Przygotowanie grządek, siewy, sadzenie, stawianie nowego tunelu (przy pomocy miłych prawie-sąsiadów), obsadzanie go itp. już ogarnięte. Dzisiaj więc robiłam to, co lubię najbardziej, czyli pielenie.
Po nawale prac fizycznych, przy których mój kręgosłup cierpiał, a reszta była paskudnie wymęczona, nareszcie sama przyjemność. Bo ja motyczki używam głównie na ścieżkach, na zagonach o tej porze i często w ogóle się nie da. Korzystając z żyzności wzniesionych grządek sieję i sadzę dość gęsto i to mieszane towarzystwo - no, nie za gęsto, żeby miało każde, co potrzeba, czyli światło i miejsce, ale gęściej, niż to się zazwyczaj robi. Między malutkimi siewkami chwasty wyrastają w trybie przyspieszonym i często jest to jeden zielony dywan, gdzie nie dojdziesz, co i gdzie. Trzeba ręcznie. Siadam więc sobie z łopatką i pazurkami na ciepłej, suchej słomie alejki uzbrojona w okulary i wyskubuję paskudniki. Całkiem szybko to idzie. Mąż twierdzi, że osiągnęłam już prawie szybkość zbieraczki herbaty z Cejlonu. To duży komplement, bo im ręce chodzą z szybkością światła.
Siedzę więc lub klęczę sobie między grządkami, słońce do spółki z obłokami odstawia swój taniec, cieplutko, spokojnie. Bzy i konwalie pachną bez opamiętania, pszczoły bzykają, ptaki śpiewają, Tiki śpi. Pełnia szczęścia. Posuwam się sobie do przodu, a za mną zostają czyściutkie zagonki z rzędami młodych roślinek, prężącymi młodziutkie listeczki jak przedszkolaki udające wojsko. Rządki niezbyt równe, ale za to jakie dziarskie w swojej chęci do życia!
Zaściółkowane grzędy może nie wyglądają jak z żurnala, ale jaka na nich ziemia! Cudowna - ciepła, miękka, urodzajna. I nic to, że plątają się liście, słoma i patyczki - niedługo ich nie będzie widać.
Górą gdzieś wieje wiatr, korony drzew tańczą frenetycznie, ale w warzywniku między żywopłotami zacisznie jest i cieplutko. Kładę się na słomie, podziwiam grę obłoków i wykonaną pracę. Przyjemnie. Bose stopy czują energię wzbierającą w tej ziemi, to bujne życie dookoła.
Kwiaty jakby szły w zawody, rozkwitają coraz inne, coraz więcej. Świerki wypuściły malutkie, delikatne łapki. W słońcu pachną miodem...
Piękny dzień, aż szkoda, kiedy się kończy. To nic, jutro będzie jeszcze lepsze.
Mnie też dobrze o tej porze roku, z tym miesiącem, z tymi pracami, z tą pogodą :))) Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńNo to jest nas więcej...
UsuńAż uśmiech na twarzy :) i spokój w sercu.
OdpowiedzUsuńBo tak jest. Teraz zacznę strzyżenie owiec, to będzie mniej relaksująco... Dla mnie praca, gdzie nie muszę używać siły fizycznej, jest odpoczynkiem.
UsuńJa, chyba z wiekiem też coraz bardziej lubię to zajęcie - pielenie. W ogrodzie jest zawsze tak cudownie !!! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie! To odpoczynek, takie pielenie. a ile można zobaczyć, posłuchać, nawąchać się...
UsuńPokaż te pięknie wypielone grządki :)
OdpowiedzUsuńChwilowo nie mam aparatu, dlatego posługuję się zdjęciami z zeszłego roku. A piękne to one są dla mnie, jak dzieci zawsze są piękne dla rodziców. Nie wiem, czy komu innemu by się podobały...
UsuńNo cóż ja w tym roku mogę podzielać radość pielenia jedynie wirtualnie.Może w lipcu doświadczę osobiście kiedy to odstawię kule.Dlatego dziękuję Jagodo za taki esencjonalny opis.Bo bardzo , bardzo mi brakuje ogrodu.
UsuńA grządki-dzieci i ich niekwestionowa uroda dla rodziców to świetne porównanie.Zauważyłam , że podobnie jak o dzieciach rozmawia się o grządkach i różnych poczynaniach ogrodniczych z różnymi ludźmi .Tylko niektórzy podejmują i rozwijają temat na podobym poziomie emocji .To są zawsze Ci , którzy zadają pytania.Inni zaś dają do zrozumienia , że ich najważniejsze i obserwują z dystansem.
Czasem taki czas oderwania wychodzi na korzyść. Można sobie jeszcze wszystko zaplanować, pouczyć się, przemyśleć, dostosować do nowych możliwości...
UsuńA dla mnie pielenie to najmniej lubiana część posiadania własnego warzynika :( zazdroszczę więc zapału:) Choć oczywiście uwielbiam widok czystyk grządek i rabatek kwiatowych więc pielę ;)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że to zależy od podejścia. Dla Ciebie to nielubiany obowiązek, dla mnie wyczekiwany odpoczynek po o wiele ciężejszych pracach i rodzaj rekompensaty. Zależy też, jak to robisz - jeśli coś Cię przy tym boli, męczysz się itp., to oczywiście nie jest fajnie. Czasem wystarczy zmiana pozycji. Dla mnie zbieranie malin było katorgą ze względu na ból kręgosłupa. No to przyniosłam sobie stołek, usiadłam i katorga zamieniła się w przyjemność...
UsuńA dla mnie pielenie to najmniej lubiana część posiadania własnego warzynika :( zazdroszczę więc zapału:) Choć oczywiście uwielbiam widok czystyk grządek i rabatek kwiatowych więc pielę ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie to odpoczynkowo-medytacyjne zajęcie, więc temu tak lubię. Łatwiejsze i przyjemniejsze, niż strzyżenie 40 kilogramowej owcy usmarowanej gówienkiem do pół boków...
Usuńjeszcze nie wiem czy polubię pielenie :-) trudno mi jest też powiedzieć jaka praca jest najcięższa. Jak do tej pory to przewożenie taczką ziemi za stodoły do wyznaczonego ogródka. W przyszłym roku będę wiedziała :-)
OdpowiedzUsuńNo, wożenie taczkami ziemi to hardcor, rzeczywiście jedna z najcięższych prac. A o tym, co się lubi czy nie, to jest indywidualna sprawa. Kiedy mnie zmuszano do pielenia, to niezbyt lubiłam. A Tobie przydało by się zwolnić tempo, bo długo nie wytrzymasz. Moja Pani, wszystko można, byle z wolna i z ostrożna :)))
Usuń