Leżą przede mną dwa kłębuszki, niezbyt imponujące, trochę artystycznie nierówne i powęźlone, ale najważniejsze, że własnoręcznie uprzędzone!
Ten malutki, z lewej, to pojedyncza nić z gotowej przędzy. Ten większy - podwojona nić z wełny moich owiec.
A wszystko to dzięki Pracowni Rzemiosł Dawnych
https://www.facebook.com/Pracownia-Rzemios%C5%82-Dawnych-1113576658662952/
Moja tutejsza Babcia potrafiła pięknie prząść i tkać, utkała mi dwie narzuty, zwane tutaj "dywanami" "na posag". Jeszcze do niedawna w prawie każdym domu na wsi kobiety potrafiły tutaj prząść i tkać. Jako dziecko w czasie wakacji na wsi bawiłam się kołowrotkiem, wprawiałam go w ruch, ale prząść się nie nauczyłam. Jakoś to za mną chodziło, miałam wielką ochotę nauczyć się, czytałam dużo o tym, rozmawiałam ze starszymi kobietami, ale nigdy nie doszło do skutku.
Zwłaszcza gręplowanie wydawało mi się skomplikowane - wszystkie kobiety twierdziły, że oddawały wełnę do gręplarni. A takowych u nas już nie ma.
Toteż kiedy zobaczyłam ogłoszenie o warsztatach przędzenia, nie wahałam się. Zarezerwowałam miejsce, wsiadłam w samochód i pojechałam do Łęcza pod Elbląg. Przemiła kobieta, która prowadzi Pracownię, pomogła mi znaleźć zakwaterowanie w pobliskim Tolkmicku, gdzie tuż przy kościele, na małym, schludnym ryneczku jest bardzo fajny (i niedrogi) pensjonat. A na drugi dzień zaczęłyśmy naukę gręplowania i przędzenia.
Gręplować można ręcznie, takimi dwiema szczotkami podobnymi do tych, którymi czesze się psy, tylko większymi. Moja gospodyni w ciągu godziny nagręplowała cały koszyk przędzy!
Samo przędzenie okazało się sporo trudniejsze - trzeba skoordynować nie tylko dwie ręce, z których każda robi coś innego, ale też nogę, którą napędza się kołowrotek. Po kilku próbach i lekkiej panice jednak mi się udało. Nauczycielka była bardzo dobra i cierpliwa! A po godzinie przędłam już z przyjemnością. Chociaż oczywiście wiele się jeszcze muszę nauczyć, to jednak już wiem, że dam radę.
Samo przędzenie ma w sobie coś niezwykle rozluźniającego i hipnotycznego, jak powtarzanie mantry. Człowiek jest jednocześnie skupiony i rozluźniony, przypomina to medytację.
Teraz szukam kołowrotka dla siebie. Wiem, że jakiś do mnie przyjdzie w odpowiednim czasie i już wyobrażam sobie te jesienne i zimowe wieczory, kiedy ogień trzaska w piecu, wiatr na dworze huczy, a kołowrotek rytmicznie postukuje.
Sam pobyt w tamtych stronach był dla mnie niezwykle ciekawy. Pierwszy raz tam byłam i wszystko było dla mnie nowe. Tolkmicko jest takim miejscem, które bardzo lubię - małe miasteczko z charakterem, zupełnie inne od podlaskich miasteczek i wsi. Miejscowość turystyczna i latem pełna życia, a jednocześnie bez tłoku i hałasu. Na rynku z fontanną zawsze było miejsce do zaparkowania samochodu. I te kamieniczki z wewnętrznymi podwórkami! Szkoda, że taki wiele z nich niszczeje...
Odwiedziłam też Frombork, gdzie załapałam się na koncert w katedrze. A to właśnie to, co Gorzka Jagoda bardzo, ale to bardzo lubi.
Jedna rzecz tylko mnie zdziwiła: prawie całkowity brak pamiątek i rękodzieła, poza odrobiną chińskiego badziewia. Przyzwyczajona do tego, że nawet w niewielkim Lipsku, nie mówiąc już o Augustowie, są muzea i galerie, gdzie można kupić miejscowe rękodzieło, a choćby i takie pół-rękodzieło, jak toczone w drewnie naczynia i misy, nie mogłam się z tym pogodzić. Przy takim napływie turystów! No nic, mam najlepsza pamiątkę tego pobytu - moje dwa kłębuszki.
Cudnie! Też mam takie marzenie. Ale jeszcze czeka. Nawet kołowrotek już się przytrafił i też czeka. Na ten właściwy moment. Który kiedyś nadejdzie. Pozdrawiam Cię.
OdpowiedzUsuńPrzecież Ty masz Rogatą niedaleko? a ona umie! Wiesz, do załapania o co kamam wystarczy godzina - dwie. Potem kwestia ćwiczenia. Też pozdrawiam.
UsuńZłapać Rogatą to tak jakby próbować złapać wodę płynącą.
UsuńPrzyjdzie właściwy czas, to się wydarzy.
Niebawem zawitam, nawet z dwoma kołowrotkami.
UsuńNo to witaj w klubie :)
OdpowiedzUsuńJa na kurs przędzenia pojechałam - wtedy jeszcze z Katowic - aż do Poznania.
Teraz w mojej wsi jestem jedyną osobą potrafiącą prząść...
Podejrzewam, że ja też...
UsuńRękodzieło jest drogie, ale warto zainwestować i kupić prawdziwe, takie gdzie dłonie i nogi pracowały a głowa odpoczywała. :) Kupiłam od Izy. I tam gdzie jadę i jest rękodzieło to lubię kupować. Garnki także, kamienne na przykład. Mam zdjęty z płota, garnek - garnuszek? gliniany, mojej babci, będąc dziewczynką u dziadków na wakacjach, podbierałam z niego śmietanę, wiedząc że babcia krzyczeć nie będzie. :) Cenię go ten stareńki bardzo gliniany garnek, jest nie tylko pamiątką, ale także czymś czego już nie ma, bo nowe to nie takie już.
OdpowiedzUsuńTam w sąsiedniej wsi jest nawet jakaś manufaktura fajansu, ale w sklepach tego nie uświadczysz. A w Augustowie na rynku stragany z badziewiem, ale też z konikami i ptakami struganymi z drewna, z solniczkami i cukiernicami z brzozy, malarze, pani robiąca na szydełku...
UsuńNo i świetnie zrobiłaś! Interesuję się teraz tematem, to wydaje mi się, że coraz więcej prządek wkoło:) Uczyłam się z youtuba, ale cały czas mi się marzy, żeby pokręcić w towarzystwie fachowego oka. Może przy okazji następnego spotkania z Rogatą...:) Obyś trafiła na fajny kołowrotek, a czeka Cię wspaniała zima. Moteczki bardzo ładne:) Serdeczności wszelkie!
OdpowiedzUsuńNo przecież! To takie zajęcie, które wciąga. I może się przydać.
UsuńKrysiu zadziwiasz mnie coraz bardziej.No to teraz będziesz miała zajęcie na zimowe wieczory zwłaszcza ze dziewczynom co roku rośnie piękna okrywa .
OdpowiedzUsuńTo nic zadziwiającego, wiele osób robi takie kursiki. Teraz ważne, żeby znaleźć działający kołowrotek i wprawiać się dalej.
UsuńJagodo, a do mnie nie chciałas przyjechać...Buuu...
OdpowiedzUsuńWiem, daleko bardzo. Przedzenie jest takie uspokajające. Fajnie, że juz umiesz. Teraz możesz prząść i prząść. Pozdrowienia wełniste
Bardzo chciała, bardzo. Tylko wtedy nie mogłam, z różnych przyczyn. A teraz akurat wszystko się złozyło tak, że mogłam. Jeszcze kiedyś przyjadę, jak się zdarzy. Usiąść i prząść nie mogę jeszcze, bo nie mam kołowrotka. I wiele pozostaje do nauczenia.
UsuńA ja wczoraj kupiłam dla Bazylii, ale nie wiem, czy jej sie spodoba. Czasema mam ikazje kupic naprawdę dobry za pare groszy.
UsuńJa uczyłam się na kołowrotku "Bea" i bardzo mi się podobał. Jak znajdziesz jakiś, niekoniecznie Beę, ale coś równie prostego, to pamietaj o mnie.
UsuńGratulacje :D
OdpowiedzUsuńTo teraz na warsztaty tkackie!
Najpierw muszę naprząść przędzy, a potem se gobelin utkam i powieszę na ścianie, he!
UsuńŚliczne moteczki Ci wyszły, jestem ciekawa gobelinu bo sama próbowałam i marzę o krośnie, ale gdzie je wstawić..no gdzie.. zapytam tak off topic - termin sierpniowy warsztatów dalej aktualany?
OdpowiedzUsuńJak najbardziej, o ile kogoś nie wystraszą chmary komarów.
Usuńaż tak źle? u nas wylewają się znad wody na działkę w późnych godzinach wieczornych.. zainwestujemy w offy ;)
UsuńTwoje klebuszki przypomnialy mi moje, nie tak dawne poczatki :)
OdpowiedzUsuńAle - kolowrotek kolowrotkowi nierowny, zalezy jaki trafisz, mozesz sie zniechecic, albo zakochac!
Ale na tkanie to juz mnie nikt nie namowi! :)
Dzieki tobie zwiedzilam wirtualnie Tolkmicko, baaardzo mi sie spodobalo, dziekuje :)
Moze sie kiedys tam wybierzemy.
Pozdrawiam :)
Wokół Tolkmicka jest wiele ciekawych wsi, miast i lasów do zwiedzania. A tkanie pociąga mnie bodaj bardziej, niż przedzenie. Tylko nie wiem, czy zycia mi starczy, żeby się nauczyć.
UsuńGratuluje nowej umiejętności! Teraz jeszcze kolowrotek dorwać i przasc kiedy tylko się da ;) greplarnie są, ale zazwyczaj trzeba welne wyslac pocztą, a wczesniej przeprać i przebrać
OdpowiedzUsuń