Ten post jest w pewien sposób kontynuacją poprzedniego. Wasze komentarze, zwłaszcza ten Bazylii, dały mi do myślenia i rozbudziły potrzebę pewnego wyjaśnienia mego sposobu widzenia świata.
Moim zdaniem biznes i głęboka ekologia to dwie wykluczające się sprawy. Biznes jest bezwzględny i twardy: nie masz forsy, nie masz świadczeń. Wiąże się też z opisaną wcześniej zazdrosną ochroną własnych "sekretów".
Nie jestem przeciwna otrzymywaniu wynagrodzenia za świadczone przysługi, ale ekonomia drugiego świata funkcjonuje na planie wymiany przysług i prawie odpłaty. To całkowite postawienie na głowie praw świata biznesu, ale też logiczne i w praktyce świetnie się sprawdza.
Cóż to jest prawo odpłaty?
Funkcjonowało ono u Słowian i ciągle jeszcze jest żywe na wsiach, jak zaświadcza Bazylia. Chodzi o prostą sprawę: Ty mnie, a ja Tobie. W miarę możliwości adekwatnie, ale z życzliwością i liczeniem się z możliwościami innych. Jeśli ktoś przychodzi do wiedźmy (ogródkowej, uzdrawiającej, budującej czy innej), to zajmuje jej czas i bierze energię, którą ona mogła by poświęcić np. na wyhodowanie swojej żywności, zadbanie o swoje zdrowie czy coś innego, żywotnego dla niej. Dlatego kosmiczne, elementarne prawo równowagi nakazuje, żeby to wynagrodzić. W taki sposób, w jaki można - albo pieniędzmi, albo pomocą czy inną przysługą. Niekoniecznie zaraz i od razu, ale też niezbyt długo po fakcie. Ludzie wrażliwi czują to sami z siebie i sami z siebie umieją przyjąć z wdziękiem czyjąś pomoc i oddać ją, jak mogą.
Bazylia zadała mi kilka ważnych dla niej pytań. Odpowiedź zajęła mi kilkanaście minut, byłam też szczęśliwa, że ktoś troszczy się o Ziemię i docenia moją wiedzę. Czyli dostałam pozytywnego kopa. Z kolei kiedy zimą zachorowałam, dostałam od Bazylii wspaniały syrop, jedyny, który mi naprawdę pomógł. Za żadne pieniądze bym takiego nie kupiła. A ludzie, którzy proponują drogie staże, nie dostali nic... Nie tylko równowaga przysług została zachowana, ale wzrosła też w świecie pula życzliwości i dobrych myśli.
Nie tylko Bazylia pamiętała o mnie, dostałam od Was więcej syropów i innych lekarstw, za co jestem wdzięczna. Np. Maść od Kuro Neko bardzo pomogła mi na bolące stawy. a najbardziej świadomość Waszej dobroci i życzliwości. Wybaczycie mi, że nie wymienię Was wszystkich, ale mam Was w sercu, a tu chodziło o zilustrowanie pewnej tezy. W każdym razie DZIĘKUJĘ!
Tego wszystkiego nie da się wymierzyć pieniędzmi, one ucinają wszelkie więzi. Bo "płacę i wymagam", a potem won! Nie ma wdzięczności, nie ma pozytywnego kopa.
Jest taka dziwna sprawa, że ludzie, którzy biorą "co łaska" za swoje usługi, w sumie są często lepiej wynagradzani, niż ci, którzy ustalają ceny i kurczowo się ich trzymają. Ten strach o dochody blokuje swobodny przepływ energii wdzięczności i wzajemnych przysług.
Należy jednak być uważnym, aby nie dać się "wyssać" wampirom, czyli takim, którzy chcą brać, nie dając nic w zamian. Wbrew pozorom takie dawanie w nicość jest szkodliwe zarówno dla dającego, jak dla biorącego. Tacy ludzie jednak istnieją i trzeba umieć się od nich odciąć z całą stanowczością. Jednak nie zawsze wiadomo to z góry, dlatego dobrze jest postawić sprawy jasno: owszem, można do nas przyjechać, ale trzeba liczyć się z tym, że na mieszkanie i utrzymanie należy zarobić, bo nas to tez kosztuje. Nic wielkiego, 4 godziny pomocy dziennie. Także inne sprawy lepiej postawić jasno i nie cierpieć w milczeniu, kiedy mamy coś ważnego do zrobienia, a ktoś domaga się, żebyśmy mu wszystko dawali.
Oczywiście zawsze są wyjątki - jeśli ktoś jest w rozpaczliwej sytuacji, zbyt słaby czy chory, to pomaga się takiej osobie bezinteresownie. Licząc po prostu, że przysługa sama do nas wróci. Także rodzina i przyjaciele to zupełnie inny przypadek, zwykle jesteśmy powiązani bardzo gęstą siatką wzajemnych zależności i przysług, mamy do nich zaufanie i nie liczymy na odpłatę zaraz i już. Jednak i tu trzeba uważać na "wampiry". Nic nie usprawiedliwia bezkarnego i bezczelnego wykorzystywania innych. Czasem takie odcięcie się jest bolesne, ale konieczne dla zdrowia psychicznego i fizycznego. Nie pomożemy nikomu tak naprawdę, dając się wykorzystywać, a sobie możemy bardzo zaszkodzić, aż do śmierci z wyczerpania czy choroby psychicznej. No, to już są skrajne przypadki, ale kto obcował z wampirami i toksycznymi ludźmi, ten wie, jakie szkody potrafią zrobić.
W ekonomii nowego świata, która nie tylko odpłaca się na planie materialnym, ale też na planie energetycznym, zwiększając ilość życzliwości i sympatii w świecie, dzieją się cuda. Nie mogę ich wszystkich opisać, bo wiele nie dotyczy mnie osobiście, ale są mi znane sprawy zupełnie zdumiewające. Z mojego doświadczenia tylko kilka drobiazgów: mimo, że piszę prawie o wszystkim, co wiem (zawsze są jakieś sekrety rzemiosła, ale to są sprawy dla bardzo zaawansowanych, które zdradza się tylko wybranym uczniom i to pod koniec ich szkolenia, kiedy prawie prześcigną nauczyciela), to wiem, że gdybym ogłosiła, że prowadzę płatne staże, to wiele osób, które mogą, chętnie by w nich uczestniczyło. Bo wolą dotknąć i sprawdzić, a mają na to pieniądze i za mało czasu, żeby zrobić w trybie "pomoc za naukę". Wiem też, że gdyby była taka potrzeba, to sto domów stoi przede mną otworem, a to lepsze, niż lokata w banku. Wiem też, że gdyby zdarzyło się coś (oby nie), jakiś wypadek czy inne przeciwności losu, to mogę liczyć na pomoc i mobilizację wielu ludzi. Też lepsze niż najlepsza lokata. Gdyby trzeba było zarabiać, też dam radę, właśnie dzięki znajomościom i inspirującym pomysłom życzliwych ludzi.
Kiedy jest krucho z finansami, to zawsze nagle i niespodziewanie pojawia się jakby znikąd to, czego akurat potrzeba.
Myślę, że podstawą tej ekonomii nowego świata jest przezwyciężenie strachu, obawy przed brakiem środków i otwarcie się na przepływ energii i dóbr. U dawnych Słowian nie było ubogich, sierot, ani żebraków, jak niechętnie przyznają nawet germańscy "misjonarze". Każdy miał potrzebną opiekę i to życzliwą opiekę. Nie było też pasożytów, nawet kapłani zarabiali pracą własnych rąk, jak wszyscy (odpowiedź mieszczan gdańskich dla chrześcijańskich "misjonarzy", spisana także w ich kronikach). Nie było złodziei, ani gwałtów, a domy i skrzynie były zawsze otwarte. Ludzie znali, bo byli uczeni od dziecka, prawo odpłaty i wzajemnej życzliwości. Dlatego nawet jeszcze w niedawnych czasach, na wsi w niektórych regionach Polski, mimo, że już zamykano domy, wyjeżdżając, to zawsze zostawiano w sieni lub w podsieniach wiadro wody i bochenek chleba dla niespodziewanego, strudzonego wędrowca.
Może więc ta ekonomia nowego świata, to powrót do dawnej, życzliwszej ludziom i naturze ekonomii? Gdzieś tam, w każdym z nas drzemie tęsknota za spokojniejszym, bezpieczniejszym i bardziej sympatycznym światem, za rajem utraconym. A on jest w zasięgu ręki, trzeba tylko przestać się bać. Dawne - nowe idee idą jak burza i zmieniają serca wielu ludzi, nie tylko młodych.
Aha, ta ekonomia nie wyklucza uczciwego zarabiania na życie, bo "wart robotnik zapłaty swojej", a dzieła wykonane ze znawstwem i miłością warte są swojej ceny, ale przywraca właściwe proporcje. Nie ma co się bać ani konkurencji, ani dzielenia się wiedzą, bo nie każdy ma czas i umiejętności potrzebne do wykonania wszystkiego i dla prawdziwych, rzetelnych fachmanów zawsze będzie możliwość zbytu. Tym większa, im więcej dobrej energii będą miały ich dzieła. A dobra energia pochodzi z życzliwego, pełnego mądrej miłości stosunku do świata, do innych i do własnej pracy.
Dawno nie przeczytałam tak mądrego i podnoszącego na duchu tekstu. Jestem Ci bardzo wdzięczna za ten post i za te wspaniałe słowa.
OdpowiedzUsuńWszystkie one są prawdziwe, a tezy wypróbowane w praktyce. Może mogłabym napisać więcej o adekwatnej wymianie i dzieleniu się, ale to może później.
UsuńPięknie to napisałaś. Taka właśnie ekonomia podoba mi się i tak staramy się żyć. A prawa odpłaty uczyli nas od dziecka. I moich sąsiadów nie tylko najbliższych i gości widać też. I tak jest dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
P.S.
Kiedy przyjedziesz prząść?
Pojechałabym już zaraz, ale jak mnie nie ma, to psy razem z Piotrusiem siedzą przy bramie i wyją z tęsknoty. Muszę jakoś to urządzić, żeby ktoś był z małżem w domu, bo mi uschnie i się zagubi zupełnie. Drugi problem to dojazd - moim Pyziem to trochę daleko, a komunikacją publiczną - skomplikowane.
UsuńMoże Cię skądś odbiorę. Musimy jakoś trasę zaplanować, jeśli Ci się uda logistycznie zorganizować dom. Wiem dobrze jakie to trudne jest w praktyce.
UsuńMoże Cię skądś odbiorę. Musimy jakoś trasę zaplanować, jeśli Ci się uda logistycznie zorganizować dom. Wiem dobrze jakie to trudne jest w praktyce.
UsuńJagodo, u mnie to samo!!! Od trzech dni jestem w pracy, a w domu żałość, jakby mnie nie było kilka lat co najmniej;))))
UsuńAle to piekne. Jak w bajce. Marzę o takim świecie.
OdpowiedzUsuńTen świat już istnieje, jest coraz więcej ludzi, którzy tak żyją.
UsuńAmen!
OdpowiedzUsuńNiech tak będzie.
UsuńKiedy czasem Sąsiad pomoże - a nigdy jeszcze nie odmówił - a ja mu dziękuję, zawsze powtarza jedno: "Życie jest długie i ciężkie - raz ja Tobie, raz Ty mnie pomożesz" - i to takie proste;) I pomagam - jak mogę i czym mogę - a to poszukam czegoś w internecie, a to przywiozę coś z miasta, a to nakarmię psa jak trzeba - niby nic, a kręci się wspaniale;)))) A ile pozytywnej energii powstaje;) A już zwłaszcza mnie wzrusza, jak Sąsiedzi dzwonią: "A nie wpadniesz na chwilę? Coś nowego powiesz, posiedzimy przy piwku, stęskniliśmy się";)))) Różnica wieku między nami - bagatela - jakieś 40 lat z okładem;) Ale - zapewniam - nie ma zupełnego znaczenia;)
OdpowiedzUsuńWidzisz, gdyby tak to rozciągało się coraz szerzej i szerzej. Jak było by miło wszystkim.
UsuńAle utopia...
UsuńDużo skojarzeń wywołałaś tym tekstem. Skojarzeń rozrzuconych po świecie, ale mających wspólną podstawę. Akurat od kilku dni gadaliśmy w domu o podobnych rzeczach. Będąc w podróży, można poznawać ludzi dopiero poza szlakami turystycznymi. I nie chodzi tylko o większą gościnność, lecz także o poziom rozmów. K. pracując w branży humanitarnej mówi to samo. Tam, gdzie nie docierają pieniądze z Zachodu czy to w postaci turystów czy pomocowe, ludzie biorą tylko tyle ile im potrzeba, albo mówią: "My sobie damy radę, dajcie tamtym, bo bardziej potrzebują". Nasza poprzednia wioska, w której mieszkaliśmy prawie 5 lat, była świetna, ale za blisko dużego miasta i za bardzo już miastem przesiąknięta. Nie było tam współpracy na takim poziomie, z czym teraz się spotykamy. W znanej Wam pewnie książce "Brudna robota" Kristin Kimball, narzeczony głównej bohaterki też wyznawał teorię odpłaty lub daru i też im się to sprawdzało:)
OdpowiedzUsuńTo wszystko można podsumować stwierdzeniem: "okrutne to będą czasy, kiedy relacje międzyludzkie zostaną oparte wyłącznie o pieniądz" (nie pamiętam autora). W wielu miejscach to się już dzieje, każda usługa jest wyceniona, a grono "przyjaciół" ogranicza się do znajomych z pracy....
Na szczęście sami możemy dużo zrobić, żeby do tego nie dopuścić, czego potwierdzeniem jest powyższy tekst Jagody i słowa Kretowatej i pewnie doświadczenia niejednego z nas.
Mam ostatnio wrażenie, że jestem czymś w rodzaju skrzynki kontaktowej, przez którą przepływają wzajemne wiadomości i kontakty. Fajne to jest, chociaż w ten sposób przyczyniam się do wzrostu tej puli pozytywnej energii. Niedawno znowu zachchmęciłam: kiedyś zrobiło mi się żal Utygan, u której piece nie funkcjonowały jak trzeba i zimą woda w misce zamarzała, a o tym, żeby się rozebrać do mycia można było pomarzyć. Przypomniałam sobie, że Artur buduje wydajne piece rakietowe, a kiedyś wspominał, że chciałby nauczyć się więcej o ziołach. Skontaktowałam ich, a co było dalej to poczytajcie sobie na jej blogu, hi hi hi.
UsuńWspaniały ten post nasunął mi jedną ciekawą refleksję dotyczącą dzielenia się wiedzą. Piszesz: "Nie ma co się bać ani konkurencji, ani dzielenia się wiedzą, bo nie każdy ma czas i umiejętności potrzebne do wykonania wszystkiego i dla prawdziwych, rzetelnych fachmanów zawsze będzie możliwość zbytu. " A ja sobie pomyślałam, że dzielenie się wiedzą nie tylko nie tworzy konkurencji, ale wręcz sprzyja naszym "biznesom". Jak? Proste. Rękodzieło to moja pasja. Jeśli tylko ktoś prosi mnie, bym pokazała jak się przędzie, tka igłą, robi koronki, siatki czy haftuje, nie mam obiekcji, by uczyć. I o dziwo kreuje to nie tylko więcej nabywców na moje dzieła, ale są to nabywcy świadomi tego, czemu są one tak drogie. Kiedy ktoś choć raz spróbuje zrobić sobie skarpety tkane igłą, a najpierw uprząść wełnę na nie, sam się przekonuje, ile czasu, cierpliwości i umiejętności trzeba temu zadaniu poświęcić. I wtedy bez szemrania i marudzenia płaci ustaloną cenę.
OdpowiedzUsuńNo właśnie! dużo by można powiedzieć o braku poszanowania dla odzieży i przedmiotów nas otaczających, spowodowanym ich sztucznie zaniżaną ceną. Rękodzieło to nie tylko rzecz, to także cały artyzm i wiedza, nie tylko czas za tym stojące. Kiedyś najdrobniejszy przedmiot był robiony z miłością, znawstwem i bogato zdobiony. Były one kochane, szanowane i przekazywane przez pokolenia. Dziś żyjemy w "kulturze" jednorazówek byle jakich, bez duszy i bez polotu. Rekodzieło przywraca przedmiotom, a przez to ich użytkownikom, godność.
UsuńTak. To też temat na długi wpis.
UsuńKrysiu, polecam tę lekturę - o tym, jak to jest we Włoszech, a jak w stanach europie Zachodniej, jak to się "porobiło" na świecie - w sposób naprawdę miły;) Niby nic nowego, ale miło się czyta i pewnie wiele fragmentów byłoby tu w sam raz;) ksiażkę oczywiście poleciła mi moja psiapsióła, bo wie, że jakich z "Toskanią w tytule" sama nie ruszę;))) Ale ta jest inna, zachęcam do lektury;)
OdpowiedzUsuńhttp://www.matras.pl/madrosc-toskanii,p,4260
Wiesz, byłam w Toskanii i widziałam to trochę inaczej - masa domów na sprzedaż, opustoszałe malownicze miasteczka, a inne "zawalone" przez turystów. tubylcy zmęczeni tym wszystkim i na wszystkim zarabiający. Wszechobecni przybysze z Aryki, handlujący czym się da i okupujący miejsca publiczne...Pięknie, to prawda, ale do raju daleko. A ksiązkę chętnie przeczytam, jak przebrnę przez najnowszego Pilipiuka.
UsuńTak być powinno i świat zmierza ku naprawie. Zdarza się jakże często że podobne pomysły powstają w wielu głowach w różnych miejscach na świecie, gdy ktoś przebije z tym co dostał z "góry" żąda wyłączności i zapłaty za "swój" pomysł, śmieszy mnie to nieodmiennie. Tak właśnie jak i Ty myślę na tym polega wymiana, często daję nie oczekując niczego w zamian i mam wielką radość z bliskości - z niewieloma ludźmi to prawda, ale są za to naprawdę wspaniali.
OdpowiedzUsuńTrochę usiłowałam poznać świat słowiańskich plemion. Ich wiarę zwyczaje obrzędy, szukam tej wiedzy od Herodota i innych dawnych rzymskich arabskich czy greckich wędrowników po sagi skandynawskie. Były to czasy bliskości z Naturą to prawda i spotkań międzyludzkich i pieśni Bardów wędrujących po świecie ale też wiem że walczyli między sobą bo tamci mieszkali w innym terenie dalej od nich i nie byli "rodziną". Prusowie piękny lud o pięknych tradycjach i moi "ukochani" Jaćwingowie o których niestety niewiele wiadomo, oprócz tego że wdowy wieszały się po śmierci mężów i że palili zwłoki swoich bliskich przy brzegach jezior i wierzyli w reinkarnację. Znikli z Suwalszczyzny ukochanej ziemi i lasów niszczeni przez inne plemiona i przez samych siebie, bo ciągle atakowali sąsiadów aż po Czerwoną Ruś. Ciekawostka na Białorusi ponad 60% pytanych o narodowość napisała - Jaćwing. :)) To samo na Litwie. Oj wsiadłam na konika już zsiadam i zmykam. :) Dobrych spotkań i realizacji ciekawych pomysłów Krysiu.
Wiesz, z tymi zapiskami różnie bywa. Wiem, że życie naszych przodków nie było bajką, ale trzeba brać pod uwagę, że zapiski sporządzali nieprzychylni nam na ogół ludzie. to tak, jakby wiedzę o obyczajach chasydów czerpać z pism Hitlera i jego zauszników. coś tam prawdy może się znajdzie, ale głównie propagandowy bełkot i pomówienia. Jeśli już niechętnie napisali coś dobrego, to musiało być naprawdę znane i bijące po oczach, a reszta... może prawda, może propaganda.
UsuńPięknie to napisałaś, ale nie każdy niestety ma tyle charyzmy żeby zjednać sobie tak wielką rzeszę ludzi, chętnych do pomocy, którzy stoją za nim w razie czego. Tylko zazdrościć.
OdpowiedzUsuńKochanie, jeśli działanie czarów mamy uzależniać od jakiejś tam charyzmy... ja nie mam żadnej, w młodym wieku miałam nawet kłopoty w kontaktach z ludźmi. Teraz to się całkowicie zmieniło, ale długo by o tym gadać. A czary po prostu są i jest coraz więcej ludzi na nie otwartych.
UsuńDobre, ciepłe czary Natury.