czwartek, 22 października 2015

Przygody kurki wędrowniczki

       Ma ta kura szczęście! Ostatnia z Trzech Muszkieterów, która zadeklarowała swoją płeć. Fajna kura w szachownicę. Nie mogę zrobić w tej chwili zdjęć, bo aparat mi padł (normalne, gwarancja się skończyła), ale znalazłam w necie jej bliźniaki. Czyli wygląda mniej więcej tak:


     Jeszcze się nie niesie i jest niesamowicie lotna - płot ponad 2 metry przefruwa(ła) bez wysiłku. No i w poniedziałek, kiedy mnie nie było, wyfrunęła z zagrody i przepadła. A tam wokół łąki wielkie, lisów, wilków i ptaków drapieżnych pełne... Bieda...
    Wróciłam późnym wieczorem, a tu Piotruś za kurką płacze i zły los wyklina. No trudno, chce się mieszkać wśród dzikiej przyrody, to się trzeba liczyć i z takimi konsekwencjami.

     Cały wtorek padał deszcz, więc tałatajstwo miało areszt domowy i my też za wiele po dworze nie chodziliśmy.
     Wczoraj po południu mąż zaczął wywozić liście na kompost od strony łąk, a tu przyłazi do niego takie coś, zmokłe doszczętnie i brudne, i pyta: "Ko ko ko, masz coś do zjedzenia?"
     Rety, jak się Piotruś ucieszył! Pomalutku, łagodnie (kto zna Piotrusia, to wie, że dla niego to nie lada wyczyn zrobić coś powoli i łagodnie) zwabił ją ziarnem najpierw na wybieg, a potem do kurnika. A dziś kurka ma skrzydła przycięte, bo szanujemy bardzo umiłowanie wolności, ale drugi raz może nie mieć takiego szczęścia.

    Jak ona te dwa dni i dwie noce przeżyła? To pozostanie zagadką. Może dlatego, że wokół kompostu są drzewa i krzewy oraz stara skrzynia, na której sobie siadam, jak pasę kury. Mogła się w niej schronić, jest wejście z boku. Nigdy się tego nie dowiemy.

    A jeszcze daje mi do myślenia, że Piotruś coraz bardziej przywiązuje się do naszych zwierzaków, a one uczą go spokoju i łagodności. Kury mamy od zawsze, ale wcześniej nie zwracał na nie za bardzo uwagi. Ot, głupie i hałaśliwe stworzenia były. Takie od znoszenia jajek. Teraz, po troszeczku, pomalutku, zauważa ich charakter. Znajduje przyjemność w karmieniu z ręki i obserwowaniu. Może dlatego, że spędza z nimi więcej czasu? W każdym razie zwierzaki wychowują mi męża-nerwusa na spokojnego gospodarza. I dobrze.

Dodatek wieczorny:
Teraz już nie o kurach, ale o innych ptakach. Dziś po południu usłyszałam w ogrodzie dziwne pośpiewywanie. Patrzę, a tu w głogach przy drodze całe stado jemiołuszek grasuje. Niedługo potem jakieś trzaskanie cichutkie z krzaku pęcherznicy, zaraz potem melodyjny, fletowy świst - gile i to kilka. Wcześnie w tym roku przyleciały na wypasy, chyba zima ostra będzie.

14 komentarzy:

  1. Mąż spokojny nie nerwus oj to dopiero byłoby fajnie. :) Bliskość ze zwierzętami to więź z uczuciami naszymi własnymi, dostęp do nich ich wyrażanie, może to i prostacko brzmi ale tak postrzegam świat dookolny. :)) Cieszę się kurka wróciła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby mu to zostało, bo czasem do białej gorączki mnie doprowadza. On ma starcze ADHD, trudno mu dotrzymać kroku.

      Usuń
  2. Kury chyba tak majom. Przynajmniej niektóre:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, kontakt ze zwierzyną uspokaja, koi, łagodzi i tak dalej. I przede wszystkim uzależnia. Brawa dla kurki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się ciągle zastanawiam, jak ona sobie poradziła. Łaciatka jedna.

      Usuń
  4. Witam. Mój mąż również hoduje kury. W tym roku nabył jaja kury hambusrkiej i wykluły się 3 pisklęta -jedna kurka i dwa kogutki:). Oczywiście kurka jest lotna jak gołąb i też zdarzyło się, że spała na dworze. Mieszkamy w centrum wioski więc drapieżniki nie są aż tak groźne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jastrzębie też Wam nie dokuczają? Bo tu to prawdziwa plaga. Nawet orły są, co potrafią i owcę poranić.

      Usuń
    2. Biedne kurki! Ale z drugiej strony super, że taką dziką naturę można podglądać. Uwielbiam przyrodę:)

      Usuń
  5. O kobieto kochana ! Tyś mi chyba naszą zagadkę rozwiązała odkąd tu mieszkamy. Pierwszej zimy, zaraz po przeprowadzce jesienią podziwialiśmy gile. Miałam okazję widzieć je po raz pierwszy na własne oczy a nie na obrazkach. Były wtedy po raz pierwszy i ostatni a ja od odkrycia tego w głowę zachodzę to to rosło kiedyś a co musieliśmy usunąć, że nie przylatują. A Ty piszesz o głogach!!!! Tutaj głogi uchodzą za najgorsze chwaścisko i plagę i być może pomocnicy męża z automatu powycinali rosnące głogi na rzecz ogrodzenia i może ogólnego porządku terenu. Jestem wielką miłośniczką głogu, jest to miłość od pierwszego wejrzenia i sadzę go gdzie tylko mogę jako żywopłot i liczę czy aby żadnego mi mąż nie wyciął każdego sezonu, bo on go nie lubi... i tak głóg rośnie sobie, a przynajmniej stara się rosnąć ale jest wciąż mały... mam nadzieję, że jak w końcu porozrastają się to gile powrócą :)))) Posadziłam berberysy, dzikie róże ale ich owoce jakoś nie zwabiły dotąd gili a tak czekam na nie... Może w tym roku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam te kurki, tęczówki, ujrzałam na bazarze i musiałam je kupić. U mnie jakoś nie latają... może nie wiedzą? Jedną zagryzły mi szczeniaki, druga się ostała, bo ja eksperymentalnie dwie sztuki kupiłam aby sprawdzić jak zimują i jak jaja znoszą, bo ja dla jaj trzymam. Więc jaja ładnie znoszą i chętnie i jak na razie mam o nich dość dobre zdanie i jak ta jedna bez problemu zimę przeżyje to z wiosną zapoluję na większą ilość :) A jakie Ty masz zdanie o nich?

      Usuń
    2. Agatek, gile nie chodzą na głogi (tam były jemiołuszki), tylko na pęcherznicę i jarzębinę. Szczygły też pęcherznicę lubią. A co do kurek - te hamburskie to są tegoroczne kurczaczki, jeszcze nie wiem, jak będą się spisywać. W tym roku mam całą tęczę różnych kurczaczków. W poprzednich latach miałam zwykłe kury nioski, liliputki, silki i zielononóżki oraz przez kilka ładnych lat metyski tego wszystkiego, bo mi się wymieszały. Wszystkie były dobre i nieśne, mam wrażenie, że to zależy od wyżywienia, dlatego je na zieleninie pasę, ile mogę.

      Usuń
  6. Jagodo też mam dokładnie taką samą kurkę - straszna z niej wariatka, fruwa, dziobie mnie po butach, wyskakuje na ramię :))
    Jeśli gile i jemiołuszki już są to faktycznie szykujmy się na mroźną zimę.
    Ja mogłabym Twojemu mężowi łapkę podać - też moje zwierzęta wszelakie nauczyły mnie łagodności :)
    buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Piotruś jest nadaktywny, ale przy pracy niezrównany. Też bym chciała, żeby zwolnił, no, tak troszeczkę. Nasza kurka sprawuje się normalnie, ale jest taki kogucik, który robi podobnie, jak Twoja. Tylko on z innej rasy jest.

    OdpowiedzUsuń