Od dwóch dni doprowadzam do porządku nasz sad, w którym krety zrobiły makietę Himalajów. Trzeba te wszystkie górki rozgrabić i to zanim trawa zacznie rosnąć. Wcześniej były zamarznięte, ale teraz już zmiękły i dają się splantować grabiami. Co ciekawe są tylko w części sadu, druga część jest prawie od nich wolna. Co jeszcze dziwniejsze - ta wolna od kretowisk część ma o wiele lepszą ziemię. Granica przebiega prawie dokładnie wzdłuż ścieżki prowadzącej nad staw i sznurka, wyznaczjącego pastwisko dla owiec. Tam, gdzie pasą się częściej, kretów nie ma. Takie to filozoficzne rozważania o kreciej naturze prowadziłam nad grabiami.
Nic więcej nie mogę w tej chwili robić - zimno, przejmujący wiatr, rano biały szron. Ani kwitnące przebiśniegi i pierwsze krokusy, ani żurawie pasące się na polach tego nie zmienią. Jak mówi nasz sąsiad: "Jeszcze wiosną nie pachnie..."
Dzięki mojej uroczej sąsiadce Gosi, właścicielce przemiłego pensjonatu "Leśny Dworek", a mojej koleżance, poznałam w końcu w sąsiedniej wsi ludzi, od których mogę kupić wspaniałe mleko prosto od krowy, śmietanę taką, że nożem można ją kroić i pyszne serki. Bo miałam dylemat: mieszkając wśród krowich potentatów (po 30-40 krów) nie miałam skąd brać dobrego mleka. Dlaczego? Po pierwsze - podpisują z mleczarnią jakiś kontrakt, że nikomu nie będą sprzedawać. Po drugie - karmią krowy śmierdzącą sianokiszonką i mleko jedzie jak nie wiadomo co. Po trzecie - od razu dodają coś do tego mleka, żeby nie kisło i nie można go na zsiadłe nastawić. Po czwarte - dojarki myją mocno agresywnymi środkami chemicznymi i mam wrażenie, że nawet mimo płukania, czuć te środki w ich mleku. Czyli byliśmy podobni do rozbitków na oceanie, którzy mają pełno wody wkoło, a napić się nie mogą. A teraz znaleźliśmy przemiłych gospodarzy, co mają tylko dwie krówki i doją je dla siebie, a karmią sianem, marchewką i osypką. Mniam, jakie pyszne to wszystko, co od nich mam... Szkoda, że nie mogę Was poczęstować....
A w Leśnym Dworku przed Wielkanocą odbędzie się staż pieczenia chleba, robienia serów podpuszczkowych i przygotowywania tradycyjnych potraw wielkanocnych. Oczywiście tam będę, dawno już chciałam nauczyć się robić sery podpuszczkowe. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to można skontaktować się z Gosią pod tel. 512 479 870 lub Joanną (organizatorka warsztatów) 505 061 237.
Oj...język mi ucieknie. Mniam!
OdpowiedzUsuńTo będę wstrętna i Cię jeszcze dobiję: sernik z ich sera jest najbardziej puszystym sernikiem, jaki w życiu widziałam :)))
UsuńDlaczego jesteście tak daleko? Mam tu jednego gospodarza, który hoduje krowy, ale wszechobecny u niego brud mnie odstręcza. Sprzedaje mleko, owszem, ale nie mogę się przemóc, po prostu boję się tego mleka, kiedy widzę panujący tam syf. A i on sam... łomatulu...
OdpowiedzUsuńKreciej natury nie rozgryzłam. Pogodziłam się, a próbowałam wszelkich metod, poza starym śledziem, co to należy go wsadzić w kretowisko - jakoś mnie to nie przekonuje. Miał pomóc piołun. Posiałam, a tam, gdzie piołun, teraz są najbardziej dorodne kretowiska!
U tych państwa, do których teraz chodzę jest czyściutko i ładnie, nawet oni sami, mimo, że dzień roboczy, to też czyściutcy i wręcz pachnący. Jestem zadowolona jak nie wiem co....
UsuńNo patrz, jak Ci się poszczęściło. Ja przestałam pić mleko. Tylko śmietankę kupną do kawy leję, tę 30 %, żeby nie schudnąć czasem.:-)
UsuńPS. Nasiona dzisiaj wyślę.
Zniknęła moja wypowiedź, nie żeby była specjalnie wartościowa. Blogger mne czasem zadziwia. Postaram się dzisiaj już wysłać te nasiona.:-)
UsuńNic nie zniknęło, to tylko weryfikacja komentarzy włączona. Kochana jesteś z tymi nasionami.
UsuńW końcu wysłałam. Gorzka Jagodo, wcale nie jestem taka kochana, chociaż się staram :-). Sama wiesz, jako ogrodniczka doświadczona, że często tych nasion kupnych jest za dużo w opakowaniu, nawet jeżeli mają parę lat trwałości... Żal, żeby się zmarnowały, a u Ciebie nie zmarnują się na pewno.
UsuńO, pięknie! Ja mam też taką gaździnkę, która mi przynosi twaróg, masło robione w domu i mleko, kwaśne z tego mleka jest boskie! To jest jednak całkiem inne jedzenie. A twarożek z pieczonym przez siebie chlebem to poezja:)) Smacznego!!!
OdpowiedzUsuńTobie też! Dobrze, że jednak jeszcze tacy ludzie są. Ja sama marzyłam o krówce na własne potrzeby, ale za często muszę wyjeżdżać, żeby brać jeszcze tę odpowiedzialność. Ale nie mówię nigdy :)
UsuńU nas na wiosce jedyny sołtys ma krowy ale mleka niet, bo cielaki się odchowują!
OdpowiedzUsuńNo to bida z mlekiem, za to cielaki szczęśliwe :)
UsuńKrety mają bardzo dobry słuch. Jak słyszą "tuptanie" owiec, to boją się tam zapuszczać.
OdpowiedzUsuńMożliwe...
UsuńSłuchajcie, nie mam pojęcia, co się dzieje - odwiedzaliście mnie wy, ilość osób była przyjemna, a tu nagle, nie wiadomo skąd, wzrosła prawie dziesięciokrotnie: wczoraj prawie 700, dziś już prawie 800. Głównie czytany jest post o wodzie. A włażą ludzie z USA, z Chin i innych dziwnych krajów. Atak zmasowany spamów i hakerów, czy co? Jak tam z Waszymi blogami?
OdpowiedzUsuńMoże masz taki chwilowy okres w życiu, że czujesz się troszkę osaczona, czy atakowana ? Sądząc z ostatnich komentarzy na Twoim blogu niejakich Los Zgryźliweros, czy jak im tam, to tak właśnie może być. Jeśli to sprawka wielkiego krzyża (astrologicznie), to sprawa będzie kulminować w 3 dekadzie kwietnia a w czerwcu zacznie się rozmywać, także przeleci :))
UsuńOj tam, jeden krytykant to nie atak. Dziwi mnie tylko taka liczba odwiedzin nagle, na razie nikt nie atakuje, nawet spamu jest tyle, co normalnie :)
UsuńA, zagadka rozwiązana: jakiś automat się podpiął i wygenerował tony spamu - dosłownie co 5 minut przez całą dobę.
UsuńPrzyznaję się bez bicia, że z USA to ja :( Na razie...
UsuńEwo, fajnie, że Ty, a te dodatkowe 1000 wejść z USA to krasnoludki hi hi hi... wiem, że ludzie zaglądają z różnych krajów, ale trudno uwierzyć, że 2 000 chińczyków nagle zapałało miłością do polskiego ogrodnictwa :)
UsuńNo kto ich tam wie hi hi hi... Taki ciekawy blog :)
UsuńNad kretami się nie zastanawiałam, u mnie każdego który się pojawiał to koty łapały, zagryzały i zostawiały. Myszy, szczury, jaszczurki zjadają ze smakiem, ale kretów nie jedzą, widocznie nie smakują. A co do mleka to też chodzę do takiej fajnej starszej pani co ma dwie krowy, daje nam mleko, a ona pasie krowy na naszej łące ;)
OdpowiedzUsuńMoże Twój blog jest już taki popularny albo po prostu szersze grono spamerów się zainteresowało ;) Ja właśnie u siebie sprawdziłam i normalnie wszystko wygląda.
Popularny? W Chinach i Indonezji? Dziwne to wszystko...To raczej spamerzy czyli maszyny.
Usuńa w ogóle jak inaczej można zrobić ser podpuszczkowy? bo zabijanie cielaka by wyskrobać z jego żołądka podpuszczkę jest okropne. Są jakieś odpowiedniki podpuszczki...czy coś...:/
OdpowiedzUsuńIstnieją już podpuszczki na bazie bakterii oraz możliwość robienia sera z mleka zakwaszanego np. grzybkiem tybetańskim czy po prostu niektórymi ziołami.
Usuńdziękuję za odpowiedź :)
UsuńTo ja taki spam co dzień wywalam chiński i jakiś tam i miałam moderację włączoną i guzik tam spam dalej mam, wkurza mnie jak sto pięćdziesiąt par diabłów, ale pracowicie toto wywalam. :)
OdpowiedzUsuńA Los zgryźliweros :)))) (super nazwa!!!). Jacyś dziwnie smutni ludzie, myślę że należą do odmiany nieszczęśliwych zwanych doskonałymi. J
agodo też jestem zainteresowana wiedzą o robieniu własnego sera i oczywiście nie z żołądków cielęcych. Kupujemy mleko na wsi u pani Kazi, czysta krówka i mleko doskonałe, śmietanki zawsze mam dużo i zsiadłe pyszne, twarożki robimy sami. I jeszcze powiem - chociaż może się powtórzę, budę dla psa tam widziałam :)) wyraźna samowolka budowlana. :)) Buda murowana z dwoma wejściami :)) Pies nie na łańcuchu, ale za dość sporym ogrodzeniem okrąglutki jak Kazia i jej mąż. Bardzo mili ludzie i dobrzy i jajca też mają. :)
Wiesz, ja nie wiem, z czego korzysta ten mistrz serowarski na kursach. Dla mnie to ganc egal, zobaczę, popytam...
UsuńMy bierzemy mleko od pani, która ma 7 krów i też ma umowę z mleczarnią, ale po cichu nam sprzedaje mleko i też karmi dobrymi rzeczami krowy i nie używa chemii. Mleczko jest gęste i pyszne, a sery z niego wychodzą boskie. My jesteśmy jak na razie serowymi samoukami, zaczynamy właśnie zabawę z serami żółtymi, bo zwykłe podpuszczkowe wychodzą nam już zupełnie pysznie ;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wczoraj w jednym z supermarketów na slasku był kiermasz z Korycina i racze się serami Korycińskimi :) Jak tylko kto ma możliwość nauczyć sie, ma dość materiału to zachęcam. Nie świeci garnki w końcu lepią :) Kiermasz mały, supermarket duzy ale jadalnego jedzenia w całym supermarkecie nie było tyle co na kilku stołach które przyjechały z Korycina z wędlinami, serami, miodem i chlebem. Ceny wysokie, adekwatne no jakości, ale kto nie da piekarzowi to zaniesie lekarzowi... Jedzmy, róbmy, póki jeszcze się da bo nie wiadomo jak długo jeszcze.
OdpowiedzUsuńKorycin mam blisko. Sery tamtejsze dobre i z tradycją (od czasów Napoleona, jego żołnierze podratowani przez miejscowych nauczyli ich robienia dobrych serów). Trochę to też zależy, od kogo są, bo bywają lepsze i gorsze. Tutaj sporo osób je robi, a że mieszkają poza obrębem Korycina, to oficjalnie nie mają prawa do nazwy, czyli są tańsze, ale równie dobre. A ja bezwstydnie korzystam :))))
Usuń