Ponieważ większość z nas dostała oczopląsu pomidorowego, to wypadało by porozmawiać, jak o nie dbać, by mieć dobre plony.
Najpierw siew - gdzieś tak w marcu, w dni siewu, owoc. w tym roku przypadnie to tak na początku i w drugiej połowie marca. Nie mam jeszcze kalendarza biodynamicznego, więc nie podam na razie dokładnych dat. Oczywiście w dobrej, kompostowej ziemi. Ja zamierzam w tym roku wypróbować dla części sadzonek doniczki torfowe, reszta w małych doniczkach, jak co roku. W domu umieszczamy je na najbardziej nasłonecznionym oknie. I nie przesadzamy z podlewaniem, to nie nenufary. Ziemia powinna być tylko lekko wilgotna, inaczej może wdać się zgnilizna. Zwłaszcza, jeśli temperatura nie jest zbyt wysoka. Pomidory są bardzo ciepłolubne, w zasadzie im więcej światła i ciepła, tym lepiej.
Nawet przy najlepszej opiece są one zwykle ciut wyciągnięte, ale na to jest rada, a nawet dwie. Ja mam pod folią wysoką skrzynię. Kiedy tylko zrobi się dość ciepło, ustawiam w niej sadzonki i na noc przykrywam je grubą agrowłókniną, rozpostartą na położonych w poprzek drążkach. Skrzynia, wypełniona nawozem i kompostem, działa jak inspekt, podwójna ochrona - namiot i agrowłóknina pozwala zachować dobrą temperaturę nawet przy małych przymrozkach. W zimne noce zapalam pod folią dodatkowo kilka zniczy, takich 12-godzinnych.
Druga rada to bardzo głębokie sadzenie w momencie wysadzania na miejsce stałe. Pomidory mają ciekawą właściwość - o ile ich łodyga ma kontakt z ziemią, to wyrastają na niej natychmiast dodatkowe korzenie. Roślina jest wtedy wzmocniona, rośnie lepiej i szybciej.
Nasze Tomatos lubią żyzną ziemię, nie boją się świeżego obornika i kompostu, uwielbiają ściółkowanie. A czego nie lubią? Przede wszystkim wilgoci na liściach i wilgotnego, zastałego powietrza. Dlatego podlewając nie należy moczyć liści. A podlewać trzeba w przypadku suszy, bo jeden krzak owocujący potrzebuje dziennie ok. 10 litrów wody. Dobrze się wtedy spisuje podlewanie butelkowe (pamiętacie? butelka plastykowa z odciętym dnem, wbita szyjką w ziemię, którą wypełniamy wodą). W ten sposób woda idzie wprost do korzeni. Oczywiście nie musimy codziennie lać 10 litrów na krzak, bo w ziemi jest przecież wilgoć z deszczu i wód gruntowych. Dlatego też ja podlewam tylko kilka razy w sezonie, za wyjątkiem tych krzaków w skrzyni. Chociaż skrzynia nie ma dna, ale jest wzniesiona ponad poziom gruntu i woda do niej słabo podsiąka, dlatego trzeba podlewać ją często. Po prostu należy trzymać rękę na pulsie i kiedy po rozgrzebaniu ziemi na głębokość 10-20 cm. nie widzimy śladów wilgoci, to podlewamy bardzo obficie. Rzadkie, ale obfite podlewanie sprzyja rozwojowi korzeni w głąb, natomiast częste ale skąpe sprawia, że korzenie rozwijają się tylko tuż pod powierzchnią.
Następnie tunel trzeba wietrzyć. Codziennie i od wschodu do zachodu słońca. A na noc konsekwentnie zamykać, żeby w miarę możności zachować ciepło. Jedynie w najcieplejsze noce można zostawić tunel otwarty.
Z moich doświadczeń wynika, że pomidory z tunelu wietrzonego, wyrosłe na naturalnym kompoście i bez oprysków, mają taki sam smak jak te bez osłon. Natomiast hodując bez osłon, prawie nie da się uniknąć chorób, zwłaszcza zarazy ziemniaczanej. Nawet w ciepłej Francji polecają dla tych, którzy uprawiają pomidory bio, bez oprysków, zbudować im przynajmniej daszek. Po prostu - kilka drągów i rozpostarty na nich kawał folii. Tam chodzi głównie o ochronę przed deszczem. U nas dochodzi jeszcze ochrona przed zimnymi nocami, które w naszym regionie bywają już na początku sierpnia. Wiem, że bardziej na zachód i na południe jest z tym łatwiej, ale u nas sorry, taki mamy klimat.
Wiecie, że nie przepadam za opryskami, nawet tymi z różnych ekologicznych gnojówek i wywarów. Coraz częściej znajduję potwierdzenie mojego podejścia w opiniach fachowców (bio, oczywiście). Zamiast robić wywary z żywokosty, skrzypu czy pokrzywy, daję po prostu te rośliny jako ściółkę. Ich substancje lecznicze tak samo działają... Jeśli idzie o inne środki zapobiegawcze, to stosujemy Miedzian. Jest on dozwolony w uprawach ekologicznych w niewielkiej ilości. My pryskamy rośliny raz, na etapie pąków kwiatowych. Czasem, w wyjątkowo wilgotne i zimne lato - dwa razy. Po prostu tutaj występuje często szara pleśń, nie tylko na pomidorach.
Pisałam też o bardzo sprytnym sposobie hodowania pomidorów pod okapami, ale przypomnę jeszcze raz. Otóż jeśli ktoś ma przy południowej ścianie szeroki okap, to może przy tej ścianie zrobić skrzynię wypełnioną kompostem, a z okapu zwiesić kawałek folii, przyczepiany do skrzyni, żeby wiatr nim nie machał. Między cieplutką ścianą, a folią, pomidory rosną jak szalone. Dobry sposób dla tych, co nie mają tunelu. Widziałam też kopułki, zrobione z kilku prętów zbrojeniowych po prostu wbitych końcami w ziemię. Te pręty są dość sztywne, ale jednak wyginają się i z każdego z nich można zrobić łuk. Dwa albo trzy takie skrzyżowane łuki tworzą coś w rodzaju kopuły. Wystarczy przyrzucić folią...
"… to nie nenufary":D:D
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod wszystkim co napisałaś Jagodo, ja również ściółkuję pokrzywami i skrzypem a nie używam wyciągów i gnojówek. Powiedz jeszcze proszę jak ogarniasz pomidorowy busz? Czy dobrze pamiętam, że ich nie obrywasz i nie skracasz? Ja w zeszłym roku poszłam na żywioł i nie obrywałam nic, rozrastały jak szalone - bałam się, że nie będzie zbyt dużo owoców ale było! Mało tego, zauważyłam, że swawolnie puszczone dużo dłużej mi owocowały - sąsiadki wokoło już dawno nie miały pomidorów a ja tak… NIe wiem czy to zbieg okoliczności, wolę sobie myśleć, że to ta wolność tak im służyła:D
W zeszłym roku przesadziłam z tym puszczaniem na żywioł. Za dużo ich było, zrobił się busz stanowczo zbyt gęsty. Wiesz, zetknęłam się z taką postawą pewnego hodowcy pomidorów, który ich nie przycina, bo twierdzi, że im więcej zielonej masy, tym lepsza asymilacja, a im lepsza asymilacja, tym więcej owoców. Poza tym każda rana po przycinaniu to wrota otwarte dla patogenów. Jednak tak można robić, kiedy mamy dużo miejsca i krzaki rosną z daleka od siebie. Tu każdy może wypróbować sam, co mu odpowiada.
Usuń