Tak na początek chcę przeprosić tych, których nie wysłałam jeszcze nasionek, ale działo się u nas tyle, że naprawdę....
Na początek był pożar, dość poważny - zapaliły się sadze w dole komina, w dawnej wędzarni. Zaczęły tlić się belki i to w takim miejscu, o którego istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Otóż kiedy strażacy przecięli podłogę na strychu, odkryli "tajną komnatę" na parterze i prowadzące do niej schody: zamurowany między dwiema łazienkami kawałek korytarza ze schodami.
Szkód wielkich w rzeczach czy meblach nie było, ale materialne tak: brak możliwości używania komina i konieczność jego odbudowy, pocięte podłogi, dziury wybite w ścianach, zalanie wodą (niewielkie). Brak wody, bo przez tajną komnatę przechodziły rurki, z których jedna stopiła się i trzeba było wyłączyć dopływ. Ta stopiona rurka uratowała nas, bo woda z niej sikała na tlące się bale i je gasiła jeszcze zanim strażacy tam dotarli. Bałagan straszliwy, zimno w domu, a mróz był akurat największy w tym roku.
Wtedy pojawili się Przyjaciele - Jan i Artur, pomogli się pozbierać, wyczyścili resztki tlącej się sadzy.Podłączyli prowizorycznie wodę. Inni wspierali nas w inny sposób. Ktoś tam chyba nawet zorganizował zbiórkę pieniędzy.Wszystkim dziękuję!
Z szoku wychodziłam przez kilka dni, spałam w ubraniu i zrywałam się na każdy szelest.
Kiedy już trochę doprowadziliśmy dom do porządku, zapadłam na grypę. Ale taką, że byłam prawie nieprzytomna, a kaszel nie ustawał praktycznie ani na chwilę. Ciągle nie jestem jeszcze zupełnie zdrowa, chociaż jest już dużo lepiej.
Kiedy po raz pierwszy od kilku dni kaszel trochę ustał i udało mi się zdrzemnąć - następna katastrofa. Urwała się rura doprowadzająca wodę do zmywarki. W kuchni utworzyła się sadzawka. Czerpaliśmy ją garnkami i szufelkami do wiadra. Przyciągnęłam hydraulika prawie na siłę, zreperował. Na szczęście, bo tego samego dnia przyjechał Piotr Batura, jak dla mnie najlepszy zdun w Polsce! Żeby zająć się kominem. Kuje właśnie i wsadza tam jakieś rury super nowoczesne i izolację, tak, że będziemy mogli go używać. A ja nawet porozmawiać nie bardzo mogę, bo ten kaszel zerwał mi struny głosowe!
Jak to dobrze, że wokoło są dobrzy, cudowni ludzie, którzy są gotowi pomagać! Tyle ciepła, dobroci i życzliwości nie oczekiwałam nawet w najśmielszych marzeniach!
Żyjemy, mieszkamy, będziemy tu na wiosnę. Latem będzie chyba stawiany nowy piec, więc pewnie zwołam chętnych do poznawania tajników.
W maju kroi się staż na Podkarpaciu, który będę prowadziła w fundacji "PrzemocNie". Na normalnych zasadach. Temat: zakładanie od podstaw ogrodu permakulturowego. Na normalnych zasadach: staż jest bezpłatny, uczestnicy przywożą ze sobą coś do gara, zakładają ogród oraz uczestniczą w dobrowolnej składce na koszty, kilka groszy za dzień od osoby. Tyle, że tam nie ma zakwaterowania na miejscu, można oczywiście rozstawić namioty, ale jeśli ktoś szuka większego komfortu, to musi sobie poszukać agroturystyki w pobliżu i dojeżdżać.