Czasem słyszę opinie, że tylko my, ludzie, zmieniamy nasze środowisko. Otóż nie tylko my, choć może my najbardziej zachłannie i bez zastanowienia, niszczycielsko. Wiele gatunków roślin przekształca środowisko tak, by było im przyjemniejsze i bardziej wygodne do życia. Ciągle w naturze odgrywa się teatr zmian i następowania po sobie różnych biotopów.
Najłatwiej można zaobserwować to zmienianie środowiska na przykładach lasu liściastego i iglastego. Dorzucę tu znów swoje trzy grosze, któryś już raz z kolei, ale prawdy nigdy za dużo: lite lasy iglaste NIE SĄ naturalne w naszym klimacie. Naturalnie występują o wiele dalej na północ. U nas to skutek leśnej "gospodarki", która z jakichś tam powodów upodobała monokultury sosenek. Ostatnimi laty widziałam poprawę na lepsze - w naszej okolicy w cieniu sosen i świerków posadzono młode buki, teraz już całkiem spore. Widziałam też nasadzenia innych drzew liściastych i nawet modrzewi i to nie tylko przy drogach. Mam nadzieję, że obecne, katastrofalne władze leśne, tego nie zepsują.
Ale wróćmy ad rem. Otóż w lesie sosnowym opadające igły rozkładają się powoli, jednocześnie stopniowo coraz silnie zakwaszając glebę. Próchnicy przybywa tam powolutku, cieniutka tylko warstwa pokrywa szczery piach. Drzewa przystosowują swoje siedlisko dla siebie i swoich przyjaciół, eliminując niechcianą konkurencję. W takich borach spotykamy specyficzne grzyby, jałowce, borówki, czyli czarne jagody i popularne w naszym regionie "pijanice", wrzosy, czasem paprocie, konwalie i niektóre rodzaje traw.
Inaczej nieco wygląda las liściasty. Bujnie spadające liście szybko tworzą grubszą warstwę próchnicy. Takie lasy wiosną niebieszczeją od przylaszczek i bieleją zawilcami, natomiast latem, w mięsistym, ciężkim cieniu, wegetacja zamiera albo prawie. Za to na polanach i obrzeżach wybucha gatunkami i kolorami.
Jeszcze inne są słynne czarnoziemy stepowe, gdzie przez tysiące lat trawy i zioła, nietknięte ręką człowieka, rozkładały się, żywiąc obficie następne pokolenia.
Zwykle ziemia, nie niepokojona przez człowieka, z naturalnymi procesami następstwa gatunków, staje się coraz bardziej żyzna.
Jednak my nie zawsze chcemy i możemy czekać w naszym ogrodzie, aż ziemia sama stanie się urodzajna. Staram się te procesy przyspieszyć, ale kopiując najlepszych mistrzów, czyli samą naturę. Zauważcie, że w naturze materiały organiczne spadają na wierzch gleby i tam są rozkładane przez cały skomplikowany łańcuch organizmów, żeby w końcu dostać się do gleby pod postacią próchnicy. Szczęśliwi wtedy posiadacze gliniastej ziemi! Próchnica zostaje związana z gliną i powstrzymana przed wypłukiwaniem. A coraz to nowe warstwy ściółki chronią ją od unoszenia przez wiatr.
Wykorzystuję te naturalne procesy w użyźnianiu swoich grządek. Kompostowanie powierzchniowe jest czymś pośrednim między wałami a ściółkowaniem. Ponieważ robię je na czystej już ziemi, na istniejących już grządkach, które po paru latach stały się mniej żyzne, nie stosuję żadnych kartonów ani grubych warstw. Po prostu najpierw przelecę się z widłami szerokozębnymi, usuwając niektóre uporczywe chwasty z korzeniami. Następnie roztrząsam na ziemię dość cienką warstwę gnoju, którą następnie przykrywam słomą, liśćmi lub sianem. Robię tak zarówno wiosną, jak jesienią (oczywiście w innych miejscach), zależnie od ilości gnoju. Idealne jest to w tunelach, tyle, że tam to trzeba solidnie podlać, żeby zapoczątkować procesy rozkładu.
Na zewnątrz o potrzebne nawilżenie troszczy się Matka Natura.
Właśnie takie kompostowanie powierzchniowe robiłam ostatnio w tunelach. Pomidory i papryki są dość żarłoczne, więc trzeba im zapewnić to, czego potrzebują. Tylko w skrzyni w pierwszym tunelu dałam czysty kompost, na którym już posiałam rzodkiewkę i sałatę. Będę tam też robić sadzonki. Natomiast ściółka rozłoży się częściowo do maja, kiedy będę wysadzać pomidory, a ziemia pod nią będzie pulchna i wilgotna, bez kopania.
Oczywiście na takich "zakompostowanych" grządkach trudno jest siać, to dopiero przychodzi w drugim roku. Ale można spokojnie sadzić wiele roślin jadalnych: pomidory, ziemniaki, kapustę, selery, pory, ogórki, dynie, cukinie. Trzeba tylko miejscami odgarnąć ściółkę. W takie "placki" wysiewałam też kukurydzę i słoneczniki, wyrosły pięknie, podobnie jak fasolka szparagowa. Jedynie korzeniowych tam nie sieję, na to mam inne grządki, te, na których ściółka już się rozłożyła.
Wczoraj zauważyłam, że w nowym warzywniku kret zrobił kopiec. Wyciągnął na wierzch żółta, szczerą glinę, jaka tam była na początku. Porównałam ją z pulchną, czarną ziemią na grządkach i wałach. Wprost wierzyć mi się nie chce, że tylko przez kilka lat udało mi się zmienić do tego stopnia ten kawałek ziemi. I to niewielkim wysiłkiem.
Nawet nie wiedziałam, że ta forma działania ma swoją nazwę. Ja robię podobnie, z tym, że nie mam gnoju, ale wyrzucam albo kurzak (jeśli zdobędę) albo po prostu resztki organiczne z domu. Właściwie takie resztki to cały czas wyrzucam i często nie do kompostownika, ale bezpośrednio na grządki i przykrywam np. słomą. U mnie dopiero drugi rok tego ściółkowania i nie przekopywania.
OdpowiedzUsuńNakładanie się latami kolejnych warstw materii organicznej na powierzchni ziemi to naturalny proces. Niby to banał ale jakoś ciągle "naukowcy", związani rządzącymi(specami od dobrobytu) przekonują nas, że trzeba jednak ziemię co rok przewracać do góry nogami, podsypywać brakującymi minerałami i pryskać na wszystko. W żadnym miejscu kuli ziemskiej tak się w naturze nie dzieje.
OdpowiedzUsuńJa też od lat tylko dokładam na wierzch wszystkiego co organiczne. Coraz rzadziej wysokie plony są dla mnie zaskoczeniem. No chyba, że susza...
Potrzebny mi był Twój post bo właśnie waham się co sadzić na mojej niewielkiej działce, czy drzewa iglaste, nie wymagające pracy z liśćmi czy własnie liściaste. Teraz decyduję że raczej liściaste, iglaki tylko tam gdzie borówki i wrzosy.
OdpowiedzUsuńCzy sądzisz, że takie kompostowanie powierzchniowe warto stosować na rabatach ozdobnych?
OdpowiedzUsuń