U nas trwa międzyczas - już nie zima, a jeszcze nie wiosna. Wprawdzie bazie i przebiśniegi rozkwitły, ptaki się drą, żurawie też, ale ziemia jeszcze zamarznięta i w cieniu płachty śniegu leżą. W dzień wierzchnia warstwa ziemi rozmarza i robi się błocko, nocą wszystko na nowo zamarza. Mam wrażenie, że ten międzyczas potrwa jeszcze dość długo.
Siedziałam ja sobie w dużym pokoju, dłubałam coś na tymiankową giełdę i jednym uchem słuchałam, co mąż w telewizji ogląda. I nagle miód na serducho: jakiś utytułowany mistrz kucharski, co to koronowanym głowom i innej śmietance potrawy przygotowuje, mówi z miłością o swoim warzywniku, który ma przy restauracji. Bo onaż, ta restauracja, nie w mieście, ale w pałacyku za miastem, z własnym ogrodem na zapleczu. Patrzę, a ten ogród takutki, jak nasze: trochę normalnych grządek, trochę podniesionych, jakieś skrzynki. Chwastów też pełno (u nich we Francji już prawdziwa wiosna, zwłaszcza w południowej części), ale pod kontrolą. A ten płacze prawie z zachwytu nad selerem z grządki (w łagodnym klimacie korzeniowe można przechowywać w ziemi), co to zaczął już listki puszczać. Jaki zapach! Jaka delikatność! On sobie w ogóle nie wyobraża, żeby potrawy mógł gotować z warzyw kupionych, nawet na targu. To nie to!
A potem komponował wiosenną sałatkę z chwastów. Akurat tak, jak ja robię co wiosny: trochę liści mlecza, trochę szczawiu, trochę podagrycznika i szczypiorku oraz co tam jeszcze jadalnego wyrosło.
Mistrzowska potrawa to tez nie żadne fiziu-miziu, tylko coś w rodzaju zapiekanki ze szparagów i ziemniaków z selerem. Ten wielki, utytułowany kucharz twierdzi, że główną tajemnicą jego kuchni jest to, że warzywa lądują na stole zaraz po zerwaniu. Oraz że są hodowane w sposób ekologiczny.
Ludzie, z tego wynika, że jesteśmy w awangardzie żywieniowej! Jedzmy jak koronowane głowy: prosto z grządki! Oni, ci różni bogacze, wiedzą, co jest zdrowe i dobre.
Uwaga: czas sadzenia właśnie się skończył dwa dni temu. Kto ma ochotę przestrzegać kalendarza biodynamicznego, lepiej zrobi, jeśli poczeka z siewami na następny czas sadzenia.
Seler i cebula to dla mnie królowie kuchni!
OdpowiedzUsuńKrólowie życia!
OdpowiedzUsuńNasiona czerwonej brukselki chce ona?
UsuńChce! Dziecko ostatnio brukselkę uwielbia :))))
UsuńMoje fiziu - miziu ! juz urosła pokrzywa + mlecz-listki maleńkie do tego zielona pietruszka odrobina białego serka,dla poprawienia wyrazistości smaku kawałek imbiru , zycze kochani podczytywacze smacznego :) Jedzcie konieczne DARY NATURY !Pa ,Nulka
OdpowiedzUsuńTrochę Ci zazdroszczę, u nas musimy jeszcze poczekać.
Usuńmamy takich znajomych, którym się nie przelewa finansowo. nawet bym powiedziała, że gdyby mieszkali w mieście, to byliby zaliczeni do tzw klasy na granicy ubóstwa. ale!
OdpowiedzUsuńmają stado kóz, na razie 1 kurkę (ale będzie więcej), ogród, i las za płotem.
jadają jak królowie. to co oni serwują sobie co dzień jako ich tzw chleb powszedni, to delicje i rarytasy - serniczek na kozim twarożku, dżem jagodowy, sałatka z rukoli, ricotta, iście włoska zupa pomidorowa z własnej "passaty", koźlina na wypasiony obiad...
za to uwielbiam życie na wsi.
Ja też, chociaż nie mam kóz.
UsuńAż mi ślinka pociekła. Chyba dzisiaj już pojadę po nasiona. ;-)
OdpowiedzUsuńNie spiesz się z siewami. U Was tak samo zimno, jak u nas, albo i zimniej. Ja nie sieję z zasady przed Wielkanocą (tylko w doniczkach w domu), a i po Wielkanocy też nie tak zaraz.
UsuńU mnie też część selera pięknie przezimowała i ma już całkiem spore liście, a tak są aromatyczne, że przechodząc potrąciłam je i nie umiałam się powstrzymać przed skosztowaniem :-)
OdpowiedzUsuńNie jadłam nigdy podagrycznika a mam go zdecydowanie za dużo i walka z nim od lat jest przegrana. Nie traktowałam go w ogóle w kategorii roślin jadalnych :-O Może powinnam spróbować? Listki na surowo czy jak polecasz?
Pozdrawiam wiosennie!
Jadamy młode listki podagrycznika. Stare są twarde i niestrawne. Poza tym krwawnik, młodą koniczynkę i inne.
UsuńPodagrycznik pychota taki młody, jak zaczniesz jeść to nagle okazuje sie że rośnie za wolno i juz nie jest chwastem :)
UsuńOtóż to :) Właśnie to królewskie jedzenie, tak proste, a nieosiągalne niemal w mieście. Warzywa prosto z grządki, świeże jaja od kur grzebiuszek, pachnące owoce, mleko, sery, grzyby, a wszystko czyste, bez chemii i sztucznych nawozów.
OdpowiedzUsuńMałgorzato, a podagrycznika trzeba zjeść ;) na surowo i w zupach jest równie dobry.
Pozdrawiam :)
Napisz może u siebie o tym, co ominęłam w wiosennych sałatkach? Są takie dobre i dają taki wigor organizmom osłabionym po zimie, że nie da się tego opisać.
UsuńBardzo miło tu u Ciebie na blogu :)
OdpowiedzUsuńu mnie moja pasja rękodzieło : poduchy, malowanie obrazów, decoupage, sianowije .....
Zapraszam Serdecznie na swojego bloga i na zostanie tam na dłużej :)
Próbuję w jakiś sposób się rozprzestrzenić po necie ze swoimi pracami, miło by było jakbyś pomogła. np. poprzez wstawienie mojego linku do siebie ? :)) Lub po prostu zawitanie u Mnie
http://lesia-rekodzielo.blogspot.com
Pozdrawiam Serdecznie :)
Aga
Mój seler też przeżył zimę na grządce, choć nie mieszkamy w łagodnym klimacie. Nie mówię o pietruszce... Ta od lat zimuje w ogrodzie. Albo taka cebula... Miło jest wiedzieć, że jadam po królewsku. Zaglądnę tu jeszcze.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo ja od tylu lat po królewsku jadłam :)))) Widocznie trzeba słono zapłacić aby docenic to co dobre bo jak jest za darmo to nikt nie doceni... :) Tak jak teraz pączki na drzewach istna skarbnica wszystkiego co tylko człowiekowi do zdrowia potrzebne :)
OdpowiedzUsuńMój seler naciowy o dziwo żyje, korzeniowy wyrwałam na jesieni nie dajac mu szans na przetrwanie, w tym roku pozostawie kilka sztuk. Pani Jagodo czy aby nie pora na sałate lodową pod maleńki tunelik foliowy? można siać czy lepiej zrobic w domu rozsadę - tak mi się juz chce jej bo listków mniszka ani podagrycznika czy pokrzywy, krwanika jeszcze nie za bardzo na śląsku