ale niechże będzie. Nowe Światło, Nowe Życie.
A wiesz, rzeczywiście - liczono rok od wiosny najczęściej. Ale święta Przesilenia mogły tak wyglądać, prawda?
UsuńJak dla mnie, mogły. Jesteś przekonująca.
UsuńTeż tak sobie tłumaczyłam tę magię Wigilii i Świąt Narodzenia i cieszę się, że nie jestem w tym odosobniona.
OdpowiedzUsuńNiech się kręci Koło Życia i niech nadzieja nas nie opuszcza.
Niech nie opuszcza!
Usuń