Ostatnie liście spadają z drzew... tylko dęby i buki zatrzymają swoje do wiosny. Teraz w pełni doceniam soczystą zieleń sosen, świerków, jałowców i cisów. Podziwiam też koronkowe fraktale gałęzi i fakturę kory. Szczególnie monumentalnie wyglądają nasz jesion i lipa - obydwa chyba już kwalifikują się jako pomniki przyrody. Teraz, kiedy liście opadły, widać wyraźnie mocarne, ogromne konary i pień. Lipa przez tych kilkanaście lat wyrosła wyrosła niesamowicie. Mam wrażenie, że to częściowo dzięki temu, że jej korzenie sięgają aż do połowy warzywnika i bezwstydnie wyżerają, co się da. Wały muszę tam budować nowe co kilka lat, bo ziemia jałowieje o wiele szybciej. Ale nic to - kocham tę lipę. Co ciekawe - kilkanaście metrów dalej, za płotem, rośnie druga lipa. Kiedy tu przyjechaliśmy, były obie podobnej wielkości, teraz ta nasza jest o wiele wyższa. I to chyba nie tylko dobra ziemia, bo tamta mniejsza też rośnie w bardzo dobrej ziemi, w miejscu, gdzie kiedyś były obory, a teraz jest gąszcz pokrzyw... Czyli ziemia jest porównywalna. Czyżby ta nasza odpowiadała tak bujnym wzrostem na naszą troskę i uwagę?
Kiedy potrójny pień zaczął się rozpękać, wezwaliśmy specjalistę, który powiązał koronę... Lubimy ją, podziwiamy i przyglądamy się jej z upodobaniem. Czyżby to pomagało rosnąć na równi z nawozem?
Z pewnych oznak sądzę, że zima będzie w tym roku mocno śnieżna. Jak będzie z mrozem, trudno powiedzieć, ale jak duży śnieg, to zwykle i mroźno jest. Z jednej strony lubię to bardzo, ale jest strona praktyczna: drogi są odśnieżane, ale niezwykle śliskie i z koleinami. Już kilka razy zaliczyliśmy rowy w takie śnieżne zimy. Poślizg to nic przyjemnego, a jaki może być niebezpieczny! Zwłaszcza jeśli coś jedzie z przeciwka. To okropne wrażenie, kiedy samochód nagle zaczyna kręcić się na drodze i pędzi nie wiadomo gdzie! Czyli prawdopodobnie będę uziemiona w środku pięknego, śnieżnego pejzażu. Muszę pomyśleć o zapasach mąki na chleb, kaszy i innych takich, zwłaszcza że mąż, który mniej boi się ośnieżonych dróg prawdopodobnie przez pewien czas nie będzie mógł prowadzić. W listopadzie ma mieć operację lewej ręki - choroba Dupuytrena. Nie jest to niebezpieczne, ale upierdliwe, bo palce zginają się jak szpony i nie ma w nich władzy. Nie ma na to żadnego lekarstwa, jedyne, co można zrobić, to wyciąć zdrewniałe ścięgno. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
W każdym razie w tym roku rośnie u nas wyjątkowo dużo jaskółczego ziela. Według tego, co mówią doświadczone szeptuchy - jeśli coś wyrasta bujnie, to znak, że jest nam w tej chwili potrzebne.
O właściwościach jaskółczego ziela tutaj: http://luskiewnik.strefa.pl/chelidonium.html
Ponad dwadzieścia lat temu osiedliśmy w prawie 100 letnim domu otoczonym ugorem i kawałkiem starego sadu i postanowiliśmy stworzyć tu własny kawałek raju. Ogród jak najbliższy naturze, który zarazem nas cieszy i żywi. O tym ogrodzie i o tym, czego się nauczyliśmy tworząc go i pielęgnując jest ten blog.
czwartek, 27 października 2016
piątek, 21 października 2016
Odloty
Nadszedł czas odlotów i zamykania. Klucze ptaków już zniknęły za horyzontem, liście odlatują z drzew. Lubię jesień, bo nawet przy szarej pogodzie lasy są rozświetlone żółciami i oranżem. Mgły dodają tajemnicy znanym pejzażom, na ziemi dominują brązy i zgaszone jesienie.
Jest to czas zamykania sezonu ogrodowego, zapełniania spiżarni i piwnicy. Dla mnie to był głównie czas walki ze złośliwą grypą i jej powikłaniami, więc nabrałam nieco opóźnienia, ale już jest dobrze. Ocet jabłkowy kwasi się od paru tygodni, drugi baniak kapusty zakiszony. Reszta kapusty w piwnicy czeka na swoją kolej. Na grządkach zostały jeszcze warzywa, co się przymrozków nie boją: jamruż, pory, trochę pietruszki i marchewki, brukselka. Zbieram je powoli i sukcesywnie.
Od dzieciństwa jesienią napada mnie ochota na wędrówkę - ot, wyjść gdzieś za próg, ruszyć naprzód ku przygodzie, ku nieznanemu. Wzdycham i mówię "Może kiedy indziej..." i wracam do domu, do ciepłego pieca, czekających zwierząt i miliona małych spraw, oswajających świat. A tu okna trzeba umyć, wypić coś w ulubionym kubku, zapalić świece. Zrobić lampion, wianki jesienne na groby bliskich. Nie polecę za horyzont w tym roku. Może innym razem...
Tym bardziej lubię więc podróże w wyobraźni, w głąb siebie, do źródeł baśni i mitów. Wracam do książek i filmów ulubionych, ciepłych i takich, które mi dodają ducha. Kiedy za oknem wiatr stuka gałązkami winorośli, kiedy ciemno i tajemniczo, kiedy granica między światami staje się cieniutka, można tam wejść. Niedawno obejrzałam po raz wtóry "Władcę Pierścieni". Z pierwszego oglądania pamiętam niezadowolenie, że to nie tak, jak sobie wymyśliłam od dzieciństwa. "Coście zrobili z moją ulubioną książką" - miałam ochotę zapytać. Wiele rzeczy mi nie odpowiadało, wiele przeoczyłam. Teraz obejrzałam spokojnie, delektując się i dając wciągnąć w tamten świat. I było całkiem inaczej - zaczęłam dostrzegać głębsze myśli, pewien sens, doceniać estetykę. Spodobało mi się i to jak!
Moim ulubionym ludem w Śródziemiu są.... nie, nie zapobiegliwe i miłe hobbity, ale dumne, mądre, piękne i z lekka tragiczne elfy. Zawsze tak było. Wiem, że jest to trochę tak, jakby żaba podziwiała motyle, albo... człowiek anioły, choć elfy są doskonalsze od aniołów, bo znają życie w ciele. Podziwiam je, piękne, mądre, dobre, odporne na zło do tego stopnia, że nawet wytworzone przez nich przedmioty to zło oddalają. Za przywiązanie do Ziemi, do dzikiej przyrody i umiejętność wtopienia się w nią, za miłość do wszystkiego, co piękne i dobre. Rozumiem ich chęć trwania, niechęć do zmian, ich smutek i ich dumę. Wiem, wiem - wiele osób nie lubi ich właśnie dlatego, że takie idealne. Dla mnie są tym bardziej pociągające.
Świat ludzi daje nam taką dozę tego, co brudne, trudne i złe, że człowiekowi dobrze jest obmyć duszę. I tak po cichu wierzyć, że jeśli zdecyduje się trwać mimo wszystko, do końca, to w najczarniejszym momencie pojawi się Haldir ze swoim wojskiem, żeby mu pomóc.
Zaczyna się głęboka jesień. Czas legend, baśni i czarów. Czas zwijania się przed ogniem i odlotów w głąb siebie, w głąb człowieczeństwa, żeby zrozumieć, żeby ocalić tę iskrę nadziei i piękna. Czas świec, światełek i ścieżek we mgle.
Ar sindoriello caita mornie
Ar illye tier undaluve lumbule
W szarym kraju zapadła ciemność
I wszystkie drogi toną w głębokich cieniach.
P.S. 1 Ideę Mrocznej Puszczy (tam, gdzie mieszka Thranduil i Legolas) Tolkien zaczerpnął z mitologii skandynawskiej. Z kolei Skandynawowie tak nazywali nieprzebyte puszcze w dorzeczu Wisły.....
P.S. 2 Gdyby mapę Śródziemia nałożyć na mapę Europy, to Mroczna Puszcza sytuuje się gdzieś w dorzeczu Bugu i Biebrzy (możecie mi mówić "Tauriel"), a Lothlorien leży na granicy polsko-niemiecko-czeskiej. Hej, ludzie z Izerów i okolicy, rozglądajcie się wokoło!
P.S. 3 Niektórzy uważają, że pierwowzorem elfów w mitach były plemiona słowiańskie: http://dragontn.blog.pl/2012/12/25/slowianszczyzna-%E2%80%93-krolestwo-elfow/
Jest to czas zamykania sezonu ogrodowego, zapełniania spiżarni i piwnicy. Dla mnie to był głównie czas walki ze złośliwą grypą i jej powikłaniami, więc nabrałam nieco opóźnienia, ale już jest dobrze. Ocet jabłkowy kwasi się od paru tygodni, drugi baniak kapusty zakiszony. Reszta kapusty w piwnicy czeka na swoją kolej. Na grządkach zostały jeszcze warzywa, co się przymrozków nie boją: jamruż, pory, trochę pietruszki i marchewki, brukselka. Zbieram je powoli i sukcesywnie.
Od dzieciństwa jesienią napada mnie ochota na wędrówkę - ot, wyjść gdzieś za próg, ruszyć naprzód ku przygodzie, ku nieznanemu. Wzdycham i mówię "Może kiedy indziej..." i wracam do domu, do ciepłego pieca, czekających zwierząt i miliona małych spraw, oswajających świat. A tu okna trzeba umyć, wypić coś w ulubionym kubku, zapalić świece. Zrobić lampion, wianki jesienne na groby bliskich. Nie polecę za horyzont w tym roku. Może innym razem...
Tym bardziej lubię więc podróże w wyobraźni, w głąb siebie, do źródeł baśni i mitów. Wracam do książek i filmów ulubionych, ciepłych i takich, które mi dodają ducha. Kiedy za oknem wiatr stuka gałązkami winorośli, kiedy ciemno i tajemniczo, kiedy granica między światami staje się cieniutka, można tam wejść. Niedawno obejrzałam po raz wtóry "Władcę Pierścieni". Z pierwszego oglądania pamiętam niezadowolenie, że to nie tak, jak sobie wymyśliłam od dzieciństwa. "Coście zrobili z moją ulubioną książką" - miałam ochotę zapytać. Wiele rzeczy mi nie odpowiadało, wiele przeoczyłam. Teraz obejrzałam spokojnie, delektując się i dając wciągnąć w tamten świat. I było całkiem inaczej - zaczęłam dostrzegać głębsze myśli, pewien sens, doceniać estetykę. Spodobało mi się i to jak!
Moim ulubionym ludem w Śródziemiu są.... nie, nie zapobiegliwe i miłe hobbity, ale dumne, mądre, piękne i z lekka tragiczne elfy. Zawsze tak było. Wiem, że jest to trochę tak, jakby żaba podziwiała motyle, albo... człowiek anioły, choć elfy są doskonalsze od aniołów, bo znają życie w ciele. Podziwiam je, piękne, mądre, dobre, odporne na zło do tego stopnia, że nawet wytworzone przez nich przedmioty to zło oddalają. Za przywiązanie do Ziemi, do dzikiej przyrody i umiejętność wtopienia się w nią, za miłość do wszystkiego, co piękne i dobre. Rozumiem ich chęć trwania, niechęć do zmian, ich smutek i ich dumę. Wiem, wiem - wiele osób nie lubi ich właśnie dlatego, że takie idealne. Dla mnie są tym bardziej pociągające.
Świat ludzi daje nam taką dozę tego, co brudne, trudne i złe, że człowiekowi dobrze jest obmyć duszę. I tak po cichu wierzyć, że jeśli zdecyduje się trwać mimo wszystko, do końca, to w najczarniejszym momencie pojawi się Haldir ze swoim wojskiem, żeby mu pomóc.
Zaczyna się głęboka jesień. Czas legend, baśni i czarów. Czas zwijania się przed ogniem i odlotów w głąb siebie, w głąb człowieczeństwa, żeby zrozumieć, żeby ocalić tę iskrę nadziei i piękna. Czas świec, światełek i ścieżek we mgle.
Ar sindoriello caita mornie
Ar illye tier undaluve lumbule
W szarym kraju zapadła ciemność
I wszystkie drogi toną w głębokich cieniach.
P.S. 1 Ideę Mrocznej Puszczy (tam, gdzie mieszka Thranduil i Legolas) Tolkien zaczerpnął z mitologii skandynawskiej. Z kolei Skandynawowie tak nazywali nieprzebyte puszcze w dorzeczu Wisły.....
P.S. 2 Gdyby mapę Śródziemia nałożyć na mapę Europy, to Mroczna Puszcza sytuuje się gdzieś w dorzeczu Bugu i Biebrzy (możecie mi mówić "Tauriel"), a Lothlorien leży na granicy polsko-niemiecko-czeskiej. Hej, ludzie z Izerów i okolicy, rozglądajcie się wokoło!
P.S. 3 Niektórzy uważają, że pierwowzorem elfów w mitach były plemiona słowiańskie: http://dragontn.blog.pl/2012/12/25/slowianszczyzna-%E2%80%93-krolestwo-elfow/
niedziela, 9 października 2016
Jak zachować radość i spokój
Wpadłam ostatnio na wypowiedź Włodzimierza Bukowskiego, gdzie porównuje Unię Europejską i dawne ZSRR ( https://www.youtube.com/watch?v=ZrZJcEWcErE ). Wypowiedź dyskusyjna, można się nie zgadzać w wielu punktach. Jednak pewne podobieństwa są uderzające. Moim zdaniem te podobieństwa to poddawanie społeczeństwa swoistej psychomanipulacji przy pomocy propagandy i rozmaitych zabiegów "wychowawczych".
Żyłam w czasach, kiedy ta propaganda miała się jeszcze całkiem dobrze, zwłaszcza w szkołach i pamiętam. Pamiętam też inne rzeczy - ludzi o złamanym sumieniu, trenowanych od dziecka w dwulicowości.
Mimo to ta propaganda miała pewien aspekt, który okazał się dla ludzi pozytywny i na dłuższą metę zachował ich integralność. Był to optymizm i witalność. To nic, że nie były prawdziwe - wielu, nawet bardzo wielu nie zdawało sobie z tego sprawy. Jest jednak pewien mechanizm psychologiczny: jeśli człowiek uśmiecha się, nawet na siłę, to po pewnym czasie naprawdę poprawia mu się nastrój. Jeśli do człowieka napływają pozytywne informacje, dziarska muzyka i kult życia, to on sam zachowuje lepszą formę fizyczną i duchową. Może dlatego w tych trudnych czasach ludzie zachowali wiele najlepszych, ludzkich odruchów mimo wszystko, może dlatego byli bliżej siebie, życzliwsi sobie nawzajem. Co stało się przyczyną pośrednią upadku systemu.
Obecnie psychomanipulatorzy wiele się nauczyli i poszli o wiele dalej. Nie potrzeba obecnie dziarskich budowniczych lepszej przyszłości, wymyślili więc skłócone społeczeństwo zombi. Zauważcie, że prawie wszystkie wiadomości, jakie do nas docierają, jątrzą, bolą i wzbudzają jedynie negatywne emocje i poczucie frustracji. Rodzi się iluzja, jakby świat był pozbawiony już radości, pogody i beztroski, dobrych ciepłych uczuć i spokoju. Niektórzy nazywają to "obniżaniem wibracji". W tej idei wibracji jest coś bardzo mądrego i prawdziwego. Nie będę teraz wdawać się w szczegóły, powiem tylko, że nasz mózg wydziela fale, które można zmierzyć i zapisać. Te fale są zupełnie inne w przypadku smutku i beznadziei, a inne w wypadku szczęścia. A fala jest wibracją...
Mierzono nawet te "fale szczęścia", chcąc zbadać, jacy ludzie są najszczęśliwsi. Wyszło, że mnisi buddyjscy, a także ci, którzy sporo czasu poświęcają medytacji i kontaktowi z przyrodą i potrafią niejako "wyalienować się z nierozentuzjazmowanego tłumu", ale też mają poczucie łączności z innymi.
Odkąd zaczęłam zwracać uwagę na to, jak chce się wzbudzić w nas te niskie, nieprzyjemne wibracje, widzę bardzo wyraźnie te mechanizmy w mediach, w internecie, nawet w książkach. Wystarczy przeczytać kilka nagłówków i zapytać:"Jakie uczucia mają one wzbudzać?" "Czemu służyć?". Wtedy widać wyraźnie jak na dłoni, że znakomita większość próbuje odwoływać się do najniższych uczuć i instynktów.
Gdyby to sobie było tak na uboczu, to jeszcze nic strasznego, ale to przekłada się na wzrost agresji wśród nas wszystkich, poczucie beznadziejności i smutek, a w rezultacie spadek sił witalnych i chęci do czegokolwiek, więc bylejakość życia. Nie jest to życie, o jaki byśmy marzyli, prawda?
Warto więc pielęgnować nasze wibracje, naszą siłę życiową i nasz zdrowy rozsądek. Jak? Ja stosuję kilka prostych zabiegów, widzę ich pozytywny wpływ na siebie i na swoje otoczenie. Po pierwsze, chociaż jestem bardzo dociekliwa, to staram się unikać wszelkich doniesień, wiadomości, a zwłaszcza tych "sensacyjnych" i jątrzących. Bo co mnie obchodzi, że jakaś pani czy pan coś tam chlapnął? Nawet jeśli jest to wysoko postawiona osoba, jego cyrk, jego pchły. Podobnie wszelkie doniesienia o rzekomych katastrofach, upadku gospodarczym, moralnym czy na zadek. Nie i nie, po prostu.
Drugą rzeczą jest moja mała tajemnica, którą praktykuję od lat. Codziennie poświęcam przynajmniej 10 minut na myślenie o czymś pięknym i wzniosłym. Z rozkoszą i z detalami. Najlepiej rano, ale o każdej porze jest dobrze. Myślę i zachwycam się bez obaw i ograniczeń. Zauważcie, że jeśli gdzieś - w filmie, w książce, w reportażu, w sztuce - pojawiają się sprawy piękne i wzniosłe, to zaraz są wygwizdane, zdeprecjonowane i wyśmiane. A przecież potrzeba czci i szacunku oraz zachwytu jest czymś elementarnym i niezbędnym.
Następną moją tajemnicą jest kontakt z przyrodą, z roślinami i zwierzętami. Zauroczenie tymi przejawami życia w każdym momencie i przy każdej pogodzie.
Jeszcze jeden sposób, to moja kolekcja. Wiecie, ludzie kolekcjonują różne rzeczy. Ja, od wczesnej młodości, kolekcjonuję "klejnoty". Są to te piękne chwile i zachwyty, jakie spotykam. Może to być duże wydarzenie, ale najczęściej są to małe impresje, które w pewnym momencie mi się zdarzyły: jakiś promień słońca w jesiennym lesie, jakaś wyprawa po kasztany, jakieś gwiazdy gdzieś nad namiotem. Składam te cenne wspomnienia do specjalnego miejsca we mnie i czasem otwieram i przeglądam. Coś cudownego!
Jest jeszcze praca nad sobą, żeby usunąć pewne szkodliwe wdruki i schematy, które odbierają mi radość i szczęście. Albo po prostu są fałszywe, mechaniczne i niepotrzebne. Praca dość mozolna i czasem przez chwilę boli (jak przy usuwaniu wbitej głęboko drzazgi), ale jest niesamowicie satysfakcjonująca i dająca poczucie wolności.
Dwa dni później: muszę dorzucić jeszcze jedno przemyślenie. Otóż wmawia się nam, że ludzie lubują się w złych wiadomościach. Uważam, że to bujda na resorach. owszem, katastrofa czy wypadek porusza nas i każe się zatrzymać, ale to nie znaczy, że w niej się lubujemy. Badamy zagrożenie, po prostu. Natomiast eskalacja katastrof powoduje znieczulenie. Jednak jeszcze gorsze są ciągłe wzajemne oskarżenia, publiczne pranie brudów, idiotyczne i szkodliwe relacje. Nie chodzi mi o wymuszony hurra optymizm, fałszywy też, ale o prawdę i nadzieję. Bo zdradzę Wam sekret: większość z nas uwielbia komedie, szczęśliwe zakończenia i po prostu kicz. Tylko wstydzi się do tego przyznać. tym bardziej, że jak zauważyła Dorota Terakowska ("Tam, gdzie spadają anioły"), to, co w sztuce uważa się za kicz, w naturze jest przejmująco piękne: łabędź na jeziorze, majestatyczny jeleń na polanie, słowik na kwitnącej gałęzi...
Żyłam w czasach, kiedy ta propaganda miała się jeszcze całkiem dobrze, zwłaszcza w szkołach i pamiętam. Pamiętam też inne rzeczy - ludzi o złamanym sumieniu, trenowanych od dziecka w dwulicowości.
Mimo to ta propaganda miała pewien aspekt, który okazał się dla ludzi pozytywny i na dłuższą metę zachował ich integralność. Był to optymizm i witalność. To nic, że nie były prawdziwe - wielu, nawet bardzo wielu nie zdawało sobie z tego sprawy. Jest jednak pewien mechanizm psychologiczny: jeśli człowiek uśmiecha się, nawet na siłę, to po pewnym czasie naprawdę poprawia mu się nastrój. Jeśli do człowieka napływają pozytywne informacje, dziarska muzyka i kult życia, to on sam zachowuje lepszą formę fizyczną i duchową. Może dlatego w tych trudnych czasach ludzie zachowali wiele najlepszych, ludzkich odruchów mimo wszystko, może dlatego byli bliżej siebie, życzliwsi sobie nawzajem. Co stało się przyczyną pośrednią upadku systemu.
Obecnie psychomanipulatorzy wiele się nauczyli i poszli o wiele dalej. Nie potrzeba obecnie dziarskich budowniczych lepszej przyszłości, wymyślili więc skłócone społeczeństwo zombi. Zauważcie, że prawie wszystkie wiadomości, jakie do nas docierają, jątrzą, bolą i wzbudzają jedynie negatywne emocje i poczucie frustracji. Rodzi się iluzja, jakby świat był pozbawiony już radości, pogody i beztroski, dobrych ciepłych uczuć i spokoju. Niektórzy nazywają to "obniżaniem wibracji". W tej idei wibracji jest coś bardzo mądrego i prawdziwego. Nie będę teraz wdawać się w szczegóły, powiem tylko, że nasz mózg wydziela fale, które można zmierzyć i zapisać. Te fale są zupełnie inne w przypadku smutku i beznadziei, a inne w wypadku szczęścia. A fala jest wibracją...
Mierzono nawet te "fale szczęścia", chcąc zbadać, jacy ludzie są najszczęśliwsi. Wyszło, że mnisi buddyjscy, a także ci, którzy sporo czasu poświęcają medytacji i kontaktowi z przyrodą i potrafią niejako "wyalienować się z nierozentuzjazmowanego tłumu", ale też mają poczucie łączności z innymi.
Odkąd zaczęłam zwracać uwagę na to, jak chce się wzbudzić w nas te niskie, nieprzyjemne wibracje, widzę bardzo wyraźnie te mechanizmy w mediach, w internecie, nawet w książkach. Wystarczy przeczytać kilka nagłówków i zapytać:"Jakie uczucia mają one wzbudzać?" "Czemu służyć?". Wtedy widać wyraźnie jak na dłoni, że znakomita większość próbuje odwoływać się do najniższych uczuć i instynktów.
Gdyby to sobie było tak na uboczu, to jeszcze nic strasznego, ale to przekłada się na wzrost agresji wśród nas wszystkich, poczucie beznadziejności i smutek, a w rezultacie spadek sił witalnych i chęci do czegokolwiek, więc bylejakość życia. Nie jest to życie, o jaki byśmy marzyli, prawda?
Warto więc pielęgnować nasze wibracje, naszą siłę życiową i nasz zdrowy rozsądek. Jak? Ja stosuję kilka prostych zabiegów, widzę ich pozytywny wpływ na siebie i na swoje otoczenie. Po pierwsze, chociaż jestem bardzo dociekliwa, to staram się unikać wszelkich doniesień, wiadomości, a zwłaszcza tych "sensacyjnych" i jątrzących. Bo co mnie obchodzi, że jakaś pani czy pan coś tam chlapnął? Nawet jeśli jest to wysoko postawiona osoba, jego cyrk, jego pchły. Podobnie wszelkie doniesienia o rzekomych katastrofach, upadku gospodarczym, moralnym czy na zadek. Nie i nie, po prostu.
Drugą rzeczą jest moja mała tajemnica, którą praktykuję od lat. Codziennie poświęcam przynajmniej 10 minut na myślenie o czymś pięknym i wzniosłym. Z rozkoszą i z detalami. Najlepiej rano, ale o każdej porze jest dobrze. Myślę i zachwycam się bez obaw i ograniczeń. Zauważcie, że jeśli gdzieś - w filmie, w książce, w reportażu, w sztuce - pojawiają się sprawy piękne i wzniosłe, to zaraz są wygwizdane, zdeprecjonowane i wyśmiane. A przecież potrzeba czci i szacunku oraz zachwytu jest czymś elementarnym i niezbędnym.
Następną moją tajemnicą jest kontakt z przyrodą, z roślinami i zwierzętami. Zauroczenie tymi przejawami życia w każdym momencie i przy każdej pogodzie.
Jeszcze jeden sposób, to moja kolekcja. Wiecie, ludzie kolekcjonują różne rzeczy. Ja, od wczesnej młodości, kolekcjonuję "klejnoty". Są to te piękne chwile i zachwyty, jakie spotykam. Może to być duże wydarzenie, ale najczęściej są to małe impresje, które w pewnym momencie mi się zdarzyły: jakiś promień słońca w jesiennym lesie, jakaś wyprawa po kasztany, jakieś gwiazdy gdzieś nad namiotem. Składam te cenne wspomnienia do specjalnego miejsca we mnie i czasem otwieram i przeglądam. Coś cudownego!
Jest jeszcze praca nad sobą, żeby usunąć pewne szkodliwe wdruki i schematy, które odbierają mi radość i szczęście. Albo po prostu są fałszywe, mechaniczne i niepotrzebne. Praca dość mozolna i czasem przez chwilę boli (jak przy usuwaniu wbitej głęboko drzazgi), ale jest niesamowicie satysfakcjonująca i dająca poczucie wolności.
Dwa dni później: muszę dorzucić jeszcze jedno przemyślenie. Otóż wmawia się nam, że ludzie lubują się w złych wiadomościach. Uważam, że to bujda na resorach. owszem, katastrofa czy wypadek porusza nas i każe się zatrzymać, ale to nie znaczy, że w niej się lubujemy. Badamy zagrożenie, po prostu. Natomiast eskalacja katastrof powoduje znieczulenie. Jednak jeszcze gorsze są ciągłe wzajemne oskarżenia, publiczne pranie brudów, idiotyczne i szkodliwe relacje. Nie chodzi mi o wymuszony hurra optymizm, fałszywy też, ale o prawdę i nadzieję. Bo zdradzę Wam sekret: większość z nas uwielbia komedie, szczęśliwe zakończenia i po prostu kicz. Tylko wstydzi się do tego przyznać. tym bardziej, że jak zauważyła Dorota Terakowska ("Tam, gdzie spadają anioły"), to, co w sztuce uważa się za kicz, w naturze jest przejmująco piękne: łabędź na jeziorze, majestatyczny jeleń na polanie, słowik na kwitnącej gałęzi...
poniedziałek, 3 października 2016
Namaste - pozdrawiam świętość w Tobie
Miałam nie odzywać się odnośnie ustawy aborcyjnej i protestów, bo fakt, że jest to manipulacja społeczeństwem w myśl starej zasady "dziel i rządź" aż skacze do oczu. Tyle, że widzę, jak zatacza coraz szersze kręgi, jak dzielą się moje kochane przyjaciółki i znajomi, ile złych emocji wywołuje, więc nie mogę już dłużej milczeć.
Kochani, tam, na górze, nikomu nie chodzi o świętość życia czy wolność wyboru. Chodzi o to, aby podzielić ludzi, aby wzbudzić jak najwięcej niechęci. Pula złych emocji wzrasta. A ona żywi potwory... Dobre emocje są dla nich trucizną. Tylko dlatego rozpętano tę huśtawkę nienawiści i poczucia krzywdy. Nie ma w niej najmniejszych logicznych przesłanek i ustawa ta prawdopodobnie nigdy by nie ujrzała światła dziennego. A tak ludzie karmią potwory, a politycy tymczasem pod tą osłoną dymną robią swoje.I nie jest to nic, co by nam przyniosło dobro. Gorzko...
Tak naprawdę to wszyscy mają rację. Zabijanie, każde zabijanie jest złem. Ba, każda krzywda i ból wyrządzona innej osobie jest złem. Jednak życie jest, jakie jest i czasami mniejsze zło jest akceptowane, by uniknąć zła większego. Inaczej wszyscy żołnierze powinni być sądzeni jako zawodowi mordercy. Tymczasem otaczają ich troską rozmaici kapelani, święcą działa, helikoptery i czołgi.
Wolność wyboru jest nieodłączną cechą człowieczeństwa, daną nam przez los czy Boga. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwa i przyjemna. I nikt nie powinien w tę wolność wkraczać inaczej, niż z życzliwą radą czy obietnicą pomocy. Niejaki Jezus z Nazaretu powiedział: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" i "Jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą". Jesteśmy świadkami mierzenia innych miarą niechęci, pogardy i nienawiści. Jak to pogodzić?
Gdyby tak naprawdę decydentom i wszelkiej maści bojownikom o słuszną sprawę zależało na życiu, na każdym życiu, które jest bezcenne, to w przypadku ciąży, zwłaszcza takiej z problemami, kobieta i cała jej rodzina otrzymywała by wsparcie i współczucie i to nie tylko chwilowe, ale rozciągające się na całe życie. Przedstawiano by jasno sytuację i różne możliwości, a w przypadku jakiejkolwiek decyzji można by liczyć na zrozumienie i wsparcie. Gdyby była odpowiednia opieka nad kobietami w ciąży, pomoc psychologiczna i materialna, pewność bezpieczeństwa i dachu nad głową, pełna opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi, to aborcji było by dużo mniej.
Ustawa jest tylko kryminogenna, bo kogo w tym kraju powstrzymały kiedykolwiek jakieś zakazy? Tylko aborcyjne podziemie będzie miało pożytek ze szkodą dla kobiet, które może by urodziły, gdyby aborcja była legalna, ale przed jej wykonaniem proponowano by wszelką możliwą pomoc. Myślicie, że ci mądrale z parlamentu o tym nie wiedzą? Ale powtarzam - im wcale nie chodzi o poczęte dzieci. Dlatego zaczynają od dupy strony. Chodzi o skłócenie nas i wzięcie jeszcze bardziej pod but, bo skłóconymi łatwiej manipulować.
Aborcja jest złem. Złem też jest zabijanie ludzi na wojnie. Mówi się o niewinnych istotkach. A czy dwudziestoletni chłopcy, rzuceni w nieludzką grę, są bardziej winni? Czy dzieci w zakładach opieki specjalnej są czemuś winne?
Pracowałam kilka lat w zakładach dla dzieci upośledzonych, zarówno tych prowadzonych przez Caritas, jak i państwowych. To jest piekło niewinnych. Piekło i upodlenie, gwałty, bicie, tęsknota i odmawianie człowieczeństwa. Rażące zaniedbania, rany, odleżyny.... To życie także jest święte, czemu nikt nie urządza marszów w ich obronie?
Może właśnie od tego trzeba by zacząć? Od zapewnienia opieki i uczucia KAŻDEMU dziecku narodzonemu i jego rodzinie? Marzę o tym, żeby w każdym szpitalu możliwa była aborcja na życzenie, ale żeby nikt z niej nie korzystał.Bo każdy byłby wpatrzony w płomień świętości własnego życia i życia innych. Tylko tak, szanując świętość życia w każdej osobie, można coś osiągnąć.
Namaste, moja siostro, córko, moja przyjaciółko, człowieku. Uznaję świętość w Tobie i szanuję Twoją wolną wolę. W razie potrzeby możesz na mnie liczyć. Namaste.
Kochani, tam, na górze, nikomu nie chodzi o świętość życia czy wolność wyboru. Chodzi o to, aby podzielić ludzi, aby wzbudzić jak najwięcej niechęci. Pula złych emocji wzrasta. A ona żywi potwory... Dobre emocje są dla nich trucizną. Tylko dlatego rozpętano tę huśtawkę nienawiści i poczucia krzywdy. Nie ma w niej najmniejszych logicznych przesłanek i ustawa ta prawdopodobnie nigdy by nie ujrzała światła dziennego. A tak ludzie karmią potwory, a politycy tymczasem pod tą osłoną dymną robią swoje.I nie jest to nic, co by nam przyniosło dobro. Gorzko...
Tak naprawdę to wszyscy mają rację. Zabijanie, każde zabijanie jest złem. Ba, każda krzywda i ból wyrządzona innej osobie jest złem. Jednak życie jest, jakie jest i czasami mniejsze zło jest akceptowane, by uniknąć zła większego. Inaczej wszyscy żołnierze powinni być sądzeni jako zawodowi mordercy. Tymczasem otaczają ich troską rozmaici kapelani, święcą działa, helikoptery i czołgi.
Wolność wyboru jest nieodłączną cechą człowieczeństwa, daną nam przez los czy Boga. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwa i przyjemna. I nikt nie powinien w tę wolność wkraczać inaczej, niż z życzliwą radą czy obietnicą pomocy. Niejaki Jezus z Nazaretu powiedział: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" i "Jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą". Jesteśmy świadkami mierzenia innych miarą niechęci, pogardy i nienawiści. Jak to pogodzić?
Gdyby tak naprawdę decydentom i wszelkiej maści bojownikom o słuszną sprawę zależało na życiu, na każdym życiu, które jest bezcenne, to w przypadku ciąży, zwłaszcza takiej z problemami, kobieta i cała jej rodzina otrzymywała by wsparcie i współczucie i to nie tylko chwilowe, ale rozciągające się na całe życie. Przedstawiano by jasno sytuację i różne możliwości, a w przypadku jakiejkolwiek decyzji można by liczyć na zrozumienie i wsparcie. Gdyby była odpowiednia opieka nad kobietami w ciąży, pomoc psychologiczna i materialna, pewność bezpieczeństwa i dachu nad głową, pełna opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi, to aborcji było by dużo mniej.
Ustawa jest tylko kryminogenna, bo kogo w tym kraju powstrzymały kiedykolwiek jakieś zakazy? Tylko aborcyjne podziemie będzie miało pożytek ze szkodą dla kobiet, które może by urodziły, gdyby aborcja była legalna, ale przed jej wykonaniem proponowano by wszelką możliwą pomoc. Myślicie, że ci mądrale z parlamentu o tym nie wiedzą? Ale powtarzam - im wcale nie chodzi o poczęte dzieci. Dlatego zaczynają od dupy strony. Chodzi o skłócenie nas i wzięcie jeszcze bardziej pod but, bo skłóconymi łatwiej manipulować.
Aborcja jest złem. Złem też jest zabijanie ludzi na wojnie. Mówi się o niewinnych istotkach. A czy dwudziestoletni chłopcy, rzuceni w nieludzką grę, są bardziej winni? Czy dzieci w zakładach opieki specjalnej są czemuś winne?
Pracowałam kilka lat w zakładach dla dzieci upośledzonych, zarówno tych prowadzonych przez Caritas, jak i państwowych. To jest piekło niewinnych. Piekło i upodlenie, gwałty, bicie, tęsknota i odmawianie człowieczeństwa. Rażące zaniedbania, rany, odleżyny.... To życie także jest święte, czemu nikt nie urządza marszów w ich obronie?
Może właśnie od tego trzeba by zacząć? Od zapewnienia opieki i uczucia KAŻDEMU dziecku narodzonemu i jego rodzinie? Marzę o tym, żeby w każdym szpitalu możliwa była aborcja na życzenie, ale żeby nikt z niej nie korzystał.Bo każdy byłby wpatrzony w płomień świętości własnego życia i życia innych. Tylko tak, szanując świętość życia w każdej osobie, można coś osiągnąć.
Namaste, moja siostro, córko, moja przyjaciółko, człowieku. Uznaję świętość w Tobie i szanuję Twoją wolną wolę. W razie potrzeby możesz na mnie liczyć. Namaste.