Może to i dobrze się zdarzyło, że te filmiki wyszły na początku. Będę bardziej wiarygodna, mówiąc o ogrodach, o warzywnikach i o tym, co w nich dobrze jest zrobić. Ten blog jest w zamyśle blogiem o ogrodach i o dążeniu do samowystarczalności, oraz o życiu na wsi i różnych mądrościach i ich przeciwnościach z tym związanych. W zasadzie, według moich odkryć, to, co dawne i tradycyjne, jest jednocześnie bardzo mądre i przemyślane. To, co "postępowe" - niekoniecznie
Kiedy zamieszkaliśmy tutaj, otaczał nas ugór, na którym pasły się krowy. W sadzie, założonym jeszcze przed wojną, drzewa były w opłakanym stanie - połamane gałęzie, rak, narośla...
W sumie - to, co było zrobione przed wojną , w latach 20, było wręcz perfekcyjne. Sad - rozstaw drzew co 11 metrów, w rzędach północ-południe, dom - drewniany, ale taki "dworkowaty", postawiony w orientacji "kwadrans po 12", która sprawia, że każda ściana i każde okno dostaje swoją dawkę słońca.
Tłumaczę: dom jest ustawiony tak, że jeden węgieł jest skierowany dokładnie na południe. Dwie dłuższe ściany skierowane są na południowy-zachód i na północny-wschód. Zachowano tradycyjny podział na cztery pokoje (wiem, że dawniej było ich więcej). Kuchnia jest od północnego wschodu, z oknami na wschód, co sprawia, że rankiem zawsze jest tam słońce. Poza nią są trzy pokoje.
Były, tradycyjnie u nas, dwa wyjścia, w dwóch długich ścianach - kuchenne, od wschodo-północy i paradne, od południowego-zachodu. To ostatnie zamurowano, a szkoda. Kiedyś, to paradne wejście, ocienione gankiem, służyło w wyjątkowych okazjach. Jedną z nich było przyjmowanie gości na wyjątkowe uroczystości, inną - wyprowadzanie trumny ze zmarłym. Czyli dwoje drzwi do domu, dwie różne sfery, życie codzienne i wydarzenia wyjątkowe, uroczyste, Sacrum et profanum.
Nad strugą, dzisiaj "zmeliorowaną", a dawniej tworzącą zakola i rozlewiska, widać fundamenty dawnej bani czyli, mówiąc po dzisiejszemu, sauny. Nasi przodkowie nie byli brudasami, wystarczy przypomnieć króla Jagiełłę, który codziennie rano korzystał z takiej łaźni. Dziś to komfort i przywilej bogatych, dawniej stała u nas przy większości chłopskich domów.
Po dawnych budynkach gospodarczych zostały tylko rzędy kamieni, a właściwie głazów, luźno położonych, które stanowiły ich fundament. Zarówno domy, jak zabudowania gospodarcze, stały dosłownie na "kamieniach węgielnych" ( nie z węgla, ale z węgła, czyli z rogu). U nas grunt jest miękki, często podmokły i "pracuje" podczas mrozów, odwilży i suszy.W naszej posiadłości okropne garaże, postawione przez poprzednich właścicieli, już popękały. Podobne pęknięcia widzę często w "nowomodnych" budynkach z pustaków lub bloczków. Tymczasem dawne, drewniane budynki, położone na luźnych kamieniach, potem uszczelnianych gliną i słomą, "pracują" bez szkody dla całości przez dziesięciolecia.
Tak samo, jak uszczelnianie mchem okazuje się trwalsze i zdrowsze, niż uszczelnianie wełną mineralną, albo jak dach z augustowskiego wióru osikowego jest trwalszy i cieplejszy, niż dach ze współczesnej blachy.
Przez lata gromadzę wiedzę, porównuję parametry, wskazania sejsmiczne i zwykłą obserwację. Nie ma dwóch zdań. Przodkowie byli mądrzejsi od nas. Mieli też coś, czego nam brakuje: budowali i tworzyli z miłością i dbałością o szczegóły. Jak mi tego czasem za tym tęskno!
Babulinko, pisz, pisz, czytam wiernie;) A warzywniak - wspaniały, o moim szkoda słów trwonić;)
OdpowiedzUsuń